sobota, 30 marca 2024

Pabianice - Łódź - Okupacja niemiecka - Korespondencja - 1941 - cz. 1

 Robię porządki w moich kartonach z listami i znaczkami.... Znalazłem kilka listów z okresu okupacji pisanych przez Danusię Marszałkówną zamieszkałą w Łodzi ul. Nowej 24/26 (Litzmannstadt Badenbergerstrasse 22/24) do swojej przyjaciółki w Pabianicach Anny Dorszewiczówny zamieszkałej przy ul.   Nachtigallstrasse 15 m. 8. Zawsze interesowały mnie korespondencje z tego okresu, zadawałem sobie pytania, jak można było żyć w ciągłym strachu o życie czy też zdrowie pod niemieckim okupantem?

    Z treści listu wynika, że pisząca ten list Danusia i jej rodzina była mieszkanką Pabianic. Co się stało, być może w następnych listach się dowiemy?

    Każdy list był inny, w podtekstach czuło się strach, obawy, listy były często cenzurowane, nie o wszystkim można było napisać. jednak mają one wielką wartość historyczną. 

    Wielka szkoda, że nie przetrwały listy zwrotne od Ani z Pabianic. Myślę jednak, że czytelnicy będą z zainteresowaniem czytać te wspomnienia.




                                                                                                    Łódź, dn. 14.I. 1941 roku.

                                                 Kochana Hanko!

Swoim listem dałaś mi porządny "Pater Noster", który (przyznaję sama) słusznie mi się należał.

    Do Haliny listu nie pisałem. Posłałam tylko kartkę przez Mamusię, na której był mój adres. Haniu, donoszę Ci o śmierci Sikorki (kurki od pani Kunowej). Zniosła nam dwa jajka, a trzeciego nie mogła, czekaliśmy na nie blisko dwa tygodnie, ale nie zniosła, więc był z niej rosół.

   Wyobraź sobie że, na drugi dzień wieczorem przyszła pani Winiarska i prosiła, czyby nie mogła u nas trzymać swoich kur, bo jej siedzą w zupełnie ciemnej piwnicy. Mamusia się zgodziła i dziewczyna na drugi dzień przyniosła te kury. Chociaż to kogutek i kurka (jeszcze młode) nasz kogut przyjął ich dość gościnie. Ale za to kura jak tylko je zauważyła zaczęła tak strasznie się awanturować, że żeśmy myśleli, że zwariowała. Dziób jej się nie zamykał, tak się kłóciła.

    Po obiedzie Mamusia mówi:

- Idź udobruchaj jakoś tą kurę. Więc poszłam. Wchodzę i mówię:

- Cipula, Cipula, a kura ... płacze (tylko jej łzy nie leciały). Zupełnie łkała. Jak ją się głaskało i mówiło czułe słówka, była cicho. Ale jak się ją puściło i złapała któraś z tamtych, rozpacz nie do opisania. przez cały dzień (w niedzielę) tak rozpaczała. Na drugi dzień chrypki dostała.

    Nasze kury teraz tak się oswoiły, że dadzą się złapać. Bawię się z nimi jak z pieskami. Jak trzymam w ręku dość wysoko flaczek od wędliny, albo jaki inny przysmaczek, podskakują i porywają go. Szczególnie kura. Kogut też czasem skacze, ale najczęściej stoi z boku i tak jakoś dziwnie na mnie patrzy... Jakby chciał powiedzieć: daj mi też. Może nawet trochę się boi tej swojej żony. Bo nasza kura to "Herod baba" (a właściwie Herod kura) jak tylko która z tamtych kur jej się nawinie to jak złapie za piórka to z prawej strony na lewą, albo odwrotnie przerzuci, lub uderzy dziobem z całej siły, albo pociągnie mocno z piórka aż nieborak z bólu wrzaśnie.

    Może mi nie uwierzysz, ale to co Ci piszę to prawda najszczersza. Ja jestem Twoją koleżanką.

    Napisz mi, kiedy jest popielec i Wielkanoc, bo nie mam o tym pojęcia.

    Bardzo zazdroszczę Halinie i Ninie, że mogą z Tobą jeździć na sankach. Jak o tym pomyślę, to mi się po prostu płakać chce. Na sankach byłam w Łodzi dopiero dwa razy, z Helenką i raz z Mamusią. A na łyżwach byłam raz po śniegu. Ciekawa jestem, czy często używasz sanny? Czy w Pabianicach jest lodowisko? Czy wpuszczają na nie Polaków? I, czy byłaś już na lodzie?

    Piszesz mi:

- Ty, to masz lepiej ode mnie. Bo masz tam jaką rodzinkę. Mylisz się, bo trzeba Ci wiedzieć, że ta Helenka to jeszcze większy słoń ode mnie. Prawie w równie wadze z Mamusią. Lubi tylko siedzieć i robić ręczne robótki. Przed sankami ucieka jak przed muchami. Na samą sannę muszę ją wyciągać kilka dni. Może Ty masz, albo wymyślisz, jaki sposób na takiego uparciucha? bardzo Cię proszę, napisz go! Poratuj mnie! Bo już sobie z nią rady dać nie mogę.

     Pytasz o tę dziewczynkę? Otóż to była "koleżanka dla interesu". teraz to nie raczy nawet dzień dobry powiedzieć. A przedtem to dzwoniły jak na ogień. Myślały, że je będę do mieszkania zapraszać. Mam zresztą pewną obawę, że te dziewczynki są coś z gatunku Jeżyńskiej.

    Co do naszego mieszkania to sypialnię mamy jeszcze raz taką dużą jak w Pabianicach, a stołowy jest mniejszy. Za znaczki Ci dziękuję.

    Ja dostałam na gwiazdkę choinkę. Ale ta choinka to "Boże zlituj się". Tak była połamana, że Tatuś musiał ją naprawiać. Mamusia dostała ode mnie saszetkę do chusteczek. Czy Ty zrobiłaś podarunek dla mamusi?

    W Łodzi niemcy dali "na gwiazdkę" po 6 dkg. masła na osobę, a oprócz tego po 6 dkg. margaryny.

    Polakom wolno kupować dopiero po 10 rano. Bułek i wogóle żadnego pszennego pieczywa Polakom nie sprzedają. Napisz, czy w pabianicach tak samo?

    Za życzenia noworoczne dziękuję. Na razie się nie uczę. Obchodzę święta leniucha. Czy uczysz się?

    Na tym kończę, pozdrawiam Cię i jeśli się gniewasz przepraszam.

                                                                                                     Twoja koleżanka

                                                                                                      Danka

P.J. Zasyłam ukłony Twoim Szanownym Rodzicom i Siostrom. Jeśli spotkasz Halinę, Ninę lub Borkoszczanki, proszę, kłaniaj im się ode mnie.





    


    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz