wtorek, 31 marca 2015

K.Ciszewski - M.Kuszneruk - Zapomniane cmentarze w okolicach Bełchatowa

Mam przyjemność przedstawić czytelnikom bardzo ciekawą książkę autorstwa Krzysztofa Ciszewskiego i Maćka Kuszneruka: Zapomniane cmentarze w okolicach Bełchatowa.
Otrzymałem ją w prezencie od mojego brata Zbyszka, mieszkańca Kurnosa k.Bełchatowa. Znakomita grafika, piękne zdjęcia i opisy, widać wieloletnią ciężką pracę autorów książki. Dzisiaj rozmawiałem telefonicznie z panem Krzysztofem, który opowiadał o pracy i problemach. Brak zainteresowania wielu gmin, które powinny być zainteresowane propagowaniem tej książki i miejscowości w nich zawartych. Być może wstydzą się, że na ich terenie znajdują się tak zdewastowane zabytki...
Ja także opisałem losy cmentarzyka ewangelickiego w Rogowcu, które zamieściłem w tygodniku Fakty Bełchatów. Gmina Kleszczów (najbogatsza w Polsce), nie reaguje, dla niej ten temat jest tabu! Smutne, a jakże prawdziwe...
Serdecznie polecam tę pozycję, jest warta przeczytania, być może na przykładzie autorów książki, inni także potrafią odszukać i zadbać i opisać podobne cmentarze których jest bardzo dużo.
Informacje od autorów:
W grudniu 2014 roku, po prawie 2 latach  gromadzenia materiału, ukazała się druga publikacja książkowa autorstwa Krzysztof Ciszewski - Maciek Kuszneruk pt. "Zapomniane cmentarze w okolicach Bełchatowa". Poprzednia publikacja (sprzedany nakład 2.000 egz.) pt. "Schrony Bojowe Wojska Polskiego w okolicach Bełchatowa" cieszyła się ogromnym zainteresowaniem i na dzień dzisiejszy jest nieosiągalna w sprzedaży.
Nowa publikacja pt. "Zapomniane cmentarze w okolicach Bełchatowa" opisuje lokalizację i stan obecny ponad 30 starych cmentarzy ewangelickich, Braci Czeskich oraz żydowskich rozsianych na terenie powiatu Bełchatowskiego. Książkę ilustruje ponad 300 kolorowych fotografii ukazujących ich obecny wygląd o różnych porach roku. Oprócz opisów cmentarzy i sposobu ich urządzania dużą część książki zajmuje historia kolonistów niemieckich, czeskich i żydowskich zamieszkujących dawniej okolice Bełchatowa. W dalszej części publikacji można przeczytać o zapomnianych mogiłach cywilnych i żołnierskich oraz cmentarzach wojennych z I i II Wojny Światowej, rozsianych wzdłuż szlaków komunikacyjnych oraz w okolicznych lasach. Publikację zamyka prezentacja kilku polskich cmentarzy i kościołów na terenach Białorusi i Ukrainy, które odwiedziła Załoga Rowerowa ZGRZYT Bełchatów podczas wypraw rowerowych.
Format książki 25x21 cm, 200 stron (kolor) okładka miękka. 
Cena książki: 45,00 zł+ 9,00 przesyłka polecona (mogę wystawić rachunek)


Chętnych zakupu tej książki, proszę o wiadomość pod adresem: Borowa1914@interia.pl 





niedziela, 29 marca 2015

Artykuły dotyczące bitwy łódzkiej - część 33

Odcinek 33 moich materiałów na temat bitwy łódzkiej z czasopism: Nowy Kurjer Łódzki, Nowa Gazeta Łódzka i Rozwój z okresu 18.08 – 31.12.1914.  
Słownictwo i stylistykę zachowałem w oryginalnej pisowni.



Rozwój Łódź – 3 listopada 1914



Brzeziny – na zgliszczach – podczas cofania się, wojska niemieckie podpaliły następujące wsie w powiecie brzezińskim: Kołacinek, Zacywilki, Kobylinek, Maryanów i Krosnowa, ponadto w Krosnowej spalił się również dwór. Łuny tych pożarów w ubiegły poniedziałek i wtorek można było obserwować i w Łodzi. Ludność pozostała w najokropniejszej nędzy.



Pabianice – w piątek, dnia 30 października b.m. o godzinie 11 wieczorem, czyli w 5 niespełna godzin po przejściu ostatnich oddziałów niemieckich, wycofujących się na Łask, pojawił się oddział kozaków dońskich, powitany z radością i westchnieniem ulgi przez dyżurujących członków milicji. W sobotę nowe podjazdy konne, dały znać o zbliżaniu się pułku krasnojarskiego. Tysiące mieszkańców zebrały się w pobliżu magistratu, gdzie przedstawiciele Komitetu Obywatelskiego, urządził zbliżającym się wojskom, powitanie owacyjne.



Brzeziny – Jasień – lokalni Niemcy rosyjscy – na drodze między Brzezinami i Skierniewicami znajduje się wieś Jasień, zaludniona w większej części przez kolonistów niemieckich. Gdy Prusacy zaczęli cofać się z pod Warszawy, wypadła im droga przez tą wieś. Zamieszkali tam niemieccy koloniści, nie omieszkali się pośpieszyć z pomocą swym współbraciom i gdy dowiedzieli się, że Prusakom brak koni, wskazali im wszystkich włościan polaków, którym zarekwirowano wszystkie konie oraz zapasy spożywcze. Niemcy zaś koloniści nic nie stracili.

Łódź – Widzew – w ubiegły czwartek, gdzy wojska niemieckie znajdowały się na Widzewie, kilku wyższych oficerów udało się od jednego z obywateli miejscowych, z prośbą o sporządzenie kolacji. Podczas, gdy gospodyni przygotowywała kawę i oficerowie pruscy mieli zasiąść do stole, nagle wszedł ordynans z ustnym raportem, który zakomunikował pułkownikowi po cichu jakąś ważną wiadomość. Natychmiast oficerowie ubrali się, oświadczywszy, że kolację zjedzą później. Nie wytrwało 15 minut, gdy otworzyły się drzwi, i o dziwo, zamiast oficerów pruskich, weszli oficerowie rosyjscy, zapytując, czy nie ukrywają się tu przypadkiem Niemcy. Gospodyni zaprosiła zwycięzców do stołu, którzy wypili dymiącą jeszcze, smaczną kawę.
Rozwój Łódź – 4 listopada 1914

Łowicz – Łódź -
…... Wojska Rosyjskie ścigały Niemców nadzwyczaj energicznie. Pomiędzy Sochaczewem i Łowiczem wywiązała się bitwa, która trwała 4 dni i zakończyła się wyparciem Niemców z Łowicza, który przeżył kilka dni istotnie tragicznych. Gospodarka Niemców w Łowiczu, trwała z małymi przerwami blisko dwa tygodnie. Pociski armatnie zburzyły na ul. Mostowej dwa domy, a na ul. Podrzecznej jeden. Jeden pocisk trafił w budkę dróżnika i zabił 3 osoby. Druga bomba spadła do dołu, gdzie schroniło się kilka osób, z których 5 zginęło na miejscu. W okolicach 
Łowicza pociski armatnie także wyrządziły znaczne szkody. Niemcy zniszczyli w Łowiczu wszystkie mosty, zarówno kolejowe jak i szosowe. Budynki stacyjne na stacjach Kaliskiej i warszawsko-wiedeńskiej spalono, a urządzenie stacyjne zniszczono.Do Łowicza przyjechałem w niedzielę wieczorem. Ponieważ mosty na Bzurze były poniszczone, nie można było się przeprawić na drugi brzeg, więc w dalszą drogę udałem się dopiero w poniedziałek w południe i bez przeszkód przyjechałem wieczorem do Strykowa. Przez cała drogę widać było ślady cofnięcia się Niemców i pościgu za nimi. Wszędzie okopy, ślady ognisk, mnóstwo pierza. To Niemcy zabrali. W pobliski wsiach nie ma wcale drobiu, gdyż Niemcy wszystko zabrali.
Ze Strykowa nie można było jechać dalej, gdyż w pobliżu toczyły się walki, wróciłem więc do Głowna, potem pojechałem do Bratoszewic. W środę wieczorem wojsko Rosyjskie zdobyło na bagnety Stryków. Część zabitych w potyczce pod Strykowem pochowano na cmentarzu miejscowym, rannych zaś umieszczono w budynku szkolnym w Bratoszewicach. Część rannych, mianowicie kapitan Szczegolis i sześciu szeregowców, zmarło i pochowano ich na cmentarzu w Bratoszewicach. Niemcy, zmuszeni do opuszczenia Strykowa, rzucili na miasteczko kilka pocisków armatnich. Jeden z nich pękł koło kościoła katolickiego. Ślady kul widoczne na zewnątrz i ze szczytu kościoła. Dowódca oddziału niemieckiego nakazał podpalić kościół, zapalono już rusztowanie, lecz ogień nie rozszerzył się i zgasł. Oprócz tego spaliły się komórki w posesji Szyberta oraz kilka sztuk bydła. Między Strykowem i Zgierzem, ciągną się linie okopów Rosyjskich i Niemieckich, lecz starć tu nie było. Jedynie trupy koni, świadczyły o pośpiesznym odwrocie Niemców. Na całej przestrzeni od Warszawy do Łodzi, ludność formalnie jest ogłodzona. Chleb stał się zbytkiem, na który nie każdy może sobie pozwolić. Innych produktów żywnościowych również jest zupełny brak. Tytoniu, papierosów nigdzie nie można dostać. Dowozu żadnego nie ma, bo nikt nie ośmielił się wyjeżdżać z obawy, aby Niemcy nie zrabowali koni.

Sieradz – wojska niemieckie pośpiesznie fortyfikują się pomiędzy rzeką Wartą a Zduńską Wolą. Zduńska Wola jest pośpiesznie fortyfikowana. Mieszkańcy przedmieść otrzymali rozkaz usunięcia z zajmowanych stanowisk.


Piotrków – ewakuacja jeńców – przez Piotrków, ewakuowano z górą 50 jeńców niemieckich, pochwyconych przy szeregu utarczek pod Noworadomskiem.


Ozorków – Aleksandrów – Franciszków – wczoraj przed południem we wsi Franciszków, leżącej na drodze z Ozorkowa do Aleksandrowa, zaczęła się walka pomiędzy uciekającymi Niemcami i ścigającymi ich wojskami rosyjskimi.

Rannych żołnierzy przewożą do Aleksandrowa, skąd po dokonaniu pierwszych opatrunków do Łodzi. Wyniki walki dotychczas niewiadome.

Pocztówka zamieszczona powyżej, pokazuje teren wojny i zniszczenia w Prusach Wschodnich, jest warta pokazania.


wtorek, 24 marca 2015

Bukowiec - Kotliny - Cmentarz - Szkoła - Miejscowi Niemcy - Wspomnienia rodziny Turek

Wspomnienia pań: Janiny i córki Ewy Turek.
Pani Janina wspomina, że urodziła się w Kotlinach. Do Bukowca na ulicę Górną 1 sprowadził się jej tata Antoni, który mieszkał w Kotlinach. Wspomina o dwóch młynach które należały do Niemców, pierwszy należał do Wolskiego, miejscowego Niemca (stoi za zalewem, mocno zniszczony), drugi należał także do Niemca o nazwisku Limke lub Lemki.
Młyn wodny w Kotlinach (Wolski), ruina, rozszabrowany, rozkradziony przez "złomiarzy" po 1945 roku...


Bardzo ciekawe zdjęcie z ok.1930 roku, przedstawiające rodzinę Turek w Kotlinach.
 Pani Ewa wspomina, czasy szkolne, pokazuje zdjęcie szkolne z 1970 roku, z siódmej klasy. Są wszyscy uczniowie i uczennice, także nauczyciele, Halina i Roman Drynkowscy i Henryk Jasiński. Później nauczyciele przenieśli się do szkoły w Wiskitnie.


Widoczny na zdjęciu plakat przedstawia 100 rocznicę urodzin Lenina, tak nas z tym wszystkich oszukiwano, taka była w tym czasie propaganda w szkołach. W tym czasie chodziło do naszej szkoły dużo uczniów, klasy miały nieraz i po czterdziestu uczniów.

Następne zdjęcie klasowe, ze szkoły w Bukowcu, ciekawy piec przedwojenny.
Spytałem panią Janinę co może powiedzieć o zbiorowej mogile przy cmentarzu ewangelickim
w Bukowcu.
Pamiętam, ze chowano Niemców na tej działce która znajduję się między sklepem metalowym a cmentarzem.  Na przełomie 1944-45 roku była bardzo mroźna zima,. Niemcy z Bukowca i okolic uciekali na sankach ze swoimi rodzinami w kierunku Pabianic, ale tam ich wszystkich zatrzymano, musieli wracać do domów. Ja ich widziałam jak szli przez Kotliny, bo w tym czasie jeszcze tam mieszkałam. To spotkało także naszego Niemca z żoną, nazywali się Felker lub Felkier., ich dzieciom udało się uciec do Niemiec. Byli młodsi, silniejsi, ich rodzice nie nadążali, byli już starszymi ludźmi. Niektórzy z Niemców celowo opóźniali ucieczkę, licząc, ze będą mogli zostać, nowe władze pozwolą na pozostanie, bez represji w stosunku do nich.
Panie Turek wróciły do tematu mogiły zbiorowej w Stróży.
Pani Janina wspomina, że jak odkopali w 1945 roku mogiłę, to złapali tą starszą Niemkę, strasznie ją bili, chyba straciła przytomność, ale żywcem wrzucili ją do tego dołu i zasypali. Podobno ziemia na górze popękała.(inna wersja niż podawana wcześniej). Wspomniała, że tym gospodarzem który zabił żandarma był pan Cieszkowski. Także, część miejscowej ludności nie była zadowolona, jak reszta Polaków znęcała się nad miejscowymi Niemcami, oni w swoich rękach wynosili z dołu kawałki kości pomordowanych. To było straszne.
Zapytałem o dom na ulicy Dolnej 150.
Pani Ewa potwierdziła że mieszkała w nim rodzina Pachów. Pan Pach pracował w w starej prochowni, widać z Bukowca ten komin. On kulał na jedną nogę, chodził do pracy piechotą, później dojeżdżał rowem, dopracował do emerytury . Ktoś go zamordował, zostawił chorą żonę, syna rok wcześniej zabił samochód w Bukowcu. Wdową piekowała się pani która niedaleko mieszkała, później zainteresowała się nią gmina i umieściła ją w Łaznowskiej Woli, w domu opieki. Chyba po 4 latach pobytu w tym ośrodku ona zmarła. Została pochowana jak reszta jej rodziny na cmentarzu w Kurowicach. Nie potrafią przypomnieć sobie nazwiska niemieckiego właściciela tego domu.

Dom drewniany w Bukowcu, ul.Dolna 150
 Wracając do posesji na Górnej 1, to należał ten drewniany dom do niemieckiej rodziny. Był to dość duży budynek drewniany składający się z czterech pokoi, przez środek przechodziła tzw. sień, był mocno zdewastowany jak moi rodzice z Kotlin, się do niego wprowadzali, nie było kilku okien i drzwi. Dziadkowie już wcześniej w nim mieszkali, ale byli mocno chorzy i nie mogli zadbać i go remontować.


Na obu zdjęciach widoczny w części stary budynek i rodzina państwa Turek
 Wracając do tematu kościoła, to pani Janina wspomina o kapliczce. Przyjechali ubowcy i ją zniszczyli, miejscowe kobiety bardzo płakały. Kościół we wcześniejszym czasie został zniszczony i rozebrany. Miejscowi Polacy wynosili co się dało, dobre drewniane elementy, podpory, zapory co się dało...
Zobaczyłem zdjęcie, przedstawiające drewniany budynek składał się z trzech izb), już nie istniejący na ulicy Dolnej..
Mieszkała w nim nasza sąsiadka która pracowała u Niemca (Schlochau ?), koło obecnego domu Kilerów na ulicy Rokicińskiej. Podobno przeszła u niego straszne rzeczy, musiała uciekać, ukrywać się. Do chwili obecnej nie chce na te tematy rozmawiać, szczególnie jak odwiedzają Bukowiec potomkowie z Niemiec.

poniedziałek, 23 marca 2015

Mord - Stróża - Wiskitno - Szkoła Podstawowa nr.130 - cz.5

W ubiegłym tygodniu zadzwoniłem do Szkoły Podstawowej nr.130 w Wiskitnie, szukając bliższych informacji dotyczących mordu z 1941 roku w Wiskitnie. Połączyłem się z panią DyrektorAleksandrą Sawicką – Kowalczyk.

dyrekcja
 Przedstawiłem moją chęć uzupełnienia informacji, pani Dyrektor przekazała moją prośbę do nauczycielki historii, pani  Agaty Pielacińskiej – Grędy.

DSC_0260
 Natychmiast zadzwoniła do mnie pani Agata. Obiecała, że zapyta uczniów, być może dopiszemy dalsze informacje tego tragicznego wydarzenia. Dzisiaj otrzymałem SMS-a od pani Agaty:
"Dzień dobry!, w sprawie 14 straconych. Informacja od rodziców: mężczyzna, który zabił żandarma niemieckiego nazywał się Gondzio. Potem uciekł i ukrywał się gdzieś w województwie piotrkowskim.
Więcej informacji  może mieć rodzina Derach lub Bartłomierczyk z Wiskitna. Nie mam z nimi kontaktu, ale
jakby co, proszę dać znać-poszukam."
Wspaniała wiadomość, serdecznie dziękuję pani Agacie, uczniom, także ich rodzicom!
Oczywiście, bardzo zależy mi na dalszych informacjach.
Zdjęcia: sp130.edu.pl/nauczyciele/



Zielona Góra - Gałków - Saperzy - Okopy - Bitwa 1914 roku. - 2015

Od prawie trzech tygodni, cały las w okolicach Zielonej Góry i Gałkowa, jest podzielony na sektory, także można spotkać tabliczki z informacją, że są prowadzone prace saperskie i wstęp do lasu jest wzbroniony..
Jest to olbrzymi teren, spacerowicze mimo braku informacji , nie mogą w niektórych częściach wchodzić do lasu, saperzy ich wypraszają. Byłem z żoną i znajomymi z Zielonej Góry na spacerze, to było 15 marca w niedzielę. Znajomi mieszkają na linii z lasem, byli grzecznie "wypraszani" podczas wcześniejszych spacerów. Tym razem niedziela była dniem wolnych dla grupy saperów, dlatego bez przeszkód mogliśmy odbyć dłuższy spacer.
Postanowiłem następnego dnia pojechać do Zielonej Góry i poszukać saperów i w charakterystycznym miejscu w lesie (szlaban), zobaczyłem dwa samochody na szutrowej drodze. Stali ok.1 km w głębi tej drogi, zbliżałem się do nich z lekką obawą. Jeden samochód był ze znakami typowymi dla saperów. Podszedłem i spytałem jednego z nich, czy mogę zadać kilka pytań. O dziwo, był bardzo miły, powiedziałem, że piszę na temat bitwy o Brzeziny i interesuje mnie, co takiego wygrzebali do chwili obecnej?. Liczyłem, ze po prawie dwóch tygodniach intensywnych poszukiwać, zbiory będą naprawdę ciekawe, chciałem uzyskać chociaż zdjęcia tych eksponatów. Odpowiedź mnie zupełnie zaskoczyła, wojskowy odpowiedział mi, że nic nie znaleźli !!!
Tylko łuski karabinowe i ładownice, nic większego. Byli zdziwieni, że tyle pracy wielu ludzi, plus archeologów poszło na marne, także olbrzymie pieniądze... Powiedziałem im, że te tereny były przeczesywane wielokrotnie przez grupy amatorów z wykrywaczami metalu i trudno liczyć na coś ciekawego. Stwierdziłem, że gdyby szukali w linii granicznej Miazgi, mogliby liczyć na coś większego. Przecież w listopadzie 1914 roku, tam była linia frontu. Ten ciek jaki teraz widzimy, był szeroką i głęboką rzeką.
Porozmawialiśmy dość długo o historii, rozstaliśmy się z serdecznymi uściskami dłoni!
Przedstawiam, pocisk armatni lub moździerzowy który 4 lata temu znalazł będąc na spacerze w Zielonej Górze, mój przyjaciel Ryszard Świetlicki. Leżał on na wierzchu, wykopany przez jakiegoś amatora i z pewnością zapomniany lub był zbyt ciężki. Większy sukces niż całej grupy saperów i archeologów...






niedziela, 22 marca 2015

Zdjęcia - Szkoła - Stróża - Bukowiec - Königsbach - Kraszew - J.Frydrych - cz.5

Przedstawiam zdjęcia udostępnione przez panią Jadwigę:

   
Zdjęcie klasowe, szkoła w Stróży, nauczycielka i dzieci z pierwszej lub drugiej klasy z synem pani Jadwigi. Szkoła później została  przeniesiona do Wiśniowej Góry.



Zdjęcie z Kraszewa, rok 1945, młode dziewczęta przy sadzenia lasu, koleżanki pani Jadwigi ze Stróży i Leśnych Pinków.



           Szkoła w Bukowcu z roku 1945, klasa pani Jadwigi z nauczycielem Wawrzonowskim.



     
                                  Szkoła w Bukowcu, zdjęcie klasowe z 1974 roku:




Leśne Odpadki - Bukowiec - Königsbach - Miejscowi Niemcy - Cmentarz - J.Frydrych - cz 4.

Dalszy ciąg wspomnień pani Jadwigi:
Ostatnie dni przed wyzwoleniem, wieczorem niebo zabłysło, wyglądało jak choinki w kierunku Pabianic, zrobiło się widno, słychać było wybuchy bomb rzucanych na Łódź i Pabianice, tata powiedział, że wojnę już Hitler chyba przegrał! Tata nas zawołał na podwórko mówiąc: chodźcie dzieci zobaczcie co się dzieje. Ale tak mocno hukało, żeśmy się bały i uciekliśmy do domu.
Zapytałem panią Jadwigę, czy pamięta, kogo pochowano koło cmentarza ewangelickiego w Bukowcu zaraz po wyzwoleniu?
Pani Jadwiga: tak pamiętam byli to Niemcy. W latach późniejszych wykopywano tylko same kości, kopiąc w tym miejscu doły. (o szczegółach napiszę w innym artykule). Przyjechała jakaś komisja, zabrali szczątki i pojechali, kiedy to było nie pamiętam. Te doły i trupy były od strony północnej cmentarza. To byli niemieccy żołnierze. Bo u nas w Leśnych Pinkach{Leśne Odpadki) leżało ich dużo, bo to zabijali ich ruscy żołnierze. Dużo się z nich poddawało, dużo z nich było w lesie koło nas. Każdej nocy do nas przychodzili, bo nasz dom stał przy lesie. Prosili nas o wodę czy kawałek chleba. Tata mówił, pokrójcie tego chleba, dajcie im, bo to jest przykre jak jest ktoś głodny. Gotowałyśmy im także kawę, ale bez cukru, bo go nie było, także sacharyny. Bardzo nam zawsze dziękowali, bo się napili czegoś ciepłego, ogrzali się i wracali do lasu. Pytali się także o drogi ewakuacji, tata pokazywał im i tłumaczył. Wkrótce zrobiła się w Leśnych Odpadkach taka milicja.
Jak żołnierze dobrowolnie się poddawali, to oni ich zaprowadzali do gminy w Brójach. Tych wyższych oficerów to gdzieś zawozili, tych innych to rozstrzelali, ale gdzie ich pochowali, to nie wiem. Tu pod lasem jednego razu przyszło sześciu żołnierzy niemieckich, oni do samego końca walczyli, strzelali się z tą milicją. Tata powiedział, że zawsze żałował żołnierzy, ale ci to byli bez głowy, gdyby mogli, toby wszystkich pozabijali. W końcu jeden z nich, taki trochę kaleka to się poddał, nie mieli już broni, nie mieli czym strzelać, ale pozostała piątka nie chciała się poddać. Milicjanci wyprowadzili ich za stodołę sąsiadki, tej mieszkającej najbliżej lasu i rozstrzelali. Tak sobie myślałam, jak ta babcia mogła tam mieszkać sama i te pięć trupów tak leżało za stodołą! Później jak się trochę uspokoiło, zabrali ich. Koło naszego domu też jeden leżał. Strzelał cały czas i leciał, a miał płaszcz tak postrzelany że nie wiem. Tata był bardzo zdziwiony jak on mógł wytrzymać przy tylu dziurach. Był tak twardy, że milicja krzyczała do niego aby się poddał, ale on chciał uciec do lasu, strzelili do niego i tak został....
Pamiętam też jak jakichś Niemiec zginął na froncie, to w kościele w Bukowcu, rodziny zabitego kupowały wieniec i wieszały go w środku kościoła, zawsze było w nim dużo takich wieńców. Myśmy z ciekawości tam chodziliśmy, bo kościół był zawsze otwarty. Później jak ten kościół sprzedali Niemcy i zaczęli go rozbierać ( inna zupełnie wersja niż usłyszałem od innych), to Polacy poprosili ich, aby zostawili kawałek muru, bo chcą tam zrobić sobie kapliczkę, chętnie się na to zgodzili. Zostawili kawałek muru, nawet ze 2,5 metra długości, była w nim taka figurka. Jeden z naszych pięknie tę kapliczkę wykończył, ale później miejscowe partyjniaki ją rozwalili i taki był koniec...
Komu ona przeszkadzała, ten pan tak się napracował, była taka piękna. Jak ją zniszczyli to miejscowi byli tak strasznie źli, przecież ona mogła tak zostać, komu ona przeszkadzała?. Jak by ta kapliczka się zachował, wszyscy by wiedzieli, że w tym miejscu był kościół, ja pamiętam, ale ci młodzi nie będą wiedzieli.
Niemcy z Bukowca, po rozpoczęciu wojny otrzymali dużą pomoc od Hitlera, wzbogacili się, ogrodzili swoje obejścia. W Gałkówku była niemiecka fabryka prochu (prochownia) i amunicji, pracowali w niej Niemcy z Bukowca, także Polacy. Nie wiem co się tam stało, czy ktoś specjalnie coś zrobił, w każdym bądź razie nastąpił w niej wielki wybuch, krótko przed wyzwoleniem. Wiem, że zginęło tak kilku ludzi, tak strasznie biło, a tutaj w Bukowcu w domach to szyby wylatywały. Był taki podmuch, że na naszym podwórku, na dębach stare liście zrywało! Nasi Niemcy to ze strachu wszystkie pouciekali, chowali się w lesie kraszewskim. Jak później tam poszliśmy, ujrzeliśmy olbrzymie doły, takie, że w każdy weszłyby nasze dwa domy. Leżało wokół dużo mosiężnych łusek, my jako dzieci zbieraliśmy je, bo skupowali je na skupie złomu. Tata nam zabronił, gdyż bał się, że wdepniemy na jakiś niewypał, ale mówiliśmy mu, że będziemy uważać, każdy chciał zarobić troszkę pieniędzy...

środa, 18 marca 2015

Podpułkownik Henryk Świetlicki - Pabianice - Krzyż Walecznych - cz.11

Wszystkie materiały, dotyczące ppłk. Henryka Świetlickiego zamieszczone na moim blogu są zastrzeżone. Posiadam wyłączne prawa do ich publikacji. Dalsze zamieszczanie tekstu, zdjęć 
i  dokumentów tylko po uzyskaniu zgodny właściciela bloga.


Krzyż Walecznych z dwoma okuciami.
Przedstawiam poniżej skany Legitymacji nr. 50310, nadania Krzyża Walecznych z dwoma okuciami z 1922 roku.dla sierżanta Henryka Świetlickiego z 6 p.p.Legionów Polskich, Dekretem Wodza Naczelnego, nadanego mu rozkazem numer.12799 z dnia 31.7.1922 roku.
podpisał Minister Spraw Wojskowych, Generał Dywizji Sosnkowski.






Skan legitymacji nr.38390, wydane przez Ministerstwo Spraw Wojskowych upoważniająca sierżanta Henryka Świetlickiego z 6 p.p. Legionów Polskich, do noszenia Krzyża Walecznych z trzema okuciami,
nadanego Dziennikiem Personalnym 41/21,- 19/22, -31/22.
W imieniu Ministra Spraw Wojskowych , Szef Biura Personalnego: Kominkowski Ppłk.


Zdjęcia :



wtorek, 17 marca 2015

Leśne Odpadki - Bukowiec - Königsbach - Miejscowi Niemcy - J.Frydrych - cz. 3.

Zapytałem panią Jadwigę kto mieszkał w Leśnych Odpadkach:
W naszej wsi mieszkali sami Polacy, w przeciwieństwie do Bukowca, gdzie mieszkały tylko dwie Polskie rodzina, reszta to byli Niemcy. Natomiast na sąsiedniej Stróży mieszkało dużo Niemców, moja mama ze Stróży się wywodziła, natomiast tata z leśnych Odpadków.
W następnym pytaniu chciałem się dowiedzieć, gdzie przebywali, kiedy Polskie Wojsko kazało im we wrześniu opuścić gospodarstwo:
Pojechaliśmy do lasu bardziej w kierunku Bukowca, zawiózł nas tam wujek swoim wozem, jak jechaliśmy lasem na drodze leżał granat, całe szczęście, że nie przejechaliśmy po nim. W tej części lasu było mniej wojska, jednak ich widzieliśmy jak chodzili, być może oni zgubili ten granat. W lesie spędziliśmy całą noc, później wróciliśmy do naszego domu, Widać zmieniono decyzję, armaty i okopy jeszcze były, ale w krótkim czasie Wojsko Polskie znikło.
Pani Jadwiga zaczęła opowiadać o swoim tacie, który we wrześniu walczył z Niemcami:
Tata wspominał, że na białą broń walczyli z Niemcami, byli by go zabili, tylko go kolega uratował. Z tych nerw tata dziabnął jednego Niemca i go zabił. Później został ranny, niemieckie samoloty atakowały ich z powietrza, strzelały i bombardowały. Tata położył się w dużych łętach kartoflach, w jednej redlinie położył się sam, w drugiej swój karabin, w tym momencie był wybuch, urwało lufę od karabinu, dostał nią w głowę, ale nie wiele pamięta, został zasypany, wydostał się, bolała go głowa, lała się krew. Niemcy zaczęli palić las z każdej strony, musieli przez ten ogień przedostać się, to było straszne jak wspominał tata.
Spytałem, kiedy jej rodzina sprowadziła się do Bukowca:
to było wiosną 1945 roku, tata dostał tytuł własności na dom pod numerem 18 na ulicy Dolnej. Także przydział ziemi, bo służył w wojsku. W tym domu mieszkała niemiecka rodzina Rometz, tak się nazywali z męża, bo tak nazywała się córka.
Na zdjęciu: Olga Rometz z synem Hostylem, tym który odwiedził panią Jadwigę. Własność  p.Jadwigi - ok.1941 roku.


One (matka i córka i wnuczek) zaraz po wyzwoleniu zniknęły, ale później wróciły i zamieszkaliśmy razem w tym domu. Później mój wujek zawiózł ich gdzieś i wyjechały. Po wojnie odwiedzili nas wnuczej i jego żona. Jak był chłopcem to mówił po Polsku, jednak podczas tej wizyty już nie potrafił się po naszemu porozumieć, tłumaczyła na Polski żona która była Polką. Przywieźli nam czekolady, było miło, opowiadał, że jego mama jeszcze żyje, zdziwił się jak powiedziałam, że moi rodzice już nie żyją.
Bukowiec, ul. Dolna 18, obecnie 68, mieszka syn pani Jadwigi, do 1945 mieszkała rodzina Rometz.


Mój tata opiekował się nimi, bronił je przed ruskimi, którzy chodzili po wsi i gwałcili Niemki. Jeszcze bardziej jak byli pijani, ja sama chowałam się w domu pod łóżko, zamykaliśmy się, oni walili do drzwi, próbowali wejść. Raz przyszli ruskie, tata powiedział, że to jego służąca (ta Niemka), on służył w wojsku i wie jakie ma prawo, zażądał aby odeszli, bardzo się na tatę krzywili, ale dali spokój.
Zadałem pytanie, jak pani Jadwiga ocenia zachowanie i kontakty miejscowych Niemców?:
Ja nie mogę nic złego o nich powiedzieć, szczególnie jak sprowadziliśmy się do Bukowca, byli uprzejmi i mili. Także jak mieszkaliśmy w Leśnych Odpadkach, dużo napływowych Niemców mieszkało w Wiśniowej Górze, przyjeżdżali do nas , bo u nas było bardzo przyjemnie, las, rowy, stawy w lesie, ja byłam zawsze bardzo odważna, i mnie lubili. Mamę także, szczególnie Niemcy ze Stróży. Jednak też mieliśmy złe wspomnienia. Będąc na przykład w Wiśniowej Górze, rzucano w nas kamieniami, mówiąc: idzie Polska świnia!. To były wyrostki z Hitlerjugend. Pod koniec okupacji, jak Niemcy połapali się, że przegrywają wojnę, nazwozili do Wiśniowej Góry mnóstwo tych z Hitlerjugend.  Ostrzegł nas sołtys, żeby nie iść do szkoły w Stróży, gdyż oni wydali takie rozporządzenie o zebraniu wszystkich dorosłych i dzieci. Przygotowali butelki z benzyną, którą mieli te gnojki oblać mury szkoły i podpalić. Naszym sołtysem w Leśnych Odpadkach był Niemiec, i to on nas ostrzegł mówiąc, ludzie uciekajcie, nie idźcie tam, bo będzie nieszczęście! Uciekajcie nawet do lasu, noc przejdzie, może jutro się to uspokoi, był dobrym człowiekiem.....

Pamiętnik znaleziony w... - Radomsko - Bełchatów - Wojna - 1914 - cz.8

Po dwóch tygodniach rosyjskie wojska się cofnęły dalej na wschód poza Niechcice, my zaś mogliśmy powrócić do swego gospodarstwa. Gdyśmy przybyli na miejsce, naszym oczom przedstawił się nędzny widok. Pola okopami i pociskami działowymi poryte, oziminy stratowane, zborze ze stodół wyniesione, kartofli połowa wyniesiona, zaś na środku obory palono ogień - dziw, że nie spalili zabudowań, dwie świnie, które żeśmy pozostawili jak i drób zjedli żołnierze. Pozostał tylko pies i kot.
A na pamiątkę pozostały poza stodołą dwie mogiły poległych żołnierzy, w jednej 32 Rosjan, a w drugiej dwóch austryjaków, jak również i po sąsiednich polach pełno było mogił, a w nich ci, których zabrała do siebie straszna okrutna i nieludzka: Wojna!, Wojna!, Wojna!, co za straszny i grozą cuchnący wyraz, jeżeli wsłucha głębiej w to słowo: Wojna! Gdzie kultura?. Gdzie cywilizacja ludzkości?. Kiedy ludzie byli dzicy nie oświeceni, nie dziw, że napadali na siebie jak zwierzęta, ale kiedy cywilizacja poczęła udoskonalać ludzkość wytykając cel i postępowanie człowieka nie jak zwierzę, ale jak człowiek król i pan ziemi. I człowiek się udoskonalał, wrabiał stopniowo wchodząc na coraz wyższy szczebel oświaty. Z jednym godnym potępienia człowieka, ludzkość nie potępiła, nie odrzuciła od siebie, z wzajemnym napadaniem na siebie, bijąc się i mordując w tak straszny sposób, gdyż człowiek udoskonalając rozum, udoskonalił jednocześnie i narzędzia zbrodnicze i sposoby walki. A kiedy się już wzniósł człowiek ponad szczyty z narzędziami zbrodniczymi, wymyślił jeszcze straszne i śmiertelne gazy, najstraszniejszy i nieludzki sposób walki.
Przed wszystkimi narzędziami wojowniczymi może się człowiek ukryć, ale przed gazami już nie ukryje się nikt i nic. Nawet niewinne ptactwo padnie ofiara ludzkiego zwierzęcego rozumu. Na samą myśl, człowieka dreszcze przechodzą nad niektórym i okrutnym sposobem walki. O!, bo ludzie nie są jeszcze udoskonaleni ludźmi ale zwierzętami po stokroć gorszymi od najdzikszych zwierząt, jak lew jest królem zwierząt - tak człowiek jest królem zwierząt i siebie.
Gdzie nauka Chrystusa!, gdzie słowa Jego: Pokój przynoszę Wam!. Zostaliśmy Jego zwolennikami: Chrześcijanami. Ale czy idziemy za nauką Chrystusa?. Czy wykonujemy jego przykazania?. O! lepiej nie pytać i nazywać się Chrześcijanami, bo przybraliśmy imię Baranka, a nazwisko Wilka. Nauką Chrystusa uczyniliśmy handel, wykorzystując każdą Jego naukę do swych celów i dążeń. Biada Ci Ludzkości !!!


poniedziałek, 16 marca 2015

Bukowiec - Königsbach - Pogrzeby - Rodzina Turek - ul. Górna 1

Otrzymałem grzecznościowo zdjęcia rodziny Turek, pochodzą z różnych pogrzebów ich najbliższej rodziny.
Na zdjęciach można zobaczyć dużo mieszkańców Bukowca, być może ktoś rozpozna i przekaże nazwiska uczestników.

Ostatnia droga Eugeniusza, pracownika mleczarni w Kraszewie, samochód ciężarowy Star, i pracownicy mleczarni, jak warta honorowa.

Eugeniusz na tle szkoły na ul. Dolnej


Pogrzeb Eugeniusza (siostry p.Turek syn), zmarł w wieku 32 lat, ul. Górna, widać dach domu państwa Turek pod numerem 1 i dom z numerem 3.

Ulica Górna 1, nieistniejący już drewniany dom, trumna babci Turek i żałobnicy.- 1973 rok



Ulica Dolna, widoczna w głębi szkoła, karawan wypożyczony z Andrzejowa, powozi sąsiad, pan Świderek,
trumna ze zwłokami babci Turek, w kierunku kościoła w Kurowicach. - 1973 rok


Kurowice, wyprowadzenie trumny na cmentarz ze zwłokami babci Turek, rok 1973.



niedziela, 15 marca 2015

Major Seweryn Kozyra - 30 Dyw. Piech. Polesie - Kresy - Wspomnienia - 1939 - cz.2

Były to piękne strony i okolice. Niedaleko słynny Rozłucz i Sianki. Tu są źródła Dniestru i Stryja i Sanu.
Pod płaszczykiem ćwiczeń narciarskich, wojsko zapewniło spokój w tym rejonie pow. Turka k.Stryja, oraz uniemożliwiało przechodzenie Ukraińców na drugą stronę granicy, do tworzącej się za Karpatami armii ukraińskiej. Były wypadki, że wojsko, gdy złapało przekradającego się Ukraińca na druga strony granicy z bronią, lub na odwrót, to taki delikwent był kończony na miejscu. Węgrzy napotykając słaby stosunkowo opór ze strony Ukraińców, w ciężkich warunkach zimowych i terenowych zajmowali całą Ruś Zakarpacką, aż po naszą granicę.
Spotkanie wojska węgierskiego i polskiego w którym brałem udział , nastąpiło na przełęczy Uzockiej. Spotkanie było bardzo  serdecznie. Były przemówienia. Z naszej strony mówił generał Fabrycy, natomiast ze strony węgierskiej jakiś pułkownik - d-ca brygady. Kuchnie batalionu nakarmiły również Węgrów. Oficerowie spożyli posiłek wspólnie z oficerami węgierskimi. Czesi zatrudnieni w administracji w Słowacji, przechodzili granicę na naszą stronę i drogę przez Kraków udawali się do Czech. W m-cu marcu 1939 r. na skutek napiętej sytuacji międzynarodowej spowodowanej przez wyraźne dążenie Hitlera do wojny, częściowej mobilizacji naszej armii, zostałem odwołany wr4az z moją kompanią z Małopolski Wschodniej
i drogą przez Lwów, Włodzimierz Wołyński, Brześć, wracałem do Pińska i Łunińca zostawiając po drodze w Brześciu - pluton w 82 p.p. w Kobryniu - pluton z 83 p.p. w Pińsku, pluton 84 p.p. i w Łunińcu pluton
2 III/84 p.p. Byłem zupełnie zaskoczony, gdy na stacji kolejowej w Brześciu spotkałem w transporcie na zachód, mój 84 p.p. zmobilizowany. Zameldowałem się u dowódcy pułku płk.dypl. Stanisława Sztajerki, który mi oświadczył, że mam jechać do Pińska, gdzie mam zorganizować powołanych obecnie rekrutów
w Baon, mam być jego dowódcą i szkolić go. Zaś po okresie 3 m-cy, baon ten po selekcji na stać się baonem szkolnym i mam szkolić go do roli st. strzelców i kaprali.
Pocztówka z ok.1914 roku , Pińsk, zbiory własne.

Pocztówka z ok.1914 roku , Brześć Litewski, zbiory własne.

Baon początkowo rekrucki, a później o mniejszych stanach jako szkolny - był szkolony zgodnie z programem szkolenia aż do dnia 1.IX.39 r. t.j. do dnia napadu Hitlera na Polskę. Mimo żądań wysuwanych
przez Hitlera pod adresem Polski, jego demagogii, po zawarciu traktatu przez ministra Beka z Anglią i Francją o wzajemnej pomocy czuliśmy się dobrze i tak jak społeczeństwo nasze tak samo i korpus oficerski w 50 % nie wierzył, że wojnę przeciwko Polsce rozpocznie Hitler, mając na uwadze stanowisko Anglii i Francji. Będąc jednak ufny w swoje siły i gwiazdę rozpoczął wojnę w piątek dnia 1.IX.39 r. i tym samym wywołał pożar Europy. W dniu 2.IX.39 r. otrzymałem rozkaz od nowego d-cy 84 p.sp. II rzutu majora
Żelaskiego, który nakazywał udać się transportem kolejowym do wsi Bosiacz koło Kobrynia, t.j. w rejon koncentracji pozostałości 30 D.P.
 W godzinach popołudniowych załadowałem baon do transportu kolejowego i wraz z baonem rezerwy z Pińska i Łucińca udałem się w nakazany rejon.

Pocztówka z ok.1914 roku , Pińsk, zbiory własne.

sobota, 14 marca 2015

Pamiętnik znaleziony w... - Radomsko - Bełchatów - Wojna - 1914 - cz.7

Tak upłynęła może godzina, gdy wojska austriackie zwiększyły ogień z gorączkową szybkością i z jakimś przestrachem. Zaś od okopów rosyjskich doszedł nas wrzask Rosjan i huura! hurra!, okrzyk pędzonych do ataku w okopy nieprzyjacielskie z bagnetem w ręku. Nagle dopadli do okopów i rozpoczęła się walka na białą broń straszna, kiedy spojrzałem na walczących - myślałem, że się tam pali, taki błysk szabel i bagnetów odbijał się od promieni słonecznych. Wrzask, krzyk nie do opisania - różnych języków. Nie trwało pięć minut, gdy Rosjanie odparli wojska austriackie. A że myśmy z wielkiej trwogi wszyscy płakali, wpadli do piwnicy i uspakajali nas: " nie płaczcie, nie płaczcie, German uszoł w czortu!".
Gdy zajęli okopy na nowo, ogień rozpoczęli jeszcze większy, gdyż artyleria polowa rozpoczęła swoją piekielną muzykę, a pociski jak złe duchy co raz to czyniły swoje spustoszenie. Tak trwała ta kanonada parę chwil, gdy nagle... rozległ się huk i krzyk żołnierzy: ocho!!. A oczom naszym przedstawił się przestraszający widok: całe zabudowanie zostało otoczone dymem - patrzymy czy za chwilę nie pokażą się płomienie palących się budynków. Lecz o dziwo !, dym wiatr rozwiał, budynki się wyłaniają z poza dymu i kurzu, lecz tylko trzy wyłomy pozostały w naszym murze od pocisków armatnich. I tu był cud opatrzności, gdyż w oborze był cały inwentarz, mur zasypał żłoby i powrozy - tak, że tylko głowy bydła ponad gruzami były podniesione, a z pocisków odłamki były w belkach w pułapie, z bydła żadne nie było uszkodzone.
Wreszcie nadszedł wieczór oświecony palącymi się sąsiadów zabudowaniami. Strzały umilkły, tylko rzadko się ostrzeliwano. Po tym dniu  tak nieprzyjemnym postanowiliśmy uciekać do dalszych wiosek. Zabraliśmy rzeczy potrzebniejsze i przez gęsto usłanych żołnierzy poległych, przedostaliśmy się do obory, zabraliśmy inwentarz i uszliśmy aż do Niechcic...


Leśne Odpadki - Bukowiec - Königsbach - Wojsko Polskie - Wojsko Niemieckie - Sikawa - 1939 -cz2.

Jadwiga Frydrych - Leśne Odpadki - wspomnienia wojenne - 1939 rok ,.


Mój tata, dostał mundur i broń, miał zameldować się następnego dnia w Łodzi i natychmiast wyjechać na front. Brat taty mieszkał w Łodzi, tata w ostatniej chwili pożyczył od niego rower i przyjechał do Leśnych Odpadków, żeby nas jeszcze zobaczyć. Przyjechał w mundurze, my objęliśmy go za szyje i nie chcieliśmy puścić, płakaliśmy. Mama także płakała, zostawiał ją z małymi dziećmi. Mieliśmy w domu małego psa, (tata kiedyś pod marynarką przyniósł malutkiego szczeniaka), przywiązał się bardzo to taty. Jak przyjechał tego dnia do nas rowerem, on chyba go wyczuł, bo wyleciał do Stróży i tam go spotkał. Jak tata wracał do Łodzi, Cygan (tak miał na imię), pobiegł za nim aż do Wiskitna. Tata prosił go, żeby wrócił do domu, bo tam są Żydzi, mogą obrabować, usłuchał i wrócił do domu. Jak Polska przegrała wojnę na rzecz Hitlera, tata trafił do niewoli w Szydłowcu. Zanim tam trafił, to uciekał przez pola z karabinem i bronią krótką, był brudny i zarośnięty, znalazł troszkę marchwi i wody w głębokim dole, po tym dostał biegunki, bardzo źle się czuł. Jak leżał na tym polu zobaczyło go dwóch Niemców. Jeden z nich spytał: Jude?,

wygląd na to wskazywał, długa broda, ale na szczęście drugi z nich zaczął rozpinać tacie mundur. Zobaczył na jego piersi medalik z Matką Boską, zapytał: Pole? To go uratowało przed natychmiastowym rozstrzelaniem. Mój tata obu synom jak szli do wojska, przypominał, żeby zawsze mieli na piersi medalik. Raz napisał do nas list, aby go ratować, bo dłużej tak nie wytrzyma, że mieszka w takim barłogu w stodole, zamknięty, byle jak karmiony, tak było przez 6 tygodni, w liście napisał żeby go odwiedzić, taty szwagier z siostrą i wujek postanowili pojechać do niego. Najpierw rowerami, a później pociągami. Zabrali mu jedzenie, w tym pół bochenka chleby, który akurat upiekła nasza sąsiadka i najpotrzebniejsze rzeczy. Udało im się dostać do środka obozu na widzenie. Jak ich zobaczył, pierwsze o co poprosił, to to aby na mieście kupili mu garnitur. Powiedział, że ubranie cywilne potrzebne jest do ucieczki. Jego brat zapytał, co będzie jak cię złapią, przecież cię rozstrzelają. Tata powtórnie powiedział, kupcie mi ubranie! W Szydłowcu było w tym czasie dużo Żydów, można było kupować wszystko, kupili to ubranie. Przebrał się, ogolił i później powiedział do takiej babki, która stała tam na widzenie, czy pani może zasłonić to okienko, rozkładać swoją chustkę. Ona odpowiedziała, czemu nie, jak pan tak chce, on wyszedł tym okienkiem ubrany już po cywilnemu, mając w ręku przywieziony chleb, miał tez nóż, którym kroił go po kawałku i rozdawał jeńcom. W tym momencie przyszli żandarmi, złapali go i wyrzucili za bramę!. Nie musiał się przekradać, oni nić nie podejrzewali, był elegancki, ogolony. Jednak chciał ten chleb do końca jeńcom rozdać, strażnik pozwolił mu na to mówiąc: bitte. I tak uciekł.

Mama wcześniej pisała do Niemca prośbę, aby zwolnili go z obozu, ale oni takie listy wrzucali do kosza, jednak rozpowiadała, że ten list pomógł i jej męża zwolnili ! Miejscowi Niemcy nie przyczepiali się do niego, ale on był w tym czasie bardzo chory. Był przeziębiony, spuchł jak bania.

Przyszła taka babka i stawiała mu cięte banki, bardzo się pocił, tak że pot leciał ciurkiem. Te bańki pomogły, odeszła ta krew, pomogły też kompresy, ale cóż z tego niedługo zabrali go na roboty, później do kopalni na Śląsk. Niedługo tam popracował i też uciekł!! Załatwił sobie w tym czasie robotę przy kopaniu rowów, dostawał kartki żywnościowe, ale policja go aresztowała. Tatę i wuja aresztowali, siedzieli 5 tygodni na Sikawie, nie mieliśmy od nich żadnej wiadomości. Później nam opowiadał, że warunki były fatalne, wsadzili mnóstwo więźniów do jednej małej celi, przez 5 dni nie mogli nawet położyć się, po prostu stali jeden obok drugiego. Także nasza ciocia , moja chrzestna, uciekła z Niemiec, gdzie była na robotach. Nie wytrzymała. Miała siostrę bardzo podobną do siebie, jak przyjechali żandarmi, szukając jej, to ona była ona podwórku, powiedziała im, że nie wie gdzie jest siostra. Nie połapali się, za drugim razem ta druga siostra przykryła pierzyną poszukiwaną, Niemcy tylko zajrzeli do mieszkania i wyszli, upiekło się... Tata jak wrócił z Sikawy bardzo źle wyglądał. Niedługo pobył z nami, bliski sąsiad z Leśnych odpadków zadenuncjował go. Przyszedł Niemiec i o tym nam powiedział, że to wasz krajan Polak, tak zrobił! Jak przyjechali żandarmi na podwórko, strasznie płakaliśmy, baliśmy się odezwać. Żandarmi uspakajali nas mówiąc, że niedługo tata wróci. Nie wszyscy żołnierze i żandarmi niemieccy byli źli.

Pamiętam jak we wrześniu 1939 roku w Leśnych Odpadkach, blisko lasu stacjonowali żołnierze, nie wiem dlaczego akurat tam, gdyż na początku września w tym samym miejscu stacjonowali polscy żołnierze, tam kopali okopy. Któregoś dnia przyszło dwóch żołnierzy mówiąc żebyśmy natychmiast opuścili nasz dom, będzie on spalony, gdyż przeszkadza w lepszym widoku na zbliżających się żołnierzy niemieckich. Tak jak staliśmy, musieliśmy uciekać, mama wzięła tylko troszkę soli i krzyż. Zawinęła w chustę najmłodszego brata i poszliśmy do lasu. Wcześniej żołnierze brali z naszej studni wodę, myli się, poili konie, tak samo robili później żołnierze niemieccy. Nasz dom był trzeci od lasu (obecnie nie pozostał żaden z nich). Nasz pies Cygan, nie chciał iść z nami, leżał przed drzwiami na takim kamieniu w kształcie serca, drzwi były otwarte, ale nic nie zginęło. Był z nami brat taty, sparaliżowany z jednej strony. Jak wracał w stronę chałupy, Cygan strasznie się cieszył, aż wujek się popłakał.



Leśne Odpadki- w trumnie brat taty, stempel: Litzmannstadt B 2130 Photo Reinhold.

 Zaczęło się zamieszanie, żołnierze polscy zaczęli się wycofywać, okazało się, że Hitler wygrał wojnę. Później małymi grupkami nasi żołnierze przemykali się wzdłuż lasu, myśmy zaczepiali ich pytaliśmy, czy nie widzieli naszego taty. Oni odpowiadali: kochane dzieci, gdybyśmy go widzieli na pewno byśmy przekazali informację, z pewnością bardzo tatę kochacie! Jak przyszli w to samo miejsce niemieccy żołnierze, mieli kuchnię polową i akurat gotowali grochówkę. Myśmy jak to dzieci poszliśmy tam, oni już wyruszali na front, a było ich bardzo dużo, jeden z nich wziął mnie na rękę, powiedział ze łzami w oczach do nas: kochane dzieciaki, ja musiałem zostawić w domu też taką maleńką córeczkę. Nawet zrobiło mi się żal tego żołnierza. Niektórzy z nich mówili troszkę po polsku, u nich było zupełnie inaczej, grała orkiestra, gotowali wspaniałą grochówkę. Zaprosili nas do jedzenia, nakroili nam chleba, otworzyli konserwy, my nie przystosowani do takich luksusów, nie mogliśmy tego zjeść, oni nie chcieli nas puścić, tak nas polubili. Ja była bardzo odważna i zapytałam ich, czy nie mają czasem papierosów, gdyż mój kochany tata nie ma co palić, także wujek jest taki kaleki i też chciałby zapalić, i proszę chociaż po jednym papierosie dla każdego z nich. I nie powiem, dali mi po dwa cygara dla każdego z nich !!! Jak przyniosłam je tacie, nie mógł się nadziwić, że jestem taka odważna, przecież tych żołnierzy było tak dużo nie wszyscy musieli być dobrzy. Powiedziałam mamie, że kazali jej przyjść z wiaderkami po resztę grochówki, gdyż ją i tak będą musieli wylać. A smakowała wybornie, jednak mama z ciocią bały się iść do tych żołnierzy. Nie doczekali się, a wiedzieli gdzie mieszkamy i przyszli do nas z kotłem, powlewali do dwóch wiaderek tą grochówkę. Zapraszali nas do nich, bo nas bardzo polubili, nie mogłam się nadziwić, że i oni są dobrymi ludźmi......

piątek, 13 marca 2015

Odyseja Umysłu - Łódź - Kurowice - Bukowiec - Brójce - 2015 - cz.2

 
Uś     Uśmiech i ciepłe spojrzenie – mamy tego sporo… nie wspominając o uroku osobistym… (od lewej Martyna, Hania i Klaudia)
Pan  Pani Sędzia Sceny sprawdza listę Odyseuszy. Tylko dwie kukiełki spokojnie oczekują na sygnał rozpoczęcia konkursu
cho    O co chodzi z tymi dokumentami? Tyle czytania! Dobrze, że trener wie, co odpowiadać! (od lewej: Karol, Konrad, Martynka w peruce, Klaudia w pomarańczowej furażerce, Hania w czapce konduktorskiej , między trenerem a Sędzią Sceny stoi Staś, a Maciek jak zwykle z kukiełkami…)
Jeszcze tylko ostatnie poprawki kukiełek… Uśmiech nie schodzi im z twarzy!

Jeszcze pomiary… szerokości, wysokości i odległości. 

Drobne poprawki i jesteśmy gotowi!

Oto część torów… Mają one prawie 9 m długości!

Sędzia Czasu i my tuż przed występem…

Końcowe odliczanie. Idziemy po zwycięstwo! (od lewej Karol, Martyna, Konrad, Maciek, Klaudia, Hania i Staś)
Zdjęcia i teksty pod nimi przesłała mi pani Aneta Owczarek, bardzo dziękuję.






Jes