niedziela, 4 grudnia 2022

Bukowiec - Königsbach - 108 rocznica zagłady - Bitwa o Łódź - Otto Heike - 1914

 

     Każdy 5 grudnia jest dla mnie dniem szczególnym. Dniem ważnym w historii Bukowca, którego jestem mieszkańcem. W tym roku mija 108 rocznica całkowitej zagłady tej szwabskiej osady. Teraz ma to szczególne znaczenie, wojna w Ukrainie, w roli głównej Rosja... Podobno historia kołem się toczy, nie życzę nikomu niczego podobnego co wydarzyło się w 1914 roku. O tragizmie mieszkańców Bukowca opowiada w swojej książce nieletni wówczas Otto Heike (150 Jahre Schwabensiedlungen in Polen 1795-1945). Tłumaczenie własne z języka niemieckiego.



    Dnia 5 grudnia sytuacja się zaogniła, front znów był zagrożony, a niemieckie placówki zajęły pozycje na skraju Lasu Kraszewskiego. 6 grudnia nastąpiła katastrofa. Tego samego dnia, gdy wojska niemieckie niemal bez walki wkroczyły do pół-milionowej Łodzi, rozpoczęło się tragiczne niszczenie ponad stuletniej osady szwabskiej. Kozacy namawiali nas do opuszczenia gospodarstwa, mówiąc, że toczy się ciężka bitwa, a Königsbach – Bukowiec znajduje się w samym polu rażenia. Przygotowano więc pośpiesznie drużynę i załadowano ją niezbędnymi rzeczami, a następnie kontynuowano smutną podróż przez Grünberg – Zielona Góra do Wilhelmswalde - Borowej. Był to długi pociąg uchodźców eskortowany przez Kozaków. Podobno chcieli nam zaoferować ochronę, ale wkrótce dowiedzieliśmy się, że jesteśmy więźniami.

    Pierwszą noc spędziliśmy na otwartym terenie w Wilhelmswald - Borowej. Pod wieczór mężczyźni rozważali zawrócenie, ale Kozacy już ich ponaglali do dalszego marszu. Z przerwami, pospiesznymi konfrontacjami nagle pojawiających się oficerów z eskortującą załogą i kilka krotnymi zmianami trasy marszu, kontynuowaliśmy marsz na wschód. Krótki grudniowy dzień szybko dobiegł końca, a my zostaliśmy zamknięci na noc w opuszczonym gospodarstwie. Stąd, późnym wieczorem, widzieliśmy ogromne światło ogniska nad naszą rodzinną wioską.....

Może dobrze się stało, że nie musieliśmy obserwować z bliska, jak nasze gospodarstwo, 84 inne gospodarstwa oraz 90-letnia szkoła i dom modlitwy stanęły w płomieniach.

    Później dowiedzieliśmy się, że tej nocy systematycznie podpalano dom po domu. Rosjanie chcieli mieć czyste pole ostrzału przeciwko atakującym z Kraszewa wojskom niemieckim. Jednak wojna pozycyjna, do której Rosjanie przygotowali się w lesie Zielonej Góry, nie odbyła się. Po krótkich walkach, ale z ciężkimi stratami dla obu stron, wojska rosyjskie wycofały się na wschód w kierunku Koluszek. To co pozostało w tych dniach, oprócz ruin dwóch niemieckich wsi, to duży cmentarz wojskowy u wylotu drogi z Zielonej Góry do Borowej (w lesie gałkowskim), gdzie spoczywa razem prawie 1200 poległych, Rosjan i Niemców. Poległych z ciężkich walk w regionie łódzkim pochowano na wzgórzu cmentarnym koło Rzgowa. Spośród ludności cywilnej w Bukowcu tylko sparaliżowana wiejska biedna Christine Kainath* zginęła w płomieniach swojego nędznego schronienia.

A teraz wracamy do naszego podstawionego pociągu. Trzeciego dnia naszej mimowolnej podróży zostaliśmy odprowadzeni na dworzec kolejowy w Rokicinach. Na pytania ciekawskich strażnicy odpowiadali: "To Niemcy. Może zostaną rozstrzelani, może zostaną wysłani na Syberię" Na stacji kolejowej w Rokicinach ustawiono nas w szeregu i ponownie policzono. Przed budynkiem dworca stał pociąg pod parą; przypuszczaliśmy, że stąd zostaniemy wywiezieni na Syberię. Po około godzinnym oczekiwaniu - słychać było stłumione uderzenia pocisków - pojawił się rosyjski oficer i przez tłumacza powiedział nam, że ma rozkaz wysłać nas na Syberię. Okazał by nam miłosierdzie i dał bezpieczne prowadzenie, ale musielibyśmy ruszyć na wschód. Każdy, kto próbowałby iść na zachód w kierunku frontu, zostałby zastrzelony. Kazał żołnierzom "eskortować" nas przez kolejne dwa kilometry, po czym byliśmy wolni i mogliśmy szukać tymczasowego zakwaterowania w następnej polskiej wsi. To było niesamowite, jak wiele zrozumienia dla naszej sytuacji mieli nasi polscy gospodarze. Być może właśnie bliskość frontu niemieckiego zjednała nam życzliwość Polaków: liczyli, że znajdą w nas obrońców, gdy ruszą wojska niemieckie. Po ośmiu dniach niespokojnego oczekiwania, niektórzy dorośli próbowali zrekonstruować sytuację. Nie zaszli daleko, bo wojna była ledwie o godzinę drogi. Ale następnej nocy usłyszeliśmy przemarsz wojsk rosyjskich. Gdy w ciągu dnia wszystko pozostało w spokoju, rada rodzinna postanowiła następnego dnia rano wyruszyć w podróż do domu. W drodze do Bukowca spotkali nas o zmroku pod Karpinem niemieccy wartownicy, dali miskę grochówki, czarnej kawy i zabrali do nocnego obozu. Następnego dnia rano wyruszyliśmy na ostatni etap podróży do domu i w południe stanęliśmy na podwórzu przed zwęglonymi belkami, wozem gospodarczym i kilkoma narzędziami. Moja matka tylko wpatrywała się z oszołomieniem w gruzowisko, gdy mężczyźni szukali materiału użytkowego, motykami i szpadlami. Na szczęście w polowym kopcu były jeszcze ziemniaki. Wszystko to działo się na kilka dni przed świętami.

Poniżej wykaz zgonów mieszkańców Bukowca w 1914 roku (moje opracowanie). Niestety, nie widać wpisu o śmierci Christine Kajnath. Okazuje się, że zgonów było w tym okresie więcej, ale w dokumentach kościelnych jest dopiera data 18 grudnia 1914 roku (5 osób). Był to czas chaosu, zawieruchy wojennej....

L.p.

Nr.

akt

Data śmierci

Nazwisko imię

Wiek

1

22

20.01

Rauh Joanna

78 lat.

2

38

11.02.

Felker Marcin

7 tygodni

3

45

24.02.

Meier Karol

1 miesiąc

4

53

09.03.

Meier Klara

6 tygodni

5

61

17.03.

Beret Barbara z Krieg.

77 lat

6

92

16.04.

Beier Juliusz

2 lata i 9 miesięcy.

7

113

10.05.

Felker Elżbieta

1 rok i 9 miesięcy.

8

118

24.05.

Hamm Wilhelm

45 lat.

9

161

14.07.

Roth Wilhelm

82 lata

10

178

31.07.

Kepler Regina z Beier.

56 lat.

11

179

31.07.

Legler Marcin

5 tygodni.

12

187

11.08.

Minz Elli

68 lat.

13

194

14.08.

Kieler Karol

……..

14

222

27.08.

Schmidt Aleksander

6 miesięcy

15

241

12.09.

Frank Alfred

11 miesięcy

16

242

12.09.

Frank Karol

3 lata i 3 miesiące.

17

243

12.09.

Beier Paulina

1 rok.

18

244

12.09.

Egler Krystyna z Schissler

49 lat.

19

245

12.09.

Bieler Alfons

8 lat

20

264

01.10.

Waker Karol

6 tygodni

21

265

01.10.

Düsselberg Erwin

3 lata i 3 miesiące.

22

266

01.10.

Felker Irma

10 miesięcy

23

267

01.10

Meier Karol

1 rok.

24

268

01.10.

Folak Marya z Rometz

34 lata.

25

329

18.12.

Ohmenzetter Katarzyna

…….

26

330

18.12.

Felker Elza

1 miesiąc

27

331

18.12.

Wildemann Elwira

3 lata

28

332

18.12.

Kepler Emma

2 miesiące.

29

333

18.12.

Ohmenzetter Marya z Ohmenzetter

20 lat

Am 5 Dezember spitzte sich die Lage zu, das Frontgeschehen kam wieder in bedrehliche Nähe und an Rande des Kraschewer Waldes gingen deutsche Vorposten in Stellung. Am 6 Dezember brach das Unheil herein.Am gleichen Tage, als die deutschen Truppen nahezu kampflos in die Halbmillionenstadt Lodz einrVckten, begann die tragische Heinsuchtung den über hundert Jahre alten Schwabensiedlung. Kosaken drängten uns zum Verlassen des Hofes mit dem HInweis, es gäbe hier eine schwere Schlacht und Königsbach läge genau im Schußfeld. So wurde in aller Eile ein Gespann bereitgestellt und mit dem Notdürftigsten beladen,dann ging die traurige Fahrt über Grünberg nach Wilhelmswalde. Es war langer Flüchtlingszug, der von Kosaken eskortiert wurde. Angeblich wollten się uns Schutz bieten, aber wir konnten doch bald feststellen, das wir Gefangene waren.

Die erste nacht verbrachten wir bei Wilhelmswald unter freiem Himmel. Gegen Morgen erwogen die Männer eine Umkehr, aber schon drängen die Kosaken zur Weiterfahrt. Es ging ostwärts immer wieder mit Unterbrechungen, hastigen Auseinandersetzungen von plötzlich auftauchenden Offizieren mit der Begleitmannschaft und mehrfacher Änderung der Marschroute. Der kurze Dezembertag ging schnell zuende, da wurden wir zur Nacht in ein verlassenes Bauerngehöft eingesperrt. Von hier aus sahen wir spätabend den gewaltigen Feuerschein über unserem Heimatdorf….

Vielleicht war es ganz gut, daß wir nicht aus unmitteberer Nähe zusehen mußten, wie unser Hof mit 84 anderen Gehöften und dem 90jährigen Schul-und Bethaus in Flammen aufgingen.

Nachher erfuhren wir, daß in jener Nacht Haus für Haus ganz systematisch angezündet wurde. Die Russen wollten freies Schußfeld gegen die von Kraszew her angreifende deutsche Armee haben. Aber der Stellungskrieg, auf den sich die Russen am Grünberger Wald eingerichtet hatten, fand nicht statt. Nach kurzen, aber für beide Seiten verlustreichen Gefechten zogen sich die russischen Truppen ostwärts in Richtung Koluszki zurück. Was auf jenen Tagen übriglieb, war neben den Trümmern zweier deutsche Dörfer der große Soldatenfriedhof am Ausgang des Weges von Grünberg nach Wilhelmswald, wo nahezu 1200 Gefallene, Russen und Deutsche, beieinander ruhen. Die Toten der schweren Kämpfe im Lodzer Raum sind auf dem Gräberberg bei Rzgów bestattet. In Königsbach ist von der Zivilbevölkerung lediglich die gelähmte Dorfarme names Christine Kainath in der Flamen ihrer armseligen Unterkunft ums Leben gekommen.

Und nun wieder zurück zu unserem Verschlepptenzug. Am dritten Tag unserer unfreiwilligen Reise wurden wir zur Bahnstation Rokiciny in Marsch gesetzt. Auf Fragen Neugieriger antworten die Wachen: „Das sind Deutsche. Vieleicht werden się erschossen, vielleicht geht es ab nach Sibirien” Auf dem Banhof in Rokiciny wurden wir in Reih und Glied aufgestellt und wieder gezählt. Vor dem Stationgsebäude stand ein Zug unter Dampf, wir nahmen an, daß wir von hier aus nach Sibirien verfrachtet werden sollten. Nach etwa einstündigem Warten – man hörte dumpfe Granateinschläge – erschien ein russischer Offizier und ließ uns durch einen Dolmetscher sagen, daß er Auftrag hätte, uns nach Sibirien zu schicken. Er wolle aber Gnade ergehen lassen und uns freies Geleit geben, nur müßten wir ostwärts ziehen. Wer den Versuch mache, westwärts in Richtung Front zu gehen, würde erschossen. Zwei km ließ er uns noch von Soldaten „begleiten”, dann waren wir frei und konnten uns in der nächsten polnischen Ortschaft eine vorläufige Unterkunft suchen. Erstaunlich, wieviel Verständnis unsere polnischen Gastgeber für unsere Lage aufbrachten. Vielleicht war es die Nähe der deutschen Front, die uns das Wohlwollen der Polen einbrachte: Się hoffen, in uns Fürsprecher zu finden, wenn die deutschen Truppen einrücken sollten. Nach acht Tagen bangen Wartens versuchten einige Erwachsene, die Lage zu erkunden. Się kamen nicht weit, denn das Kriegsgeschehen war kaum eine Wegstunde von uns entfernt. Aber in der darauffolgenden Nacht hörten wir den Durchmarsch russischer Truppenverbände. Als tagsüber alles still blieb, beschloß der Familienrat, am nächsten Morgen die Heimfahrt anzutreten.

Auf dem Wege nach Königsbach wurden wir bei Anbruch der Dunkelheit in der Nähe von Karpin von deutschen Posten im Empfang genommen, mit einem Schlag Erbsuppe und Schwarzem Kaffee versogt und in ein Nachguatier eingewiesen. Am nächsten Morgen brachten wir zu letzten Etappe unserer Heimfahrt auf uns standen um die Mittagszeit vor den verkohlten Balken und noch, auf dem Hof ein Ackerwagen und ein paar Geräte. Meine Mutter starrte nur fassungslos auf die Trümmer die Männer nach brauchbarem Material, nach Hacke und Spaten suchten. Zum Glück waren in einer Feldmiete noch Kartoffeln. All dies ereignete sich wenige Tage vor Weihnachten.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz