środa, 30 czerwca 2021

Będków - Fałszerze monet - Łódź - Republika - 1930

 Działo się w Będkowie - Republika - 18.4.1930

          WYKRYCIE FABRYKI 1-ZŁOTÓWEK

       Prywatna mennica znajdowała się w osadzie Będków pod Brzezinami.

               Policja aresztowała „fabrykantów” i ich pomocników.




    Władze policyjne odniosły nie lada sukces. Wykryły one pod Łodzią ogromną fabrykę fałszywych pieniędzy, która masowo zaopatrywała cały rynek polski w swe „wyroby". W fabryce tej produkowano jedynie jednozłotowe monety. Olbrzymie ilości falsyfikatów podejmowali kolporterzy różnych miast w całym kraju, którzy puszczali je w obieg. Głównym ich siedliskiem była Łódź. W mieście naszym kolporterzy, utrzymujący bezpośredni kontakt z konkurentami mennicy państwowej, mieli swych subkolporterów, a ci znów swoich pomocników. Władze, które niedawno stwierdziły, iż w obiegu pojawiła się znaczna ilość podrobionych monet złotowych, początkowo przypuszczały, iż fabryka fałszywych pieniędzy, produkująca monety do złudzenia imitujące prawdziwe, znajduje się gdzieś zagranicą i dopiero w ostatnich dniach, w wyniku przeprowadzonego, energicznego śledztwa, stwierdziły, że mieści się ona w cichej, mało znanej osadzie Będków pod Brzezinami. „Interes"' prowadził Kazimierz Luboński, zamieszkały w Łodzi przy ulicy Gołębiej 9 wraz ze swoją małżonką. Obawiając się w mieście rozpoczynać fabrykację, zawarli spółkę ze swym krewnym Adamem Przysieckim i w jego domku w Będkowie umieścili wszystkie maszyny. Onegdajszej nocy policja, posiadając już dokładne wiadomości o całej bandzie, otoczyła ze wszystkich stron fabrykę i przystąpiła do gruntownej rewizji. W małym domku zastano kilka osób przy „robocie", które początkowo chciały się rzucić do ucieczki, lecz na widok wymierzonych w ich stronę luf rewolwerowych zrezygnowały z tych zamiarów. Policja opieczętowała kilka precyzyjnych, świetnie wykonanych maszyn, stopy metalu, formy itd. oraz ogromną ilość już wyprodukowanych monet jednozłotowych.

    Aresztowano Lubońskich, Przysieckiego oraz jeszcze dwuch ich pomocników, których odstawiono do Łodzi. Przesłuchani fałszerze pieniędzy odmówili wszelkich zeznań. Władze posiadając dokładne informacje o osobach, które kupowały od nich falsyfikaty, poszukują ich obecnie bardzo energicznie. W dniu dzisiejszym spodziewane są liczne aresztowania w Łodzi i na prowincji.



    


Będków - Prażki - Władysław Reymont - Komitet - Republika - 1932

 Republika - 4 lutego 1938




               REYMONT W POWIECIE ŁÓDZKIM

            W gminie Będków powstał komitet uczczenia pamięci wielkiego pisarza.

    Władysław Stanisław Reymont pewien okres swego życia spędził na ziemi łódzkiej, w samej Łodzi i w okolicy. W Łodzi mieszkał przy ul. Legionów 8 i tu powstała nieśmiertelna „Ziemia obiecana". Przed tym jednak jeszcze mieszkał on w powiecie brzezińskim. Autor „Chłopów' wspomina o tym całkiem wyraźnie w swej autobiografii, że mianowicie rodzice jego kupili młyn z paru włókami ziemi przy drodze kolei Warszawsko - Wiedeńskiej między stacjami Baby — Rokiciny, obok wsi Prażki, gminy Będków, powiatu brzezińskiego. Młyn ten obecnie jest własnością p. Zaleskiej siostry pisarza. Obok młyna stoi potężna lipa, której pień pomarszczony wiekami dźwiga olbrzymie konary, a w cieniu tej lipy Reymont przesiadywał godzinami i skwapliwie notował coś w zeszycie. Wieś Prażki uważa się za opisywane w ..Chłopach" — Lipce. Same Prażki i okolica obfitują w nazwiska spotykane w „Chłopach", a więc Balcerki, Przele, Sikory, Paczesie, Sochy i Wachniki. Ale nie tylko z Prażek, zdaniem tamtejszych mieszkańców Reymont materiał do swej pracy, która dała mu rozgłos światowy, przeniósł on do „Chłopów" szlachtę Rzepecką z sąsiedniego powiatu piotrkowskiego, dziedzica z Woli Drzazgowej (gminy Będków), księdza z obok położonego Łaznowa, (a był nim podobno ks. Mierzwiński), i dziedzica z Raciborowic — sędziego Wylazłowskiego, W księgach stałej ludności gminy Będków figuruje Władysław Stanisław Reymont, jako stały mieszkaniec tej gminy, a wójt obecny gminy Będków Józef Wachnik, którego ojciec pracował w młynie Jakubów opowiada wiele ciekawych szczegół o Reymoncie. Nic też dziwnego, że wieś Prażki, jak i cała gmina Będków myśli o uczczeniu pamięci wielkiego pisarza a swego gminniaka. Rady gromadzkie gromad Będków i Prażki oraz Rada Gminna gminv Będków zastanawiają się nad tym jakby najlepiej można uczcić jego pamięć i w tym celu wyłoniono komitet, przygotowujący wielkie uroczystości na dzień 7 maja rb. jako 70 rocznicę urodzin Władysława - Stanisława Reymonta.





Borowa - Wilhelmswalde - Łaznowska Wola - Grömbach - Morderstwo - Republika - 1932

 Działo się w Łazanowska Wola - Borowa - Morderstwo - Republika 30.8.1932


                    KRWAWA HISTORJA MIŁOSNA

                                Zastrzelił narzeczoną, poczem odebrał sobie życie.

    We wsi Borowa, gminy Gałkówek, rozegrała się się nocy onegdajszej w zagrodzie Johanna Grossa krwawa tragedja, ofiarą której padły dwa życia ludzkie. Córka kolonisty dwudziestoletnia Elza Gross, była od pewnego czasu zaręczona z 28-letnim Karolem Wudke, mieszkańcem wsi Łaznowska Wola, gminy Mikołajów, pow. brzezińskiego.

    Ostatnio pomiędzy obojgiem narzeczonych zaznaczały się nieporozumienia. Wudke zaniedbywał narzeczoną pod pozerem, iż podejrzewa ją o zdradę. Wobec tego Elza zagroziła zerwaniem, i aby dowieść narzeczonemu, ze jej na nim nie zależy, przyjmować zaczęła wizyty syna jednego z sąsiadów.

    W rezultacie Elza Gross przyjęła oświadczyny nowego wielbiciela, zwracając Wudkemu pierścionek. Rozgoryczony wieśniak który zaniedbywał narzeczoną przez lekkomyślność, usiłował wpłynąć na dziewczynę w kierunku zmiany jej postanowienia, co jednak nie odniosło skutku.

    Obserwując zagrodę Grossów Wudke nocy onegdajszej, wiedząc, że Johann Gross nie wrócił jeszcze z targowiska w łodzi, zakradł się pod okno mieszkania narzeczonej i wysadziwszy je wtargnął do pokoju.

    Zanim zbudzona odgłosem matka zdołała nadbiec z pomocą córce – rozległy się odgłosy strzałów rewolwerowych.

    Gdy gospodyni i jeden z parobków wbiegli do pokoju, w którym sypiała Elza, spostrzegli dziewczynę, bezwładnie spoczywającą na łóżku, obok zaś na podłodze, leżącego w kałuży krwi bezprzytomnego mężczyznę.

    Jakakolwiek pomoc okazała się w stosunku do Elzy Gross spóźniona. Przybyły na miejsce lekarz z Koluszek, stwierdził iż dziewczyna poniosła śmierć od kuli rewolwerowej.

Zabójca Grossówny zmarł w kilka godzin po zastrzeleniu narzeczonej.





Łaznowska Wola - Grömbach - Rokiciny - Pożar - Straż Pożarna - Republika - 1937

 

   Działo się w gminie Rokiciny – Łaznowska Wola - GrömbachRepublika – 29.5.1937





                  GROŹNY POŻAR POD ŁODZIĄ


W wsi Łaznowska Wola spłonęło 36 zabudowań. - Przejeżdżający oficerowie wzięli udział w akcji ratunkowej i złożyli 100 złotych dla pogorzelców.

    Wczoraj w godzinach przedpołudniowych wybuchł we wsi Łaznowska Wola, odległej o trzy kilometry od stacji Rokiciny, katastrofalny pożar, który omal nie strawił całej tej rozległej i dobrze zagospodarowanej wsi. W akcji ratunkowej brała również udział straż łódzka, a wieś jest odległa o ok. 25 kilometrów od Łodzi. O pożarze tym dowiadujemy się następujących szczegółów. Łaznowska Wola leży po obu stronach nowej szosy asfaltowej, wiodącej przez Widzew—Andrzejów i Kurowice do Tomaszowa. Ogień powstał w domu pokrytym strzechą. Podczas gotowania obiadu, krótko przed godziną jedenastą, przez szczelinę pękniętego komina wydostał się płomień. Dach zajął się odrazu wielkim ogniem. Wczorajszy silny wiatr sprzyjał szerzeniu się ognia, który nie przenosił się jednak z sąsiedniego domu na sąsiedni, a szerzył się po wsi w sposób zupełnie nie dający się przewidzieć: tlejące kawały słomy, niesione wiatrem wzniecały ogień w różnych punktach dużej wsi.

    Na ratunek zjechały wszystkie straże ogniowe z okolic, ze strażą brzezińską, kurowicką i rokicińską na czele. Ze wszystkich stron nadciągały tłumy letników. Ponadto z targów pobliskich, przy wczorajszym piątku, zjechały setki furmanek z gapiami. Wkrótce na miejsce pożaru przybył starosta brzeziński Reindl, naczelnik po wiatowy policji — kom. Fichna, z Łodzi inspektor Kula i, na czele dwuch plutonów naszej straży, komendant Kowalczyk i nacz. Komorowski. Dopiero z chwilą przybycia na miejsce, dzięki doskonałej drodze, w kilkanaście minut naszej straży, akcja ratownicza stała sie odrazu skuteczna. Straż łódzka przyjechała z tysiącem metrów węża gumowego i z trzema motopompami. Dla umożliwienia szybszej jazdy, strażacy nasi przybyli na kilku lżejszych wozach.

    Mimo wysiłków straży, nie udało się uratować już płonących 12 zagród. Spłonęło z nich 36 zabudowań wszelkiego rodzaju wraz z domami mieszkalnymi. Inwentarz żywy został przeważnie uratowany. Zresztą, dopiero w ciągu dnia dzisiejszego zostanie dokonany dokładny bilans strat w inwentarzu martwym i żywym. Straty są zgruba szacowane na ok. 65 tys. złotych. Pogorzelcy ulokowali się nad samą szosą ze swym uratowanym dobytkiem. W pobliżu szosy powstało obozowisko, w którym asfaltowa droga gra rolę jakby ulicy. Władze zajęły się pogorzelcami, przy chodząc im w miarę możności z pomocą. Zostały już zorganizowane zbiórki, oraz plan umieszczenia, przynajmniej dzieci, wśród sąsiadów, których mienie ocalało. W chwili gdy ogień szalał w najwyższym natężeniu, przejeżdżało szosą pięć samochodów z oficerami, odbywającymi kursy prowadzenia auta. Oficerowie przez krótki czas pomagali w akcji ratowniczej, następnie zaś, po upływie paru minut przez swych dwóch dowódców wręczyli p. staroście Reindlowi sto złotych — rezultat doraźnie zorganizowanej między sobą zbiórki na pogorzelców. Była to pierwsza suma, jaka wpłynęła na rzecz nieszczęśliwych. Łuna tego wielkiego pożaru była wczoraj w godzinach południowych widoczna aż w Widzewie.



Dzień później, 30 maja ukazał się w tej samej gazecie dodatkowy artykuł poświęcony temu tragicznego pożarowi.






Rodzina Krause - Christian Adolf Krause - Andrespol - Andrzejów - Łódź - Fabrykant - Wspomnienia - cz.2

 


    Być może, ktoś zdziwi się, że bezpośrednio nie poruszam tematu Jana Krause, że przenoszę się na teren Łodzi. O Janie napiszę dużo, dużo więcej w następnych odcinkach.



                Christian Adolf Krause (1878 -  1967). Fot. ze zbiorów Krzysztofa A.Kuczyńskiego


Chciałbym zainteresować czytelników postacią Christiana Adolfa Krause*, młodszego brata, także urodzonego w Andrespolu. W młodym wieku przeniósł się do Łodzi, ożenił się Emmą - Wandą Blockleitner (1884-1947). Z tego związku urodziła się 11 grudnia 1918 roku malutka Gerda. Nie bez swady Gerda wspomina w swoich wspomnieniach, że Niepodległa Polska jest tylko o miesiąc od niej starsza! Gerda odegra w tych materiałach niezwykle ważną rolę, jej wspomnienia dotyczące także Andrespola są niezwykle!

    Christian bardzo pracowity młody człowiek zostaje fabrykantem, jest właścicielem farbiarni i wykańczalni tkanin w Łodzi. Nie była to mała fabryka, zatrudniała do 300 osób! - niestety zniknęła z łódzkiego oblicza jak wiele innych zakładów… Po zakończeniu niemieckiej okupacji fabrykę upaństwowiono, nazwano -Tkalnia, farbiarnia i wykończalnia - Bolesław Grodzicki i spółka. Taki stan rzeczy trwał do pierwszych lat pięćdziesiątych, kiedy to utworzono  Zakłady Przemysłu Wełnianego im. Andrzeja Struga.

    Piękną pamiątką po Christianie i Emmie Krause jest willa którą pobudowali w 1910 roku. Ze źródeł wynika, że budowniczym był Waldemar Krauze (w tym przypadku są sprzeczne informacje). Tak jak fabrykę, także willę znacjonalizowano.

   

Willa rodziny Krause - Łódź, ul. Skrzywana 12/14 (dawna nazwa Starowólczańska). Fotografia ze zbiorów - Krzysztofa A.Kuczyńskiego (1936).



O PAŁACU:

Willa została wzniesiona w 1910 roku.
Piętrowa rezydencja na czterospadowy dach i w każdym z nich znajduje się okno typu facjatka, tak że można stamtąd patrzyć na cztery świata strony. Przy wejściu do willi przybysza witają dwa posągi amorów.

Ozdobą wnętrz są efektowne dekoracje w klatce schodowej. Na parterze mamy dwa medaliony wypełnione głowami kobiet oraz malowidło ścienne ukazujące anioły w niebie, zaś na piętrze wzrok przyciąga kunsztowna płaskorzeźba przedstawiająca scenę mitologiczną przedstawiającą Apolla i trzy Gracje**.


Na szczęście willę nie spotkał los fabryki. W roku 2009 przeprowadzono remont kapitalny tego pięknego zabytku za pokaźną sumę ponad 1 miliona złotych. Po nacjonalizacji różnie bywało, początkowo rezydencję przejęła Milicja Obywatelska gdzie dla Nieletnich była Izba zatrzymań. Później otwarto Dom Dziecka. Byłbym całkiej zapomniał i nie podał, gdzie ten zabytek się znajduje: Łódź ul. Skrzywana 14.

Króciutki życiorys Christana Adolfa Krause:

Urodził się 10 lutego 1878 roku w Andrespolu, jego matką była Luisa Preus. Ożenił się Emmą Wandą 25 maja 1905 roku w Łodzi. Byli rodzicami 3 córek (Gerda, Charlotte i Eleonora). Zmarł w wieku 89 lat, 30 grudnia 1967 roku. **


* - Źródło: GC78R42 Łódzkie Rezydencje #24 - Willa Adolfa Krause ...


** - Christian- Adolf Krause (1878–1967) • FamilySearch

*** - Zdjęcia pochodzą z: 

KRONIKA UNIWERSYTETU ŁÓDZKIEGO - PDF Free Download



wtorek, 29 czerwca 2021

Wiśniowa Góra - Zdrada - Andrespol - Republika - 1938

 

Działo się w Gminie Andrespol - Wiśniowa Góra - Republika - 7.7.1938


Oryginalny tekst.

Wczoraj rozegrał sie na Wiśniowej Górze niezwykły Incydent, którego podłożem był klasyczny trójkąt małżeński. Na letnisku przebywała od pewnego czasu 25-letnia Maria B. z Warszawy, zamieszkała w stolicy przy ul. Miłej. Jak to często na wsi bywa. zaprzyjaźniła się ona z niejakim H. B.. łodzianinem. Plotkowano na ten temat tak długo i gęsto, aż wreszcie wieści o tej przyjaźni dotarły do męża pani B. w Warszawie, który postanowił na miejscu sprawdzić, czy wersje odpowiadają rzeczywistości. I oto wczoraj p. B. przyjechał na Wiśniową Górę. Udał sie natychmiast do pensjonatu, w którym mieszkała żona. Gdy jej nie zastał, udał sie na poszukiwanie i znalazł wraz z o. H- B. w jednej z cukierenek. Reszta rozegrała sie według utartego szablonu. Mąż zaatakował żonę, ten trzeci stanął w jej obronie, maż uderzył go rękojeścią straszaka w głowę. Rywal nie pozostał dłużny i pomiędzy obu. mężczyznami rozgorzała zacięta bójka. Wezwano policję, która położyła lej kres. Ale przeciwnicy zostali wzajemnie tak poturbowani i pokrwawieni, że musiano wezwać do nich pogotowie ratunkowe. O zajściu sporządzono protokuł




Rodzina Jana i Florentyny Krause - Andrespol - Andrzejów - Ceramika - Wspomnienia - cz.1

    Nie potrafię nawet w przybliżeniu podać daty, kiedy po raz pierwszy zainteresowałem się rodziną Jana Krause. Do Bukowca sprowadziłem się z moją żoną Elą w 2006 roku, nie są to odległe czasy, jednak… Interesowały mnie, a to jest oczywiste historie związane z moją Gminą Brójce. Dopiero szukanie w archiwach, rozmowy, wywiady z mieszkańcami uświadomiły mi, że tutaj nie ma granic., jesteśmy wspólnotą. Mocno zająłem się cmentarzem ewangelickim w Bukowcu, historią jej dawnych mieszkańców. Wątki związane z Andrespolem, Andrzejowem pojawiały się na każdym kroku moich poszukiwań. Opisywałem spotkanie w 2016 roku z Helgą Keppler z Berlina, która szukała grobów swoich przodków w Andrespolu, później dopiero w Bukowcu, choć jej korzenie wywodziły się z Bukowca – Königsbach. To właśnie od niej otrzymałem skan zdjęcia na którym stoją członkowie jej rodziny Magdalena i Alex Ohmenzetter, mieszkańcy Andrespola, właściciele piwiarni.

    

Andrespol 1938 rok - Winiarnia - właściciele pod szyldem Piwiarni, Magdalena i Alex Ohmenzetter. Budynek przetrwał do dzisiejszych czasów, spełnia funkcje mieszkalne – Rokicińska 135.


    Wróćmy jednak do rodziny Jana Krause. Będąc często w Andrespolu, także jako pacjent Przychodni Medar, wiedziałem, że znajduję się na terenach dawnej CERAMIKI. To co ja zastałem, to były resztki tej zasłużonej dla regiony fabryki, ona sukcesywnie znikała...Nawiązałem kontakt z Panią Elą Ciesielską, sekretarzem gminy Andrespol. Podczas naszej pierwszej rozmowy zadałem kilka pytań, m.in. gdzie znajduje się grób rodziny Krause, dlaczego tak mało jest śladów mówiących o tej zasłużonej dla regionu rodzinie. Zapracowana Pani Ela umawiała się na dłuższą rozmowę, jednak problemy zdrowotne zawsze stawały na przeszkodzie...Spotkałem się z nią dwukrotnie na „moim” cmentarzu w Bukowcu, kiedy to prosiła o pomoc dla swojej kuzynki o nazwisku Kajnath, której rodzina wywodziła się z Bukowca. W lutym tego roku Pani Ela dzwoniła do mnie, jednak byłem przykuty do szpitalnego łóżka (Covid-19), nie miałem siły odebrać tego telefonu...Później otrzymałem tą smutną dla wszystkich wiadomość…

    Nie rezygnowałem z dalszych poszukiwań. Kilka lat temu odwiedziłem cmentarz ewangelicki w Andrzejowie, rozmawiałem z panem Adamczykiem, nie wiedząc jeszcze, że tam najprawdopodobniej znajduje się grób rodzinny Jana Krause. Zrobiłem dokumentację fotograficzną zachowanych i dostępnych grobów na tej uroczej nekropolii, grobu Krause nie znalazłem. Dopiero kiedy natrafiłem na nekrologi tej rodziny w okupacyjnej gazecie z 1944 roku, byłem pewien, że tropy wiodą do Andrzejowa!

    Tutaj szczególne słowa uznania dla Artura Grochowskiego, administratora strona na Facebooku: Andrespol Fotografia – kiedyś i dziś. Miałem możliwość zamieszczania moich materiałów, zadawania pytań. Nie przypuszczałem, że jest tak duże zainteresowanie historią tego regionu, czytelnicy są „głodni” nowych informacji.

    Otrzymałem sporo informacji także na prywatną skrzynkę. Najbardziej sobie cenię kontakt z Panią Anią Stępowską, która umożliwiła mi spotkanie z jej wujkiem Panem Włodzimierzem Czaińskim.

    Do spotkania w Andrespolu doszło wczoraj przed południem. Pan Włodzimierz zadzwonił do mnie, byłem na Komisji Rady Gminy w Brójcach. Nie mogłem przeoczyć takiej szansy, niezwłocznie pojechałem. Zaproponowałem, że pojedziemy na cmentarz do Andrzejowa, tak też się stało. Pan Włodzimierz był tam przed 10 laty, kiedy kręcono film o Andrespolu i Andrzejowie. Widziałem jego wielkie zdziwienie, nie poznawał tych miejsc, nie przypuszczał, że natura w tak krótkim czasie tak mocno zawładnęła tym terenem. Chodził, to raz w prawo, wracał i ponownie wracał do miejsca gdzie przypuszczalnie znajdował się ten grób. Jednak dzikie róże i inne krzewy tak szczelnie zarosły ten teren, że nawet nie próbowaliśmy choć na metr dostać się w głąb……

    Jednak bardzo serdeczna i interesująca z nim rozmowa wynagrodziła moje wstępne rozczarowanie. W tak krótkim czasie nie mogłem usłyszeć wszystkiego, co wie Pan Włodzimierz, więc umówiliśmy się na następne spotkanie.

    Informacje i materiały od Pana Włodzimierza zamieszczę w następnych częściach, teraz chcę zaprezentować dwa nekrologi związane bezpośrenio z rodziną Krauze i wspomnienie uczestniczki pogrzebu Jana Krause, mamy Pana Włodzimierza..


Zawiadamiamy naszych krewnych, przyjaciół i znajomych, że mój drogi mąż, nasz dobry ojciec, dziadek i pradziadek

                                                                Johann Krause

                                                  właściciel fabryki w Andrespolu

zmarł w wieku 80 lat 25 stycznia. Pogrzeb naszego drogiego zmarłego odbędzie się w dniu 27.b.miesiąca o godz. 15.00 z domu żałobnego w Andrespolu na cmentarz ewangelicki w Andrzejowie.

Głęboko pogrążona w żałobie rodzina

Andrespol , 26.I.1944 r.

Połączenie kolejowe: 13.45 z dworca Fabrycznego (Lizmannstadt Mitte).




 


    Minął zaledwie miesiąc i jeden dzień od śmierci Jana, kiedy jego żona Florentyna podążyła jego śladem, zmarła 26 lutego 1944 roku. Oboje spoczęli w bardzo skromnym rodzinnym grobie w Andrzejowie. Poniżej tego nekrologu zamieszczam wspomnienie mamy Pana Włodzimierza, która była uczestnikiem pogrzebu Jana Krauze.

W miesiąc po śmierci naszego niezapomnianego ojca, nasza kochana mama,

babcia i prababcia

F l o r e n t i n e K r a u s e z domu Fiedler

zmarła 26.2.1944 r. po bardzo ciężkiej chorobie w wieku 74 lat.
Pogrzeb naszego drogiego zmarłego odbędzie się 1 marca 1944 roku.
o godz. 14.30 z kościoła w Andrzejowie na tamtejszy cmentarz.

Głęboko pogrążona w żałobie Rodzina.
Andrespol, 28. 2. 1944.
Połączenie kolejowe: L.-Mitte 1.45 p.m.




    

Wspomnienie:



Jan Krause umarł w 1944 roku. Na pogrzebie było bardzo dużo ludzi.

Był wieziony na platformie którą ciągnęły 4 konie, a żona jego jechała powozem za trumną.

Po pół roku zmarła jego żona, która jest pochowana razem z mężem.

Jan był dobrym człowiekiem, pomagał biednym ludziom, także Polakom. Często odwiedzał moją teściową gdzy była chora, nawet wspomagał pieniężnie.

Blisko zakładu Krauzego jest ulica Fabryczna (do dnia dzisiejszego) nazwana tak, gdyż Krauze budował tam tak zwane „Baraki” dla swoich pracowników. „Baraków” murowanych są cztery i trzy domy drewniane. Do dzisiejszego dnai zamieszkiwane są przez lokatorów.

Miał trzy domy piętrowe. W jednym mieszkał on, w drugim jego syn Waldek, a w trzecim zięć o nazwisku Tarnowski.

W jednym z domów dziś mieści się przedszkole, a w pozostałych dwóch mieszkają lokatorzy, gdyż domy te należą pod Gospodarkę Komunalną.

                                          - Koniec części I - 

poniedziałek, 28 czerwca 2021

Wiśniowa Górta - Andrespol - Schadzka z zbożu - Echo - 1927

        Działo się w Gminie Andrespol - Wiśniowa Góra - Schadzka w zbożu - Echo - 11.8.1927


Tekst oryginalny

    Ktokolwiek będzie w naszej łódzkiej stronie, pomnij skierować swe konie ew. auto lub rower ku tak zwanej Wiśniowej Górze, która to miejscowość słynie daleko i szeroko, a dlaczego, wyjaśnię poniżej. / Wiśniowa Góra, wieś niewiadomo z jakiego powodu tak nazwana, bo wiśni wcale tam niema; natomiast jest to Mekka letnikówłódzkich ze Starego Miasta. Wille wiśniowogórskie to jedyne w swoim rodzaju curiosa. Nędzne chałupinki coś nakształt chlewików, w których rodziny Staromiejskie spędzają dni wywczasów letnich. Mieszkańcy tej interesującej miejscowości, zwłaszcza ci młodzi, odznaczają się niezwykłym temperamentem i skłonnością do romantycznych a raczęj erotycznych upojeń. Również mężatki nudzące się zawzięcie, podczas gdy mężowie ich bawią w Łodzi skłonne są do... grzechu. Na tem tle dzieją się tam niebywałe hece, połączone z romantyczną ucieczką przez okno roznegliżowanego Adorusa, w chwili, gdy przybyły ze stacji obładowany mąż zawzięcie dobija się do drzwi. Na tło powyższe rzucamy pewną historyjkę, którą jedni dramatem, inni tragedją a inni jeszcze zgoła farsą nazwać mogą. Te z czytelniczek moich, które tkliwością są pełne z pewnością łez sporo uronią nad gorzkim, zaprawdę przypadkiem dwojga kochanków, którym brutalność ludzka słodką idyllę w sposób srodze bezwstydny przerwała. A- jak się stało opowiem.

CO UJRZAŁ W ZBOŻU GOSPODARZ I JAK NA TO ZAREAGOWAŁ? 

    Na uboczu Wiśniowej Góry, poza willą Teplera miało w początkach czerwca r. b. następujące wydarzenie: Pan Maniek Rozenfarb i panna Cesia Kołowrotek gorącym ku sobie pałali afektem, tem gorętszym, iż działo się wszystko na łonie natury, kędy człek wyzbywa się balastu konwenansów miejskich i że się tak wyrażę, pierwotniej, z czego nie należy wywnioskować, że staje pierwotniakiem. I to właśnie łono natury ciągnęło ku sobie bardzo pannę Cesię i pana Mońka, tu bowiem czuli się zupełnie swobodnie. Nęciło zwłaszcza zboże, kędy można było zaszyć się tak, że sam djabeł by ich nie znalazł. Tu mogli przecież dowoli napawać się swą miłością I oto przytrafiła im się rzecz straszna, nie do wiary, przed którą wzdryga się pióro moje inkaustowemi płacząc łzami, że się tak stylem Or-Ota wyrażę.

    Pewnego dnia poszli sobie młodsi w zboże. Podpatrzył ich jednakże jeden z gospodarzy Jan Owczarski. — Ja was nauczę zboże wygniatać i pomyślał, zakląwszy w duchu srodze. Pobiegł do domu chwycił kosę i jął zielone jeszcze zboże kosić. Nagle rozległ się przeraźliwy dwukrzyk bólu. To jednem zamachnięciem zranił boleśnie upojonych szczęściem pannę Cesję i pana Mońka. Po mimo bólu zerwali się i pobiegli. Na szczęście na drodze ukazał się jadący na rowerze policjant. Z uśmiechem zakłopotania wysłuchał skarg pokrzywdzonych sromotnie kochanków, widząc jednakże, że krwią broczą obficie, uważał za stosowne interweniować.

PAN NIE Z TEGO POWIATU. 

Obruszył się srodze pan Owczarski, gdy policjant przystąpił do sporządzenia protokółu. — Czego się pan wtrąca, kiedy nie z tego jesteś powiatu. — Choćbym i z Krakowa był, protokół mam prawo spisać odparł policjant. Odpowiesz pan przed sądem za zadanie uszkodzeń ciała niewinnym ludziom. — Nie pozwolę na zbytki w mojem życie i szlus! zawołał Owczarski. W dniu onegdajszym zaś stanął przed sądem pokoju i skazany został na 100 zł. grzywny względnie 4 tygodnie aresztu. Sa—wicz





Wiśniowa Góra - Fałszerze pieniędzy - Zgierz - Dąbrówka - Łódż - Republika - 1931

 

Działo się w Gminie Andrespol - Wiśniowa Góra - Fałszerze pieniędzy - Republika 22.10.1931




Tekst oryginalny.

              Fabryka stuzłotówek w Wiśniowej Górze

została założona przez znanego fałszerza Golanowskiego. - równocześnie fabrykowano bankonoty dolarowe pod Zgierzem.

        Policja aresztowała 12 wspólników Golanowskiego.

    W ubiegłym tygodniu donosiliśmy już obszernie o wykryciu szajki fałszerzy 500- złotowych banknotów, na czele której stał łodzianin Kazimierz Glankowski, litograf z zawodu, zamieszkały przy ul. Reytana 9.

    Jak ustaliła policja, fabryka fałszywych banknotów została założona w Gaszynie, w odległości 3 kilometrów od Wielunia, na strychu domu Wilhelma Wielocha.

    Fałszerze zdążyli już puścić w obieg pewną ilość podrobionych pieniędzy. Resztę, przygotowaną przygotowaną już do wysyłki skonfiskowała policja, w ręce której wpadły również klisze, odbitki i wszelkie inne przedmioty fałszerskie.

    Aresztowani zostali, prócz herszta szajki, Glankowskiego, Stanisław i Piotr Szancowie, Józef Czerpała, Stanisław i Władysław Wolniccy orz Władysław Koj.

    Aresztowań tych dokonała policja śląska. Niezależnie od powyższego urząd śledczy w Łodzi w ciągu ostatnich dni aresztował jeszcze kilkanaście osób, które spółdziałały z Glankowskim i wspólnie z nim zamierzały fabrykować pieniądze.

    Jak przedewszystkiem stwierdził łódzki urząd śledczy, Glankowski, który jeszcze za czasów okupacji niemieckiej podrabiał pieniądze i odsiedział dziesięcioletnią karę więzienną, przed wyjazdem do Wielunia zamierzał uruchomić fabryki fałszywych pieniędzy w innych miastach. Kilka tygodni spędził on w Dąbrówce pod Zgierzem, gdzie nawiązał kontakt z Franciszkiem Mączyńskim, dzierżawcą większego gospodarstwa rolnego i jego bratem, Władysławem. Wtajemniczył on ich w swe plany i wspólnie z nimi miał fabrykować banknoty pięciodolarowe.

    Glankowski zażądał od nich większych sum pieniężnych na zakup wszelkiego rodzaju materiałów, które mu były potrzebne do fabrykacji. Ponieważ Mączyńsy nie mogli mu zaoferować żądanej sumy, wciągnął jeszcze do „interesu” Marjana Łabańskiego, zamieszkałego w Łodzi przy ul. Łącznej 12 i Kazimierza Bajera, szewca łódzkiego, zamieszkałego przy ul. Rzgowskiej 9.

    Wkrótce Glankowski otrzymał od wszystkich powyżej wymienionych pieniądze i zakupił odpowiednie przyrządy, które ulokował w domu Mączyńskiego w Dąbrówce.

    Gdy wyprodukował pewną ilość dolarowych banknotów, okazało się, że się one nie udały i nie nadawały do użytku. Glankowski daremnie tłumaczył swym wspólnikom, że nie powinni się zrażać nie udaną próbą i następne banknoty z pewnością będą lepsze.

    Wspólnicy stracili doń zaufanie i oświadczyli mu, że nie chcą brać udziału w fabrykacji. Glankowski po nieudanych pertraktacjach opuścił Dąbrówckę likwidując zupełnie zainstalowaną w tej miejscowości fabryczkę. Nie zdążył on jednak zniszczyć wszystkich przyrządów fałszerskich, to też część ich obecnie urząd śledczy odnalazł i załączył do innych dowodów rzeczowych.

    Po powrocie z Dąbrówki, Glankowski szukał nowych wspólników. Zrezygnował on już zupełnie z zamiaru fabrykacji dolarowych banknotów i postanowił podrabiać stuzłowtówki.

    Włócząc się po restauracjach łódzkich, zawarł znajomość z kilku osobami, których szybko zdołał wciągnąć do interesu. Pierwszym z nich był Wacław Przepiórkowski, drukarz łódzki, zamieszkały przy ulicy Poznańskiej 9, który zobowiązał się dostarczyć klisze i brać czynny udział w fabrykacji banknotów. Następnie przystąpił do spółki Stanisław Szyndler, mieszkaniec Retkini pod Łodzią, który zaofiarował Glankowskiemu 2 tysiące złotych Glankowski przy pomocy drukarza 2 tysiące złotych, Michał Zagłoba, właściciel, zamieszkały w Łodzi przy ul. Wiznera 11 oraz Adam Chorąży, właściciel piwiarni w Zarzewie pod Łodzią.

    Glanowski od wszystkich nowych wspólników otrzymał pieniądze. Nie mając jednak odpowiedniego lokalu, nie wiedział gdzie ma urządzić swoją fabryczkę. Wówczas Chorąży zaproponował Glankowskiemu, by skomunikował się z jego bratem Ksawerym, dozorcą, dozorcą willi na Wiśniowej Górze, będącą własnością jednego z przemysłowców łódzkich.

    Przemysłowiec ten w tym czasie przebywał już w Łodzi. W willi zamiejskiej nikt nie zamieszkiwał, więc Glankowski postanowił w niej urządzić fabryczkę. Z Ksawerym Chorążym poszedł on szybko do porozumienia i przywiózł na Wiśniową Górę wszystkie przyrządy. Glankowski przy pomocy drukarza Przepiórkowskiego oraz jeszcze kilku wspólników wyprodukował kilkanaście banknotów stuzłotowych, które jednak nie bardzo mu się udały. Gdy nie udało się ich puścić w obieg, wspólnicy zrezygnowali z całego interesu, który zresztą wydawał im się zbyt niebezpieczny. Glankowski niektórym z nich zwrócił pieniądze i znów począł szukać nowych wspólników. Wówczas właśnie nasunął mu się Władysław Koj, były posterunkowy policji, który zabrał go pod Wieluń. Urząd śledczy w Łodzi znalazł na Wiśniowej Górze sporą ilość przyrządów, które skonfiskował. Wszyscy łódzcy wspólnicy Glankowskiego, których nazwiska podaliśmy powyżej, zostali aresztowani i osadzeni w więzieniu. Staną oni przed sądem razem z poprzednio już aresztowanymi przez śląską policję fałszerzami. Ogółem osadzono w więzieniu 18 osób.