Jeśli porównamy warunki własności z przeglądem z 1945 roku, to okaże się, że własność ziemi była mniejsza niż w 1806 roku i tylko nieliczni mogli na niej żyć. Musieli znaleźć nowe źródła dochodu. Dla przykładu, moja ojcowska babcia miała 4 hektary ziemi, czyli 16 akrów, niecałą połowę tego, co w latach 1803-1806 zostało przydzielone gospodarstwu jednoosobowemu. W Königsbach w ciągu ok. 120 lat nastąpiły takie zmiany, że warunki stały się podobne do tych w starej ojczyźnie na południu Niemiec. W tamtym czasie był to jednak powód do emigracji.
Później, gdy Łódź rozwinęła się w zamożne miasto, rolnicy, głównie drobni rolnicy z Bukowca, jeździli wozami konnymi na targowiska w Łodzi na przedmieścia Pabianic i Widzewa, dawniej małych, niezależnych wiosek, na Rynek (Markt) i sprzedawali swoje produkty, które niekoniecznie były im potrzebne do samowystarczalności. Mój dziadek macierzysty, oprócz działalności rolniczej, która nie mogła utrzymać dużej rodziny, wykonywał także zawód stolarza i tokarza oraz dostarczał łódzkiemu stolarzowi meblowemu części toczone, np. lwie łapy do szaf i stołów czy kółka obrotowe.
Coraz więcej członków mojej rodziny pracowało w Łodzi, tam widzieli swoją przyszłość. Moja matka miała czworo rodzeństwa i mojego ojca. Oprócz mojej matki, w Łodzi osiedliła się siostra matki i dwie siostry ojca. Większość „Königsbacher” w Łodzi to byli rzemieślnicy, mój ojciec, jego siostra i siostra mojej matki byli krawcami. Mąż cioci Emmy krawcowej, był piekarzem. Ta rodzina była w dobrej sytuacji drobnomieszczańskiej.
Mająca wielkie aspiracje Łódź potrzebowała nie tylko robotników przemysłowych, ale także wszelkiego rodzaju rzemieślników, a także chałupników w Bukowcu/Königsbach produkujących dla manufaktury i fabryk. Na tym jednak nikt się nie wzbogacił, pomimo ciężkiej pracy i życia pełnego niedostatku. Nawet chciwość (pracowitość) Szwabów nie pomagała.
Jak się ludzie skonfigurowali - urządzali się w nowym miejscu? Jak mieszkałaś w nowym Königsbach?
Oczywiście
ludzie nie żyją samym chlebem, o to ci chyba chodziło, a o
warunkach życia w jakich się dawnej żyło wcześniej
wspominałam.
Tradycje kultywowane w Königsbach miały
pozytywne skutki, takie jak spójność, solidarność, ale także
miały negatywne strony. Konserwatyzm był bardzo mocny. Moi
dziadkowie mówili po szwabsku i znali tylko kilka słów w języku
polskim. Nawet pokolenie moich rodziców, które urodziło się i
mieszkało w Königsbach, prawie nie znało języka miejscowego
(Polskiego), chociaż odkąd Polska stała się niepodległa w 1918
roku, język polski był obowiązkowy w szkołach.
Pod względem językowym w szwabskich rodzinach w Königsbach - Bukowcu pojawiły się pewne osobliwości. Moja matka, urodzona w 1914 roku, uczyła się polskiego i niemieckiego w szkole, jej najstarsza siostra uczyła się rosyjskiego również w szkole. Niepożądane było również poślubienie kogoś kto nie wywodził się ze Szwabów. Jedna z moich ciotek, najstarsza siostra mojego ojca, poślubiła Niemca, ale „Łodziaka”. Nie jestem pewna, czy był wierzącym. Za kulisami mówiono, że był socjalistą. Ten związek małżeński był skandalem w środowisku Bukowca.
Pomimo
uczęszczania do szkoły gdzie uczono w języku polskim, tylko część
tego pokolenia była w stanie porozumieć się mniej lub bardziej
dobrze po polsku. Moja mama mówiła dobrze po polsku. Miała polską
przyjaciółkę, która nagle zniknęła w 1940 roku. Wcześniej
zatrzymano mężczyzn w tej rodzinie, ojca i męża. Męscy
członkowie rodziny byli nauczycielami. Od samego początku naziści
prześladowali i więzili polską inteligencję wywozili ich do
obozów koncentracyjnych. Po wojnie moja matka nie mogła odnaleźć
dawnej przyjaciółki, ślad tych ludzi zaginął.
Mój
ojciec miał warsztat krawiecki, w których zatrudniał swojego
kuzyna, polskiego pracownika i ucznia. Byłam ulubienicą w tym
warsztacie i często tam przychodziłam. Warsztat znajdował się po
przeciwnej stronie ulicy naszego mieszkania.
Podczas wojny, kiedy moja matka musiała załatwiać sprawy, my często bywaliśmy u polskiej rodziny dozorców, co było niepożądanym, ponieważ był zakazany prywatny kontakt między Niemcami a Polakami. Warsztat mojego ojca przestał istnieć już od lata 1941 roku, ponieważ musiał iść na front i walczyć o „niemiecką ojczyznę”. Dlatego w tym czasie moja matka była „tylko” upominana przez „poruczników” nazistowskiego reżimu za kontakty z polskimi rodzinami.
Powrót do edukacji w Königsbach.
W
okresie od 1807 r. w Königsbach nauczano języka niemieckiego jako
języka obcego, ponieważ gmina zapewniła takiego nauczyciela.
Językiem urzędowym i szkolnym był język rosyjski w latach
1809–1918, a następnie polski, zgodnie z państwowym prawem.
Nauczyciel języka niemieckiego w ostatnich latach Königsbach, pan
Maier, również pracował jako nauczyciel religii. Podczas przerw
mówiono także po niemiecku i szwabsku. Zacząłem tu szkołę w
1943 roku przez dwa miesiące, od września do listopada tego roku.
Niemniej jednak w „Königsbacher Schwäbisch” i „Lodscher Deutsch”., terminy zaczerpnięte z języka polskiego, takie jak pomidor - Tomaten, Stróż - strażnicy, dozorca – Wächter = Hauswart, Błoto - Blott = Schlamm, brud – Schmutz, Britschke - bryczka = lekki wóz konny itp. Z pewnością były to w większości terminy, które prawdopodobnie nie istniały w języku szwabskim w czasie emigracji.
Wymagana dziś integracja, a nawet asymilacja cudzoziemców w Niemczech była powolna i tylko w ograniczonym zakresie w Polsce i, jak już wyjaśniono, w niektórych wsiach nie było jej wcale, nawet gdyby podlegała odpowiednim władzom. Proces asymilacji rozpoczął się od uprzemysłowienia w Łodzi i pracy Szwabian z okolic Łodzi, a także poprzez małżeństwo Niemców i Polaków lub innych niemieckich osadników. Łódź stała się centrum wielokulturowym. Polacy, Niemcy, Żydzi i Rosjanie razem mieszkali w tym tyglu. Spowodowane było to historycznymi perypetiami wspomnianymi już powyżej. Mniejszość niemiecka miała w tym mieście własne szkoły, kościoły, gazety itp. instytucje kultury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz