poniedziałek, 4 listopada 2024

Mirosław Chwiałkowski - Wspomnienia - Obóz Kaletnik - Oddział SAMA - cz.1

Dominika Trojaka zainteresował po przeczytaniu na moim blogu materiał zamieszczony w Odgłosach o ataku oddziału partyzanckiego pod dowództwem SAMA na obóz pracy Baudienst w Kaletniku. Dominik miał wielogodzinne nagranie wspomnień pana Mirosława Chwiałkowskiego na swoim Pendrive. Grzecznościowo pozwolił mi na udostępnienie tych wspomnień, za co jestem Dominikowi bardzo wdzięczny i zobowiązany. Otóż, pan Mirosław urodzony w Łodzi w 1926 roku, w wieku 4 lat razem z rodzicami i rodzeństwem przeprowadza się do wypoczynkowej miejscowości Kaletnik koło Łodzi. Jest z tym miejscem związany uczuciowo także w okresie niemieckiej okupacji. Z bardzo obszernych i jakże ciekawych wspomnień, przez ponad 17 minut opowiada o powstaniu obozu pracy  i jego zdobyciu przez oddział partyzancki pod dowództwem SAMA. Oto relacja:


Pewnego razu otrzymuję informację, niby rozkaz.

- Słuchaj Mirek, dla niego byłem po prostu Mirek. 

Tutaj będzie w lesie obóz, na naszej polance, my tak ją nazywaliśmy, na której się odbywały wszystkie nasze piękne imprezy kulturalne. Tu będzie zbudowany obóz pracy przymusowej tzw. Baudienst. A Jurek pracował w międzyczasie i dowiedział się o tym. On pracował jako zwykły smoluch w firmie Kistner która zbudowała ten tor dla Niemców, drugi tor idący jak gdyby równolegle do Słotwin, razem z torem słotwinowskim tutaj. On pracował jako zwykły smoluch, jako maszynista tych lokomotyw dieslowskich, które ciągnęły wózki z piaskiem tzw. kipy, na ten wysoki nasyp. To była po prostu praca kamuflaż dla niego, żeby ukryć swoją obecność tutaj. Żeby był pretekst, że on pracuje ciężko jako robotnik, (Niemcy lubili go), chodził usmarowany, na ramieniu szmaty - i on powiedział:

- słuchaj, będzie tutaj obóz 

     I ten komendant obozu będzie organizował służbę wartowniczą w obozie z wartowników Polaków, was chłopaków. I jeśli się dostaniesz do Baudienstu tutaj, to masz się zgłosić w pierwszej kolejności, bez dyskusji. Ja mówię:

- Jak to, mam stać z karabinem u Niemców jako wartownik niemiecki? 

    Normalnie, we wszystkich obozach rozsianych na trasie nowej kolei, a tych obozów były dziesiątki, warty pełnią mongoli, turkmeni i inna swołocz ze wschodu, która jest na usługach hitlerowców i wyżywa się na nieszczęsnych chłopakach z Polski. 

    Ten austryjak, bo to miał być ten austryjak, wiedeńczyk, postanowił, że on zorganizuje służbę wartowniczą z was chłopaków, więc masz obowiązek do tej służby wstąpić. Czy on to powiedział innym kolegom, nie tłumaczył mi się. Inni koledzy mnie też się nie tłumaczyli. W każdym razie ten obóz w końcu zaczął się budować i organizować. I słowo stało się ciałem. To co ja usłyszałem na ucho od swojego dowódcy, rzeczywiście się dzieje. Komendant, austryjak nazwiskiem Kreuzer, zamiłowany piłkarz, który występował w Berlinie na olimpiadzie w reprezentacji Austrii w 1936 roku, zaczął organizować służbę wartowniczą. Ja nie mogłem się zgłosić, bo byłem już w innym obozie, tutaj koło mojego domu, bo ten obóz był na końcu posesji moich rodziców, łuki i zagajnik go oddzielały. Na tej naszej polance pięknej, gdzieśmy się bawili, tam  pobudowany został obóz, otoczony drutami kolczastymi, rowami strzeleckimi i wycięte 50 metrów pasów wokoło obozu, od jednej strony szosy, wokoło do drugiej strony szosy, takie 50-metrowe przedpole oświetlone reflektorami. I tu pod reflektorami rowy strzeleckie i druty z zewnątrz rowów strzeleckich. I dalej jeszcze palisada z bali, dorną pokryte z tyłu aby kule nie przechodziły. W pewnym momencie, jak obóz został zorganizowany, tzn. postawione baraki i ogrodzony, ci majstrowie z firmy Kistner dostali jeden barak w tym obozie. Jeden barak był przez majstrów zajęty, resztę baraków przez służbę wartowniczą. Sypialnie były w baraku komendanta Lutza Kreuzera, bo on miał żonę i dwie córeczki i mieszkał w obozie. 

    I ten Jasio już nie jest prywatnym pracownikiem firmy Kistner, tylko już jest junakiem, już nie pracuje przy tym karczowaniu lasu i wożeniu piasku, tylko stoi z karabinem na warcie. A Jasio był tak samo długo jak ja w AK, bo myśmy jednej nocy zostali, dziwnym trafem przyjęci. W tych naszych poszukiwaniach, jednego dnia się spotykamy. 

- Masz jakieś kontakty? Tak. A ty? - Też! No to w jakiej jesteś organizacji? 

Ja się nie orientowałem, no wiesz w organizajler?, no tak, ale są różne, gdzie przysięgę masz składać. No ja też, to porównujemy.

- No cholera! - różne teksty są! No to ja: 

- To nie będziemy razem? Z tego wynika, że nie. Ale nie martw się, jak będziesz ty szedł, gwizdniesz na mnie, to ja z tobą idę. A jak będzie odwrotnie, ja na ciebie gwizdnę i będziemy szli razem. On z naganem swojego ojca, którego odkopaliśmy w komórce, pod węglem był zakopany. Nagan ojca, który był z 1 Wojny Światowej, patentowa broń armii czerwonej, fantastyczny rewolwer. A ja miałem pistolet mojego ojca. My jako dzieci, jeszcze przed wojną, myśmy z tym pistoletami sobie normalnie przychodziliśmy, tutaj były w płocie słupki drewniane z podkładów kolejowych i sprawdzaliśmy, który lepszy pistolet, czy jego rewolwer, czy mój pistolet przebije ten dębowy podkład. Mieliśmy wtedy po 10 lat, myśmy żyli jako dzieci w świecie całkowitej iluzji - jako traperzy kanadyjscy, to nam imponowało! Zyć jak traper, obaj byliśmy harcerzami i on i ja. On był w Łodzi, ja byłem w Bróżycy ?. Okazuje się, że on był w NSZ, trafił do NSZ-tu, ja trafiłem do A.K.

    Rano mnie pocieszył, żeby się nie martwić, będziemy i tak razem i tak razem, on wiedział dużo więcej jak ja. Potem się okazuje, spotykamy się u państwa Silskich? na wieczorku, okazuje się, że Rysiek Chaliński z A.K. też jest wartownikiem w Baudienście i wszyscy inni też są wartownikami! Cholera, wszyscy?! Albo NSZ-towcy albo Akowcy! Nie było tam nikogo poza konspiracją. I tak się pięknie złożyło, że Niemcy sami wybrali sobie samych zaufanych konspiratorów z N.S.Z i A.K. na wartowników. Wyszkolił nas sam komendant Kreuzer, który w wykopanej dziurze po piaskowej górze w lesie, zrobił strzelnicę i chodził z tymi wartownikami na ćwiczenia i uczył ich strzelać. 

    Berkut oczywiście i bez tego był wyborowym strzelcem, a pokazy swoje demonstrował przed komendantem Kreuzerem i dostawał za to przepustki, dostawał deputaty żywnościowe, przydziały do domu na cukier, mąkę. Po prostu w postaci gotowych artykułów, bo nie było sklepów w których by ktoś je sprzedał, ani w sklepie tego nie było, tylko po prostu z magazynu komendant kazał wydawać cukier, jajka, masło, słoninę i różne inne produkty. Jasiu był w Baudienście strzelcem wyborowym i bez tego też był strzelcem wyborowym, fantastycznie strzelał, bo od dziecka ćwiczyliśmy. Ja nie miałem takich zdolności poprostu. 

    Zdumiałem się jak zobaczyłem, że cała służba wartownicza, że nie tylko ja otrzymałem od niego rozkaz, ale i inni z NSZ-ców otrzymali od swoich dowódców podobny rozkaz. Bo tenże Kreuzer przedtem był jakimś zastępcą komendanta obozu w Starachowicach, czy w Skarżysku, czy jakimś innym oficerem w Baudienście i jadąc organizować Baudienst w Kaletniku, przywiózł ze sobą takich swoich podręcznych, zaufanych junaków z tamtego obozu, i to samych NSZ-ców wysokiej rangi. Mówiłem właśnie, że Berkut był podchorążym NSZ-tu, chłopaki po podchorążówkach i on ich przywiózł jako swoich, jako ten "zaczyn na to ciasto" które ma być, no i zorganizowali służbę wartowniczą. Wartownicy nie pracowali, mieli wolne dni, mieli przepustki, nie chodzili do pracy, strzelali, ćwiczyli. Próbne alarmy jak robili, jeden czy dwa były, pamiętam, to u mnie z komina aż cegły zlatywały z dachu. Taką strzelaninę potrafili urządzić.

    Po południu zbierali się, była zbiórka, bo w międzyczasie ten Kreuzer w tym wyciętym pasie kazał zbudować boisko, zorganizował tak jak służbę wartowniczą, zorganizował drużynę piłki nożnej. Szkolił tę drużynę całe dnie. Oni nie pracowali przy sypaniu wałów, tylko grali w piłkę, on ich uczył. Dostawali kawał nagrody za dobre wyniki. Mało tego, urządzał pokazowe mecze z Niemcami innych formacji, na przykład z prochowni, sprowadzał służbę wartowniczą z Niemców, na mecz piłki nożnej z Baudienstem. Oczywiście wszyscy dostawali w "tyłek", aż wióry się sypały, tak Baudienst grał, a Kreuzer wlatywał na boisko rozanielony, ściskał się ze swoimi piłkarzami, oni go podnosili do góry, rzucali, krzyczeli: "niech żyje!" On im dawał znowu przepustki, przydziały żywności, wolne, i tak sielanka trwała.

    Ten Berkut był wartownikiem, wiedział coś, tego mi nie powiedział, bo on już nie żyje, ja nie miałem z nim możności się tego dowiedzieć. Wiedział coś, ponieważ jednej nocy stał na bramie z kozłami hiszpańskimi, noc upłynęła, następna noc nadchodzi, on ma wartę wyznaczoną gdzieś z tyłu, to on się zamienia z innym wartownikiem na posterunki, że on Berkut będzie przy bramie, a Kafel? poszedł tam. Druga noc mija i nic. Trzecia noc, Berkut znowu stoi na bramie, zaczęło być podejrzane, ale nikt nic nie myślał, zresztą inne chłopaki nie byli takie jak Berkut, on był wyjątkowy, jeden. No i tej nocy Berkut stoi na tej bramie i około 1 w nocy, po drugiej stronie szosy jest las i z niego wychodzi SAM z Nerą jako oficerem dyżurnym, wychodzą na szosę. Berkut natychmiast odsuwa kozły hiszpańskie, otwiera bramę i wpuszcza SAMA. SAM przechodząc przez bramę wydaje rozkaz: 

- Warta pod broń i zbiórka na placu apelowym. Na alarm wszyscy ustawiają się na placu apelowym. Przed całą grupą już z bronią, bo przecież podczas alarmu muszą wyskakiwać z bronią, staje sobie dowódca oddziału SAM z Nerem. Każe się odliczyć, sprawdza obecność, czy wszyscy są, zwykła taka działalność pozorująca, jakieś inne zachowania, dyspozycyjni biegają po Baudinstcie, rozkaz:

- Otwierać magazyny odzieżowe, żywnościowe, pościelowe, także otwierać magazyny broni i amunicji dla warty. Wartownicy wynoszą skrzynie, no i na końcu wydają junakom polecenie, aby natychmiast opuszczali obóz, żeby zabierali co kto chce z różnych magazynów otwartych i żeby wynosili się, każdy w swoją stronę. Na końcu, rozkazem wysyła jakiegoś wartownika Baudinstowego do komendanta baraku, aby poprosił Helmuta Kreuzera o przybycie, jest 1 w nocy. Mimo to komendant nie spał, grał w pokera zdaje się z którymś z majstrów firmy Kistner. Pani komendantowa z dziećmi zdaje się spała w swojej sypialni barakowej. Zdaje się, że to był Nero, który poszedł po tego komendanta. Zasalutował, przedstawił się, że jest oficerem dyżurnym oddziału Wojska Polskiego i komendant oddziału prosi pana komendanta na plac apelowy, aby przekazać wartę nowemu dowódcy. I taki był incydent, że otworzył drzwi do sypialni i zobaczył, że komendantowa też nie śpi, mimo, że była w łóżku. Powiedział, znamy, że pani doskonale potrafi strzelać, dlatego prosimy przez godzinę nie korzystać z broni. - wyszedł i zamknął drzwi. A pan Kreuzer wziął pas i pistolet i wyprowadzony przyszedł przed już zebraną swoją wartę, dowódcy się prężą, stoją na baczność. SAM przedstawił się kim jest, no i podziękował, w tył zwrot i odszedł. Inna wersja mówi, że zachował jakieś pozory i że powiedział, że tych bandytów Polska niepodległa ukarze za kolaboracje z Niemcami. Tak to miał powiedzieć, ale ja osobiście nie uzyskałem potwierdzenia od tych którzy tam byli, którzy go słuchali. Różne są wersje, oddział wymaszerował do lasu, w tył zwrot, kierunek las i bez jednego wystrzału wszystko się odbyło.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Das Interesse von Dominik Trojak wurde geweckt, nachdem er in meinem Blog das in Odgłosy veröffentlichte Material über den Angriff einer Partisaneneinheit unter dem Kommando der SAMA auf das Arbeitslager Baudienst in Kaletnik gelesen hatte. Dominik hatte eine einstündige Aufnahme der Memoiren von Herrn Miroslaw Chwialkowski auf seinem Flash Drive. Er hat mir freundlicherweise erlaubt, diese Erinnerungen weiterzugeben, wofür ich Dominik sehr dankbar und dankbar bin. Nun, Herr Mirosław wurde 1926 in Łódź geboren und zog im Alter von 4 Jahren mit seinen Eltern und Geschwistern in den Kurort Kaletnik bei Łódź. Mit diesem Ort war er auch während der deutschen Besatzung emotional verbunden. In seinen sehr ausführlichen und sehr interessanten Memoiren berichtet er über 17 Minuten lang über die Einrichtung des Arbeitslagers und dessen Einnahme durch eine Partisaneneinheit unter dem Kommando der SAMA. Hier ist der Bericht:


Es war einmal, dass ich Informationen erhielt, als ob es ein Befehl wäre.

- Hör zu Mirek, für ihn war ich einfach Mirek.

Hier wird es ein Lager im Wald geben, auf unserer Lichtung, so haben wir sie genannt, wo all unsere schönen kulturellen Veranstaltungen stattfanden. Hier wird das so genannte Baudienst-Zwangsarbeiterlager gebaut werden. Und Jurek hat in der Zwischenzeit gearbeitet und das herausgefunden. Er hat als einfacher Kesselflicker in der Firma Kistner gearbeitet, die diese Strecke für die Deutschen gebaut hat, die zweite Strecke, die sozusagen parallel zu Slotwin verläuft, zusammen mit der Slotwin-Strecke hier. Er arbeitete als einfacher Tüftler, als Lokführer dieser Diesellokomotiven, die die Sandkarren, die sogenannten „Kipas“, diesen hohen Damm hinaufzogen. Für ihn war es einfach ein Tarnjob, um seine Anwesenheit hier zu verbergen. Damit es eine Ausrede gab, dass er als Arbeiter hart arbeitete, (die Deutschen mochten ihn), er ging geschmiert, mit Lumpen auf den Schultern - und er sagte:

- Hört zu, hier wird es ein Lager geben.

Und dieser Lagerkommandant wird den Wachdienst im Lager aus polnischen Wächtern organisieren, aus euch Jungs. Und wenn ihr hier in den Baudienst kommt, müsst ihr euch zuerst melden, keine Diskussion. Ich sage:

- Was soll das heißen, ich muss als deutscher Wachposten mit einem Gewehr bei den Deutschen stehen?

Normalerweise waren in all den Lagern, die entlang der Strecke der neuen Eisenbahn verstreut waren, und es gab Dutzende dieser Lager, die Wachen Mongolen, Turkmenen und anderer Abschaum aus dem Osten, die den Nazis zu Diensten waren und es an den unglücklichen Jungen aus Polen ausließen.

Dieser Österreicher, denn es sollte dieser Österreicher sein, ein Wiener, beschloss, dass er aus euch Jungen einen Wachdienst organisieren würde, so dass ihr verpflichtet wart, diesem Dienst beizutreten. Hat er das den anderen Kollegen gesagt, mir hat er es nicht erklärt. Die anderen Kollegen haben es mir auch nicht erklärt. Jedenfalls fing dieses Lager schließlich an, sich aufzubauen und zu organisieren. Und das Wort nahm Gestalt an. Was ich im Ohr meines Kommandanten hörte, geschah tatsächlich. Der Kommandant, ein Österreicher namens Kreuzer, ein begeisterter Fußballer, der 1936 in Berlin für die österreichische Nationalmannschaft an den Olympischen Spielen teilgenommen hatte, begann, Wachdienste zu organisieren. Ich konnte mich nicht freiwillig melden, weil ich bereits in einem anderen Lager war, hier in der Nähe meines Hauses, denn dieses Lager befand sich am Ende des Grundstücks meiner Eltern, es war durch Bögen und ein Wäldchen getrennt. Auf dieser schönen Lichtung, auf der wir spielten, war ein Lager errichtet worden, umgeben von Stacheldraht, Schießgräben und 50 Meter langen Streifen um das Lager herum, von der einen Straßenseite bis zur anderen Straßenseite, so ein 50-Meter-Vordergrund, beleuchtet von Scheinwerfern. Und hier unter den Scheinwerfern Schießgräben und Drähte von außerhalb der Schießgräben. Und weiter hinten eine Palisade aus Baumstämmen, die mit Dornen bedeckt war, um das Durchdringen von Kugeln zu verhindern. Irgendwann, als das Lager organisiert wurde, d.h. Baracken errichtet und eingezäunt wurden, bekamen diese Vorarbeiter der Firma Kistner eine Baracke in diesem Lager. Eine Baracke wurde von den Vorarbeitern bewohnt, der Rest der Baracke vom Wachdienst. Die Schlafräume befanden sich in der Baracke des Kommandanten Lutz Kreuzer, denn er hatte eine Frau und zwei Töchter und wohnte im Lager.

Und dieser Jasio ist kein Privatangestellter der Firma Kistner mehr, sondern ist schon ein Junker, der nicht mehr auf dieser Waldlichtung arbeitet und Sand schleppt, sondern mit einem Gewehr auf der Wache steht. Und Jasio war genau so lange in der AK wie ich, denn wir wurden eines Nachts seltsamerweise mitgenommen. Auf unserer Suche werden wir uns eines Tages treffen.

- Hast du irgendwelche Kontakte? Ja. Und du? - Auch! Nun, in welcher Organisation bist du?

Ich wusste nicht, du weißt schon, in einem Veranstalter?, na ja, ja, aber es gibt verschiedene, wo man den Eid ablegen soll. Also ich auch, dann vergleichen wir.

- Ach, Scheiße! - es gibt verschiedene Texte! Na ja, das bin ich:

- Dann werden wir nicht zusammen sein? Daraus folgt: nein. Aber keine Sorge, wenn du gehst, pfeifst du mir nach, und ich komme mit dir. Und wenn es andersherum ist, pfeife ich dir zu und wir gehen zusammen. Er mit dem Nagan seines Vaters, den wir in der Zelle ausgegraben haben, er war unter der Kohle vergraben. Der Nagan seines Vaters, der aus dem Ersten Weltkrieg stammte, eine Patentwaffe der Roten Armee, ein fantastischer Revolver. Und ich hatte die Pistole meines Vaters. Als Kinder, noch vor dem Krieg, kamen wir mit diesen Pistolen hierher, es gab Holzpfosten aus Eisenbahnschwellen im Zaun, und wir prüften, welche die bessere Pistole war, ob sein Revolver oder meine Pistole diese Eichenschwelle durchbohren würde. Wir waren damals 10 Jahre alt, wir lebten als Kinder in einer Welt der totalen Illusion - als kanadische Trapper beeindruckte uns das! Um wie ein Trapper zu leben, waren wir beide Pfadfinder, er und ich. Er war in Lodz, ich war in Bróżyca ? Es stellte sich heraus, dass er in der NSZ war, er landete in der NSZ, ich landete in der A.K..

    Am Morgen tröstete er mich, ich solle mir keine Sorgen machen, wir würden sowieso zusammen sein, er wisse viel mehr als ich. Dann treffen wir uns bei Herrn und Frau Silski? auf einer Soiree, und es stellt sich heraus, dass Rysiek Chaliński von A.K. auch Wächter in Baudienst ist, und alle anderen sind auch Wächter! Verdammt, alle anderen! Entweder NSZ-Truppen oder Akowks! Es war niemand da, außer der Untergrund. Und so kam es, dass die Deutschen selbst die sehr vertrauenswürdigen Verschwörer aus der NSZ und A.K. als Wächter auswählten. Wir wurden von Kommandant Kreuzer selbst ausgebildet, der in einem Loch, das er in einen Sandberg im Wald gegraben hatte, einen Schießstand einrichtete und mit diesen Wächtern ging, um zu üben und ihnen das Schießen beizubringen.

Berkut war natürlich auch ohne dies ein hervorragender Schütze, und er führte seine Vorführungen dem Kommandanten Kreuzer vor und erhielt dafür Passierscheine, Verpflegungsgelder, Rationen für Zucker und Mehl für sein Haus. Einfach in Form von Fertigartikeln, denn es gab keine Läden, in denen man sie verkaufen konnte, auch nicht im Laden, sondern der Kommandant bestellte einfach aus dem Laden Zucker, Eier, Butter, Schweinefett und verschiedene andere Produkte. Jasiu war Scharfschütze im Baudienst und ohne das war er auch ein Scharfschütze, er war ein phantastischer Schütze, denn wir hatten von Kindheit an geübt. Ich hatte diese Fähigkeit einfach nicht.

Ich war erstaunt, als ich sah, dass der gesamte Wachdienst, dass nicht nur ich den Befehl von ihm erhielt, sondern auch andere aus der NSZ-Zivil einen ähnlichen Befehl von ihren Kommandanten erhielten. Denn dieser Kreuzer war vorher ein stellvertretender Kommandant des Lagers in Starachowice oder in Skarżysko oder ein anderer Offizier im Baudienst gewesen, und als er den Baudienst in Kaletnik organisieren wollte, brachte er seine handlichen, vertrauten Jünger aus diesem Lager mit, und das waren selbst hochrangige NSZ-Männer. Ich habe gerade gesagt, dass Berkut ein NSZ-Kadett war, Jungs aus Kadettenschulen, und er brachte sie als seine eigenen mit, als diesen „Sauerteig für den Teig“, der kommen sollte, und sie organisierten den Wachdienst. Die Wachen arbeiteten nicht, sie hatten frei, sie hatten Ausweise, sie gingen nicht zur Arbeit, sie schossen, sie übten. Bei Probealarmen flogen, wie ich mich erinnere, ein oder zwei von ihnen in meinem Schornstein Ziegel vom Dach. Sie waren in der Lage, eine solche Schießerei zu organisieren.

    Am Nachmittag versammelten sie sich, es gab eine Versammlung, denn in der Zwischenzeit hatte dieser Kreuzer, in diesem Ausschnittstreifen, ein Spielfeld bauen lassen, organisierte wie ein Wachdienst, organisierte eine Fußballmannschaft. Er trainierte diese Mannschaft den ganzen Tag lang. Sie arbeiteten nicht beim Schütten der Dämme, sie spielten einfach Fußball, er brachte es ihnen bei. Für gute Ergebnisse bekamen sie eine kleine Belohnung. Und nicht nur das, er arrangierte auch Demonstrationsspiele mit Deutschen aus anderen Formationen, zum Beispiel aus dem Pulvermagazin, er holte den Wachdienst der Deutschen zu einem Fußballspiel mit dem Baudienst. Natürlich bekamen sie alle den „Arsch voll“, bis die Fetzen fielen, so spielte der Baudienst, und Kreuzer flog jubelnd auf das Spielfeld, umarmte seine Fußballer, sie hoben ihn hoch, warfen ihn hin, riefen: „Es lebe!“ Er würde ihnen wieder Pässe geben, Essensrationen, Freizeit, und so ging die Idylle weiter.

    Dieser Berkut war ein Wächter, er wusste etwas, er hat es mir nicht gesagt, denn er lebt nicht mehr, ich hatte keine Möglichkeit, es bei ihm herauszufinden. Er wusste etwas, denn eines Nachts stand er am Tor mit den spanischen Ziegen, die Nacht verging, die nächste Nacht kommt, er hat irgendwo hinten eine Wache eingeteilt, dann tauscht er mit einer anderen Wache, dass er Berkut am Tor sein wird, und Kafel? er ging hin. Die zweite Nacht vergeht und nichts. In der dritten Nacht steht Berkut wieder am Tor, es wurde verdächtig, aber niemand dachte sich etwas dabei, die anderen Jungs waren sowieso nicht wie Berkut, er war etwas Besonderes, einer. Nun, in dieser Nacht steht Berkut am Tor und gegen 1 Uhr nachts gibt es einen Wald auf der anderen Seite der Straße und aus diesem kommt SAM mit Nera als diensthabendem Offizier, sie gehen auf die Straße hinaus. Berkut schiebt sofort die spanischen Böcke zurück, öffnet das Tor und lässt SAM herein. SAM geht durch das Tor und gibt den Befehl:

- Wache unter Waffen und Versammlung auf dem Versammlungsplatz. Auf den Alarm hin stellen sich alle auf dem Appellplatz auf. Vor der ganzen Gruppe, die bereits bewaffnet ist, weil sie während des Alarms mit ihren Waffen springen muss, steht der Kommandeur der SAM-Einheit mit Ner. Er ordnet einen Countdown an, prüft die Anwesenheit, ob alle da sind, die übliche solche Scheinaktivität, etwas anderes Verhalten, den Wegwerflauf um Baudinst, den Befehl:

- Bekleidungslager, Lebensmittellager, Bettzeuglager öffnen, auch Waffen- und Munitionslager für die Wachen öffnen. Die Wachposten tragen die Kisten heraus und befehlen schließlich den Kämpfern, das Lager sofort zu verlassen, sich aus den verschiedenen offenen Magazinen zu nehmen, was sie wollen, und zu gehen, jeder in seine Richtung. Schließlich befiehlt er einem Baudinst-Wachtposten, den Kommandanten der Kaserne aufzufordern, Helmut Kreuzer hereinzubitten, da es 1 Uhr morgens ist. Trotzdem ist der Kommandant wach, er spielt anscheinend Poker mit einem von Kistners Vorarbeitern. Die Frau des Kommandanten mit den Kindern scheint in ihrem Barackenzimmer geschlafen zu haben. Es scheint Nero gewesen zu sein, der diesen Kommandanten holte. Er salutierte, stellte sich vor, dass er der diensthabende Offizier des polnischen Armeekommandos sei, und der Kommandant des Kommandos bat den Kommandanten, auf den Appellplatz zu gehen, um die Wache an den neuen Kommandanten zu übergeben. Und so kam es, dass er die Schlafzimmertür öffnete und sah, dass die Kommandantin ebenfalls wach war, obwohl sie im Bett lag. Er sagte: „Wir wissen, dass die Dame sehr gut schießen kann, also bitte benutzen Sie Ihre Waffe eine Stunde lang nicht. - Er ging hinaus und schloss die Tür. Und Herr Kreuzer nahm seinen Gürtel und seine Pistole und ging hinaus, trat vor seine bereits versammelte Wache, die Kommandanten stolzierten, standen stramm. SAM stellte sich vor, wer er war, bedankte sich, drehte sich um und ging weg. Eine andere Version besagt, dass er den Schein wahrte und sagte, dass diese Banditen vom unabhängigen Polen für ihre Kollaboration mit den Deutschen bestraft werden würden. Das soll er gesagt haben, aber ich persönlich habe keine Bestätigung von denen bekommen, die dort waren und ihm zugehört haben. Es gibt verschiedene Versionen, die Einheit marschierte hinaus in den Wald, kehrte um, ging in Richtung Wald und ohne einen einzigen Schuss ging alles über die Bühne.





niedziela, 3 listopada 2024

Polacy na Kresach Wschodnich - Żydatycze koło Lwowa - Polski cmentarz

 

Kresy od zawsze były mi bliskie. Polskie ślady na Ukrainie, Litwie czy też Białorusi zawsze są miłe dla każdego z nas. Byłem kilka lat temu na kilku cmentarzach w rejonie Lwowa. Także robiłem zdjęcia, opisywałem te nekropolie. Dlatego pozwalam sobie zamieścić materiał zamieszczony na profilu Fb.

Żydatycze koło Lwowa 

Listopad to szczególny czas wspominania bliskich których nie ma już wśród nas, także tych, których mogiły zostały na wschodzie, w Żydatyczach. Zastanawiamy się jak wiele z przedwojennych mogił wciąż istnieje, czy są wśród nich upamiętnienia naszych krewnych. Poniżej lista i zdjęcia przedwojennych polskich nagrobków z cmentarza w Żydatyczach, które przetrwały do dzisiaj.
Zdjęcia wykonała Pani Halina La Khrushch, a ich kopie uzyskałem dzięki Pani Ewelina Trafalska-Krahel. Obu Paniom bardzo serdecznie dziękuję.
Lista polskich nagrobków na cmentarzu w Hamalijiwce:
BAR Alfons, lat 52, zm. 1935
BAR Anna, zm. 1934;
BAR Anna, lat 86, zm. 28. 02. 1936;
BAR Celina, lat 59;
BAR Franciszek, 1860-25. 07. 1917;
BAR Jan, lat 68, 15. 08. 1919;
BAR Jan, lat 82, zm. 4. 03. 1922;
BAR Julia, lat 28, zm. 1937;
BAR Katarzyna, lat 75, zm. 1919;
BAR Marcin;
BAR Maria;
BAR Maria;
BAR Szczepan, 6. 12. 1896-26. 03. 1922;
BAR Wawrzyniec, lat 66, zm. 15. 02. 1918;
BRATL Edward, lat 87, zm. 12. 05. 1912;
BARTL Rozalia, lat 70, zm. 15. 10. 1921;
BRATMAJER Filipina, lat 69, zm. w kwietniu 1933;
CHODOR Marcin, lat 57, zm. 9. 12. 1920;
CICH Antoni, lat 59, zm. 2. 02. 1944;
CIEPŁY Andrzej, Ks. Proboszcz w Żydatyczach, 19. 11. 1886-21. 01. 1919.
CZAPLIŃSKA Stefania (córka Michała), zm. 1939;
CZAPLIŃSKI Michał, lat 42, zm. 17. 12. 1931
DROPA Anna;
DROPA Maria, zm. 1932;
DROZDA Anna, 1910-1940;
GAMOTA .....
KILAŃSKI Piotr, lat 56, zm. 11. 04. 1944;
KLIMKO Maria, lat 13, zm. 2. 10. 1919;
KLISOWSKA Zofia, nauczycielka, 13. 04. 1880-21. 06. 1932;
KONSTAŃCZUK Kazimierz, lat 66, zm. 1933;
KWIATKOWSKA Katarzyna, zm. 1904;
KWIATKOWSKI Wojciech, lat 49, zm. 1. 06. 1919;
MAZURKIEWICZ Emilia, lat 25, zm. 10. 09.1918;
MICHALUK Emilia, 1914-1917;
MICHALUK Piotr, 1859-1937;
MOCZERAD Emilia, 1916-1935;
RYBA Ewa, lat 58, 5. 03. 1919;
RYBA Jan,
RYBA Jan, 1. 02. 1920-10. 09. 1944;
SWILAK Andrzej, 30. 11. 1870-22. 08. 1915;
SWILAK Katarzyna, 1876-1879;
TURCZYŃSKA Marianna;
TURCZYŃSKI Wawrzyniec;
TURCZYŃSKI Jan;
TURCZYŃSKI Wawrzyniec, 14. 01. 1907-17. 01. 1937;
TUZIE.... Stanisława;
TYMUŃ Katarzyna;
TYSZKOWSKA Agnieszka, zm. 1892;
TYSZKOWSKI ... zm. 1892;















Olechów - Szlakiem obozu pracy - Spotkanie - Horst Milnikel - cz.3

 

Zamieszczam serię zdjęć z wczorajszej wyprawy po Olechowie. Horst tak wiele opowiadał, że nie jestem w stanie posortować wszystkich informacji... Myślę, że przeglądając te zdjęcia, Horst opisze ciekawe zdarzenia które pamięta z dawnych lat, liczę na to... Wielkie dzięki Przyjacielu, że miałem okazję i przyjemność być razem z Tobą i Dominikiem śladami starego Olechowa!













Olechów - Szlakiem obozu pracy - Spotkanie - Cmentarz ewangelicki - Horst Milnikel - cz.2

 Zacznę od końca naszej wycieczki po Olechowie. Nigdy wcześniej nie byłem na cmentarzu ewangelickim, nie miałem pojęcia gdzie dokładnie się znajduje. Horst poprowadził nas na teren tej nekropolii. Niestety, cmentarz bardzo zaniedbany, trudno dostać się do pojedyńczych mogił, natura przejęła ten teren w swoje władanie.... Co mnie pozytywnie zaskoczył, to ilość zniczy. Na wielu grobach stało ich po kilka sztuk! Dobrze, że kilka lat temu dzięki Mariuszowi Wasilewskiemu ogrodzono ten cmentarz. 











Olechów - Szlakiem obozu pracy - Spotkanie - cz.1

 

Taką (poniżej) informację znalazłem na profilu FB. Macieja Kotyni. Od kilku lat jestem "karmiony" informacjami o Olechowie. Mój przyjaciel Horst Milnikel bardzo dużo mi opowiadał o miejscach w których dorastał, mieszkał. Proponował mi wcześniej zwiedzanie tych miejsc, niestety, coś zawsze stawało na przeszkodzie. 



     Zaproszenie w ten sobotni dzień zaduszkowy bardzo mi pasowało. Postanowiłem powiadomić Dominika Trojaka i oczywiście Horsta.  Tym to sposobem zabrałem moich przyjaciół i pojechaliśmy pod pomnik pamięci ofiar obozu pracy. Chyba nikt nie spodziewał się takiej frekwencji, nawet organizator. Nie liczyłem, myślę, że zjawiło się ok. 50 chętnych pogłębienia wiedzy o Olechowie. Wspaniały pomysł, jednak problemem był brak nagłośnienia, nie wszyscy mogli usłyszeć prowadzącego to spotkanie. Początki zawsze są trudne, jednak wielkie brawa dla organizatora! Mam wielkie problemy ze słuchem, dlatego namówiłem moich przyjaciół, aby Horst poprowadził nas po miejscach które w jego mniemaniu są warte zobaczenia. Tak też się stało, ponad 2 godziny chodziliśmy po trudnych do zwiedzania obecnie miejscach (natura zrobiła swoje). Na końcu zwiedziliśmy cmentarz ewangelicki. W następnych materiałach zamieszczę zdjęcia z tej wyprawy.