poniedziałek, 15 września 2025

Rodzina Meier - Alma Meier - Michael Meier - Bukowiec - Königsbach - cz.2

 M – Powiedziałaś mi właśnie, że twój dziadek miał na imię Michael?

A – Tak. Ojciec mojej matki miał na imię Michael Zola. Zmarł w wieku 70 lat, ale nie pamiętam już, w którym roku. Słyszałem o tym, ale kiedy jest tak wiele takich informacji, to się o tym zapomina.

Kiedy zmarła moja babcia, miałem 10 lat. Nazywała się Emma, z domu Streubel (Schtreubel?), pochodziła z Ostrowa koło Poznania. Rodzina mojego dziadka pochodzi z Alzacji Lotaryngii, wyemigrowali do Polski w 1800 roku.

Nie wiem nic więcej, a nie ma już nikogo, kogo można by o to zapytać.

Wciąż widzę dziadka, jak był tak chory, a my go karmiliśmy w ostatnich dniach. Miałem wtedy około 9 lat, był rok 1924, „wielka zima”, teraz sobie to przypominam. Zawsze mówiliśmy „ta zima była taka surowa”, a potem on umarł.

M – A więc twój dziadek Michael urodził się w 1854 roku.

A – Tak, to możliwe. Ziemia była tak zamarznięta, że musieli kopać doły kilofami, o czym ciągle się mówiło.

Drugich dziadków prawie nie znałam, byli jeszcze starsi. Mój ojciec był też znacznie starszy od mojej matki. Anni ma dokumenty; z powodu Hitlera musieliśmy sięgać aż do czwartego pokolenia, aby zostać uznani za Niemców w Polsce.

M – A ty masz na imię Alma. Piękne imię: la Alma oznacza duszę w języku hiszpańskim i pisze się je dokładnie tak samo.

A – Dziwne imię, nigdy mi się nie podobało, ale tak było wtedy.

M – Nie masz drugiego imienia?

A – Tak! Marie! Nazywałam się Alma Marie i nie znosiłam tego imienia.

...

M – Jak wspominasz swoich dziadków?

A – Byli dla mnie bardzo mili i czułam się u nich bardzo dobrze. Wychowała mojego młodszego brata. Zmarła w wieku 59 lat; mówiono, że była bardzo stara. Miała piękne długie ciemne włosy, nie takie jak ja. Kiedy pojawiły się u niej siwe włosy, kazała mi je wyrywać, nie chciała być siwa. Ale w tamtych czasach w tym wieku ludzie byli już starcami z powodu ciężkiej pracy, odżywiania... Byli bardzo związani z resztą rodziny.

Irene z Osnabrück, siostra Annemarie Mutter, również interesowała się tymi historiami.

Babcia Annemarie była siostrą mojej matki. Moja matka miała dziewięcioro rodzeństwa: trzech braci: Eduarda, Adolfa, Emila (najmłodszego, urodzonego w 1910 roku). I sześć sióstr: najstarsza przyjechała z niemieckimi żołnierzami podczas I wojny światowej do Niemiec, do Wurms, jej nie znałam. Pozostałe wszystkie znałem:

Auguste (której córka, Else Reben, mieszka w Pulheim-Kolonii i już mnie odwiedziła), Natalie, Emilie, Bertha, Olga. Mój dziadek był rolnikiem i miał również dziewięcioro rodzeństwa.

M – Co wiesz o rodzinie mojego dziadka?

Miał czworo rodzeństwa, które znałem: Berthę Seyder w Hamburgu, najmłodszą, urodzoną w 1917 roku, która nadal żyje. Druga siostra, Wanda (Kaczmarek), urodzona w 1910 roku, zmarła niedawno (w 1996 roku) w wieku 86 lat. Jakob, najstarszy, urodzony w 1907 roku, zmarł w tym samym roku co twój dziadek. Twój dziadek urodził się w 1909 roku.

M – A co z moimi pradziadkami ze strony Meiera?

A – Niewiele wiem o Meierach. Twoja prababcia nazywała się Katarina Spielmann (urodzona w 1876 roku). Zmarła w wieku 82 lat. Twój pradziadek również miał na imię Friederich i zmarł młodo, nie znałam go, ale Bertha wie coś na ten temat. Kiedy Rosjanie zajęli Polskę podczas I wojny światowej, musiał udać się do Rosji, aby pomóc im w transporcie armat na wozach konnych. Potem tak się przeziębił...

Rosjanie całkowicie zniszczyli wioskę twojego dziadka, spalili ją, wszystko trzeba było odbudować. Aby ziemniaki przetrwały zimę, wkładano je do dołu w ziemi, który przykrywano słomą. W tym roku nie było nic innego do jedzenia, poza tymi zamarzniętymi i częściowo spalonymi ziemniakami. Twój dziadek często o tym opowiadał. Miał wtedy 5-6 lat.

Było tak: Königsbach leżało między dwoma lasami, w jednym byli Rosjanie, w drugim Niemcy. Strzelali do siebie, a wioska leżała pośrodku. Zginęło wielu ludzi, cywilów, a wioska spłonęła. Musieli uciekać.

Kiedy teraz widzę coś o wojnie w Jugosławii, potrafię się wczuć w tę sytuację. Teraz przynajmniej pomaga się ludziom. Mam nadzieję, że nie doświadczycie już nigdy czegoś tak strasznego. - Dotyczy Bukowca z listopada 1914 roku.

M – Opowiedz mi, jak wyglądało codzienne życie, kiedy byłaś młoda.

A – Rodzina była bardzo zżyta. Było miło. Całe rodzeństwo mojej matki było jeszcze niezamężne. Kiedy moja ciotka Bertha wyszła za mąż, wyprowadziła się ze swoim mężem, Adolfem Hansmannem. Mieszkali dalej. Przyjeżdżała do nas konnym wozem i przywoziła nam, dzieciom, zawinięte cukierki, które nazywaliśmy „cukierkami”; to było coś wielkiego, bo nie było jeszcze czekolady.

Bertha miała wcześniej polskiego chłopaka, który ją kochał, była bardzo ładna. Chcieli się pobrać, ale rodzina była przeciwna. Polacy byli katolikami, a Niemcy protestantami. Polacy również byli przeciwni; religia i przynależność narodowa (niepaństwowa) odgrywały ważną rolę. Chodzili razem do szkoły i byli przyjaciółmi, było też wielu Polaków i Niemców, którzy mówili po polsku, ale małżeństwo nie wchodziło w grę. Jej mąż, który był starszy, miał firmę handlową z kilkoma wagonami, które jeździły z jednego miasta do Łodzi. Dostarczał masło i jajka. Nie było jeszcze ruchu samochodowego, handlarze jeździli w ten sposób na targ. Ludzie świętowali, my, dzieci, bawiliśmy się prostymi zabawkami, nie wiedząc, że istnieje coś lepszego. Emil, najmłodszy brat mojej matki, był tak utalentowany, że sam robił skrzypce – naprawdę sam je robił – i grał na nich: był muzykalny! Był również utalentowany manualnie i później nauczył się kowalstwa. Miał własną kuźnię. Dużo śpiewano, niestety nie jestem muzykalna.

Ten czas spędzony u dziadków był najpiękniejszy. Kiedy zmarła moja mama i zostaliśmy rozdzieleni, czuliśmy się jak bezdomni. Wszyscy krewni mieli już tak wiele dzieci, że było to straszne. Poza tym było to dzieciństwo, nie znaliśmy niczego innego, po prostu należeliśmy do rodziny. Kiedy dziadkowie zmarli, wszystko się rozpadło. Ale wcześniej było fajnie. Przeżyłam dwie wojny, podczas pierwszej wojny światowej byłam jeszcze mała, ale moi rodzice i ciotka dużo o niej opowiadali. Wtedy też było źle z jedzeniem. Moi dziadkowie mieli młyn, w którym mielili żyto i grykę. Kiedy mielili zboże dla bydła lub piekli chleb dla siebie, karmili mnie, małe dziecko, kaszą, o czym często opowiadali. Gotowali ją z wodą lub odrobiną mleka.

Musieli sprzedawać swoje masło. Kiedy miałem 2-3 lata, młyn przestał działać, nie było już mąki. Później pamiętam, że jedliśmy zupy wodniste. To było straszne w tak dużej rodzinie! Mieliśmy długi stół w kuchni, przy którym jedliśmy, a jeśli 2-3 krowy nie były w okresie zasuszenia, dodawano do zupy lub owsianki odrobinę mleka, aby nadać jej trochę smaku.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

M -Du sagtest mir gerade dass dein Großvater Michael hieß?

A -Ja. Der Vater meiner Mutter hieß Michael Zola. Er starb mit 70; im welchem Jahre, dass weiß ich nicht mehr. Ich habe zwar davon gehört, aber wenn es so viele sind, dann vergisst man es wieder.

Als meine Großmutter gestorben ist war ich 10 Jahre alt. Sie hieß Emma, geborene Streubel (Schtreubel?), in Ostrowo bei Poznan. Meine Großvater Familie stammt aus Alsace Lotringen, się sind 1800 ausgewandert nach Polen.

Weiter weiß ich es nicht, und es ist niemand mehr da denn man nachfragen konnte.

Ich sehe den Großvater noch wie er so krank war und wir ihn gefuttert haben, die letzte Zeit. Da war ich ungefähr 9 Jahre alt, das war 1924, “der große Winter”, jetzt kommt es mir ein. Wir sagten immer “Der Winter, der war so streng”, und dann ist er gestorben.

M -Also ist dein Großvater Michael 1954 geboren.

A -Ja, das kann schon sein. Die Erde war so tiefgefroren, sie mussten mit Spitzhacken die Gruben ausgraben, davon hat man immer wieder gesprochen.

Die anderen Grosseltern die habe ich kaum gekannt, die waren noch alter. Mein Vater war ja auch viel alter als meine Mutter. Die Anni hat die Urkunden; wegen dem Hitler mussten wir ja bis zum vierten Glied, um in Polen als Deutsche anerkannt zu werden.

M -Und du heißt Alma. Ein schöner Name: la Alma bedeutet die Seele auf spanisch und wird genauso geschrieben.

A -Ein komischer Name, ich war mit ihm nie zufrieden, aber es war damals so.

M -Hast du denn keinen zweiten Namen?

A -Ja! Marie! Alma Marie hieß ich, und den Namen konnte ich gar nicht leiden.

...

M -Wie erinnerst du dich an deine Grosseltern?

A -Sie waren sehr nett zu mir und ich habe mich bei ihnen sehr wohl gefühlt. Sie hat meinen jungen Bruder erzogen. Sie ist mit 59 Jahren gestorben; da hieß es sie war sehr alt. Sie hatte schönes langes dunkles Haar, nicht so wie ich. Wen sie dazwischen weiße Haare bekommen hatte, sollte ich es ihr ausreißen, sie wollte nicht grau sein. Aber bei diesem alter war man damals schon alte Greise, wegen der schweren Arbeit, der Ernährung... Sie waren mit der restlichen Familie sehr verbunden.

Die Irene aus Osnabrück, Annemarie Mutters Schwester, hat sich auch für diese Geschichten interessiert.

Annemaries Großmutter war ja die Schwester meiner Mutter. Meine Mutter hatte neun Geschwister: Davon drei Brüder: Eduard, Adolf, Emil (der jüngste, geboren 1910). Und sechs Schwestern: die älteste ist mit deutschen Soldaten im ersten Weltkrieg nach Deutschland

gekommen, nach Wurms, die habe ich nicht kennen gelernt. Die anderen habe ich alle gekannt:

Auguste (dessen Tochter, Else Reben, in Pulheim-Köln wohnt und mich schon besucht hat), Natalie, Emilie, Bertha, Olga. Mein Großvater war Bauer und hatte auch neun Geschwister.

M -Was weißt du von der Familie meines Opas?

Er hatte vier Geschwister, die ich alle kannte: Die Bertha Seyder in Hamburg, die jüngste, in 1917

geboren, sie lebt noch. Die andere Schwester, Wanda (Kacmarek), 1910 geboren, ist vor kurzem gestorben (1996), mit 86 Jahren. Jakob, der älteste, 1907 geboren, ist im gleichen Jahr wie dein Opa gestorben. Dein Opa ist 1909 geboren.

M -Und von meinen Urgrosseltern auf Meiers Seite?

A -Von Meiers weiß ich wenig. Deine Urgrossmutter ist eine geborene Spielmann, Katarina Spielmann (1876 geboren) hieß sie. Sie ist mit 82 gestorben. Dein Urgroßvater hieß auch Friederich und ist jung gestorben, ich habe ihn nicht gekannt aber Bertha weiß bescheid. Als die Russen Polen besetzten im ersten Weltkrieg, musste er nach Russland, um ihnen zu helfen Geschütze mit den Pferdewagen zu transportieren. Dann hatte er sich so erkaltet...

Die Russen hatten dein Opas Dorf ganz zerstört, verbrannt, alles musste neu gebaut werden. Zum essen, damit die Kartoffeln überwinterten, gab man sie in ein Loch in der Erde das mit Stroh bedeckt war. In diesem Jahr war sonst nichts mehr zu essen da, außer diesen gefrorenen und zum Teile verbrannten Kartoffeln. Das hat dein Opa so oft erzahlt. Da war er 5-6 Jahre alt.

Es war so: Königsbach lag zwischen zwei Wälder, in einem waren die Russen, im anderen die Deutschen. Sie haben sich geschossen, und das Dorf lag in der Mitte. Viele Menschen sind umgekommen, Zivile, und das Dorf ist verbrannt. Sie mussten flüchten.

Wenn man jetzt vom Krieg in Jugoslawien etwas sieht, da kann ich mich so hereinversetzen. Jetzt wird den Leuten aber wenigstens geholfen. Ich hoffe dass ihr so etwas schlimmes nicht noch einmal erlebt.

M -Erzähle doch mal wie der Alltag war als du jung warst.

A –Die Familie war sehr eng gebunden. Da war es schön. Alle Geschwister meiner Mutter waren noch ledig. Als meine Tante Bertha heiratete, ist sie mit ihrem Mann, Adolf Hansmann, weggezogen. Die wohnten weiter entfernt. Sie kam uns mit Pferdewagen besuchen und brachte uns Kindern eingewickelte Bonbons mit, “Zuckerle” nannten wir sie; das war schon viel, es gab noch keine Schokolade.

Die Bertha hatte davor einen polnischen Freund, der sie gerne haben wollte, sie war sehr hübsch. Sie wollten ihn auch heiraten aber die Familie wollte nicht. Die Polen waren katholisch und die Deutschen evangelisch. Die Polen waren auch dagegen; Religion und Volkzugehörigkeit (nicht Staatzugehörigkeit) spielte eine wichtige Rolle. Man ging zusammen zur Schule und war auch befreundet, es gab auch viele Polen und Deutsche die polisch sprachen, aber heiraten kam nicht in Frage. Ihr Mann, der älter war, hatte ein Handelunternehmen mit einen Paar Wagen, die von einer Stadt nach Lodz fuhr. Er lieferte Butter und Eier. Es gab noch kein Autoverkehr, Händler sind so zum Markt gefahren. Die Leute haben auch gefeiert, wir Kinder haben mit einfachen Spielsachen gespielt, man wusste ja nicht dass es etwas Besseres gibt. Der Emil, der jüngste Bruder meiner Mutter, der war so begabt, der hatte Geigern gemacht -richtig selber Geigen gemacht- und hat auch gespielt: er war musikalisch! Handwerklich war er auch begabt und hat später Schmied gelernt. Er hatte selbst eine Schmiede gehabt. Es wurde viel gesungen, leider bin ich nicht musikalisch.

Diese Zeit bei den Großeltern war die schönste. Als meine Mutter starb und wir verteilt wurden, waren wir wie heimatlos. Alle Verwandten hatten schon so viele Kinder, es war schlimm. Sonst war es die Kindheit, man kannte es nicht anders, wir gehörten einfach zu der Familie. Als die Großeltern gestorben sind hat sich das alles auseinander geschlagen. Aber davor war es lustig. Ich habe zwei Kriege erlebt, ich war zwar klein beim ersten Weltkrieg, aber meine Eltern und Tante hatten viel davon erzählt. Da war es mit der Nahrung auch schlecht. Da hatten meine Grosseltern ihre Mühle, wo sie Roggen und Buchweizen mahlten. Wenn sie geschrotet hatten für das Vieh oder Schroten Brot für sich selbst gebackt hatten, mich als kleines Baby haben sie mit Schrot gefüttert, das haben sie so oft erzählt. Sie haben es mit Wasser oder mit einem bisschen Milch aufgekocht.

Ihre Butter mussten sie verkaufen. Als ich 2-3 Jahre alt war da lief die Mühle nicht mehr, es gab kein Mehl mehr. Später kann ich mich errinern das wir Wassersuppen gegessen haben. Das war schlimm mit so einer Grossen Familie ! Wir hatten einen langen Tisch in der Küche wo wir gegessen haben und wenn die 2-3 Kühe nicht trocken standen dann hat man so einen Schuss Milch in die Suppe oder in den Brei bekommen das es ein bisschen Geschmack hatte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz