środa, 29 listopada 2023

Łaznowska Wola - Grömbach - Akt Nadania - Jakub Haaß - 1802 - cz.1


Bardzo ważny dokument dotyczący pierwszych osadników na terenie Łaznowskiej Woli - Grömbach z 1802 roku zamieszczony w książce Otto Heike - 150 Jahre Schwabensiedlungen in Polen 1795-1945. (str.330-339) na nazwisko Jacoba Haaßa.


               Akt nadania dla kolonisty Jacoba Haaßa w Grömbach z dnia 4 lutego 1802 r.


               Po tym, jak Jego Królewska Mość Pruski, Nasz Najłaskawszy Pan!

postanowił odzyskać część Lasu Łaznowskiego i przeznaczyć go na nową osadę kolonistów pod nazwą


                                                              GROEMBACH

a także przeznaczyć każdemu z tych osadników, jako trwałe i niezmienne wytyczne dla ich praw i obowiązków, porozumienie w formie prawdziwego dwustronnego kontraktu, sporządzone przez niżej podpisaną Królewską Południowopruską Izbę Wojenną i Domen. Izba Wojenna i Domen w Warszawie i potwierdzona przez Wysoki Południowopruski Generalny Departament Finansów (niem. General Finanz Departament; a więc na koniec pomiędzy wspomnianą Królewską Izbą Wojny i Domen z jednej strony, a kolonistą

                                                             Jakubem Haaßem

z drugiej strony, na podstawie protokołu zaręczynowego z dnia 1 grudnia 18001 r. został zawarty następujący kontrakt spadkowy.

                                                                          § 1.

Królewska Izba Wojenna i Domen przyznaje koloniście

                                                              Jakubowi Haaß

należące do kolonii Groembach gospodarstwo chałupnicze oznaczone nr 7, które zgodnie ze zredukowanym planem kolonii graniczy z drogą pomiędzy gospodarstwami Zweihüfnera i Häuslera, z lasem karpińskim oraz z gospodarstwami chałupniczymi nr VI i VIII, oraz zgodnie z rejestrem pomiarowym

                            -- dziesięć akrów trzydzieści metrów kwadratowych- 

z dnia 1 grudnia 1801 roku, tysiąc osiemset jeden, w sprawiedliwy i stabilny sposób w dziedzicznym interesie, w taki sposób, że ten sam może i może korzystać z tej nieruchomości zgodnie ze swoimi najlepszymi staraniami i najlepszym wglądem, zgodnie z prawdziwym typem własności dziedzicznej i zwyczajem, również za zgodą Izby Królewskiej i na warunkach określonych poniżej, przenieść swoje dziedziczne prawa do udziałów na inne osoby w celu sprzedaży lub zbyć je w jakikolwiek inny sposób; wszystko to jednak pod następującymi warunkami: 

                                                                        § 2

Dziedziczny właściciel ziemski, kolonista

                                                             Jakub Haaß

będzie dążył do rekultywacji opisanej powyżej ziemi, która została mu już tymczasowo przydzielona i zostanie formalnie przekazana przez sąd przed przekazaniem niniejszej dziedzicznej obligacji odsetkowej, z wszelką starannością i w taki sposób, aby była ona w pełni uprawiana do ostatniego dnia listopada 1806 r., tysiąc osiemset szóstego roku.

                                                                       § 3

Niezbędne narzędzia, składające się z: 1 siekiera, 1 motyka, 1 szeroka motyka i 1 zaostrzone żelazo

zostaną mu przekazane w naturze lub w pieniądzu, zgodnie ze zwykłymi cenami w okolicy, a także otrzyma dziesięć talarów opłaty za czyszczenie za każdy czysto oczyszczony akr, który zostanie mu wypłacony przez Intendenta lub urzędnika, który zajmie jego miejsce w przyszłości.

Na tej posiadłości zostanie zbudowany na koszt królewski 1 dom mieszkalny ze stajniami i 1 mała stodoła, które zostaną mu przekazane bezpłatnie w stanie nadającym się do zamieszkania. Z drugiej strony będzie on zobowiązany do utrzymania ich na własny koszt i bez możliwości ubiegania się o jakiekolwiek wsparcie lub darmowe drewno. Budynki muszą być również utrzymywane w nieskończoność w ich obecnym rozmiarze, przynajmniej nie mniejszym, i na tym samym miejscu, w którym przeprowadzono pierwszą budowę. Nawiasem mówiąc, aby zapewnić mu tymczasowe zakwaterowanie dla jego zakładu do czasu wybudowania domu, otrzymuje on sześć talarów na budowę chaty, którą da mu Intendent.



                                                           ---- .............. ----

        Erbverschreibung für den Kolonisten Jacob Haaß in Grömbach vom 4. Februar 1802.

               Nachdem Seine Königliche Majestaet von Preußen, Unser Allergnädigster Herr!

zu resolviren geruht haben, daß ein Theil des Laznower Forst durchaus urbar gemacht und einer neuen Kolonisten Niederlassung unter dem Namen

                                                              GROEMBACH

gewidmet, auch jedem dieser Ansiedler zur Festen und unabänderlichen Richtschnur bey seinen Rechten und Verbindlichkeiten eine in Form eines wahren zweiseitigen Vertrages abgefaßten, von der unterzeichneten Königl. Südpreuß. Kriegs - und Domainen Kammer zu Warschau zu vollziehende, und von dem Hohen Südpreuß. General Finanz Departament zu bestätigende Erbverschreibung ausgefertig werden soll; so ist zu dem Ende zwischen der gedachten Königl. Krieges- und Domainenkammer an einem, und dem Kolonisten

                                                               Jacob Haaß

an anderen Theile, nachstehender Erbinzs Kontrakt, auf dem Grund des Engagements Protocolls vom 1. Decbr. 18001 geschlossen worden.

                                                                     § 1.

Es überläßt die Königl. Krieges und Domainenkammer dem Colonisten

                                                               Jacob Haaß

das zur Kolonie Groembach gehörige mit No. 7 bezeichnete Häusler Etablissement, welches nach dem reducirten Plan von der Kolonie mit der Straße zwischen den Zweihüfner und Häusler-Etablissements, mit der Karpiner Forst, und mit den Häusler Etablissements Nro. VI und VIII grentz, und nach dem Vermessung Register

                                          -- Zehn Morgen Dreißig Quadatruthen--

groß ist, vom 1. Decbr. 1801, schreibe Eintausend Achttausend Achthundert und Eins ab, auf eine gerecht beständige Art in Erbzins, dergestalt: daß derselbe dieses Grundstück nach seinem besten Wirken und seiner besten Einsicht, nach wahrer Erbzins Güter Art und Gewohnheit nutzen, auch mit Konsens der Königl. Kammer, und unter denen im Folgenden bestimmten Modalitäten seine Erbzins Rechte an andere käuflich überlassen, oder auf jede andere Art, darüber disponiren kann und mag; alles dieses jedoch unter nachstehenden Bedingungen:

                                                                   § 2

Es soll nehmlich der Erbzinsmann, der Colonist

                                                                Jacob Haaß

die Urbarmachung des  vorbeschreibenen Grundstücks, welches ihm bereits vorläufig angewiesen worden ist, und vor Aushändigung der gegen wärtigen Erbzinsverschreibung förmlich gerichtlich übergeben werden wird, mit allen Fleiß und dergestalt betreiben, daß solches längstens bis zum letzten Novbr. 1806, schreibe Eintausend Achthundert und Sechs in völlige Cultur gesetzt ist.

                                                                   § 3

Die dazu nötigen Rohdungswerkzeuge, bestehend aus

1 Axt, 1 Stückhaue, 1 breite Haue, und 1 Spitzeisen

werden ihm in Natura oder in Geld, nach den in dortiger Gegend üblichen Preisen verabreicht werden, auch werden ihm für jeden rein gerodeten Morgen Zehn Thaler an Rohdungsgelder, welche ihm der Intendant, oder den künftig an dessen Stelle tretende Beamte auszahlen wird, bewilligt.

Auf diesem Etablisement wird ihm 1 Wohnhaus mit Stallung, und 1 kleine Scheune auf Königl. Kosten erbaut und in völlig wohnbarem Stande unentgeldlich übergeben werden. Dagegen soll er verbunden seyn, solche auf seine Kosten, und ohne auf eine Unterstützung oder Freyholz Anspruch machen zu können, zu unterhalten. Auch müssen die Gebäude zu ewigen Zeiten in der jetzigen Größe, wenigstens nicht kleiner - und auf derselben Stelle erhalten werden, wo der erste Aufbau geschieht. Um ihm übrigens bis zum Aufbau des Hauses ein einstweiliges Unterkommen seines Etablissements zu verschaffen, werden ihm Sechs Thaler zum Aufbau einer Hütte bewilligt, und wird ihm diese der Intendant auszahlen.


wtorek, 28 listopada 2023

Lipiny - Nowosolna - Neu-Sulzfeld - Pożar - Litzmannstädter Zeitung - 1943

 

Litzmannstädter Zeitung mit dem amtlichen Bekanntmachungen für Stadt und Kreis Litzmannstadt. 1943-03-27 Jg. 26 nr 86

Poważny pożar w pobliżu Nowosolnej w powiecie łódzkim wybuchł około południa we wtorek we wsi Lipiny w gminie Nowosolna i został spowodowany przez uszkodzony komin. Walka z tym pożarem, który pochłonął życie pięciu niemieckich i ośmiu polskich małych gospodarstw rolnych, była bardzo trudna z powodu silnego wiatru. Oprócz miejscowej straży pożarnej w gaszeniu pożaru wzięły udział zmotoryzowane jednostki straży pożarnej z Löwenstädter (Brzeziny) i Łodzi, a także jednostki straży pożarnej z Nowosolnej i sześciu innych miejscowości. Trzeba było dołożyć wszelkich starań, aby uratować pozostałe gospodarstwa w wiosce, co było trudnym zadaniem przy silnym wietrze. Na miejscu pożaru pojawił się również komendant powiatowy ochotniczej straży pożarnej w okręgu łódzkiego, Bruno Berndt, który sam podjął próbę gaszenia pożaru. Gdyby straż pożarna nie była tak aktywna, całe miasto mogłoby zostać pochłonięte przez płomienie, ponieważ unoszące się iskry groziły pochłonięciem coraz większej liczby budynków,

Lipiny – wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie łódzkim wschodnim, w gminie Nowosolna. Do 1954 roku istniała gmina Lipiny. W latach 1954–1972 wieś należała i była siedzibą władz gromady Lipiny. W latach 1975–1998 miejscowość należała administracyjnie do ówczesnego województwa łódzkiego. Wikipedia


Ein Großfeuer bei Neu-Sulzfeld im Litzmannstädter Landkreis brach um die Mittagsstunde des Dienstags ein größeres Schadenfeuer in der Ortschaft Lipiny im Amtsbezirk Neusulzfeld aus und hatte seine Ursache in einem schadhaften Kamin Die Bekämpfung dieses Brandes, dem fünf deutsche und acht polnische Batierugehöfte kleineren Ausmaßes zum Opfer fielen, war infolge orkanartigen Windes sehr erschwert Es handelte sich durchweg um Holzbauten mit Strohdächern. Zur Löschhilfe erschienen außer der Ortsfeuerwehr die Löwenstädter und Litzmannstädter mit Motorspritze, dazu die Wehren von Neusulzfeld und weiterer sechs Ortschaften. Es mußte alles daran gesetzt werden, die übrigen Gehöfte des Dorfes zu erhalten, was bei der großen Windstärke ein schweres Stück Arbeit war. Es gelang aber, und auch das Vieh der abgebrannten Gehöfte konnte fast durchweg in Sicherheit gebracht werden Auch der Bezirksführer der Freiw. Feuerwehren im Reg.- Bezirk Litzmannstadt, Bruno Berndt, erschien an der Brandstätte und bemühte sich selbst um die Durchführung der Bekämpfungsmaßnahmen. Wären die Wehren nicht so tatkräftig bei der Hand gewesen, hätte der ganze Ort ein Raub der Flammen werden können, da der Funkenflug immer weitere Baulichkeiten zu erfassen drohte.


Lipiny - ein Dorf in Polen in der Woiwodschaft Łódzkie (Woiwodschaft), östlicher Kreis Łódzkie, in der Gemeinde Nowosolna. Bis 1954 gab es eine Gemeinde Lipiny. In den Jahren 1954-1972 gehörte das Dorf zur Gemeinde Lipiny und war Sitz der Behörden. In den Jahren 1975-1998 gehörte das Dorf verwaltungsmäßig zur damaligen Woiwodschaft Łódzkie. Wikipedia


poniedziałek, 27 listopada 2023

Łódź - Litzmannstadt - Pocztówki - Ebay-Niemcy - cz.2

Pracownik Poczty Głównej w Łodzi - Litzmannstadt Georg Neustaedt, wysyłał do swojej żony Margarethe mnóstwo pocztówek z terenu nie tylko Łodzi, także z innych miast okupowanej centralnej Polski, także z Kresów. 
























sobota, 25 listopada 2023

Klub Historyczny w Brójcach - Mord w Wiskitnie

 

W październiku otrzymałem od dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Brójcach Pani Justyny Jurgi propozycję prowadzenia Klubu Historycznego. Propozycja została przyjęta, uzgodniliśmy, że będziemy się spotykać raz w miesiącu w czwartkowy wieczór. 

     Już na samym wstępie miałem zagwozdkę, co będzie tematem na pierwszym spotkaniu. Nie chciałem być posądzonym o stronniczość..., gdyż najwięcej wiadomości mam o "moim" Bukowcu. Postanowiłem, że pierwszym tematem będzie tragedia jaka miała miejsce 10 maja 1941 roku w Wiskitnie. Oprócz 14 rozstrzelanych mieszkańców naszej gminy Brójce, ponad 50 innych zesłano do obozów koncentracyjnych, powróciło trzech!

    Na moim blogu od kilku lat gromadziłem, wywiady z osobami związanymi z tą tragedią, wycinki prasowe, także po części dokumenty z łódzkiego gestapo. W przyszły czwartek mam nadzieję spotkać potomków bestialsko pomordowanych niewinnych ludzi. Zapraszam moich czytelników na godzinę 18 w czwartek 30 listopada.



piątek, 24 listopada 2023

Wola Rakowa - Szkoła - Problemy - Dziennik Łódzki - 1952

 

Dziennik Łódzki. 1952-12-30 R. 8 nr 311



     9 tygodni upłynęło od dnia, kiedy Prezydium Rządu wydało specjalną uchwałę, mającą na celu poprawę warunków bytowych nauczycieli pracujących we wsiach i małych miasteczkach. Uchwała zobowiązuje m.in. gminne rady narodowe do dostarczenia nauczycielom mieszkań na koszt pań­stwa. Czy te 9 tygodni wystarczyło na to, by treść ważnej uchwały doszła do odległych powiatów i gmin? I czy rady narodowe właściwie zrozumiały sens uchwały, wkładając maksimum wysiłku w jej realizację?  
    Żeby znaleźć odpowiedź na te pytania, udaliśmy się w ubiegłą niedzielę na naradę produkcyjną nauczycieli z całej Polski którzy są słuchaczami Studium Zaocznego Państwowej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi. Oto niektóre obrazki wyłowione na tej naradzie.
                                                        Na strychu chałupy.
    Jest w gminie Brójce, pow. łódzki, wieś Wola Rakowa, która ma własną szkołę. Zdawałoby by się, że szkoła powinna być "oczkiem w głowie" wszystkich mieszkańców wsi. Że nauczyciele takiej wiejskiej szkoły powinni być otoczeni opieką i sympatią mieszkańców całej gromady. Tutaj przecież dzieci chłopskie zdobywają pierwszą podstawową wiedzę i wielu z nich pójdzie stąd po naukę do wyższych szkół w miastach całej Polski. Niestety w Woli Rakowej tak nie jest. Nauczycielka tej szkoły I.Goska mieszka na strychu skromnej chałupy, w warunkach, które utrudniają jej i tak ciężką pracę. O wynajęciu "ludzkiego"mieszkania w wielu wolnych domach w Woli Rakowej mowy nie ma. Chyba, że za wysokim czynszem komorniczym.
    I właśnie ta trudna sytuacja mieszkaniowa (trudna z powodu niewłaściwego stanowiska GRN) spowodowała, że szkoła w Woli Rakowej nie ma pełnej obsady nauczycielskiej. Ale wolne etaty tak długo nie zostaną obsadzone, dopóki GRN w Brójcach nie ureguluje wreszcie spraw bytowych szkoły w Woli Rakowej....
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Neun Wochen sind vergangen, seit das Regierungspräsidium einen Sonderbeschluss zur Verbesserung der Lebensbedingungen von Lehrern, die in Dörfern und Kleinstädten arbeiten, erlassen hat. Die Entschließung verpflichtet u.a. die kommunalen Nationalräte, den Lehrern auf Staatskosten eine Wohnung zur Verfügung zu stellen. Haben diese neun Wochen ausgereicht, um den Inhalt der wichtigen Entschließung in den abgelegenen Bezirken und Gemeinden zu vermitteln? Und haben die Nationalräte die Bedeutung der Entschließung richtig verstanden und sich mit aller Kraft für deren Umsetzung eingesetzt?  
    Um Antworten auf diese Fragen zu finden, haben wir am vergangenen Sonntag an einem Produktionstreffen von Lehrern aus ganz Polen teilgenommen, die an der Staatlichen Pädagogischen Hochschule in Łódź ein Aufbaustudium absolvieren. Hier sind einige der Bilder, die bei diesem Treffen entstanden sind.
                                                        Auf dem Dachboden einer Hütte.
    Es gibt ein Dorf namens Wola Rakowa in der Gemeinde Brójce, Kreis Łódź, das eine eigene Schule hat. Es scheint, dass die Schule der "Augapfel" aller Dorfbewohner sein sollte. Dass die Lehrer einer solchen Dorfschule von der Fürsorge und Zuneigung der Einwohner der gesamten Gemeinde umgeben sein sollten. Schließlich erwerben die Bauernkinder hier ihre ersten Grundkenntnisse, und viele von ihnen werden von hier aus an höheren Schulen in den Städten Polens weiterstudieren. Leider ist dies in Wola Rakowa nicht der Fall. Die Lehrerin dieser Schule, I. Goska, wohnt im Dachgeschoss eines bescheidenen Hauses, unter Bedingungen, die ihr die ohnehin schon schwere Arbeit erschweren. Eine "menschenwürdige" Wohnung in den vielen leerstehenden Häusern in Wola Rakowa zu mieten, kommt nicht in Frage. Es sei denn zu einer hohen Gerichtsvollzieher-Miete.
    Und es ist diese schwierige Wohnsituation (schwierig wegen der unangemessenen Haltung der GRN), die dazu geführt hat, dass die Schule in Wola Rakowa ohne volles Lehrpersonal dasteht. Aber die Stellen werden so lange unbesetzt bleiben, bis das GRN in Brójce endlich die Wohnsituation der Schule in Wola Rakowa regelt....

czwartek, 23 listopada 2023

Wola Rakowa - Sołtys - Wywiad- Odgłosy - 1979


Odgłosy : tygodnik społeczno-kulturalny. 1979-12-02 R. 22 nr 48

Wola Rakowa – wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie łódzkim wschodnim, w gminie Brójce. Wieś ma charakter wielodrożnicy i składa się z następujących jednostek: Wola Rakowa Kolonia Giemzowska obecnie ul. Główna. Kolonia Pałczewska - ul. Południowa. Kolonia Romanowska - ul. Tuszyńska. - Wikipedia

 


— Jest pan przedstawicielem podstawowego szczebla władzy państwowej. Obywatelowi urząd kojarzy się zazwyczaj z tabliczką na drzwiach, z telefonem na biurku i właściwą pieczątką. Telefonu pan nie ma... 

— Ale są cztery we wsi! Starałem się, żeby je założyli. Tabliczkę i pieczątkę jednak mam. 

— I  one stanowią atrybut sołtysowej władzy? 

— Niby tak. Ale ja tę władzę czuję w rękach. Jak mam coś załatwić dla ludzi, to w gminie mnie wysłuchają, zgodzą się i pomogą. Liczą się ze mną. Ludzie też się liczą, jak coś zarządzę. 

— Ludzie mówią, nie jak ktoś wdepnie w coś koło obory, to na szczęście. Że zostanie sołtysem. To jest takie wielkie szczęście! 

— Żartują sobie! Ale zostać sołtysem to na pewno duże wyróżnienie. A jak się jest dobrym sołtysem, to każdy uszanuje, wysłucha, pomoże. I takiego chcą zatrzymać jak najdłużej. 

— Pana długo zatrzymują? 

— Dwadzieścia dwa lata. 

— Musiał pan dużo dobrego zrobić dla wsi. 

— Zrobiło się coś niecoś. Jak rozpocząłem pierwszą kadencję, to w Woli niczego nie było. Zacząłem od postawienia zlewni mleka. Nie, nie sam. Trzeba było ludzi przekonać, żeby pomogli. Żona. która teraz już nie wytrzymuje nerwowo, jak się co dzień wali do chałupy kupa narodu, też mi pomogła. Założyła Koło Gospodyń Wiejskich i baby przyśpieszyły elektryfikację, bo światła u nas nie było. Dzięki kobietom jest dzisiaj we wsi gaz z butli... 

— Ale kobiety światła przecież nie zakładały... 

— Chłopi wozili słupy i kopali doły. A potem, jak przeciągnięto w pobliżu rurociąg z Pilicy do Łodzi, to myśmy sobie założyli wodociąg. Ale nic za darmo! Wszystko w czynie społecznym! Kiedyśmy budowali remizę, chłopi zwozili kamień, materiały budowlane, kopali fundamenty, zalewali cementem stropy... 

— A co w tamtym okresie było najtrudniejsze? 

— Drogi. Bo Wola Rakowa, to wieś rozrzucona, są jeszcze kolonie: Folwark i Nowiny. Do wielu gospodarstw nie było dojazdu i ludzie strasznie się męczyli. Nieraz się spaliło, bo straż nie mogła podjechać. Nie było jak chorować, ani jak umrzeć. Chorego niosło się po dwa kilometry na noszach a nieboszczyka na plecach. Połączyliśmy kolonio drogą, wysypaliśmy ją szlaką. Ale jak ja musiałem ludzi urabiać, jak im przemawiać do sumienia! Męczyli się, psiakrew, a drogi przez swoje pola nie chcieli puścić! Potem sami rowy pokopali i teraz sobie chwalą. 

— I pewnie są panu wdzięczni. 

— Nie tylko za drogi. Myślę, że najlepszą sprawą, jaką osobiście załatwiłem, to było nowe „klasowanie” ziemi. U nas same piaski, od IV do VI klasy, a zaraz po wojnie zrobili nam klasyfikację na II, III a nawet 1 klasę. To się zmieniło i podatki są niższe. Jeszcze jedna dobra rzecz, to kółko rolnicze, teraz ma tam bazę SKR z Brójec. Zrobiliśmy kilkanaście zabaw w remizie i za dochód kupiło się pierwszy traktor. 

— Panie Trela. Czy rola sołtysa ogranicza się do puszczenia przez wieś kartki z wiadomością o szczepieniu bydła? 

— Zakres obowiązków sołtysa jest nieograniczony. Ja na przykład organizuję zebrania wiejskie i  uczestniczę w zebraniach KGW, ZSL OSP i SKR. Biorę udział w sesjach w Urzędzie Gminy, rozprowadzam materiał siewny i sadzeniaki. Zgłaszam potrzeby konserwacji rowów, pomagam organizować demonstracje i pokazy w zakresie nowości rolniczych. Jestem pełnomocnikiem d/s kontraktacji i uczestniczę w rozliczaniu zawartych kontraktów. Zbieram podatki, składki na NFOZ, prowadzę meldunki, lustruję pola, ubezpieczam zwierzęta hodowlane, biorę udział w spisach rolnych i powszechnych. Długo by wyliczać... 

— I co pan z tego ma? — Czasem dużo nerwów, a czasem zadowolenie. A na dodatek 14 zł od 1000 zł ściągniętego podatku, 15 zł od hektara zakontraktowanego żyta i 7 zł od sztuki bydła lub trzody. — To jest dużo?

— Niewiele. A pensji nie mam. I to mnie boli. Bo chłoporobotnik dostanie drugą rentę, a ja nie dostanę. Ja nie pracuję osiem godzin, tylko na okrągło przez dobę. Czasem w nocy milicja mnie budzi, żeby sprawdzić książkę meldunkową. Trzeba się napracować. Pracuje się w gruncie rzeczy honorowo, społecznie. Sołtys musi chodzić, jak ten zegar na ścianie. Na okrągło, równo, bez zgrzytów. Czasem się szarpie, robi coś w gospodarstwie, ktoś przychodzi, trzeba rzucać rogotę i iść do ludzi. 

— Zatrzymajmy się przy szczegółach. Co to znaczy, że sołtys uczestniczy w rozliczaniu z kontraktacji? — Najpierw chodzę po domach I zawieram z rolnikami umowy kontraktacyjne na pięć lat. Dwa razy w miesiącu odnoszę umowy do GS, tam wszystko spisują, a Ja każdemu rolnikowi przynoszę do domu. Potem chodzę za rolnikami, patrzę czy wszystko rośnie i przypominam, że umowa zobowiązuje. 

— A jak coś nie wyjdzie? 

— Wtedy opiniuję wnioski w sprawie umorzeń w podatku i zastosowaniu ulg w kontraktacji. Jak padnie koń albo krowa, na przykład. Czasem GS nie wychodzi z planem. Przychodzą do mnie, a ja idę do takiego rolnika, który ma jakiś zapas do sprzedania i ja o tym wiem. Mówię: 

„Franek, tobie pewnie by się przydało z 15 metrów węgla. Sprzedaj ty jeszcze 15 metrów żyta, a będziesz miał ten węgiel”. Udaje się... 

— W ramach kontraktacji trzeba wyprodukować dobry towar... 

— Toteż co trzy lata zmienia się kwalifikowany materiał siewny i sadzeniaki. Ja zajmuję się rozprowadzaniem żyta i sadzeniaków. Teraz przywieźli ziemniaki z Centrali Nasiennej z Koluszek, więc szopa pełna worków. Widzi pan, że co rusz chłopi przynoszą puste worki. 

— Naczelnik Korzeniewski twierdzi, że u niego w dniu przyjęć interesantów poczekalnia jest pusta. 1 to się zgadza. To jest wyłącznie zasługa Urzędu Gminy? 

— Korzeniewski to porządny naczelnik, rozumie ludzi. Ale że się do niego nie pchają, to zasługa sołtysów. Bo najpierw ludzie pchają się do mnie. Co mogę, to załatwię na miejscu. Inne problemy i potrzeby przekazuję w GS I SKR, a te najważniejsze — w gminie. Bywa, że trzy razy w tygodniu jestem w gminie. Cały dzień człowiek łazi. Bo sołtys to jest mała władza, która musi trzymać za klamki u władzy wyższej... 

— Wszystko się udaje załatwić? 

— Dużo. Ale trzeba być upartym. Ostatnio w czynie społecznym utwardzono podjazd do remizy strażackiej, podjazd do szkoły, zbudowano pętlę dla autobusu dowożącego dzieci do szkoły. Nie udało się poprawić zaopatrzenia sklepu spożywczego. A najgorzej jest z usługami. Brakuje części. Kosiarki stoją i sołtys nie pomoże, trzeba brać kosy do rąk. Ostatnio zepsuła się kolumna pamikowa... 

— No, właśnie! Urządza pan pokaz kiszenia zielonek i parowanią ziemniaków, a potem nie ma folii albo kolumny parnikowej. 

— Pokazywałeś, to dawaj! Wszystko odbija się na sołtysie, on jest najbliżej ludzi. Czasem trzeba być ślepym i głuchym, czasem widzieć, ale nie mówić. Teraz unormowała się trochę sprawa z węglem, nie ma tłoku. A materiały budowlane rozdziela się komisyjnie. Chłop pisze podanie, komisja rozpatruje. Jest większa sprawiedliwość. 

— Sołectwo liczy 133 gospodarstwa i 568 mieszkańców. Zna pan wszystkich? 

— U nas nie ma działek z kioskami i raz do roku przeoraną ziemią Sami stali gospodarze. Ktoś przybędzie, dziecko się urodzi, ktoś umrze — wszystko jest u mnie w książce meldunkowej. Wiosną przeglądam całą wieś. Jak nie zasiane, mówię: 

„Zrób coś, człowieku, nie będę z tym latał prosto do gminy”. I zrobi. Wiem, kto śpi dłużej, a  kto wcześnie wstaje. Kto może coś zrobić, i kto nie może. Staruszek idzie w żniwa po maszynę do SKR, a tam mówią: 

„Już jedziemy” Mijają trzy dni i nie ma nikogo. Wtedy idę ja i załatwiam, bo starym należy się usługa w pierwszej kolejności. 

— W przyszłym roku wszystkich rolników obejmą renty i emerytury. — U nas ziemia nie będzie leżeć odłogiem, bo są następcy. Mnie co innego, boli. Są staruszki, co biadają, że nie mają opieki. Jeden syn coś da, drugi nie da. Opiekun społeczny w gminie mówi, że wniosek o zapomogę musi wystawić opiekun wiejski. Ten twierdzi, że jak babka ma trzech synów, to powinni ją utrzymać. Albo ojciec zapisał synowi gospodarkę i nie dostaje renty. Z tą rentą to nie jest do końca pomyślane. Bo rolnik na pięć lat przed rentą musi najwięcej sprzedać państwu, a przecież wtedy on jest już za słaby, żeby dużo produkować. 

— Kobiety lubią sołtysa? 

— Na pewno! W tym roku założyłem im magiel. Ale mężczyźni też się cieszą. Kuźnię się wyremontowało i sprowadziłem z Wiskitna kowala. Teraz kowal jest na wsi niezbędny. Nie tylko podkuwa konie. Reperuje pługi, maszyny... 

— Przy organizowaniu jakiejś akcji lepiej się oprzeć na kobietach czy na mężczyznach? 

— Prawie po równo. Ale z chłopami lepiej. Kobiety trochę się boją, czekają na decyzję mężów. 

— Co to jest „uśmiech sołtysa”? 

— Wiem, wiem! Tylko, że to jest trochę niesprawiedliwe, poniżające. Bo ja, na przykład, nie lubię pijaków. Nie dalej, jak wczoraj młody traktorzysta zapił się u nas na śmierć. Za mocno się oparł o bufet. Żeby coś załatwić, trzeba oprzeć sprawę o bufet. To jest modne, ja też nieraz wypiję... 

— Tępi pan bimbrowników? 

— U nas nie ma takich. 

— A jak ktoś stuknie coś w łepek i zahandluje po cichu? 

— Wie pan co? Mnie bardziej interesują ludzie. Ja nie muszę dokładnie wiedzieć, co i kiedy się komu okoci. Od tego jest weterynarz. A na wsi przy świniobiciu obowiązuje tradycja poczęstunku. Dla uszanowania tradycji jest przepis, który mówi, że gospodarz ma prawo dać sąsiadowi pięć kilo w podarunku. Jak on panu sprzeda, to pan powie, że poczęstował... 

--- W sprawozdaniu się pisze, że i w tym roku zlikwidowano we wst 7 strzech. U sołtysa została słoma na stodole... - Ciężkie jest życie sołtysa, musi świecić przykładem. A tu nie ma desek ani papy... Mam 63 lata, 6 hektarów ziemi, trzymam trzy krowy, jałówkę lub byczka, sześć świń. Nie mogę myśleć tylko o swoim gospodarstwie, ale o całej wsi. Chodzę, ludziom pomagam, a swoje na ostatku. 

__ W zeszłym roku sołtys Trela został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. W tym roku otrzymał list gratulacyjny od prezydenta Miasta Łodzi, 100 tys. nagrody dla sołectwa i nagrodę indywidualną. Co pan zrobi z tymi pieniędzmi? 

— Zadysponuję nimi po uzgodnieniu z gminą. Trzeba naprawić przeloty wody, zniszczone mostki, dreny i wykończyć drogę między wsiami. Te sto patyków pójdzie jak nic, bo traktorzysta, robiąc trzy kursy dziennie, bierze tysiąc złotych. 

— Widzi pan następcę na urząd sołtysa? 

— Żona mówi, że drugiego takiego głupiego się nie znajdzie. 

— A następca w gospodarstwie? 

— Nie ma. W mieście siedzą. Wie pan, co? Ja nie zmieniłem dachu na' stodole, bo zbuduję nową. Mam już’ zgromadzony materiał. 

— Dla kogo pan będzie budować? 

— To jak? Mam po sobie zostawić ruinę? Robić trzeba, dopóki się żyje. Jak by wszyscy na wsi opuścili ręce, to by nie było co jeść... 

                                                                                     Rozmawiał: RYSZARD BINKOWSKI



Olechów - Łódź - Andrzejów - Horst Milnikel - Historia - Wspomnienia - cz.8

 

                                                            RZEKA   NER

Do  napisania  tego  artykułu  skłoniła  mnie lektura  książki  Maksymiliana  Barucha ;Pabianice  Rzgów  i  wsie  okoliczne, wydanej  w  Warszawie  w  1903 r.  / dostępna  w  internecie /

    Jest  to  monografia  historyczna  dawnych  dóbr  Kapituły  Krakowskiej  w  sieradzkiem  i  łęczyckiem   Były  to  ziemie  tak  zwanego  Państwa  Pabiańskiego.  Administratorami  poszczególnych  wsi  byli  tak  zwani tenutaryusze, którzy  zarządzali  majątkiem  w  imieniu  Kapituły. Aby  upewnić  się  czy  Administratorzy  dobrze  wykonują  swoje  obowiązki, Kapituła wysyłała  Lustratorów  włości. Jednym  z  Lustratorów  był kronikarz  Polski, JAN  DŁUGOSZ  lata  1453 - 1466 W  tym okresie  sporządził  mapę  dóbr  Kapituły  Krakowskiej. W  opisie, Położenie  geograficzne, warunki  naturalne  napisał ;Ziemię  Pabianicką  przecinają  dwie  główne  rzeki , Ner  i  Dobrzynka Ner  dążący  do  Warty, którego  źródła  we  wsi  Wiskitnie  się  znajdują. Jan  Długosz  ściśle  to  miejsce  określa. Ner  przedzielający  ziemię, Łęczycką  od  Sieradzkiej  wypływa  z  lasów  Wiskitna  i  Wiączynia  z  jeziora  zwanego Śmierdząca  Woda.

    Rzeka  Miazga;  nazwa  występuje  już  od  roku  1511. Także  na  mapie  topograficznej  sztabu  wojennego / Reg. Nr.46 /. W  Słowniku  Geograficznym  / l.c./  W  ślad  za  Goriaczkowskim  w opisie  wsie Bukowiec  i  Kraszew, rzeka  Miazga  nazwana  jest w tym czasie Będkówką.

    Rzeka  Ner  jak  sama  nazwa   wskazuje  bierze  początek  we  wsi  Nery, tylko  wieś  ulokowana  była  też  za  dzisiejszymi  torami  kolejowymi. Według  mojej  wiedzy, przepust wodny  pod  torami  kolejowymi, przy  ul.  Malowniczej, to  właśnie  widoczne  koryto  rzeki  NER. Następny  ślad  to  przepust  wodny  pod  ul.  Malowniczą, obok  Szlabanu. Dalej  przepust  wodny  pod  ul. Rokicińską  przy  wiadukcie  autostrady.  Następnie  rzeka  płynęła  przez  wsie Nery  i  Ustronie, obok  osiedla  kolejowego  i  przepływała  pod  ul.  Zakładową.

  W  latach  60-siątych  ubiegłego  wieku, na  przedwiośniu, kiedy  śnieg  topniał, wody  NERU  zalały  Osiedle  Kolejowe.  Po  tym  zdarzeniu  PKP  rozkopało  ulicę  wymieniając  kręgi  betonowe  na  kręgi  o  większej  przepustowości  wody. Od  ul.  Zakładowej  woda  płynie  równolegle  do  autostrady, by  przepłynąć  przepustem  wodnym  pod  torami  kolejowymi.

  Następny  widoczny  ślad  rzeki. Jadąc  ul.  od  Przylesia  do  Feliksina , należy  dotrzeć  do  olszyn, idąc  w  kierunku  ul.  Ziemiańskiej. Jest  tam  poszerzone  koryto  rzeki  NER, obok  studnia  betonowa, do  czerpania  wody. 

 P.s. Według  dokumentów  opublikowanych  przez  pana  Andrzeja  Brauna, tyczących;  Bukowca i  Zielonej  Góry,  Prusacy  planowali  spławiać  drewno  pozyskane  z  Puszczy  Łódzkiej. W  tym  celu, chcieli  uregulować  rzekę  NER.  Plany  pokrzyżował  im  Napoleon. Szkoda,  co  prawda  puszczę  by  nam  wycięli, na  pocieszenie  moglibyśmy, na  wycieczkę  lub  zakupy,  do  Poznania  popłynąć  łodzią.

 

                                                                                     H.  M.   „ Pastuch „                                                  

 

       

           ZSYŁKA  NA   SYBERIĘ   I   DO   MOSKWY   Z  OLECHOWA  I  ANDRZEJOWA

     Znana  i  lubiana  postać   w   Andrzejowie,  pan  Henryk   Maciejewski   przyprowadził  kilku  zagubionych  byłych  mieszkańców  Olechowa  i  Andrzejowa.

    Odbywali  podróż  sentymentalną  do  miejsc  swojego  dzieciństwa.  Z  Polski  wyjechali  do  Niemiec  jako  kilkunastoletnie  dzieci.  Chcieli  obejrzeć  miejsca  swojego  dzieciństwa, dom  rodzinny, szkołę, cmentarz.  Tak  jak  to  było  możliwe  zaspokoiłem  ich  oczekiwania.  Jedna  z  tych  pań  miała  jeszcze  jedno  pragnienie.  Jej  mama  wspominała  że  po  wyzwoleniu, skierowano  ją,  jak  i  wiele  kobiet  do  pracy  w  gospodarstwach  rolnych  u  Polskich  gospodarzy. 

Mamę  skierowali  do  wsi  Kotliny  k. Kurowic   Maszerowali  pieszo  i  przed  wieczorem  dotarli do  Kotlin. Noc  spędzili  u  gospodarzy  w  Młynie  Wodnym.

   Następnego  dnia  były  przydzielane  do  poszczególnych  gospodarzy.  Gospodarstwa  i  gospodarzy  nie  odnaleźliśmy,  ale  Młyn  przetrwał  i  bardzo  wzruszyła  się  jego  widokiem. Bardzo  spodobało  się  jej  też  otoczenie, kwieciste  łąki, rzeka, wiejski  klimat.

   Zadowoleni  wracamy  do  Andrzejowa  z  tej  wyprawy.  Wtedy  córka  powiedziała: mama  miała  szczęście, jej  grupa  trafiła  do  Kotlin, gdyż następne  grupy  kobiet,  pomaszerowały  do  Moskwy  i  na  Syberię.

    Przypomniałem  sobie  artykuł  z  Dziennika  Łódzkiego  sprzed  kilku  lat.  Autor  artykułu rozmawiał  z  mieszkańcami  wsi,  Moskwa  i  Syberia, skąd  wzięły  się  tak  egzotyczne  nazwy wsi?  Zdaniem  mieszkańców  wsi  Syberia; dawny  właściciel  tych  ziem,  lokował  tam  krnąbnych  chłopów. Wieś  posadowiono  na  krańcach  jego  włości, warunki  do  życia  były  tam bardzo  niedogodne. Jeżeli  chodzi  o  nazwę  wsi  Moskwa, nie  pamiętam  wyjaśnienia, domyślam  się  że  lokowano  tam  chłopów  posłusznych  i  zamożnych, wiadomo  stolica.

   Reasumując,  jej córka  prawdy  o  zsyłce dowiedziała  się  po  75  latach.

 

     Wieś  Moskwa  oddalona   jest  około  10  km  na  południe  od  Brzezin

     Wieś  Syberia  oddalona    jest  około  10  km  na  północ     od  Brzezin

             

                                                                   Horst  Milnikel  / pastuch /   22. 10.  2023  Andrzejów     

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

                                                    DER FLUSS NER


Die Lektüre eines Buches von Maksymilian Baruch: Pabianice Rzgów und benachbarte Dörfer, erschienen 1903 in Warschau / im Internet verfügbar / hat mich zu diesem Artikel veranlasst.

    Es handelt sich um eine historische Monographie über die ehemaligen Güter des Krakauer Kapitels in den Regionen Sieradz und Łęczyca.  Die Verwalter der einzelnen Dörfer waren sogenannte Tenutarien, die das Gut im Auftrag des Kapitels verwalteten. Um sicherzustellen, dass die Verwalter ihre Aufgaben gut erfüllten, entsandte das Kapitel Lustratoren in die Ländereien. Einer dieser Lustratoren war der polnische Chronist JAN DŁUGOSZ, der in den Jahren 1453 - 1466 eine Karte der Güter des Krakauer Kapitels anfertigte. In der Beschreibung Geographische Lage, natürliche Gegebenheiten schrieb er: "Das Land Pabianice wird von zwei Hauptflüssen durchzogen, dem Ner und dem Dobrzynka Ner, die in die Warthe münden, deren Quelle sich im Dorf Wiskitnie befindet. Jan Długosz hat diesen Ort genau definiert. Der Ner, der das Łęczyca-Land vom Sieradz-Land trennt, fließt aus den Wäldern von Wiskitno und Wiączyń aus einem See namens Śmierdząca Woda.

    Der Fluss Miazga; der Name wird seit 1511 erwähnt, auch auf der topographischen Karte des Kriegsstabes / Reg. Nr. 46 /. Im Geographischen Wörterbuch / l.c./ wird der Fluss Miazga nach Goriaczkowskis Beschreibung der Dörfer Bukowiec und Kraszew zu dieser Zeit Będkówka genannt.

    Der Fluss Ner entspringt, wie der Name schon sagt, im Dorf Nery, nur dass das Dorf auch hinter den heutigen Bahngleisen lag. Meines Wissens ist der Wasserdurchlass unter den Bahngleisen an der Malownicza-Straße das sichtbare Bett des Flusses NER. Die nächste Spur ist der Wasserdurchlass unter der Malownicza-Straße, neben der Schranke. Der nächste ist der Wasserdurchlass unter der Rokicinska-Straße bei der Autobahnüberführung.  Danach floss der Fluss durch die Dörfer Nery und Ustronie, vorbei an der Eisenbahnsiedlung und unter der Pflanzenstraße hindurch.

    In den 1960er Jahren, im Vorfrühling, als der Schnee schmolz, überschwemmte das Wasser des NER die Eisenbahnsiedlung.  Nach diesem Vorfall grub die PKP die Straße aus und ersetzte die Betonkreise durch Kreise mit einer höheren Wasserkapazität. Von der Plant Street aus fließt das Wasser parallel zur Autobahn, um durch einen Wasserdurchlass unter den Bahngleisen zu fließen.

    Die nächste sichtbare Spur des Flusses. Wenn man auf der Straße von Przylesie nach Feliksin fährt, erreicht man die Erlen in Richtung Ziemiańska-Straße. Dort befindet sich ein verbreitertes Bett des NER-Flusses, daneben ein Betonbrunnen, aus dem Wasser geschöpft wurde. 

    P.s. Laut den von Herrn Andrzej Braun veröffentlichten Dokumenten über Bukowiec und Zielona Góra planten die Preußen, das im Lodzer Wald geschlagene Holz zu flößen. Zu diesem Zweck wollten sie den Fluss NER regulieren.  Ihre Pläne wurden von Napoleon vereitelt. Es ist zwar schade, dass sie den Wald für uns abgeholzt hätten, aber zum Trost konnten wir mit dem Boot nach Poznan fahren und dort einen Ausflug machen oder einkaufen.

                                                                                                           H.  M. " Hirte "  


DEPORTATION NACH SIBIRIEN UND MOSKAU AUS OLECHÓW UND ANDRZEJÓW


     Henryk Maciejewski, eine bekannte und beliebte Persönlichkeit in Andrzejów, brachte einige verlorene ehemalige Einwohner von Olechów und Andrzejów mit.

     Sie befanden sich auf einer sentimentalen Reise zu den Orten ihrer Kindheit.  Sie hatten Polen als Teenager in Richtung Deutschland verlassen.  Sie wollten die Orte ihrer Kindheit sehen, ihr Elternhaus, die Schule, den Friedhof.  Ich habe ihre Erwartungen so weit wie möglich erfüllt.  Eine dieser Frauen hatte einen weiteren Wunsch.  Ihre Mutter erinnerte sich, dass sie nach der Befreiung wie viele Frauen zur Arbeit auf Bauernhöfen zu polnischen Bauern geschickt wurde. 

    Die Mutter wurde in das Dorf Kotliny bei Kurowice geschickt. Sie marschierten zu Fuß und erreichten Kotliny noch vor dem Abend. Sie verbrachten die Nacht bei ihren Gastgebern in der Wassermühle.

    Am nächsten Tag wurden sie einzelnen Gastgebern zugewiesen.  Der Bauernhof und die Gastgeber wurden nicht gefunden, aber die Mühle blieb erhalten, und ihr Anblick hat sie sehr bewegt. Auch die Umgebung gefiel ihr sehr, die blühenden Wiesen, der Fluss, die ländliche Atmosphäre.

    Zufrieden kehrten wir von diesem Ausflug nach Andrzejow zurück.  Dann sagte die Tochter: Mama hatte Glück, dass ihre Gruppe in Kotlin gelandet ist, denn die nächsten Frauengruppen marschierten nach Moskau und Sibirien.

    Ich erinnerte mich an einen Artikel aus dem Dziennik Łódzki von vor ein paar Jahren.  Der Autor des Artikels sprach mit den Dorfbewohnern, Moskau und Sibirien, woher kommen solche exotischen Dorfnamen?  Den Dorfbewohnern zufolge stammt der Name aus Sibirien; der frühere Besitzer dieses Landes hat die abtrünnigen Bauern dort angesiedelt. Das Dorf lag am Rande seiner Domäne, und die Lebensbedingungen dort waren sehr ungünstig. Was den Namen des Dorfes Moskau betrifft, so erinnere ich mich nicht an die Erklärung, ich vermute, dass dort gehorsame und wohlhabende Bauern untergebracht waren, die Hauptstadt ist bekannt.

    Zusammenfassend lässt sich sagen, dass ihre Tochter nach 75 Jahren die Wahrheit über die Deportation herausfand.

Das Dorf Moskau liegt etwa 10 km südlich von Brzeziny

Das Dorf Sibirien liegt etwa 10 km nördlich von Brzeziny


                                                                      Horst Milnikel / Schafhirte / 22. 10. 2023 Andrzejów