Każdy 5 grudnia jest dla mnie dniem szczególnym. Dniem ważnym w historii Bukowca, którego jestem mieszkańcem. W tym roku mija 108 rocznica całkowitej zagłady tej szwabskiej osady. Teraz ma to szczególne znaczenie, wojna w Ukrainie, w roli głównej Rosja... Podobno historia kołem się toczy, nie życzę nikomu niczego podobnego co wydarzyło się w 1914 roku. O tragizmie mieszkańców Bukowca opowiada w swojej książce nieletni wówczas Otto Heike (150 Jahre Schwabensiedlungen in Polen 1795-1945). Tłumaczenie własne z języka niemieckiego.
Dnia 5 grudnia
sytuacja się zaogniła, front znów był zagrożony, a niemieckie placówki zajęły
pozycje na skraju Lasu Kraszewskiego. 6 grudnia nastąpiła katastrofa. Tego
samego dnia, gdy wojska niemieckie niemal bez walki wkroczyły do pół-milionowej
Łodzi, rozpoczęło się tragiczne niszczenie ponad stuletniej osady szwabskiej.
Kozacy namawiali nas do opuszczenia gospodarstwa, mówiąc, że toczy się ciężka
bitwa, a Königsbach – Bukowiec znajduje się w samym polu rażenia. Przygotowano
więc pośpiesznie drużynę i załadowano ją niezbędnymi rzeczami, a następnie
kontynuowano smutną podróż przez Grünberg – Zielona Góra do Wilhelmswalde -
Borowej. Był to długi pociąg uchodźców eskortowany przez Kozaków. Podobno
chcieli nam zaoferować ochronę, ale wkrótce dowiedzieliśmy się, że jesteśmy
więźniami.
Pierwszą noc
spędziliśmy na otwartym terenie w Wilhelmswald - Borowej. Pod wieczór mężczyźni
rozważali zawrócenie, ale Kozacy już ich ponaglali do dalszego marszu. Z
przerwami, pospiesznymi konfrontacjami nagle pojawiających się oficerów z
eskortującą załogą i kilka krotnymi zmianami trasy marszu, kontynuowaliśmy marsz
na wschód. Krótki grudniowy dzień szybko dobiegł końca, a my zostaliśmy
zamknięci na noc w opuszczonym gospodarstwie. Stąd, późnym wieczorem,
widzieliśmy ogromne światło ogniska nad naszą rodzinną wioską.....
Może dobrze się stało, że nie musieliśmy obserwować z
bliska, jak nasze gospodarstwo, 84 inne gospodarstwa oraz 90-letnia szkoła i
dom modlitwy stanęły w płomieniach.
Później
dowiedzieliśmy się, że tej nocy systematycznie podpalano dom po domu. Rosjanie
chcieli mieć czyste pole ostrzału przeciwko atakującym z Kraszewa wojskom
niemieckim. Jednak wojna pozycyjna, do której Rosjanie przygotowali się w lesie
Zielonej Góry, nie odbyła się. Po krótkich walkach, ale z ciężkimi stratami dla
obu stron, wojska rosyjskie wycofały się na wschód w kierunku Koluszek. To co
pozostało w tych dniach, oprócz ruin dwóch niemieckich wsi, to duży cmentarz
wojskowy u wylotu drogi z Zielonej Góry do Borowej (w lesie gałkowskim), gdzie
spoczywa razem prawie 1200 poległych, Rosjan i Niemców. Poległych z ciężkich
walk w regionie łódzkim pochowano na wzgórzu cmentarnym koło Rzgowa. Spośród
ludności cywilnej w Bukowcu tylko sparaliżowana wiejska biedna Christine
Kainath* zginęła w płomieniach swojego nędznego schronienia.
A teraz wracamy do naszego podstawionego pociągu. Trzeciego
dnia naszej mimowolnej podróży zostaliśmy odprowadzeni na dworzec kolejowy w
Rokicinach. Na pytania ciekawskich strażnicy odpowiadali: "To Niemcy. Może
zostaną rozstrzelani, może zostaną wysłani na Syberię" Na stacji kolejowej
w Rokicinach ustawiono nas w szeregu i ponownie policzono. Przed budynkiem
dworca stał pociąg pod parą; przypuszczaliśmy, że stąd zostaniemy wywiezieni na
Syberię. Po około godzinnym oczekiwaniu - słychać było stłumione uderzenia
pocisków - pojawił się rosyjski oficer i przez tłumacza powiedział nam, że ma
rozkaz wysłać nas na Syberię. Okazał by nam miłosierdzie i dał bezpieczne
prowadzenie, ale musielibyśmy ruszyć na wschód. Każdy, kto próbowałby iść na
zachód w kierunku frontu, zostałby zastrzelony. Kazał żołnierzom
"eskortować" nas przez kolejne dwa kilometry, po czym byliśmy wolni i
mogliśmy szukać tymczasowego zakwaterowania w następnej polskiej wsi. To było
niesamowite, jak wiele zrozumienia dla naszej sytuacji mieli nasi polscy
gospodarze. Być może właśnie bliskość frontu niemieckiego zjednała nam
życzliwość Polaków: liczyli, że znajdą w nas obrońców, gdy ruszą wojska
niemieckie. Po ośmiu dniach niespokojnego oczekiwania, niektórzy dorośli
próbowali zrekonstruować sytuację. Nie zaszli daleko, bo wojna była ledwie o
godzinę drogi. Ale następnej nocy usłyszeliśmy przemarsz wojsk rosyjskich. Gdy
w ciągu dnia wszystko pozostało w spokoju, rada rodzinna postanowiła następnego
dnia rano wyruszyć w podróż do domu. W drodze do Bukowca spotkali nas o zmroku
pod Karpinem niemieccy wartownicy, dali miskę grochówki, czarnej kawy i zabrali
do nocnego obozu. Następnego dnia rano wyruszyliśmy na ostatni etap podróży do
domu i w południe stanęliśmy na podwórzu przed zwęglonymi belkami, wozem
gospodarczym i kilkoma narzędziami. Moja matka tylko wpatrywała się z
oszołomieniem w gruzowisko, gdy mężczyźni szukali materiału użytkowego,
motykami i szpadlami. Na szczęście w polowym kopcu były jeszcze ziemniaki.
Wszystko to działo się na kilka dni przed świętami.
Poniżej wykaz zgonów mieszkańców Bukowca w 1914 roku (moje opracowanie). Niestety, nie widać wpisu o śmierci Christine Kajnath. Okazuje się, że zgonów było w tym okresie więcej, ale w dokumentach kościelnych jest dopiera data 18 grudnia 1914 roku (5 osób). Był to czas chaosu, zawieruchy wojennej....
L.p. |
Nr. akt |
Data śmierci |
Nazwisko imię |
Wiek |
1 |
22 |
20.01 |
Rauh Joanna |
78 lat. |
2 |
38 |
11.02. |
Felker Marcin |
7 tygodni |
3 |
45 |
24.02. |
Meier Karol |
1 miesiąc |
4 |
53 |
09.03. |
Meier Klara |
6 tygodni |
5 |
61 |
17.03. |
Beret Barbara
z Krieg. |
77 lat |
6 |
92 |
16.04. |
Beier Juliusz |
2 lata i 9
miesięcy. |
7 |
113 |
10.05. |
Felker
Elżbieta |
1 rok i 9
miesięcy. |
8 |
118 |
24.05. |
Hamm Wilhelm |
45 lat. |
9 |
161 |
14.07. |
Roth Wilhelm |
82 lata |
10 |
178 |
31.07. |
Kepler Regina
z Beier. |
56 lat. |
11 |
179 |
31.07. |
Legler Marcin |
5 tygodni. |
12 |
187 |
11.08. |
Minz Elli |
68 lat. |
13 |
194 |
14.08. |
Kieler Karol |
…….. |
14 |
222 |
27.08. |
Schmidt
Aleksander |
6 miesięcy |
15 |
241 |
12.09. |
Frank Alfred |
11 miesięcy |
16 |
242 |
12.09. |
Frank Karol |
3 lata i 3
miesiące. |
17 |
243 |
12.09. |
Beier Paulina |
1 rok. |
18 |
244 |
12.09. |
Egler
Krystyna z Schissler |
49 lat. |
19 |
245 |
12.09. |
Bieler Alfons |
8 lat |
20 |
264 |
01.10. |
Waker Karol |
6 tygodni |
21 |
265 |
01.10. |
Düsselberg
Erwin |
3 lata i 3
miesiące. |
22 |
266 |
01.10. |
Felker Irma |
10 miesięcy |
23 |
267 |
01.10 |
Meier Karol |
1 rok. |
24 |
268 |
01.10. |
Folak Marya z
Rometz |
34 lata. |
25 |
329 |
18.12. |
Ohmenzetter
Katarzyna |
……. |
26 |
330 |
18.12. |
Felker Elza |
1 miesiąc |
27 |
331 |
18.12. |
Wildemann
Elwira |
3 lata |
28 |
332 |
18.12. |
Kepler Emma |
2 miesiące. |
29 |
333 |
18.12. |
Ohmenzetter
Marya z Ohmenzetter |
20 lat |
Am 5 Dezember spitzte sich die Lage zu, das Frontgeschehen
kam wieder in bedrehliche Nähe und an Rande des Kraschewer Waldes gingen deutsche
Vorposten in Stellung. Am 6 Dezember brach das Unheil herein.Am gleichen Tage,
als die deutschen Truppen nahezu kampflos in die Halbmillionenstadt Lodz
einrVckten, begann die tragische Heinsuchtung den über hundert Jahre alten
Schwabensiedlung. Kosaken drängten uns zum Verlassen des Hofes mit dem HInweis,
es gäbe hier eine schwere Schlacht und Königsbach läge genau im Schußfeld. So
wurde in aller Eile ein Gespann bereitgestellt und mit dem Notdürftigsten
beladen,dann ging die traurige Fahrt über Grünberg nach Wilhelmswalde. Es war
langer Flüchtlingszug, der von Kosaken eskortiert wurde. Angeblich wollten się uns
Schutz bieten, aber wir konnten doch bald feststellen, das wir Gefangene waren.
Die erste nacht verbrachten wir bei Wilhelmswald unter
freiem Himmel. Gegen Morgen erwogen die Männer eine Umkehr, aber schon drängen
die Kosaken zur Weiterfahrt. Es ging ostwärts immer wieder mit Unterbrechungen,
hastigen Auseinandersetzungen von plötzlich auftauchenden Offizieren mit der
Begleitmannschaft und mehrfacher Änderung der Marschroute. Der kurze
Dezembertag ging schnell zuende, da wurden wir zur Nacht in ein verlassenes
Bauerngehöft eingesperrt. Von hier aus sahen wir spätabend den gewaltigen
Feuerschein über unserem Heimatdorf….
Vielleicht war es ganz gut, daß wir nicht aus unmitteberer Nähe
zusehen mußten, wie unser Hof mit 84 anderen Gehöften und dem 90jährigen
Schul-und Bethaus in Flammen aufgingen.
Nachher erfuhren wir, daß in jener Nacht Haus für Haus ganz
systematisch angezündet wurde. Die Russen wollten freies Schußfeld gegen die
von Kraszew her angreifende deutsche Armee haben. Aber der Stellungskrieg, auf
den sich die Russen am Grünberger Wald eingerichtet hatten, fand nicht statt.
Nach kurzen, aber für beide Seiten verlustreichen Gefechten zogen sich die
russischen Truppen ostwärts in Richtung Koluszki zurück. Was auf jenen Tagen übriglieb,
war neben den Trümmern zweier deutsche Dörfer der große Soldatenfriedhof am
Ausgang des Weges von Grünberg nach Wilhelmswald, wo nahezu 1200 Gefallene,
Russen und Deutsche, beieinander ruhen. Die Toten der schweren Kämpfe im Lodzer
Raum sind auf dem Gräberberg bei Rzgów bestattet. In Königsbach ist von der
Zivilbevölkerung lediglich die gelähmte Dorfarme names Christine Kainath in der
Flamen ihrer armseligen Unterkunft ums Leben gekommen.
Und nun wieder zurück zu unserem Verschlepptenzug. Am
dritten Tag unserer unfreiwilligen Reise wurden wir zur Bahnstation Rokiciny in
Marsch gesetzt. Auf Fragen Neugieriger antworten die Wachen: „Das sind
Deutsche. Vieleicht werden się erschossen, vielleicht geht es ab nach Sibirien”
Auf dem Banhof in Rokiciny wurden wir in Reih und Glied aufgestellt und wieder
gezählt. Vor dem Stationgsebäude stand ein Zug unter Dampf, wir nahmen an, daß
wir von hier aus nach Sibirien verfrachtet werden sollten. Nach etwa
einstündigem Warten – man hörte dumpfe Granateinschläge – erschien ein
russischer Offizier und ließ uns durch einen Dolmetscher sagen, daß er Auftrag
hätte, uns nach Sibirien zu schicken. Er wolle aber Gnade ergehen lassen und
uns freies Geleit geben, nur müßten wir ostwärts ziehen. Wer den Versuch mache,
westwärts in Richtung Front zu gehen, würde erschossen. Zwei km ließ er uns
noch von Soldaten „begleiten”, dann waren wir frei und konnten uns in der
nächsten polnischen Ortschaft eine vorläufige Unterkunft suchen. Erstaunlich,
wieviel Verständnis unsere polnischen Gastgeber für unsere Lage aufbrachten.
Vielleicht war es die Nähe der deutschen Front, die uns das Wohlwollen der
Polen einbrachte: Się hoffen, in uns Fürsprecher zu finden, wenn die deutschen
Truppen einrücken sollten. Nach acht Tagen bangen Wartens versuchten einige
Erwachsene, die Lage zu erkunden. Się kamen nicht weit, denn das
Kriegsgeschehen war kaum eine Wegstunde von uns entfernt. Aber in der
darauffolgenden Nacht hörten wir den Durchmarsch russischer Truppenverbände.
Als tagsüber alles still blieb, beschloß der Familienrat, am nächsten Morgen
die Heimfahrt anzutreten.
Auf dem Wege nach Königsbach wurden wir bei Anbruch der
Dunkelheit in der Nähe von Karpin von deutschen Posten im Empfang genommen, mit
einem Schlag Erbsuppe und Schwarzem Kaffee versogt und in ein Nachguatier
eingewiesen. Am nächsten Morgen brachten wir zu letzten Etappe unserer
Heimfahrt auf uns standen um die Mittagszeit vor den verkohlten Balken und
noch, auf dem Hof ein Ackerwagen und ein paar Geräte. Meine Mutter starrte nur
fassungslos auf die Trümmer die Männer nach brauchbarem Material, nach Hacke
und Spaten suchten. Zum Glück waren in einer Feldmiete noch Kartoffeln. All
dies ereignete sich wenige Tage vor Weihnachten.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz