sobota, 27 września 2025

Rodzina Meier - Alma Meier - Michael Meier - Bukowiec - Königsbach - cz.7

 

Zdjęcie przysłane dzisiaj przez Michaela: jego dziadek Friedrich Meier w środku w wieku ok. 18 lat. Zdjęcie wykonane najprawdopodobniej w Bukowcu w 1927 roku w towarzystwie dwóch przyjaciół.

Das Foto wurde heute von Michael geschickt: sein Großvater Friedrich Meier in der Mitte, im Alter von etwa 18 Jahren. Das Foto wurde höchstwahrscheinlich 1927 in Bukowiec in Begleitung von zwei Freunden aufgenommen.

M – Czy ludzie trzymali się razem?

„Miejscowi” (tak zawsze mówiliśmy), my byliśmy przecież „uchodźcami”, byli częściowo zazdrośni. Wielu mówiło: „Tak, wy, uchodźcy, mieliście same korzyści”, ale my nie mieliśmy żadnych korzyści, mogliśmy tylko dzielić się tym, co mieliśmy. Jeśli umie się gospodarować, mężczyzna może zarabiać tyle, ile chce, ale kobieta, która nie umie gospodarować, wszystko marnuje, więc nic byśmy nie osiągnęli. Nazywano nas „uchodźcami”, bo trzeba było nas jakoś nazwać. Tak jak teraz mówi się „Turcy”, „Jugosłowianie”, oni też są uchodźcami. W tamtym czasie „uchodźcami” byli wszyscy Niemcy z Polski. Teraz jesteśmy tu już tak długo, że nie jesteśmy już uchodźcami. Kiedy byliśmy w Niemczech, musieliśmy przedstawić dokumenty potwierdzające, aż do czwartego pokolenia, że jesteśmy pochodzenia niemieckiego. Nie było to tak łatwe jak teraz. Jestem teraz nieszczęśliwa, ponieważ nie miałam życia, inni jeździli na wakacje, mają o czym opowiadać, a ja tylko siedziałam, gotowałam i szyłam. Czasami jestem zła na siebie.

M – Sam powiedziałeś, że jesteś dumna z tego, jak wychowałaś swoje dzieci.

Tak, tak. Tak, jestem dumna, ale to już inna sprawa. Ale ja sama nie miałam nic z życia. A teraz moje życie dobiega końca. Nie mam już perspektyw na przyszłość, prawda?

M – Czy w wieku 81 lat nie możesz już nic osiągnąć?

Nie, już nic nie mogę osiągnąć. Ze mną już koniec. Wiele osób zazdrości mi, że wciąż tak wiele osiągam i robię. Tutaj z przodu ściełam drzewo, był taki cyprys, jeszcze dwa lata temu tu stał. Zasłaniał całe okno, w sypialni było ciemno, nie było słońca i nic. Więc go ściełam [śmiech], miałem już wtedy 80 lat. Zazdrościli mi, że wciąż tak wiele potrafię. Potem przez dwa tygodnie rąbałem drzewo na kawałki, wrzucając je do kosza na śmieci. Zrobiłem to wszystko, mimo mojej chorej ręki. Dzisiaj chciałem wyjąć bułki z pojemnika w supermarkecie za pomocą takich szczypiec, które nazywają „higienicznym opakowaniem”, żeby nie trzeba było wkładać ręki do środka, ale moja ręka też zawiodła. Sprzedawczyni, która mnie zna, wyjęła je dla mnie. Tak, tak to już jest, raz lepiej, raz gorzej. Dziwię się, że jeszcze potrafię, ale nie mogę już robić tego, co chciałam, dlatego jestem smutna, bo z każdym dniem jest coraz gorzej. Ale mimo to nie poddaję się. Ale jeśli sytuacja się pogorszy, pójdę do domu opieki i pozwolę się obsługiwać. Bo co mi to da, jeśli będę tak dalej funkcjonować. I tak nie jestem akceptowana, zawsze myślałem i nadal chcę, żeby moi synowie coś dostali, żeby coś mieli, przecież po to to robiliśmy. Ale jeśli sytuacja się pogorszy, jeśli nie będę już mogła i nikt się mną nie zajmie, co mam wtedy zrobić? A jeśli trafisz do domu opieki, to się zniszczysz. Domy opieki też nie mają pieniędzy. Dom opieki miejskiej kosztuje 4000 marek miesięcznie, jak mam wyżyć za 4000 marek? Skąd mam wziąć tyle pieniędzy, skoro moja emerytura wynosi 1000 marek? A opieka społeczna nie płaci, bo mam tutaj dom. A nawet jeśli sprzedam dom prywatnej osobie i rozdam wam pieniądze, to i tak musicie zapłacić za dom opieki.

M – Jak wyglądało życie rodzinne w Düsseldorfie?

Dziadek pracował na trzy zmiany przez ponad 20 lat. Pracował również w niedziele. Tydzień od 6 do 16, potem od 14 do 22, a następnie w nocy od 22 do 6. To nie było życie. W fabryce papieru.

Hans miał wielu przyjaciół na Karolingerstrasse, między innymi Kiesslera.

Fritz też mi zarzuca, że nie miał roweru, to nieprawda. Tata zrobił jeden rower z trzech starych. Fritz i dziadek jeździli nim do pracy, na basen, do Hadexen. W Kirsche były obozy młodzieżowe, harcerze, Fritz i Hans jeździli tam na kempingi. Hartz, przy Bese, rozbili namioty, poszli tam pieszo. Kiedy bawili się w leśnych łowcach i policjantach, Hans zawsze chciał iść z Fritzem, ale Fritz nie chciał. To była zawsze walka, musiałam skarcić Fritza, żeby Hans mógł iść. Hans był wtedy drużynowym harcerzy z kościoła ewangelickiego. Miał kontakt z takim wikariuszem, organizowali wycieczki, raz do Berlina, zabrali mnie ze sobą do Anni. Po ukończeniu gimnazjum w wieku 16 lat Hans rozpoczął naukę zawodu na Martinstrasse. Uczył się w firmie Leichtstrom Elektronik. Był bardzo zadowolony ze swojej nauki. W domu klubowym uczniowie urządzili imprezę, były tańce i jedzenie. Szefowa poprosiła twojego tatę do tańca. Był bardzo dumny, twój ojciec nie umiał tańczyć, nadal nie umie. Był trochę zawstydzony, bo inni tak na niego patrzyli. Właśnie dostał nowy garnitur, kupił ładny. Dałam wszystko dla moich dzieci. Po nauce zawodu poszedł do szkoły inżynierskiej w Krefeld, 6 semestrów.

W tym czasie już trochę flirtował, dziewczyny zawsze za nim chodziły. Nie mówił o tym, ale my to zauważyliśmy. Miał szanse, bardziej niż Fritz. Fritz nie. Fritz był trochę nieśmiały. Miał wiele dziewczyn. Jedna mieszkała kilka domów dalej. Kłóciły się o niego. Był przystojny, zawsze obcinałam mu włosy. Ja też mogę ci je obciąć. Kiedy był mały, miał piękne loki. Kiedy był w tym wieku, nie pozwalał się już obcinać. Kiedy jeszcze chodził do szkoły, miał tak piękne loki, że nie chciałam ich obcinać. Włożyłam mu więc spinkę we włosy, a on tak się zdenerwował, że ją wyrzucił. Grał w tenisa w szkole katolickiej, często jeździł na łyżwach. Mieszkał z nami, dopóki się nie ożenił. Po ukończeniu szkoły inżynierskiej poszedł do wojska. Był wtedy w Schlessig Holzstein, w Pflenzburgu. Nie miał samochodu, więc jeździł z kolegą. Pisał do mnie piękne listy, mam jeszcze całą ich część. Napisał do mnie jeden list, który był tak pięknie napisany, że chciałam mu go pokazać, ale on nie chciał go zobaczyć. Hans dostarczał kwiaty tutaj, do Fechnera, ale już go nie ma. Dostarczał kwiaty na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Lubili go, córka Veschke też. Zawsze pokazywał otrzymane kieszonkowe, bardzo go chwalili. Pracował też jako oświetleniowiec. Podobało mu się to. Zarabiał w ten sposób na boku, kiedy jeszcze studiował. W międzyczasie został wezwany do Wehrmachtu, więc musiał udowodnić, że nadal chodzi do szkoły. W dniu, w którym miał egzamin, zadzwonili z wojska. W Krefeld miał przyjaciela, który często przychodził na obiad, mieszkał dalej. On też był uchodźcą. Obiecałam mu, że kiedy przyjdzie, zrobię mu na obiad surowe kluski z czerwoną kapustą lub burakami. W porze obiadowej przyszli z Krefeld, żeby zjeść, a ja musiałam mu powiedzieć, że musi iść do wojska. Po obiedzie pokazałam mu wezwanie do służby wojskowej, był bardzo rozczarowany. Nic nie można było zrobić. Musiał natychmiast iść do wojska na dwa lata.

M – Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o Waltraud?

Kiedy jeszcze przebudowywaliśmy dom, upadłam i zraniłam się. Musiałam leżeć w szpitalu przez dziewięć miesięcy. Wieczorami zawsze przebywał na starym mieście i tam poznał jej matkę. Mieszkała na Suitberthustrasse, obok budki. Mieszkało tam kilku podnajemców. Często przychodzili do domu.

M – Opowiedz mi coś o Monice, tak mało o niej wiem.

Kiedy pojawiła się Monika, była niepełnosprawna, tak bardzo cierpiałam i niestety nadal cierpię... Lekarze byli obojętni. Podczas porodu dziecko było w pozycji poprzecznej, próbowali obrócić je kleszczami, aby głowa znalazła się w dół. Wtedy kleszczami uszkodzili jej mózg, co spowodowało paraliż. Monika była też ambitna. Mogłaby dziś pracować w fabryce w Wüste, gdyby nie wyszła za mąż i nie zamieszkała tutaj. Tak bardzo się staraliśmy, aby Monika miała coś, gdyby nie znalazła męża, o tym też myśleliśmy. Monika miała też kontakty, miała wielu przyjaciół. Nic jej nie brakowało, była miła i zabawna. Jej bracia byli dla niej bardzo mili. Została zapisana do szkoły nieco później z powodu swojej niepełnosprawności, miała niewielką kulawiznę, była w szpitalu, miało być lepiej, ale stało się gorzej. Chodziła do szkoły podstawowej przez 7 lat, a potem do gimnazjum, aby nadrobić zaległości. Zapisaliśmy ją do tej szkoły uzupełniającej przy Siegbuderstrasse. Potem jeździła z Karolingerstrasse przez całe miasto. Dostała nowy rower. Chodziła tam przez 2 lata, brakowało jej jeszcze jednego lub dwóch lat, a potem była na wakacjach u Fritza. Sabine była wtedy taka mała, dobrze się bawiła. Dyrektorka napisała „niebieski list”, że przeniesienie jest zagrożone, czyli że zostanie w tej samej klasie. Rozmawiałam z dyrektorką i była jeszcze możliwość, aby to naprawić do początku następnego roku szkolnego. Ale kiedy Monika wróciła od Fritza, płakała i nie spała z powodu niebieskiego listu. Chodziłam na spotkania rodziców, ona miała korepetycje, a nauczyciele też uważali, że może jej się udać. Potem poszła na praktykę do firmy Wüste przy Sigbertusstrasse, gdzie mieszkała twoja mama. Uczyła się tam przez 3½ roku. Pracowała w biurze przy fabryce. Kiedy przechodziłam obok, widziałam jej torbę w oknie. Dostaliśmy lokalną gazetę, w której ktoś zamieścił ogłoszenie, że szuka kobiety. Monika zgłosiła się, on natychmiast przyjechał i tak jest do dziś. Nie miała przyjaciół, przyjaciele się wycofali. Peter też był niepełnosprawny.

M- Jak zmarła?

W niedzielę rano nie żyła. Peter zadzwonił i powiedział: „Ona nie żyje”. Lekarz stwierdził zgon. Co mogliśmy zrobić?

DOKUMENTACJA

HEIKE Otto, 150 lat osadnictwa szwabskiego w Polsce 1795-1945, Leverkusen 1979. (Dostawa:

Otto HEIKE, Grunstr. 36, 5090 Leverkusen 1)

Prowincja łódzka w Polsce Gen Web: http://www.rootsweb.com/~pollodz/

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

M – Haben die Leute zusammen gehalten ?

Die „Einheimische“ (haben wir immer gesagt), wir waren ja die „Flüchtlinge“, waren zum Teil neidisch. Viele sagte „Ja, ihr Flüchtlinge habt nur Vorteile gehabt“, dabei haben wir gar keine Vorteile gehabt, nur einteilen konnten wir. Wenn man wirtschaften kann, der Mann kann noch soviel verdienen, die Frau die nicht Wirtschaften kann die wirft weg, so wären wir auch zu nichts gekommen. Man sagte „Flüchtlinge“ weil man uns ja benennen musste. So wie man jetzt sagt die „Türken“, die „Jugoslawen“, das sind auch Flüchtlinge. Zu dieser zeit waren die „Flüchtlinge“ alle Deutsche aus Polen. Jetzt sind wir so lange hier, da sind wir keine Flüchtlinge mehr. Wo wir in Deutschland waren mussten wir die Uhrkunde legen, bis ins Vierte Glied, das wir Deutschstämmig sind. Das war nicht so leicht wie jetzt. Ich bin jetzt unglücklich, weil ich nichts vom Leben hatte, die anderen sind in den Urlaub gefahren, die können etwas erzählen, und ich bin bloß immer gesessen und habe gekocht und genäht. Ich bin jetzt manchmal über mich selber wütend.

M – Du hast aber selbst gesagt das du stolz bist deine Kinder groß gebracht zu haben

Ja, ja. Ja, stolz bin ich, das ist aber wieder eine andere Sache. Aber ich selbst, hatte ja selbst nichts vom Leben. Und das Leben ist ja jetzt zu Ende bei mir. Jetzt habe ich keinen Zukunftsblick mehr, nicht ?

M- Kannst du mit 81 nichts mehr schaffen ?

Nein, ich schaffe auch nichts mehr. Mit mir ist es aus. Mich tun ja sowieso viele beneiden dass ich überhaupt noch so viel schaffe, und so viel mache. Hier vorne habe ich den Baum umgemacht, da war so eine Zypresse, von 2 Jahren war sie noch hier. Die hatte das ganze Fenster zugesperrt, es war finster im Schlafzimmer, keine Sonne und nichts. Da habe ich ihn umgesägt [Lachen], da war ich ja schon 80. Da haben sie mich beneidet was ich noch so viel schaffe. Dann habe ich während zwei Wochen dem Baum kaputtgeschnippselt, immer etwas in die Abfalltonne reingetan. Das habe ich alles geschafft, trotz meiner kranken Hand. Heute wollte ich die Brötchen beim Supermarkt aus dem Behälter mit so einer Zange rausholen, die nennen das „hygienisch abgepackt“ damit man nicht der Hand reingehen brauch, da hat meine Hand auch versagt. Die Verkäuferin, die kennt mich, die hat mir das dann rausgeholt. Ja, so hat man sich so recht und schlecht. Also ich wundere mich das ich so noch kann, aber ich kann nicht mehr so wie ich wollte, darum bin ich auch traurig weil es jeden Tag weniger wird. Aber trotzdem gebe ich es nicht auf. Aber wenn es schlimm kommt, da tue ich mich irgendwie in ein Heim einkaufen und lasse mich bedienen. Weil, was habe ich denn davon, wenn ich hier weiter so machen. Ich werde sowieso nicht akzeptiert, ich habe immer gedacht, und ich will es jetzt auch noch, dass meine Söhne etwas abkriegen, dass sie etwas haben, dafür haben wir es ja gemacht. Aber, wenn es schlimm kommt, wenn ich nicht mehr kann, und es kuckt keiner nach mir, was soll ich denn da? Und so wenn du so rein kommst hier ins Heim, da gehst du ja kaputt. Die Heime die haben ja auch kein Geld. Die Städtischen Heime wo 4000 Mark monatlich bezahlen, wo komm ich den mit 4000 Mark aus ? Wo soll ich denn das her nehmen mit meiner 1000 Mark Rente ? Und das Sozialamt zahlt nicht, weil ich hier das Haus habe. Und wenn ich das Haus auch jetzt verkaufe an Privat und das Geld an euch verteile, das müsst ihr dann bezahlen, das Heim.

M – Wie war das Familienleben in Düsseldorf ?

Der Opa hat über 20 Jahre Schicht gemacht. Drei Schichten, er hat auch Sonntag gearbeitet. Eine Woche von 6 bis 16 Uhr, dann von 14 bis 22 Uhr, dann nachts von 22 bis 6 Uhr. Das war auch kein Leben. In der Papier Fabrik.

Hans hatte viele Freunde auf der Karolingerstrasse, den Kiessler u. a.

Fritz der schmeißt mir auch vor der hat kein Fahrrad gehabt, das stimmt nicht. Papi hat von 3 alten Fahrrädern eins gemacht. Da sind Fritz und Opa damit zur Arbeit gefahren, zur Badeanstalt, zu Hadexen. Von der Kirsche aus gab es Jugend Camps, so Pfadfinder, da sind Fritz und dann Hans zelten gegangen. Hartz, an der Bese, haben sie gezeltet, die sind zu fuß hingegangen. Wenn sie im Wald waren Räuber und Gendarm spielen, dann wollte Hans immer mit Fritz mit, aber Fritz wollte. Das war immer ein Kampf, da musste ich den Fritz schelten damit der Hans mitkonnte. Hans war dann Pfadfinderführer, von der evangelischen Kirche. Der hatte Anschluss mit so einem Vikar, die haben Ausflüge gemacht, mal nach Berlin, da haben sie mich mitgenommen zu Anni. Nach der Mittelschule mit 16 ist Hans in die Lehre gegangen auf der Martinstrasse. Leichtstrom Elektronik war das wo er gelernt hat, die Firma. Er war sehr zufrieden mit seiner Lehre. Im Vereinshaus haben die Lehrlinge mal gefeiert, da war Tanz und es hat Essen gegeben. Da hat die Chefin deinen Papa zum Tanz aufgefordert. Da war er so stolz, dein Vater konnte nicht tanzen, kann er heute noch nicht. Da hat er sich ein bisschen geniert, da haben die anderen so gekuckt. Er hatte gerade einen neuen Anzug bekommen, gekauft einen schönen. Ich habe alles für meine Kinder gegeben. Nach der Lehre, ist er nach Krefeld zur Ingenieurschule gekommen, 6 Semester.

In dieser Zeit hat er schon ein bisschen geflirtet, die Mädchen waren immer hinter ihm. Er nicht davon erzählt, aber wir haben es mitgekriegt. Der hat Chancen gehabt, mehr wie Fritz. Fritz nicht. Fritz war ein bisschen schüchtern. Der hatte viel Mädchen gehabt. Eine wohnte auch ein Paar Hause weiter. Die haben sich gestritten um ihn. Er hat gut ausgesehen, die haare habe ich ihm immer schon geschnitten. Ich kann sie dir auch schneiden. Und schöne Locken hatte er, als er klein war. Als er so alt war hat er sich nicht mehr schneiden lassen. Als er noch zu Schule ging hatte er so schöne Locken, die wollte ich nicht abschneiden. Da habe ich im so eine Klammer in die Haare, da war er so wütend, da hat er die Klämmer rausgeschmissen. Der hat Tennis gespielt an der Katholischen Schule, Eislaufen ist er viel gegangen. Bis er geheiratet hat, hat er bei uns gewohnt. Nach der Ingenieurschule ist er zum Militärdienst gegangen. Er war dann in Schlessig Holzstein, in Pflenzburg. Er hatte ja kein Auto gehabt, der ist mit einem Kollegen gefahren. Er mir schöne Briefe geschrieben, ich hab noch ein ganzes Teil von den Briefen. Ein Brief hatte er mir geschrieben, der war so schön geschrieben, den wollte ich ihm mal zeigen, aber er wollte ihn nicht sehen. Hans hat hier bei Fechner Blumen ausgeliefert, den gibt es nicht mehr. Osten oder Weinachten hat er Blumen ausgetragen. Den haben sie gerne gehabt, die Tochter Veschke auch. Er hat immer das bekommene Taschengeld gezeigt, sie haben ihn sehr gelobt. Er hat auch als Beleuchter gearbeitet. Es hat ihm auch gefallen. Das hat er sich so nebenbei verdient, als er noch studiert hat. Der ist zwischendurch von der Wehrmacht aufgefordert worden, dann musste er beweisen dass er noch in die Schule ging. Am selben Tag wo er die Prüfung hatte, hat der Wehrdienst angerufen. In Krefeld hatte er einen Freund, der ist oft zum essen gekommen, der wohnte weiter weg. Er war auch ein Flüchtling. Ich hatte ihm versprochen dass ich mal rohe Klöße zu Mittagessen machen wurden wenn er kommt, mit Rotkohl oder Rote Bete. Die sind Mittags lustig von Krefeld zum essen gekommen und ich musste ihm dann mitteilen, das er zum Militär musste. Ich habe ihm nach dem Essen den Einberufungsbrief gezeigt, da war er so enttäuscht gewesen. Da kann man ja nichts machen. Es musste dann gleich zum Militär, zwei Jahre lang.

M - Wann hast du zum ersten Mal von Waltraud gehört ?

Als wir noch das Haus am umbauen waren bin ich gefallen und habe mich verletzt. Da musste ich für ein dreiviertel Jahr ins Krankenhaus. Er ist immer in der Altstadt gewesen am Abend, da hat er die Mutter kennen gelernt. Die hat auf der Suitberthustrasse gewohnt neben einem Büdchen. Da haben mehrere Untermieter gewohnt. Sie kamen oft nach hause.

M – Erzähl der Mal was von Monika, ich weiß so wenig von ihr.

Als Monika gekommen ist, die war behindert, da habe ich so gelitten, und leider immer noch... Die Ärzte waren gleichgültiger. Bei der Geburt war es eine Querlage, die haben das mit Zangen versucht zu drehen damit der kopf nach unten kaum. Da haben sie mit den Zangen das Gehirn so geketscht, dann ist eine Lähmung entstanden. Monika war ja auch ehrgeizig. Die hatte heute noch bei Wüste sein können in der Fabrik, wen sie gelebt hätte, sich nicht verheiratet hätte und hier gewohnt. Wir habe uns so bemüht damit Monika etwas hatte wenn sie keinen Mann gefunden hätte, daran haben wir auch gedacht. Die Monika hatte auch Anschluss gehabt, sie hatte viele Freunde gehabt. Der hat nichts gefehlt, sie war nett und lustig. Ihre Brüder waren sehr nett zu ihr. Sie wurden ein bisschen später eingeschult, wegen ihrem handicap, sie hatte ein bisschen gehinkt, sie war im Krankenhaus es sollte besser werden aber ist schlimmer geworden. Sie ging zu Volkschule 7 Jahre und nachher auf die Mittele Reife um es nachzuholen. Wie haben sie in dieser Fortbildungsschule angemeldet, auf der Siegbuderstrasse. Dann ist sie von der Karolingerstrasse gefahren, die ganze Stadt durch. Sie hat ein neues Fahrrad bekommen. Sie ist 2 Jahre gegangen, es fehlten noch ein oder zwei Jahre und dann im Sommer beim Fritz im Urlaub gewesen. Da war die Sabine so klein, da hat sie Spaß gehabt. Die Rektorin hat geschrieben, einen „blauen Brief“ das Versetzung gefährdet ist, d.h. sitzen bleiben. Ich habe dann mit der Rektorin gesprochen und es hätte noch Möglichkeit gegeben das aufzubügeln bis zum Anfang des nächsten Schuljahrs. Aber als Monika vom Fritz zurück kam hat sie geweint und nicht geschlafen wegen dem Blauen Brief. Ich bin zu den Elterabenden gegangen, sie hat Nachhilfestunden bekommen, und die Lehrer hatten auch gemeint sie könnte es schaffen. Dann ist sie die Lehre gegangen, bei Wüste auf der Sigbertusstrasse, da hat deine Mutter auch gewohnt. Da hat sie 3½ Jahre gelernt. Sie war im Büro bei der Fabrik. Wenn ich vorbei ging konnte ich ihre Tasche am Fenster sehen. Wir bekamen so eine Heimatzeitung, der hat einer annonciert dass er eine Frau sucht. Monika hat sich gemeldet, er ist sofort gekommen und wie nun ist. Die hatte keinen Freunde, die Freunde die haben sich zurückgezogen. Der Peter der war auch behindert.

M- Wie ist sie den gestorben ?

Eines Sonntags früh war sie tot. Da hat Peter angerufen „Sie ist tot“. Der Arzt hat stillstand festgelegt. Was konnten wir machen ?

DOKUMENTATION

HEIKE Otto, 150 Jahre Schwabensiedlungen in Polen 1795-1945, Leverkusen 1979. (Auslieferung:

Otto HEIKE, Grunstr. 36, 5090 Leverkusen 1)

Lodz province of the Poland Gen Web: http://www.rootsweb.com/~pollodz/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz