W Świętosławiu zastał mnie wybuch wojny niemiecko-rosyjskiej. samoloty niemieckie ostrzelały obóz, ale na szczęście bez ofiar, ani rannych nie było. Już 23 czerwca nastąpiła pośpieszna ewakuacja. Pędzili nas poganiając psami. Tak było do stacji kolejowej Dolina. Załadowano nas do wagonów towarowych 16-to tonowych. W takim wagonie było nas 74 osoby. Wagon bez prycz, a wyżywienie 1kg. cukru lub wiadro cienkiej zupki, lub 2 kg. chleba dla wszystkich ludzi w wagonie. Transport nasz stale był bombardowany i ostrzeliwany przez niemieckie samoloty. Wielu ludzi zginęło, w tym sporo z rąk ruskich, ale wielu po prostu z głodu. Trudno tu operować liczbami ponieważ byliśmy tak dobrze pilnowani, że nie wiadomo było co się dzieje w sąsiednim wagonie. Słychać było tylko nawoływania ludzi z wagonów:
- dajcie nam jeść, dajcie wody.
Ludność cywilna chciała nawet nam podać coś do jedzenia, ale ochrona nie tylko nie pozwalała, lecz wprost oznajmiała ludziom, by nic nie podawać bo wieziemy germańców. Ta straszna podróż trwała 24 dni i zakończyła się w Starobielsku. Długo woziłem pamiątkę z tej koszmarnej podróży, przestrzelony dekiel od menażki. Przestrzelił mi go bojec z karabinu, gdy usiłowałem złapać trochę deszczowej wody. Trudno będzie komuś uwierzyć, ale były takie wypadki, że jak jeden mocz oddawał, drugi podstawiał rękę, aby choć tym moczem wargi spieczone zwilżyć.
Gdy ktoś zmarł, wołano wartownika, który najpierw nabluźnił na zmarłego, a później za nogi i wyrzucał z wagonu. W starobielsku znajdowały się dwa obozy. Jeden to cerkiew, drugi pod namiotami. Nikt z nas nie zdawał sobie sprawy jaki los spotkał poprzednich mieszkańców tych obozów, które teraz my zajmowaliśmy. Mieszkali tu przecież polscy oficerowie później zamordowani. Gdy nas rozładowywano w Starobielsku, wielu nie mogło wyjść z wagonu o własnych siłach. Ja mając 17 lat ważyłem 67 kilogramów, tu mając już 20 lat ważyłem 38 kg. Na terenie cerkwi znajdował się barak bardzo troskliwie strzeżony. Mieszkańcami tego baraku byli jeńcy, przeważnie Ślązacy, których nie zdążono wymienić z Niemcami. Każdy z tych Ślązaków starał się udowodnić swoją niemczyznę w różny sposób, nawet za pomocą tatuaży o tematyce niemieckiej.
Baraki w Starobielsku były strasznie zapluskwione. Nie można było w nich spać. Dobrze, że to pora letnia, więc spaliśmy pod gołym niebem. Na ścianach i pryczach można było dostrzec wykute nazwiska i stopnie naszych poprzedników, późniejsze ofiary.
Tu w Starobielsku dowiedzieliśmy się o umowie Stalin-Sikorski. Agitowano, aby nie wstępować do polskiego wojska, a zaciągnąć się do armii czerwonej. Obiecywano nowe ubrania i więcej chleba. Znalazło się kilku z terenów wschodnich i ci pozostali. Otrzymaliśmy po 500 rubli odszkodowania za krzywdy moralne i fizyczne. Za pieniądze te kupiłem 2 kg. pomidorów, mimo iż nigdy ich nie jadłem. Nauczył mnie głód.
- ciąg dalszy nastąpi -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz