niedziela, 30 sierpnia 2020

Biebrza - Wirtualna Polska - Reportaż - Piotr Barejko - Król, Janek i Bożena. Łączy ich Biebrza - Biebrzański Park Narodowy


   Myślę, że nie wszyscy czytelnicy wchodzą na stronę internetową WIRTUALNA POLSKA.Pl Bardzo często zachwycam się zamieszczanymi tam reportażami, jednym z nich jest ten poniżej autorstwa Piotra Barejki. Warto, naprawdę warto go przeczytać od początku do końca. Ten reportaż powstał w cyklu: Jedziemy WPolskę. Pozwoliłem sobie "lwią część" zamieścić na moim blogu, resztę znajdziecie bezpośrednio na Wirtualna Polska. Wspaniała lektura powrót do natury, ucieczka od codziennego, szumu, brudu...


Król, Janek i Bożena. Łączy ich Biebrza

Króla Biebrzy, czyli Krzysztofa, znają nad Biebrzą wszyscy, bo na próżno szukać drugiego takiego gospodarza. Janka i Bożenę też znają, bo do Wólki Piasecznej przyjechali aż z Ameryki. Król porzucił życie w Warszawie, Bożena i Janek wielki dom w Pensylwanii. Wybrali biebrzańskie łąki, bagna i lasy.







rtykuł jest częścią naszego cyklu Jedziemy WPolskę.
Przed drewnianą chatą stoi mężczyzna z burzą siwych włosów. Wokół nie ma żadnych innych domów, tylko drzewa, łąki i jedna piaszczysta droga. Panuje zupełna cisza, którą przerywa szczekanie psów. Przed bramą stoi parę zdezelowanych samochodów. Mężczyzna zaprasza do środka chaty, w której żaden kąt nie jest pusty. Na ścianach wiszą portrety carów, obok rękopisy, dokumenty ze stemplami i podpisami.
- Tutaj butelki po wódce z czasów koronacji Mikołaja II, te mniejsze są po piwie. Też z Petersburga - opowiada. - Tu krzyże podlaskie… Czaszka koziołka, którą sam znalazłem.
W okolicy wszyscy znają go jako Króla Biebrzy. Choć tak naprawdę na imię ma Krzysztof, pochodzi z Warszawy i kilkadziesiąt lat temu zamienił zatłoczone miasto na głuchą ciszę w środku lasu. Kupił drewniane gospodarstwo, zamieszkał w Budach, które niegdyś były niewielką wsią. Choć dzisiaj po jej dawnych mieszkańcach nie ma już śladu, oni porzucili życie w odciętej od świata wiosce.

JedziemyWPolskę. Trzecia edycja akcji Wirtualnej Polski



- To ja przed Biebrzą - pokazuje swoje zdjęcie na tle regałów z książkami. Stoi ubrany w marynarkę, pod krawatem. Pracował w antykwariacie, który działa do dzisiaj. - Uciekałem często z miasta, na wieś, do lasu. Największe wrażenie zrobiły na mnie bagna, ten śpiew komarowy, to ich brzęczenie jest urzekające - wspomina.
Zawiasy skrzypią, gdy otwiera kolejne drzwi drewnianego domu. W drugim pokoju całe ściany obwieszone są obrazami biebrzańskich malarzy, na nich zwierzęta i przyroda, pod nimi stoją drewniane rzeźby. Na jednej ze stert staroci leży żydowska jarmułka z nieodległego Tykocina. Obok pisma rosyjskich carów, którzy dawniej rządzili na tych terenach. Cała historia.
- Kiedyś Biebrza to prawdziwa dzicz była, a dzisiaj cywilizacja wkracza. Im więcej cywilizacji, tym gorzej dla Biebrzy. Ale tego nie da się uniknąć - wzdycha. - Chociaż u mnie jeszcze jest w miarę pusto - zamyka kolejne drzwi.



Wychodzimy na zewnątrz, przez chwilę idziemy w ciszy. Mijamy szczekające psy, których jest tu kilkadziesiąt. Część zamknięta w otoczonych siatką boksach, bo Król prowadzi w gospodarstwie własne schronisko. Wyjaśnia, że psy same do niego przychodzą, choć czasami ktoś mu przywiezie. Za boksami stoi ława ze zwierzęcymi czaszkami. Leżą jedne obok drugich, mniejsze i większe.
- Skąd te czaszki? - pytam.
- To moje zwierzęta, krowy i psy. Tylko czaszki po nich zostają, nie chcę ich wyrzucać - odpowiada zwięźle Król.
Wchodzimy do kolejnego, drewnianego domu. Na swojej działce ma dwa, które po dach zawalone są wszelkimi przedmiotami znad Biebrzy, ale w tym pierwszym zdołał jeszcze upchać swoje łóżko. Zaś w drugim stoją góry maszyn, gliniane naczynia, młotki, sprzęt do łowienia ryb. Jest drewniany tornister, obok zardzewiały pocisk.
- To pocisk z chlorem, którym podczas wojny zaatakowano twierdzę w Osowcu - oznajmia Król. - O, tutaj więcej maszyn - pokazuje róg pokoju. - Dawniej wszędzie stogi stały, bo kosiło się tylko ręcznie. Czasami ktoś traktorem przejechał, ale traktorów było mało. Pustkowie, cisza, żadnych samochodów - wspomina.
Włącza stary gramofon, płyta zaczyna trzeszczeć. Ledwo słychać melodię, ale wyjaśnia szybko, że leci “zimny drań”. Przedwojenna piosenka Mieczysława Fogga, która związku z Biebrzą nie ma. - Już taki jestem zimny drań… - trzeszczy płyta. - I dobrze mi z tym, bez dwóch zdań… Bo w tym jest rzeczy sedno… Że jest mi wszystko jedno… Już taki jestem zimny drań - melodia się urywa, wychodzimy z domu.

Najważniejsza jest cisza

Król, czyli Krzysztof, zostawił za sobą całe wcześniejsze życie, tak przynajmniej opowiada. Porzucił warszawskie mieszkanie i pracę, zostawił też w mieście bliskich, żonę i dzieci. Mieszka w głuszy sam, odwiedzają go tylko bezpańskie psy, które przygarnia do swojego schroniska. Czasami bywają wycieczki, ma dla nich nawet miejsce na ognisko, ciekawscy turyści, których przyciąga aura Króla Biebrzy.
- Cisza, najważniejsza jest cisza - poucza.
- Dlaczego? - dopytuję.
- Nigdzie jej nie ma, wszędzie tylko gwar i hałas. Tutaj słychać tylko przyrodę, ptaki i wiatr. Prawie każdy dzień jest ciszą - wyjaśnia. - Podlaskie piękno najlepiej obserwuje się w ciszy, jak jest harmider, to wzrok mamy przytłumiony, nie można się skupić. Tylko w ciszy można myśleć o tym pięknie.....
CIĄG DALSZY NA WIRTUALNA POLSKA


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz