niedziela, 14 września 2025

Rodzina Meier - Alma Meier - Michael Meier - Bukowiec - Königsbach - cz.1

 

Wczorajsza wizyta w Bukowcu Michaela Meiera z swoimi dziećmi owocuje materiałami które za jego zgodą zaczynam publikować na swoim blogu. 

Dokładniej, chodzi o wywiad jaki przeprowadził ze swoją babcią Almą Meier w Düsseldorfie od 17 do 30 lipca 1996 roku. Bardzo obszerny materiał opisujący nie tylko bliski mi Bukowiec, także całą historię rodziny Meierów i jakże trudny okres przemieszczania się do Niemiec i asymilacji w nowej ojczyźnie. 


Akt bierzmowania Hansa - Jürgena Meiera (syna Almy, zarazem taty Michaela)w parafii kościoła protestanckiego w Düsseldorfie z 8.3.1959 roku, gdzie jest potwierdzona data i miejsce urodzenia oraz chrzcin: ur. 25.02.1944 w Königsbach (Bukowiec), ochrzczony 9.4.1944 roku w kościele ewangelickim także w Königsbach (Bukowiec).*
* - Skan dokumentu pochodzi z opracowania 
Mélisande BUSUTTIL
Être & ancêtres – généalogiste professionnelle
France – Allemagne – Pologne
Professional genealogist – Berufsgenealogin – Profesjonalna genealog.
43 rue Albert Joly 78000 Versailles
Tél : +33 6 60 70 20 32
melisande.busuttil@gmail.com
SIRET : 844.517.334.00018



Wywiad z ALMĄ MEIER

DÜSSELDORF, 17–30 lipca 1996 r.

ALMA – Często myślałam o tym, że kiedy jest się młodym, nie interesuje się tym zbytnio, że za mało wie się o swoich przodkach. A potem, kiedy jest się starym, tak jak ja, oni wszyscy już nie żyją i nie można ich o nic zapytać. Dzisiaj jest tyle pytań, ale nie ma nikogo, kto mógłby na nie odpowiedzieć, ponieważ ci, którzy są tak starzy jak ja, też już nie wiedzą.

MICHAEL – Nigdy wcześniej o tym nie myślałem, ale to wyjątkowe uczucie, kiedy można wiedzieć, skąd się pochodzi.

A – Co to znaczy, dokąd chcesz się udać?

M – Tak, twój ojciec i twoja matka.

A – Moja matka, to była „Natalie”.

M – Naprawdę!?

A – Tak, tylko wymawiano to inaczej i pisano bez „h”. „Natalie”, z domu „Krauter”; teraz to niemieckie nazwisko, ale po polsku brzmiało „Zioło”.

M – A twój ojciec?

A – Wilhelm Hahm.

M – Miałaś jeszcze rodzeństwo: ciocię Anni...

Miałam jeszcze brata, Alvina, który zginął na wojnie. Był policjantem, a kiedy Czechosłowacja została zajęta przez Niemców, zabrali policjantów, aby wyeliminować partyzantów. A potem go otruli. Był podoficerem i młodszy ode mnie. Byłam najstarsza; Elfriede, która mieszka w Kanadzie, była druga, a potem był Alvin i to wszystko. Matka zmarła wtedy na gorączkę połogową, miała 29 lat, a ja miałam 6. Zmarła w styczniu, a ja skończyłam 6 lat dopiero w lutym, moja siostra miała 4 lata, a brat 14 dni. Było to w 1921 roku, a ona urodziła się w 1892 roku.

Ojciec był starszy, urodził się w 1878 roku. Ja urodziłam się w 1915 roku.

M – Twój ojciec ożenił się potem z drugą kobietą, której córką była ciocia Anni. Czy mieszkaliście wszyscy razem?

Nie. Po śmierci matki mieszkaliśmy u dziadków, u rodziców mojej matki. A kiedy zmarła matka, ojciec odszedł i nigdy więcej nie wrócił. Kiedy zmarli dziadkowie, zostaliśmy rozdzieleni między krewnych. Raz byliśmy tu, raz tam, a Alvin nie miał prawdziwego domu, tak samo jak my. W wieku 7 lat opuściłam dziadków...

M – Gdzie się urodziłaś?

W Mühlerode, Sobiesęki po polsku (miejscowość), w powiecie Kalisz (powiat), Poznań po polsku Poznań (okręg).

Kiedy nas rozdzielono, musieliśmy z siostrą paść krowy u rolnika. Potem urodziła się Anni, w 1922 roku, z drugiej żony ojca. Była wdową, ale nie miała dzieci z pierwszym mężem. Nazywała się Juliana, z domu Donke. Jest pochowana w Bitterfeld (NRD), nie mieliśmy z nią kontaktu. W 1936 roku zmarł mój ojciec, kiedy wyszłam za mąż.

M – Kim był twój ojciec?

Mój ojciec miał dziewięcioro rodzeństwa, a moja matka również miała tyle samo dzieci, dlatego miałam kuzynów i kuzynki ze wszystkich stron, teraz wszyscy już nie żyją. Jedna z nich zmarła w zeszłym roku w Hamburgu. Pozostali, z którymi nie miałam kontaktu, są gdzieś w Niemczech, w Polsce... ale większość z nich prawdopodobnie nie żyje.

Wszyscy bracia mojego ojca zajmowali się rolnictwem, jedna siostra była nauczycielką w Kaliszu.

Tylko mój ojciec nie miał ochoty zajmować się rolnictwem. Około 1914 roku wrócił z Niemiec, aby się ożenić. Potem ponownie wyjechał do Niemiec, aby pracować.

W międzyczasie zmarł jego ojciec i każde z  rodzeństwa odziedziczyło po nim ziemię. Częścią Wilhelma zarządzał jego brat Karl, który miał mu wypłacić jej wartość. Kiedy jednak wrócił z Niemiec, nastąpiła wielka dewaluacja pieniądza (około 1920-22) i za pieniądze z odziedziczonej ziemi miał tylko tyle, żeby kupić sobie butelkę wódki. To było podłe. Mój ojciec był rzemieślnikiem, potrafił wszystko. Tak jak ja, ja też potrafię wszystko, i tak jak Anni w Berlinie... no, nie wszystko, ale większość; niektóre kobiety nie potrafią nawet wbić gwoździa. Był zręczny, nie tylko ja tak twierdzę, inni też mogą to potwierdzić. Potrafił też leniuchować. Nie zarabiał dużo pieniędzy, chętnie pomagał innym, ale często nie płacili mu odpowiednio za jego czas i wysiłek. Ponieważ nie był rolnikiem, radził sobie w ten sposób. Raz w tygodniu pracował w sklepie mięsnym swoich krewnych (należał do Juliusa Philippa, męża Emilies, siostry Natalie i babci Annemaries), zajmując się ubojem i produkcją kiełbas. Było to w sąsiedniej wsi, ojciec czasami przynosił kiełbasę do domu. W piątki i soboty, kiedy był targ, kiełbasa była sprzedawana w wiejskiej gospodzie (restauracji) należącej do sklepu mięsnego. Było tam „miejsce targowe”. Przychodzili rolnicy, którzy sprzedawali świnie, krowy, a nawet konie; sprzedawano też inne rzeczy, takie jak jajka, ponieważ nie wszyscy zajmowali się rolnictwem. Pito tam ciepłe piwo i wódkę (zimą). Ja też tam pracowałam, podawałam i zmywałam naczynia. Mieli też pokojówki. Dwa lata temu byliśmy tam z twoim wujkiem Fritzem i Annemarie. Nie ma już targowiska, teraz zasadzono tam jodły. Dom nadal stoi, ale nie ma już tam gospody. Nasz dom już nie stoi. Mam wszystkie zdjęcia. Jedna z moich kuzynek była tam przede mną, kiedy dom jeszcze stał. Wokół budowali. Powiedziała Polakowi, że to kiedyś był jej dom, a on odpowiedział, że może sobie wziąć stary dom, bo buduje nowy. Kiedy Niemcy musieli odejść, Polacy z Ukrainy, którzy byli ścigani przez Rosjan, ponownie zasiedlili ten obszar. Polacy budowali dużo i intensywnie. W wioskach budowano kiedyś domy z drewna, a w miastach z cegły. Jeśli chodzi o mojego ojca, to potrafił wykonywać każdy zawód: robił kapcie, noże ze starych kos, które wyginał i rozbijał, aby były cieńsze, a następnie ostrzył na kamieniu szlifierskim... To tylko jeden z przykładów. Miał 20 fenigów, a potem 30, to tak jakby ktoś zaczynał od zera, taki był mój ojciec, nie zajmował się rolnictwem. Wszystkim jego rodzeństwu powodziło się dobrze, z wyjątkiem niego i nas, ponieważ jego żona zmarła, co było straszne. Miał pecha, a my, dzieci, jeszcze większy.

Był trochę... nie tyle rozrzutny, ale nie przywiązywał dużej wagi do posiadania czegoś, nie dążył do zdobycia dużych pieniędzy. Był jednak towarzyski. Pomagał wszędzie, był jak taki pomocnik. Potem ożenił się z drugą żoną, która miała gospodarstwo rolne. Nie zajmował się nami

Kiedy Anni miała 8-9 miesięcy (jeszcze nie chodziła), zabrał mnie do siebie. Miałam się nią opiekować i kołysać ją w jej drewnianej kołysce; miałam wtedy 7 lat. Zamknęli mnie tam i kazały mi zostać. Ale kiedy zasnęła, dzieci zawołały mnie na dwór, żebym się z nimi bawiła, więc wyszłam przez okno. Potem ojciec i matka wrócili do domu, a mnie nie było. Dostałam wtedy takie lanie.

 Używali wtedy paska, który nosił się jako pasek do spodni. Twój ojciec i Fritz jeszcze go pamiętają, twój dziadek też go czasem używał. Uderzał mnie tak, że byłam cała pokryty siniakami. Potem pobiegłam do dziadków, było już wieczorem. Kiedy mnie zobaczyli... możesz sobie wyobrazić... co powiedzieli. Nie chcieli mnie tam więcej wpuszczać. Do dziś pamiętam, jak tam biegłam: musiałem przejść przez polską wioskę...

Moi dziadkowie mieszkali wśród Polaków, którzy prawie nie mówili po niemiecku. Moja mama chodziła do polskiej szkoły, wtedy nie było jeszcze niemieckiej szkoły. Wszyscy byli Niemcami. Tam, gdzie mieszkał mój ojciec, było więcej Niemców. Tam, gdzie urodziła się moja matka, też byli Niemcy, ale sąsiedzi byli Polakami. Człowiek automatycznie uczył się polskiego. Trzeba było mówić po polsku, ponieważ władze były polskie. Polak mówił wtedy:

„Możesz jeść polski chleb, ale nie możesz mówić po polsku!?”, kiedy chodziło się do urzędu.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Der gestrige Besuch von Michael Meier mit seinen Kindern in Bukowiec hat zu Materialien geführt, die ich mit seiner Zustimmung auf meinem Blog veröffentliche.

Genauer gesagt handelt es sich um ein Interview, das er vom 17. bis 30. Juli 1996 mit seiner Großmutter Alma Meier in Düsseldorf geführt hat. Es ist ein sehr umfangreiches Material, das nicht nur den mir nahestehenden Ort Bukowiec beschreibt, sondern auch die gesamte Geschichte der Familie Meier und die schwierige Zeit der Umsiedlung nach Deutschland und der Assimilation in der neuen Heimat.



Die Konfirmationsurkunde von Hans-Jürgen Meier (Sohn von Alma und Vater von Michael) aus der evangelischen Kirchengemeinde Düsseldorf vom 8.3.1959, in der Geburtsdatum und -ort sowie die Taufe bestätigt sind: geb. am 25.02.1944 in Königsbach (Bukowiec), getauft am 9.4.1944 in der evangelischen Kirche ebenfalls in Königsbach (Bukowiec).*

* - Der Scan des Dokuments stammt aus der Studie von

Mélisande BUSUTTIL

Être & ancêtres – généalogiste professionnelle

France – Allemagne – Pologne

Professional genealogist – Berufsgenealogin – Profesjonalna genealog.

43 rue Albert Joly 78000 Versailles

Tél : +33 6 60 70 20 32

melisande.busuttil@gmail.com

SIRET : 844.517.334.00018


ALMA MEIER Interview

DÜSSELDORF, 17- 30 Juli 1996

ALMA -Ich habe schon so oft nachgedacht dass man zu wenig interessiert war, dass man von den Vorfahren zu wenig wusste, zu wenig weiß, wenn man jung ist. Und nachher wenn man alt ist, so wie ich, dann sind sie alle tot, dann kannst du nicht mehr fragen. Heute sind so viele Fragen aber keiner da wo Antwort gibt, weil die die so alt sind wie ich die wissen auch nicht mehr.

MICHAEL -Ich hatte vorher nie darüber nachgedacht, es ist ein ganz besonderes Gefühl wenn man wissen kann von woher man kommt.

A -Was heißt dass den also, wo willst du denn hin?

M -Ja, dein Vater und deine Mutter.

A -Meine Mutter, dass war ‘Natalie’.

M -Tatsachlich!?

A -Ja, es wurde nur anders ausgesprochen und ohne ‘h’ geschrieben. ‘Natalie’, geborene ‘Krauter’; das ist jetzt deutsch, sonst hat es auf Polnisch ‘Zola’ gehiessen.

M -Und dein Vater?

A -Wilhelm Hahm.

M -Du hattest ja noch Geschwister: die Tante Anni...

Ich hatte noch einen Bruder, der Alvin, und der ist im Krieg gefallen. Der war bei der Polizei gewesen und als die Tschekei eingenommen wurde von den Deutschen, dann haben sie die Polizisten genommen zum sauberen der Partisanen. Und dann haben sie ihn vergiftet.

Er war Unteroffizier, und junger als ich. Ich war die Älteste; die die in Kanada ist, Elfriede war die zweite und dann kam der Alvin, dann war es Schluss. Die Mutter ist damals gestorben vom Kindbettfieber, sie war 29 Jahre alt, und ich war 6. Sie ist im Januar gestorben, und ich bin erst im Februar 6 geworden, meine Schwester war 4 und der Bruder war 14 Tage alt. Das war 1921, und się ist 1892 geboren.

Der Vater war alter, er ist 1878 geboren. Ich bin 1915 geboren.

M -Dein Vater hatte dann eine zweite Frau geheiratet, dessen Kind die Tante Anni war. Habt ihr alle zusammen gelebt?

Nein. Wo die Mutter gestorben ist, haben wir bei den Grosseltern gewohnt, bei den Eltern meiner Mutter. Und als die Mutter gestorben ist, ist der Vater weggegangen und kann nie mehr wieder. Als die Grosseltern gestorben sind, sind wir zwischen den Verwandten verteilt worden. Einmal waren wir da und einmal da, und der Alvin hatte kein richtiges Zuhause gehabt, und wir auch nicht. Von den 7 Jahren bin ich von den Grosseltern weg...

M -Wo bist du denn geboren?

In Muhlenrude, Sobresinky auf polnisch (Ort), in Kreis Kaliz (Kreis), Posen auf polnisch Poznan (Bezirk).

Als wir verteilt wurden, mussten wir beim Bauer Kühe hüten, ich und meine Schwester. Dann ist die Anni geboren, in 1922, von Vaters zweiter Frau. Sie war Witwe aber hatte von ihrem ersten Mann keine Kinder.

Sie hieß Lubliana, geboren Donke. Sie ist bei Bitterfeld (DDR) begraben, wie hatten keinen Kontakt. 1936 ist mein Vater gestorben, als ich geheiratet habe.

M -Wer war dass denn dein Vater?

Mein Vater, der hatte 9 Geschwister und meine Mutter hatte auch so viel, deshalb habe ich Kusins in allen Richtungen gehabt, jetzt sind sie alle schon tot. Eine ist letztes Jahr in Hamburg gestorben. Die anderen, mit denen ich keine Beziehung hatte, sind irgendwo in Deutschland, in Polen... aber die meisten sind wahrscheinlich tot.

Aller Brüder meines Vaters hatten Landwirtschaft gehabt, eine Schwester war Lehrerin in Kaliz.

Nur mein Vater hatte keine Lust zur Landwirtschaft. Um 1914 ist er von Deutschland zurückgekommen zum heiraten. Dann ist er wieder nach Deutschland gefahren, zum arbeiten.

Inzwischen ist sein Vater gestorben und alle Geschwister hatten von ihm Erde geerbt. Das Teil von Wilhelm hatte sein Bruder Karl verwaltet, und sollte ihm dagegen den Wert auszahlen. Als dieser aber von Deutschland zurückkam, fand die große Geldentwertung statt (etwa 1920-22) und mit dem Geld der geerbten Erde hatte er nur genug um sich eine Flasche Vodka zu kaufen. Das war gemein. Mein Vater war handwerklich, der konnte alles machen. So wie ich, ich mache auch alles, und so wie die Anni in Berlin... also nicht alles, aber das meiste; manche Frauen können keinen Nagel reischlagen. Der war geschickt, das sag nicht nur ich, das können auch andere bestätigen. Faulenzen konnte er auch. Viel Geld hat er nicht verdient, er hat den anderen gerne geholfen aber sie haben ihn oft für die Zeit und die Muhe nicht richtig bezahlt. Weil er nicht Bauer war, hat er sich so durchgeschlagen. Einmal die Woche hat er in der Fleischerei von der Verwandtschaft (sie gehörte Julius Philipp, Emilies Mann, Natalies Schwester, und Annemaries Großmutter) gearbeitet, beim schlachten, Wurst machen. Das war im Nebendorf, Vater hat manchmal Wurst nachhause gebracht. Freitag und Samstag wenn Markt war, wurde sie in der Dorfschenke (die Gastwirtschaft) die zu Fleischerei gehörte verkauft. Es gab da einen ‘Marktflecken’. Bauern kamen, die Schweine, Kühe und sogar Pferde verkauften; andere Sachen, wie Eier, wurden auch verkauft, alle hatten ja keine Landwirtschaft. Da wurde getrunken, Warmbier und Fettschnaps (im Winter). Ich habe da auch gearbeitet, serviert und Geschirr gespült. Sie hatten auch Dienstmädchen. Vor zwei Jahren waren wir mit deinem Onkel Fritz und Annemarie da. Da ist kein Marktflecken mehr, jetzt haben sie es mit Tannen bepflanzt. Das Haus steht noch, aber die Gastwirtschaft ist nicht mehr darin. Unseres Haus steht nicht mehr da. Ich habe die ganzen Bilder da. Eine meiner Kusinen war vor mir da, als das Haus noch stand. Ringsherum waren sie am bauen. Sie hat einem Polen gesagt das dies früher ihr Haus war und er hat gemeint dass sich das alte Haus gern holen könne, er baut sich ein neues. Als die Deutschen wegmussten, haben die Polen aus Ukraine, die von den Russen gejagt wurden, die Gegend neu angesiedelt. Die Polen haben viel und massiv gebaut. 

Auf den Dorfern wurde früher mit Holz gebaut und in der Stadt mit Stein Was meinen Vater angeht, jeden Beruf hat er gekonnt: der hatte Pantoffeln gemacht; Messer gemacht von alten Sensen, die hat er getingelt und ausgeschlagen damit sie dünner werden und an dem Schleifstein geschliffen... Das ist nur so ein Beispiel. Da hat er 20 Pfennig, und da 30, das ist jetzt so wie wenn einer klein anfangt, so war mein Vater, der hatte keine Landwirtschaft. Allen seinen Geschwistern ging es gut außer ihm, und uns, weil sein Frau ausgestorben ist, das war dann schlimm. Dann hat er Pech gehabt, und wir Kinder noch mehr.

Er war ein bisschen... nicht verschwenderisch aber hat nicht so viel Wert darauf gelegen etwas zu haben, nicht so getrachtet nach viel Geld. Gesellschaftlich war er jedenfalls. Er hat überall ausgeholfen, der war wie so ein Springer. Dann hat er seine zweite Frau geheiratet, die hatte ja Landwirtschaft. Um uns hat er sich nicht gekümmert. Als Anni 8-9 Monate alt war (sie ist noch nicht gelaufen) hat er mich geholt. Ich sollte auf sie aufpassen und in ihrer Holzwiege wiegen; da war ich 7 Jahre alt. Da haben sie mich eingeschlossen und ich sollte dableiben. Aber als sie eingeschlafen war, haben mich die Kinder draußen zum spielen gerufen, und ich bin aus dem Fenster rausgeklettert. Danach sind die Vater und Mutter nachhause gekommen und ich war nicht da. Da habe ich solche Schlage bekommen. Die benutzten damals einen Riemen, den man als Gürtel trug. Dein Vater und der Fritz kennen den noch, dein Opa hat ihn auch manchmal benutzt. Und er hatte mich so geschlagen dass ich ganz voll von blauen Streifen war. Dann bin ich zu meinen Grosseltern gelaufen, das war schon abends. Als się mich gesehen haben... das kannst du dir ja denken... was sie gesagt haben. Die wollten mich gar nicht mehr da hin lassen. Das sehe ich wie Heute noch wie ich da so gelaufen bin: ich musste durch ein polnisches Dorf...

Meine Grosseltern wohnten zwischen Polen, die konnten kaum deutsch sprechen. Meine Mutter war in die polnische Schule gegangen, damals gab es noch keine deutsche Schule. Wie waren alle Deutsche. Wo mein Vater gewohnt hat, da waren mehr Deutsche. Wo meine Mutter geboren ist da waren auch Deutsche, aber die Nachbarn waren Polen gewesen. Mann hat ja automatisch Polnisch gelernt. Mann musste polnisch reden, weil die Behörden Polen waren. Der Pole hat dann gesagt:

‘Deutsches Brot kannst du essen, polnisch sprechen kannst du nicht!’, wenn man zu Behörde gegangen bist.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz