czwartek, 2 czerwca 2016

Rafał Górniak - ŻYDZI BEŁCHATOWSCY - 1993 - cz.6

Po powstaniu styczniowym następuje upadek Bełchatowa jak miasta. Represje dotykają właścicieli (emigrację), majątek idzie na licytację, Bełchatów zostaje wsią i oddany pod nadzór gminy Bełchatówek. Przez okres następnych 30 lat nie spotykamy prawie żadnych zapisków urzędowych. Przenieśmy się więc na koniec wieku.

                          O S T A T N I E   L A T A  X I X   W I E K U
  
 W rejestrze firm handlowych i przemysłowych podanych przez piotrkowski "Tydzień" znajdujemy w 1895 roku w Bełchatowie 2 większe firmy tkackie. Są to manufaktury Mendla Tuska i Lejzora Warszawskiego, który prowadził także tartak parowy. Chaim Tusk, którego pamiętamy jako handlarza materiałów łokciowych jest teraz włąścicielem manufaktury, która posiada także duży sklep materiałów łokciowych. W roku 1899 zatrudnia w swojej manufakturze zależnie od wahań sezonowych od 35 do 70 tkaczy ręcznych. W opisie carskiego urzędnika z tego okresu (insp. fabryczny guberni piotrk.), na oficjalnym blankiecie w języku rosyjskim można znaleźć opis wyzysku polskiego i żydowskiego proletariatu. "W osadzie Bełchatów pracowało około 2000 tkaczy straszliwie wyzyskiwanych od nakładców. Otrzymują oni najgorszą przędzę i uzyskują bardzo niską opłatę, np. za sztukę 90 łokci - 1,20 rb., tak, że niektórzy z nich pracując z 2 lub 3 członkami rodziny nie są w stanie zarobić 2 rb. tygodniowo. Poza tym nakładcy zamiast pieniędzy dają tkaczom kwitki, za które muszą oni kupować u krewnych nakładców towary najgorszego gatunku i po wyższej cenie. Nawet w wypadku choroby nie mogą wyprosić kilku kopiejek na zakup lekarstwa. Przy tak niskich zarobkach nakłada się na nich kary pieniężne sięgające 70 i więcej kopiejek tygodniowo. Nakładcy działają w tak ścisłym porozumieniu, że jeśli tkacz poskarży się komukolwiek, nie otrzyma już pracy od żadnego z nich". Wspomniany Chaim Tusk płacił robotnikowi, który pracował dla jego manufaktury 15 kopiejek czyli 1 zł. dniówkę. Można było za to kupić 2 kilo chleba. W innych ośrodkach zarobki przedstawiały się lepiej. Friedman podaje przykład tkacza łódzkiego: "Mosiek Frydman przyjął pracę u Abrama Friedmana jako snowacz za 9 zł. tygodniowo oraz stół i stancję. Pełny zarobek wynosić musiał co najmniej 18 zł. tygodniowo czyli 3 zł. dziennie, a więc 3-krotna płaca tkacza bełchatowskiego. Również wspomniany wcześniej inspektor fabryczny wezwany przez wójta dla zbadania zatrudnienia w Bełchatowie stwierdza w swoim sprawozdaniu, że np."w Pabianicach i Zelowie warunki pracy są lepsze, zarobki wypłaca się pieniędzmi i według wyższych stawek". Tylko nieliczna grupa robotników zarabiał więcej. Była to miejscowa arystokracja robotnicza zatrudniona w rękodzielniczym sukiennictwie, dobrze notowana wśród majstrów i przedsiębiorców. W okresie tym wylicza się w Bełchatowie 32 manufaktury. Obok wspomnianych już największych (Chaima Tuska i Lejzora Warszawskiego) zatrudnionych po 200 tkaczy pracują  manufaktury Szai Fajwina - 150 tkaczy, Arona Warszawskiego i Jankiela Gudermana - 100 tkaczy. Razem 9 największych manufaktur zatrudniało 1000 tkaczy. Spróbujmy teraz dowiedzieć się, czym trudnili się w tym okresie inni mieszkańcy Bełchatowa (oczywiście głównie Żydzi, gdyż nadal stanowili oni zdecydowaną większość - w roku 1897 wymienia się liczbę 2897) nie związani z przemysłem. Otóż trudnili się głównie handlem oraz innym rzemiosłem. Ciekawą korespondencję znajdujemy w ówczesnym piśmie antyklerykalnym "Zaranie". Pisze korespondent z Bełchatowa:
"U nas, w Bełchatowie co poniedziałek odbywa się jarmark, a w każdy piątek targ. na te jarmarki i targi wychodzą prawie wszyscy, we wsiach pozostają małe dzieci".
Dalej pisze: "Jest w Bełchatowie 16 rzeźników, ci narobią kaszanki aż się drągi dną w sklepach. Są też w Bełchatowie cztery karczmy, a potajemnych przeszło 10 i jeden monopol, a szkół zaledwie dwie. Przed jarmarkiem karczma sprowadza furę wódki i to wszystko wyjdzie w poniedziałek przy jarmarku. Nie dziw też, że wobec powyższego rzeźnicy i karczmarze bogacą się - pobudowali już sobie piękne domy, a chłop w karczmie pije, a jego wsie w pożarze i biedzie".
Innym jeszcze zajęciem było furmaństwo. Bełchatów leżał z dala od traktów komunikacyjnych. Jeszcze przez długie lata głównym środkiem komunikacji będzie konny wóz.
W tym czasie 80% produkcji włókienniczej Bełchatowa szło do Łodzi na zamówienie fabrykantów łódzkich. Do odstawy tkanin służyły duże trzykonne wozy zwane frachtami. Konwoje tych frachtów odjeżdżały 2 razy w tygodniu z tkaninami, wracały zaś z surowcem. Zatrudniono także konwojentów, a nawet straż transportową.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz