Od dawna nie byłem na portalu: Mittelpolen.de. Znalazłem tam m.in. dialog prowadzony pomiędzy członkami Forum o styczniu 1945 roku w Bukowcu. Miałem to szczęście, że od Ericha Kühlera otrzymałem jego wspomnienia, także o tym pamiętnym styczniu 1945 roku. Oprócz jego wspomnień zamieszczam wypowiedzi członków Forum:
17.1.1945. Wszyscy
mieszkańcy wsi i rolnicy uciekali przed zbliżającym się frontem, furmanka za
furmanką, torby i bagaże. Wozy konne z drabinami wyłożone były burtami, a na
nie naciągnięta była plandeka. Nie mieliśmy gospodarstwa, więc wujek Jonas
Frank, brat mojej babci, zabrał nas do siebie. Było mało miejsca. Wujek Jonas z
żoną i dwójką dzieci, babcia z ciocią Marią i Klarą, plus moja mama z trzema chłopcami.
Na wozie, który był ciągnięty tylko przez jednego konia, było nas 11 osób.
Po drodze spotkaliśmy ojca mojej matki. Dziadek Aleksander miał sklep mięsny w
Andrespolu i duży samochód dostawczy z gumowymi oponami oraz dwa silne konie. Z
tyłu stała kabina z motorem dziadka. Przeładowano go i pozwolono nam jechać z
dziadkiem Aleksandrem. Mieliśmy dużo miejsca i ładną białą pościel. Jeździliśmy
tylko w dzień, konie miały odpoczywać.
To była nasza porażka, po prostu nie byliśmy w stanie poruszać się wystarczająco
szybko. Dogonił nas front z szybkimi czołgami. Większość wozów zjechała na
prawą stronę drogi i zatrzymała się. To było straszne przeżycie, po przejściu
kolumny czołgów wyglądało to strasznie i niszczycielsko.
Po prawej stronie drogi widziałem trupy koni i wraki wozów.
Mieliśmy szczęście. Z nieznanego mi powodu nasz dziadek zjechał na lewą stronę drogi do małego zagłębienia. Udało nam się bez zagrożenia opuścić zaprzęg i uciec do lasu. Bezradnie wszyscy biegali między sobą, uchodźcy, niemieccy żołnierze i zaprzęgnięte konie. Żołnierze i uchodźcy z dziećmi nocowali w opuszczonym budynku gospodarczym. W każdym pokoju szukali miejsca do spania, bo na dworze było stanowczo za zimno. Następnego dnia dziadek Aleksander dał mamie pieniądze i powiedział, że nie może jej już pomóc, że musi sobie sama poradzić z dziećmi.
Mama z pomocą odczepiła kabinę od wielkiej furgonetki i zaprzęgła konia. Było wystarczająco dużo koni. W związku z posuwaniem się frontu wojennego i tym, co działo się z kolumną pancerną, wiele wozów zostało uszkodzonych, a konie, jeśli jeszcze żyły, pozostawały wolne. W lesie i okolicy było dużo koni.
Moja mama i nasza trójka dzieci pojechała wozem z powrotem do Bukowca. To było zdecydowanie za daleko na zachód i po przejściu frontu nie wiedzieliśmy, czy uda nam się przekroczyć granicę.
Tak rozpoczęła się odyseja powrotna do Bukowca !!!
Wracaliśmy tą samą drogą, którą posuwał się front. Żołnierze z wozami wyszli nam naprzeciw, a nasz koń był kilkakrotnie wymieniany na gorszego. Wreszcie mieliśmy ślepego konia, którego mama musiała prowadzić.
Po drodze widziałem okrucieństwo wojny. Wciąż mam w głowie obrazy, jak te liczne trupy układały się w stertę.
Po kilku dniach znaleźliśmy się w środku miasta Łodzi. Moja mama szukała ulicy, na której mieszkali krewni. Zapytała jakiegoś mężczyznę, czy mógłby nam pomóc. Z niemieckimi tabliczkami na samochodzie zostaliśmy zatrzymani przez milicję.
Musieliśmy iść na posterunek policji, mężczyzna też. Postawiono nas pod ścianą i przeszukiwano kieszenie. Przed nami stało trzech milicjantów z karabinami i bagnetami i ładowali broń. Wtedy rzuciłem się do ucieczki i wybiegłem na ulicę krzycząc: "Nie dam się zastrzelić". Strasznie bałam się o swoje życie. Wypuszczono nas po pół dnia pobytu w więzieniu. Człowiek ten miał przy sobie wszystkie swoje niemieckie dokumenty. Powiedział do mojej matki: "Mogę się teraz powiesić, nie puszczą mnie wolno".
Po tej historii zabrali nam wóz, a my znaleźliśmy schronienie u krewnych. Udało nam się tam pozostać przez kilka dni, ale jedzenia zaczynało brakować. Gdy zima stała się nieco łagodniejsza, mama zorganizowała sanie i wyruszyliśmy w kierunku Bukowca. Moi bracia na saniach, a ja i mama ciągnęłyśmy. Zawsze chodziliśmy wzdłuż głównej drogi. Z przystankiem u krewnych w Andrespolu dotarliśmy z powrotem do Bukowca.
Znaleźliśmy prababcię Rometsch i ciotkę Elsę z dziećmi, Gerhardem i Kurtem Kainath, w domu prababci w Dolnym Bukowcu....
DIALOG CZŁONKÓW FORUM:
EmilErich (30.09.2021 um 11:57 Uhr)
Witam, dlaczego Bukowiec/Königsbach miał być ewakuowany lub mieszkańcy uciekli na północ (Prusy Wschodnie) w połowie (16) stycznia 1945 roku, wszyscy
pozostali chcieli chyba kierować się na zachód.
"Nakaz ewakuacji przyszedł zbyt późno w styczniu 1945
roku, aby można było przeprowadzić uporządkowaną ewakuację ludności niemieckiej
przed nacierającą Armią Czerwoną".
Jeśli spojrzeć na sytuację militarną w Polsce Centralnej od
12.01.1945 r. to z 14/15.01.1945 r. w ofensywie zimowej interweniowała 61 Armia
Czerwona (Below) i była w Radomiu 16.01 ,17.01 w Brzezinach , Łódź płonęła
17.01 a części 61 Armii były w Łodzi 19.01.
Jeszcze gdy 16.01.1945 r. wyruszyła wędrówka z
Bukowca/Königsbach furmankami, tylko obok dróg, lód i śnieg, minus 20 stopni, 9
Armia wycofywała się z Wisły na zachód. Czołówka Armii Czerwonej posuwała się
do przodu 40-80 km dziennie. Większość taboru została dogoniona przez wojska
rosyjskie i odesłana do swoich wsi.
Wojska rosyjskie były w Warszawie 17/01/1945, Kutno zostało
ewakuowane w kierunku Przedecza-Moosburga około godziny 7:00 i zostało zajęte
przez wojska rosyjskie 19/01/1945, Płock-Schröttersburg i Włocławek-Leslau
zostały osiągnięte przez wojska rosyjskie 21/01/1945, szczyt Armii Czerwonej
był na obrzeżach Posen 22/23/01/1945.
Ucieczka w kierunku północnym
oznaczałaby ucieczkę wzdłuż linii frontu. Gdyby wędrówka nie pokonała
odpowiednio szybko 120 km do Płocka-Schröttersburga, wojska rosyjskie
zablokowałyby drogę do Prus Wschodnich.
Scherfer
(28.09.2021 um 22:26 Uhr)
…w książce Otto Heike "150 lat osadnictwa szwabskiego w
Polsce 1795-1945" jest cały rozdział Leopolda Schenzla "Königsbach.
The Fate of an East German Swabian Settlement". Są tam dwa fragmenty
istotne z punktu widzenia ucieczki:
Str. 247: "Gdy w styczniu 1945 roku od Wisły rozpoczęła
się wielka ofensywa Rosjan, tylko nieliczni mieszkańcy Königsbach zdążyli w
porę uciec. Część z nich zapewne uznała, że ucieczka w nieznane nie ma
większego sensu. Przede wszystkim w swoich mieszkaniach pozostawiono osoby
starsze i samotne kobiety z małymi dziećmi. Część z nich została następnie
internowana w obozach pracy lub znalazła zakwaterowanie u polskich sąsiadów,
którzy w międzyczasie wrócili do swoich gospodarstw. Mimo wszystko wielu
Polaków doświadczyło również dobra od swoich niemieckich współobywateli w
czasie wściekłości narodowosocjalistycznych władców i nie zapomnieli o tym.
Po wypędzeniu większość Szwabów z Königsbach przybyła do
historycznie ważnej wsi majątkowej Großgörschen koło Lipska. Tutaj i w trzech
innych gminach, Kleingörschen, Rahner i Kaja, potomkowie kolonistów z
południowych Niemiec znaleźli nowy dom. Tylko nieliczni przybyli do Republiki
Federalnej pod koniec lat 40. dzięki więzom pokrewieństwa."
P. 287: "Jeśli w styczniu
1945 roku duża część mieszkańców Königsbach opuściła dom i gospodarstwo, to
tylko po to, by chwilowo uniknąć bezpośrednich wydarzeń na froncie. Potem
oczywiście wróciliby do swoich ojczyzn, jak to miało miejsce w grudniowych
dniach 1914 roku."
DIVUS 17.09.2021, 08:31
Witam, informacje czerpię bezpośrednio od mojego
chrzestnego. Urodził się w 1933 roku i miał 12 lat, gdy uciekł z Königsbach. Ma
teraz 87 lat i jego pamięć jest wciąż dobra! Rozmawialiśmy o tym właśnie na
drugi dzień i o ile pamiętam trasa ucieczki wyglądała następująco: Najpierw
mieszkańcy Königsbach z burmistrzem na czele opuścili wieś Długim Traktem (
rodzaj ogromnej kolumny powozów) i przybyli do Prus Wschodnich. Stamtąd tor
szedł przez kilka stacji do Berlina, a stamtąd do Halle. Z Halle przybyli do
wsi "Großgörschen", gdzie kwaterowało wielu Königsbacherów, a także
mój ojciec chrzestny i wiele innych rodzin. Inni, którzy nie chcieli zostać,
pojechali dalej na Zachód, ale nic mi o tym nie wiadomo.
Mam nadzieję, że udało mi się w jakiś sposób pomóc i życzę
wszystkiego najlepszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz