Mój drugi wyjazd wspólnie z Kolegą Damianem do Instytutu Pileckiego w Warszawie przyniósł dużo dobrego materiału. Każdy z nas szukał czegoś innego. Okazało się, że w materiale Damiana, który zajmuje się tematem Koluszek, dokładniej Gettem w Koluszkach, znalazł się dokument dotyczący "mojego" Będkowa!
W Państwowym Biurze Policji Kryminalnej w Berlinie w dniu 30 lipca 1967 roku przesłuchano Artura Mantaja, urodzonego w Ujeździe 31 grudnia 1902 roku, w sprawie Karla Größera oskarżonego o morderstwa na Polakach i Żydach podczas niemieckiej okupacji.
Temat rodziny Mantajów, ich tragiczne losy nie są w znacznej części wyjaśnione. Dlatego to przesłuchanie była dla mnie wielkim wydarzeniem. Na moim blogu wielokrotnie pisałem o Albercie Mantaju, który był ojcem Artura.
To on uratował życie wielu mieszkańców Będkowa, stojących na Rynku przed plutonem egzekucyjnym. Za zabicie Niemca, podjęto decyzję, że co 10-ty mieszkaniec zostanie rozstrzelany. Wśród tych nieszczęśników stali: moja Mama Jadwiga Pachniewicz, jej dwie siostry, brat i ich ojciec Wojciech Pachniewicz (mój dziadek).
Relacje wielu naocznych świadków, jak i mojej nastoletniej wtedy Mamy były zgodne, że Albert Mantaj, dzierżawca gospody w Będkowie, ubłagał oficera, twierdząc, iż gwarantuje, że nikt z mieszkańców nie dokonał tego mordu na Niemcu.
Prośby i błagania przyniosły skutek, mieszkańcy Będkowa mogli wrócić do swoich domów!
W kilka miesięcy po wyzwoleniu dokonano samosądu zabijając Alberta Mantaja, jego żonę i malutkiego synka Artura i Eugenii z domu Pfeiffer.
W swoich zeznaniach Artur odniósł się do zamordowania swoich bliskich (cały materiał przetłumaczyłem, jednak do czasu uzyskania zgody Instytutu Pileckiego jak i Bundesarchiw w Berlinie, nie moge go na moim blogu zamieścić) :
"Ojciec, matka i syn zginęli w 1945 r. po okupacji. Od żony dowiedziałem się, że zostali zabici. Ale niczego nie wiedzieliśmy na pewno. Mój syn był wtedy z dziadkami".
W rozmowach z mieszkańcami Będkowa, którzy widzieli, lub słyszeli o tych wydarzeniach usłyszałem, że żona Artura Mantaja była gwałcona i bita na posterunku miejscowej Milicji Obywatelskiej przez długi czas.
Artur z żoną zamieszkali w Berlinie, tematy dotyczące losów rodziców i dziecka, odcisnęly głębokie piętna na ich psychice.
Większość z moich rozmówców była zdania, że mordu na rodzinie Mantajów dokonano z obawy, że Albert wiedział zbyt dużo o niektórych z mieszkańców gminy Będków, którzy donosili na swoich sąsiadów....(mój przypisek).
Artur w swoich zeznaniach wspomina, że miał bardzo dobre kontakty z Polakami z Będkowa i okolic, co więcej:
Dorastał i uczył się w szkole podstawowej w Będkowie, następnie ukończył nauki w gimnazjum i zdał maturę w Pabianicach. Następnym etapem była nauka w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Po jej zakończeniu służył w wojsku polskim. Pracował jako urzędnik w banku w Łodzi, następnie w jednej z łódzkich fabryk. Do wybuchu wojny pracował jako pracownik administracyjny w Urzędzie Powiatowym w Łodzi.
W związku z tym, że mieszkał z rodzicami w pobliskich Prażkach pomagał w prowadzeniu gospodarstwa jak i w gospodzie.
Ożenił się z Eugenią Pfeiffer 4 lutego 1939 roku i przez całą okupację mieszkali u jego rodziców. Do wojska nie został wcielony ze względu na wiek. Po zakończeniu działań wojennych został aresztowany przez Rosjan i wywieziony na roboty do Rosji, gdzie przebywał do końca września 1946 roku.
Odniósł się do faktu, że jego ojciec był niemieckim agentem, został zwerbowany przez SS-żandarmerię w Koluszkach pod numerem 1036 jako Salecki Henryk. Zapewnia w zeznaniach, że nie miał wiedzy o działalności ojca. Ojciec nigdy z nim nie rozmawiał w tym temacie.
Ze swojej strony stwierdzam, że w obszernych dokumentach jakie posiadam o działalności niemieckich agentów pracujących dla SS-żandarmerii w Koluszkach z terenu Tomaszowa, Ujazdu, czy też Będkowa i okolic, nie znajduje się żaden meldunek pisany przez Alberta Mantaja. Prawdopodobnie został zmuszony do podpisania dokumentów, jednak był agentem nieaktywnym.
Artur Mantaj odniósł się także do tematu Zydów w Będkowie. Jednak o tym napiszę później.
Zamieszczam oryginalne zdjęcia rodziny Mantajów, które otrzymałem od kuzynki Ireny Konweki.
Żona Artura Mantaja Eugenia z synkiem Bogusiem, utopionym w rowie melioracyjnych pomiędzy Prażkami i Będkowem.Rodzina Mantajów przed ich karczmą w Będkowie, od lewej: osoba nieznana, żona Artura Eugenia, ojciec Artura Albert-Fryderyk, mama, Artur Mantaj i synek Boguś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz