Stan osobowy brygad zmieniał się bardzo często, chyba tylko w tym celu aby się ludzie z sobą nie zżyli. Politruk posiadał też swoich kapusi przeważnie Ukraińców i Białorusinów, a niektórych z nich za dobre donosicielstwo nawet rekonwojowali. Wprowadzono płacę za pracę, ale w praktyce okazało się, ze my im jeszcze musimy dopłacać. Jeżeli któryś miał to szczęście, że otrzymał kilka rubli, musiał otrzymać od politruka "rozpisku" na kupno 10 dkg. kiełbasy, cukierków lub wody kolońskiej. Ale to jeszcze nie wszystko, - taki zakup mógł być dokonany tylko z okazji jakiegoś święta np. 1 Maja lub rocznicy rewolucji październikowej. Wykonanie normy było w naszym życiu najważniejsze, bo nawet kto normy nie wykonał, nie mógł otrzymać listu, który do niego doszedł.
Nie pamiętam w którym to było obozie, ale gdzieś nad rzeką Horyń, gdzie pracowaliśmy przy nasypie na most. Mieszkaliśmy w spichrzu, czteropiętrowe prycze, pościel to tylko co na sobie, - przy tym pchły i wszy. Spodziewając się wizyty naczelnika i politruka chcieliśmy aby oni też pożyli naszym życiem. Napełnialiśmy dwa pudełeczka od zapałek wszami i rozsialiśmy je po niemile widzianych gościach. Kiedy wszy stały się aktywne usłyszeliśmy jak naczelnik joby na nas rzucał i z zemsty wszystkich nas do łaźni wysłał. My do łaźni, a ubrania do weszo-bójki, gdzie je/wszy - tylko rozdrażniło i zaczęły nas dopiero jebać, więcej niż naczelnik z politrukiem. Zostałem wtedy racjonalizatorem. Koszulę podłożyłem pod walec co ugniatał kamienie na szosie, ale nie przyniosło to pożądanego skutku. Zacząłem gacie i koszulę brudzić ropą i smarami, to dopiero poskutkowało. Ale mój wynalazek nie chciano opatentować, gdyż w ZSRR wszystko było wtedy "kazionne".
Zima z 39 na 40 była sroga. Obuwie owijało się szmatami, tułów workami od cementu, broń Boże gazetami, które służyły do skrętów z karaszków słonecznika czy innych liści. Naczelnikiem obozu był oficer nazwiskiem Syczyński. Mścił się nad jeńcami, gdyż odpłacał dług za 1920r. kiedy był w Polskiej niewoli. Często odbywały się rewizje, które pozbawiały nas dokumentów, fotografii, medalików, krzyżyków i innych rzeczy osobistych. Spotkałem się kilka razy z serdecznością ze strony władz obozowych, np. gdy naczelnik mnie zamknął, politruk wypuścił mnie mówiąc, ze nie mógłby spać wtedy kiedy ja musiałbym siedzieć. Czasem i konwojenci z przymrużeniem oka patrzyli jak podawano kromkę chleba. Czasem ludzie z nadzoru dopisywali trochę niewykonanej pracy, gdyż od tego zależał rodzaj kotła z którego nas karmiono. Zdarzało się, że pilnujący nas bojcy też podali kromkę chleba mimo, iż sami mieli mało. Ale to były tylko wyjątki, które jednak upewniały nas, że są jeszcze ludzie na świecie.
Praca była ciężka a wymagania duże, trudne do wykonaia. Trzeba było czasem trochę rozumem ruszyć aby sobie pracę ułatwić. W Zborowie zatrudniony byłem jako brukarz. Nigdy bym normy nie wykonał gdybym kamienie kładł a nie na płask. Pracowałem też przy tłuczeniu kamienia z normą 1,5m3. Normy nie wykonałem i za karę wywieziono mnie do kamieniołom ów w Świętosławiu k.Stryja.
Tam powstała taka piosenka:
Normy, normy i tylko normy
Kilof, łopata i młot
Wyrabiaj procent aby nie wyjść z normy
Choć cię zalewa zimny pot
Normy stale powiększają
A na obiad jeść nam dają
Jęczmień, owies, pół chleba na dwóch
Łeb od śledzia zamiast sała
Dostaje brygada cała
A na deser porcję takich słów
Normy, normy i tylko normy
Kilof, łopata i młot
Wyrabiaj procent aby nie wyjść z normy
Choć cię zalewa zimny pot
Wypędzą cię na robote
Jeśli będziesz miał ochotę
Wyrobisz normę albo dwie
Lecz oszczędzaj swoje siły
Które ci się już zużyły
I zostawiaj na późniejsze dni.
Normy, normy itd.....
No, oprócz kilofa, łopaty i młota była jeszcze taczka.
Ciąg dalszy nastąpi.
Świetnie napisany artykuł.
OdpowiedzUsuń