VII.
Okres emerytury i hobby
Jak już wspomniałem, 1 czerwca 1966 r. przeszedłem na emeryturę. Pierwszym przedsięwzięciem jako emeryt była podróż do Niemiec. Minęło ponad 15 lat, odkąd opuściliśmy Niemcy i zawsze pragnęliśmy ponownie zobaczyć „kraj naszych przodków” i naszych bliskich. Podróż do Niemiec była tym razem prawdziwą przyjemnością i cieszyliśmy się nią jak prawdziwymi wakacjami, na które nie mogliśmy sobie pozwolić w Kanadzie. Było to radosne spotkanie z naszymi bliskimi w Heidelbergu, gdzie mieszka moja siostra Alwine Henke wraz z rodziną. W międzyczasie Bóg powołał do wieczności mojego szwagra, nauczyciela Juliusa Henke, dawniej Wygorzele/Lentschütz, z którym łączyła mnie głęboka przyjaźń. Równie wielka była radość ze spotkania z moją starszą siostrą Bertą Janke, jej córką Lidią i zięciem Abelem Schultzem w Bernstadt koło Ulm. Tutaj mogliśmy spędzić kilka tygodni w serdecznej atmosferze, oddając się wspomnieniom z dawnej przeszłości. W międzyczasie moja siostra Berta Janke odeszła już do świata, z którego nie ma powrotu.
Niezapomniana pozostała również wizyta u rodziny Sigmund Janke w Backnang koło Stuttgartu. Wimpfen było również przystankiem na naszej podróży, gdzie odwiedziliśmy siostrę mojej żony, L. Baumann. Pozwoliliśmy sobie również na kilka orzeźwiających kąpieli solnych. Po powrocie do Heidelbergu skorzystaliśmy z okazji, aby zapoznać się z historią miasta i jej okolic, zwiedzając dokładnie tutejszy uniwersytet, oglądając ruiny zamku elektorskiego i ponownie podziwiając najpiękniejszy ogród pałacowy w Niemczech w Schwetzingen. Obejrzeliśmy tam przedstawienie w bajecznym teatrze rokokowym, próbując w ten sposób przyswoić sobie dawną chwalebną przeszłość.
Byliśmy w Wormacji i staliśmy w miejscu, gdzie Luther wypowiedział swoje niezapomniane słowa: „Oto stoję, nie mogę inaczej. Niech Bóg mi pomoże! Amen!”. Byliśmy w Speyer, gdzie w okresie reformacji książęta luterańscy protestowali przeciwko interwencjom cesarza (1529) i od tego czasu nazywani byli protestantami. Staliśmy w Ulm na najwyższej wieży kościelnej świata, zwiedziliśmy Monachium, odwiedziliśmy miejsca horroru w Dachau, pojechaliśmy nad Jezioro Bodeńskie, staliśmy na wyspie Mainau, gdzie rosną banany i pomarańcze, zrobiliśmy wycieczkę do Strasburga, stolicy ruchu europejskiego, i odwiedziliśmy tam również kościół św. Tomasza, gdzie dr Schweitzer dawał swoje koncerty organowe.
Zatrzymaliśmy się w Alfeld, gdzie powiedzieliśmy „dzień dobry” rodzinie Lindnerów i odwiedziliśmy rodzinę Georga Schmidta w Freden. W tym miejscu pozdrawiamy również pana inżyniera Bruno Lindnera z Delmenhorst, który w swoim komentarzu w nr 5/72 „H” docenił moją działalność w Alfeld/Elze. Odwiedziliśmy urząd kościelny w Hanowerze, pojechaliśmy do Hamburga-Harburga, gdzie studiowaliśmy duszpasterstwo szpitalne, odwiedziliśmy w Hamburgu dr. dr. Przetaka i diakona Borowskiego, który podczas swojej wizyty w Kanadzie głosił kazania w naszym kościele. Oczywiście nie omieszkaliśmy również odwiedzić pastora Richtera i jego rodziny w Kilonii, z którymi łączy nas wieloletnia przyjaźń, umocniona współpracą przy gazecie „Heimatbote”. Mieliśmy również okazję osobiście poznać redaktora H. Stechbartha, który sprawia, że nasza ukochana gazeta „Heimatbote” jest tak interesująca i „rodzima”.
Otrzymaliśmy jeszcze wiele innych zaproszeń od drogich przyjaciół, braci w służbie i byłych członków naszej wspólnoty, aby ich odwiedzić, ale niestety było to ponad nasze siły. W końcu byliśmy zmęczeni i wyczerpani i pomyśleliśmy: teraz jest czas, aby wrócić i odpocząć! Odwiedziliśmy jeszcze rodzinę Paula Neyki w Bochum, rodziców naszego zięcia, i po półrocznym pobycie w Niemczech wróciliśmy do Kanady, z pragnieniem częstych podróży do Niemiec, aby cieszyć się ich pięknem i podziwiać osiągnięcia.
Cztery lata później (1970) ponownie przebywaliśmy w Niemczech. Mieliśmy okazję uczestniczyć w ślubie naszej prawnuczki Sophie Janke z H. Koserem w domu rodziny Siegmund Janke. Backnang, przyjęliśmy zaproszenie pani Irmgard Kohlmann z domu Fischer (wcześniej Łódź) w Dortmundzie i wygłosiliśmy wykład na temat losów niemieckich imigrantów w Kanadzie w okręgowej grupie Dortmund stowarzyszenia Landsmannschaft Weichsel-Warthe, na czele której stoją pan Hugo i pani Lilli Zerbian, otrzymując honorowy certyfikat członkostwa. Niezapomnianym wydarzeniem tej podróży była również konferencja pracowników Heimatboten w Lüneburger Heide, gdzie oprócz pastora Richtera, inicjatora konferencji, i redaktora Stechbartha, po wielu latach ponownie spotkałem wdowę po naszym czcigodnym pastorze-poecie Philippie Kreutzu, Irene, a także pana P. Welke i jego małżonkę, dyrektora szkoły Philippa, Ldm. Grenda i Ldm. Lange.
Od 1970 roku minęły kolejne dwa lata, w tym roku nie możemy ponownie odwiedzić Niemiec, ale jeśli Bóg pozwoli, to w 1973 roku. Mieszkamy we własnym domu i cieszymy się z rozwoju społeczności imigrantów, która jest bliska naszym sercom, od czasu do czasu głosimy kazania, aby nie stracić wprawy, latem pielęgnujemy nasze róże w ogrodzie, cieszymy się z wizyt dzieci i wnuków i wspominamy naszą dawną, ukochaną ojczyznę w Polsce, której nigdy nie zapomnimy. Wciąż zadziwia nas, jak szybko wszystko przemija i jak bardzo świat zmienia się z dnia na dzień. Jednak ponad wszystkim wiemy, że nasz Bóg żyje i panuje z pokolenia na pokolenie i staramy się Mu służyć i być Mu posłuszni na wzór naszych ojców. Jemu samemu chwała i cześć!
Staramy się również być użyteczni innym ludziom. Dlatego nie odrzuciłem propozycji współpracy z „Nordwesten”, dużym niemiecko-kanadyjskim tygodnikiem, który oczywiście połączył się w międzyczasie ze swoim konkurentem, „Courier”. Dlatego przejąłem obsługę doradczą dla naszych imigrantów i wysiedleńców, aby pomóc im w dochodzeniu roszczeń odszkodowawczych zgodnie z ustawą o wyrównaniu obciążeń (LAG) i obecnie ustawą o odszkodowaniach wojennych (Repq), dla której termin zgłoszenia upływa dopiero 31 grudnia 1979 r. Ustawą o wyrównaniu obciążeń (LAG), a obecnie Ustawą o odszkodowaniach (Repq), dla której termin zgłoszenia upływa dopiero 31 grudnia 1974 r. W ten sposób mogłem pomóc wielu rodakom w wypełnieniu wniosków, uzyskaniu dokumentów itp. W tej pracy wspiera mnie lokalny konsulat niemiecki w Edmonton. (Koniec w następnym numerze. P. Badke odpowiada na pytanie, co w ogóle należy sądzić o emigracji).
Domagać się niezakłóconego szczęścia,
to znaczy łapać światło księżyca w sieci,
wiązać promienie słońca łańcuchami
i żądać róż od pokrzyw.
VII.
Die Zeit als Pensionär und Hobbyist
Wie bereits erwähnt, bin ich am 1. Juni 1966 in den Ruhestand
getreten. Mein erstes Unternehmen. als Pensionär war eine Besuchsreise nach
Deutschland. Es waren mehr als 15 Jahre vergangen, seit wir Deutschland
verlassen hatten und·es war schon immer unser sehnsüchtiger Wunsch, "das
Land der Ahnen" und unsere Lieben wiederzusehen. Die Reise nach Deutschland
war diesmal wirklich ein Vergnügen und wir genossen sie als einen richtigen
Urlaub, den wir uns in Kanada gar nicht haben gönnen können. Es war ein freudiges
Wiedersehen mit unseren Lieben in Heidelberg,wo meine Schwester Alwine Henke mit
ihrer Familie wohnt. Inzwischen hat Gott meinen Schwager, den Oberlehrer Julius
Henke, früher Wygorzele/Lentschütz, mit dem mich tiefe Freundschaft verband, in
die Ewigkeit abberufen. Ebenso groß war die Freude beim Wiedersehen meiner
älteren Schwester Bertha Janke mit ihrer Tochter Lydia und Schwiegersohn Abel Schultz
in Bernstadt bei Ulm. Hier durften wir mehrere Wochen in innigem Beisammensein
uns den Erinnerungen aus alter Vergangenheit widmen. Inzwischen ist meine Schwester
Bertha Janke schon in einer Welt, aus der es keine Wiederkehr mehr gibt.
Der Besuch bei Familie Sigmund Janke in Backnang bei Stuttgart
ist auch unvergeßlich geblieben. Wimpfen war ebenfalls eine Raststation auf
unserer Reise, wo wir die Schwester meiner Frau, L. Baumann, besucht haben.
Auch gönnten wir uns einige erfrischende Solbäder. Nach Heidelberg zurückgekehrt
nahmen wir die Gelegenheit wahr, uns mit der Geschichte de; Stadt und ihrer Umgebung
vertraut zu machen, indem wir die hier beheimatete Universität eingehend
besichtigt haben, die Burgruinen des kurfürstlichen Schlosses in Augenschein
genommen und in Schwetzingen wiederholt den schönsten Schloßgarten Deutschlands
bewundert haben. Wir wohnten dort einer Aufführung im verträumten
Rokoko -Theater bei und versuchten so, die einstige ruhmvolle Vergangenheit in uns
aufzunehmen.
Wir waren in Worms und standen an der Stelle, wo Luther seine
unvergeßlichen Worte gesprochen hat: „Hier stehe ich, ich kann nicht anders.
Gott helfe mir! Amen!” Wir waren in Speyer, wo während der Reformationszeit die
lutherischen Fürsten gegen die Eingriffe des Kaisers protestiert haben (1529)
und seitdem Protestanten genannt wurden. Wir standen in Ulm auf dem höchsten
Kirchturm der Welt, streiften München besuchten die Stätten des Grauens in
Dachau, fuhren zum Bodensee, standen auf der Insel Mainau, wo Bananen und
Apfelsinen wachsen, machten einen Abstecher nach Straßburg, der Hauptstadt der
Europabewegung.und besuchten dort auch die Thomaskirche, wo Dr. Schweitzer seine
Orgelkonzerte gab.
Wir weilten in Alfeld, wo wir der Familie Lindner
"Guten Tag" sagten und Familie Georg Schmidt in Freden besuchten. Und
wir grüßen auch an dieser Stelle Herrn Ing. Bruno Lindner in Delmenhorst der in
seinem Kommentar in der Nr. 5/72 des "H" meine Tätigkeit in
Alfeld/Elze würdigte. Wir sprachen im Landeskirchenamt von Hannover vor, fuhren
nach Hamburg-Harburg, studierten hier die Krankenseelsorge, besuchten in
Hamburg Dr. Dr. Przetak und Diakon Borowski, der bei seinem Besuch in Kanada in
unserer Kirche predigte. Natürlich haben wir nicht versäumt, auch bei Pastor
Richter und seiner Familie in Kiel einzukehren, mit der uns jahrzehntelange
Freundschaft verbindet, die durch die Mitarbeit am Heimatboten nur noch bekräftigt
worden ist. Auch den Redakteur H. Stechbarth, der unseren lieben Heimatboten so
interessant und "heimatlich" gestaltet, durften wir persönlich
kennenlernen.
Wir erhielten noch viele weitere Einladungen von lieben Freunden,
Amtsbrüdern und früheren Gemeindegliedern, sieja zu besuchen, aber leider war das
.alles über unser Vermögen.. Wir waren zuletzt müde und erschöpft und dachten
uns: Jetzt ist es aber Zeit zurückzufahren und auszuruhen! Wir besuchten noch
Familie Paul Neyka in Bochum, die Eltern unseres Schwiegersohnes, und begaben
uns nach einem halben Jahr Deutschland-Aufenthalt nach Kanada zurück, von dem
Wunsche getragen, recht oft wieder nach Deutschland zu reisen und dessen
Schönheiten zu genießen und die Errungenschaften zu bewundern.
Vier Jahre später (1970) weilten wir wieder in Deutschland.
Wir durften an der Hochzeit unserer Großnichte Sophie Janke mit H. Koser im Hause
der Fam. Siegmund Janke. Backnang, teilnehmen, einer Einladung von Frau Irmgard
Kohlmann geb. Fischer (früher Lodz) in Dortmund folgen und in der Kreisgruppe
Dortmund der Landsmannschaft Weichsel-Warthe mit Herrn Hugo und Frau Lilli
Zerbian an der Spitze einen Vortrag über das Ergehen der deutschen Einwanderer
in Kanada halten, wobei uns die Ehrenurkunde der Mitgliedschaft zuerkannt wurde.
Unvergeßlich auf dieser Reise war auch die Konferenz der Mitarbeiter des
Heimatboten in der Lüneburger Heide, wo ich außer Pastor Richter, dem Initiator
der ,Tagung, und Redakteur Stechbarth die Witwe unseres als Dichterpastor hochverehrten
Philipp Kreutz, Irene, nach vielen Jahren.wiedersah sowie mit Herrn P. Welke
und Gemahlin, Schulleiter Philipp, ,Ldm. Grenda und Ldm. Lange zusammen war.
Seit 1970 sind wieder zwei Jahre vergangen, ein neuer Deutschlandbesuch
ist uns in diesem Jalu nicht möglich, so Gott will, aber 1973. Wir wohnen im
eigenen Hause und freuen uns über das Gedeihen der Einwanderergemeinde, der unser
Herz gehört, predigen von Zeit zu Zeit, damit man nicht ganz aus der Übung kommt,
pflegen im Sommer unsere Rosen im Garten, freuen uns auf den Besuch der Kinder
und Kindeskinder und hängen den Erinnerungen an die alte liebe Heimat im
Polenlande nach, die wir nie vergessen werden. Immer wieder staunen wir, wie
schnell doch alles vergeht und wie doch so ganz anders die Welt von Tag zu Tag
wird. Über allem aber wissen wir unseren Gott, der von Generation zu Generation
lebet und regieret und dem wir nach väterlicher Weise zu dienen und untertan zu
sein bestrebt sind. Ihm allein Ehre und Preis!
Wir versuchen es auch, noch anderen Menschen nützlich zu sein. Darum habe ich die angebotene Mitarbeit am "Nordwesten" nicht abgelehnt, dem großen deutsch-kanadischen Wochenblatt, das freilich inzwischen' mit seiner Konkurrenz, dem "Courier", verschmolzen wurde. Darum ' habe ich den Beratungsdienst für unsere eingewanderten Landsleute und Vertriebenen übernommen, um ihnen zur Durchsetzung ihrer Entschädigungsansprüche nach dem. Lastenausgleichsgesetz (LAG) und jetzt Reparationsschädengesetz (Repq) zu " verhelfen, für welch letzteres die Anmeldefrist erst zum 31.12.1974 abläuft. So konnte ich vielen Landsleuten bei der Ausfüllung der Anträge, Beschaffung von Urkunden udgl. helfen. Bei dieser Arbeit wurde und werde ich vom hiesigen Deutschen Konsulat in Edmonton unterstützt. (Schluß in der nächsten Nummer. P. Badke beantwortet die Frage, was man überhaupt von der Auswanderung:halten solle.)
Ein ungestörtes Glück verlangen,
heißt Mondeslicht mit Netzen fangen,
den Sonnenstrahl mit Ketten fesseln
und Rosen fordern von den 'Nesseln
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz