poniedziałek, 23 czerwca 2025

Herbert Höft - Turbulente Zeiten - Borowa - "Wyzwoliciele" - Gwałty

 

Materiał, który zamieszczam poniżej jest bardzo drastyczny, tylko dla czytelników o mocnych nerwach. Jak zachowywali się "wyzwoliciele" chyba każdy z dorosłych wie. W czasach komuny był to temat tabu.....

Książka Herberta Höfta - Turbulente Zeiten, strony 132-138.

                                                            ZABAWA I PRZEMOC

Czym zajmują się ludzie w czasach pokoju w odległej, spokojnej wiosce położonej pomiędzy dwoma dużymi lasami państwowymi? W tamtych czasach drogi były jeszcze nieutwardzone, wyboiste, pola uprawne dopiero kilka lat wcześniej wykarczowano z pierwotnego lasu, a domy kryte strzechą były bardzo małe. Poczta przychodziła do wsi sporadycznie. Radio zasilane było akumulatorami i było luksusem, na który mogli sobie pozwolić tylko letnicy z miasta. Rzadko słyszano o wydarzeniach, nowościach lub jakichkolwiek zmianach na świecie, a na farmach i polach było ich mnóstwo. Gazeta rzadko trafiała do tej odległej miejscowości. Tylko letnicy czytali te nieporęczne gazety, które miały prawie rozmiar prześcieradła! Niewprawnym rolnikom trudno było połączyć litery w słowa. Większość z nich, z powodu I wojny światowej, uczęszczała tylko do czterech klas wiejskiej szkoły. Powoli śledzili słowa i linijki, literując je swoimi sękatymi palcami. Mieszkańcy wsi nie mogli poświęcić na to tyle czasu. Ich zrogowaciałe dłonie drżały z podniecenia, gdy mimo wszystko zabierali się za wielkie kartki. Jesienią koszono zboże i zbierano owoce i warzywa na długą zimę. Potem nadchodził czas spokoju. Nuda ogarniała puste domy. Budziła się potrzeba towarzystwa. Ludzie starali się nadać sens krótkim zimowym dniom i długim zimowym wieczorom, a przy okazji oszczędzając naftę. W dzisiejszych czasach trudno sobie wyobrazić, że na wsi w Polsce nie było prądu, telefonu, radia, telewizji, a tym bardziej internetu. Radość sprawiało jedzenie, picie, spanie, a przede wszystkim towarzyskie rozmowy. Kiedy świnia była już ubita, spichlerze zapełnione, a bydło nakarmione, wieczorem zbierano się, aby wspólnie z dziećmi odmówić modlitwy, omówić przeżycia i spostrzeżenia, przy czym niektóre metafory miały w końcu tylko niewielką dozę prawdy – reszta była tylko ozdobnikami różnych gawędziarzy. O żartach i odwiecznym temacie numer jeden można było opowiadać i śmiać się bez końca. Jednak tematy te były starannie ukrywane przed dziećmi. Właśnie to sprawiało, że temat ten był dla nich szczególnie interesujący. O starej Annie mówiono, że wieczorem wołała przez otwarte okno: „Alois kumm, stack’n nien”. Ten dialekt nie pasował do naszego regionu. Cała wioska się z tego śmiała. Dzieci biegały za Anną i wołały: „Alois kumm, stack’n nien”. Nie wiedziały, o co chodzi. Dzieci wołały, a cała wioska się z tego śmiała. Stary Gustav miał wymyślić wieczorną rymowankę: „Anna, kumm ins Bett. Znowu mam dziwne uczucie, zawsze wieczorem”. Te zdania były ciągle powtarzane i wszyscy się z nich śmiali do łez. Ponieważ dorośli śmiali się tak głośno, dzieciom też wydawało się to zabawne. Musiało być coś szczególnego w tym temacie, skoro ciągle o nim mówiono. Musiało kryć się w nim szczególne zadowolenie, którego dzieci jeszcze nie potrafiły zrozumieć.

W samym środku tego idyllicznego życia nadeszła straszna II wojna światowa z jej ohydnymi okrucieństwami. Mężczyźni musieli iść na front, kobiety pozostały same z dziećmi w gospodarstwach. Starsi mężczyźni mogli początkowo potajemnie pomagać swoim przyjaciołom. Jednak wraz z wiekiem stali się coraz bardziej lojalni. Tak więc niejedna silna wieśniaczka ściągnęła młodego chłopaka na swoje łóżko lub łóżko polowe. Elsa wybrała sobie swojego polskiego parobka, co wkrótce miało swoje konsekwencje. Gdyby się przyznała, oznaczałoby to dla Polaka wyrok śmierci. Podczas rozwodu jej mąż podał jedynie, że dziewczynka nie mogła zostać poczęta w wyniku dalekiego małżeństwa (tutaj należałoby wspomnieć o pojęciu dalekiego małżeństwa), na przykład poprzez pocztę polową. Elsa wkrótce urodziła kolejnego chłopca, który zginął w tajemniczych okolicznościach. Młodzi chłopcy z wioski wykorzystali ten czas do momentu powołania do wojska. Przynajmniej jedną młodą dziewczynę trzymali dla siebie. Dzięki temu mogli liczyć na pocztę polową również później. Każda dorosła Niemka powinna być oficjalną narzeczoną żołnierza. To wiązało bojowników z ojczyzną i wzmacniało ich morale. Poczta polowa miała pełne ręce roboty. Bohaterowie na froncie wkrótce zaczęli ponosić porażkę za porażką. Wróg, wielka Rosja, przebudziła się, wyzwoliła swoją ziemię i przekroczyła dawną granicę. Wielka wojna ojczyźniana przeniosła teraz swoje okropności z powrotem do punktu wyjścia. Słyszano wprawdzie straszne rzeczy o wściekłych Rosjanach, ale nie można było sobie tego wyobrazić i nie chciano tego sobie wyobrażać. Niemcy mieli tam podobno żyć jak zwierzęta. O spalonej ziemi krążyło wiele plotek. Opowiadano, że niemiecki porucznik podczas odwrotu wszedł do domu, kazał podać sobie jedzenie i picie, a następnie chciał zgwałcić córkę gospodarza. Matka wtrąciła się z krzykiem i zaczęła się bronić, więc wyciągnął pistolet i zastrzelił obie. Była to plotka, zanim front dotarł do naszej wsi. Zwycięzcy radzieccy doświadczyli nazistowskiej polityki spalonej ziemi w swojej ojczyźnie. Czy mieli powody, aby postępować inaczej na podbitym terytorium wroga, na przykład być hojni, nie mścić się? Żadne rozkazy tego od nich nie wymagały. Nikt im nie przeszkadzał. Odpłacić tym samym. Wszyscy wiedzieli, że ucierpi jeszcze więcej niewinnych osób. Winni w porę uciekli. ODESSSA chętnie załatwiała duchownym bilety do Argentyny lub gdziekolwiek indziej.

Ale czy ich zamordowani rodzice i rodzeństwo byli winni? Radzieccy żołnierze frontowi często nie mieli bielizny pod watowanymi kurtkami i spodniami. Kraj był zbyt wykrwawiony, zniszczony przez wroga. Teraz grzebali w szafach z bielizną w niemieckich sypialniach. Skoro już zdejmowali filcowe buty i spodnie z waty, to czemu nie skorzystać z okazji, żeby się trochę zabawić. Potem można było od razu rzucić na łóżko jakąś chudą wieśniaczkę. W tych dniach, kiedy zdobywano wioskę, płacz, wrzaski i krzyki dziewcząt i kobiet były ogromne. Wieczorem i w nocy było jeszcze gorzej. Całe hordy młodych żołnierzy rzucały się na dziewczyny i kobiety.

Mówi się, że w niekontrolowanych, bezprawnych czasach człowiek jest bardziej niebezpieczny niż dzikie zwierzę. Bestia, jaką jest mężczyzna, nie szuka tylko seksualnego zaspokojenia. Bestie są szczególnie brutalne, gdy mogą bezkarnie robić to, czego nie pozwala rozsądne współżycie i moralność. Tak było we wszystkich wojnach. Tak będzie w konfliktach zbrojnych, dopóki ludzie będą prowadzić wojny. W królestwie zwierząt silniejsza płeć podąża za instynktem rozmnażania tylko w określonych porach roku. Człowiek nie zna w tym względzie żadnych pór roku. Podobno inteligentny człowiek stworzył z instynktu pewną kulturę. W stadzie wyłącza jednak swoją indywidualną inteligencję i samokontrolę i podąża wyłącznie za wyuczonym instynktem stadnym, który jest tresowany przez dyscyplinę wojskową i władzę. Tylko w ten sposób można wyjaśnić liczne błędy stada i grupy. W stadzie człowiek nie podąża już za własnym rozumem. Należy jednak zasadniczo obawiać się, że ludzka twarz niekoniecznie kryje w sobie ludzkie oblicze.

Martha została szczególnie dotknięta. Przed jej domem zatrzymała się ciężarówka pełna żołnierzy. Dwóch młodych mężczyzn złapało ją na podwórku i zaciągnęło do stodoły. Rzuciło ją na słomę, a czterech mężczyzn rozciągnęło jej ręce i nogi. Krzyczała, płakała, błagała, szarpała się i broniła, jak tylko mogła. Nie pomogło. Czterech mężczyzn trzymało ją mocno. Jeden stanął między jej rozłożonymi nogami. Zakrył jej twarz spódnicą. Ostrym nożem rozciął jej majtki, aż odsłonił włosy łonowe. Na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmiech. Teraz opuścił spodnie i dumnie pokazał swojego najlepszego przyjaciela, który stał sztywny jak kość. Promieniał i cieszył się podziwem swoich towarzyszy. Następnie opadł na Marthę i wszedł w nią. Brutalnie, bez względu na nic, wbijał się w nią tak głęboko, jak tylko mógł, przyciskał swoje ciało do Marthy, a następnie oparł się na rękach, aby wejść jeszcze głębiej. Po kilku minutach jęknął z wyczerpania i opadł bezwładnie na bok Marthy. Teraz był gotowy, wyczerpany przyjemnością. Powoli wstał i skinął głową następnemu. Ten uśmiechnął się i zrobił to samo co pierwszy. On również pokazał swojego sztywnego członka i z rozkoszą odciągnął napletek. Trzeci był nieco delikatniejszy. Zakrył twarz Marty, próbował ją pocałować i pieścił jej piersi. Potem wszedł w nią. Jego ruchy przypominały kręcenie się w kółko i nieokreślone figury w kształcie ósemki. Ssał sutki Marty, lizał je, jakby miał pod sobą swoją ukochaną. Bawił się, potrzebował więcej czasu niż jego poprzednicy. Potem też opadł na bok z jękiem ulgi. „Z mojej porcji na pewno urodzi trojaczki” – zaśmiał się. Czwarty nie miał czasu. Jak królik podskakiwał na Marcie. Nie potrzebował gry wstępnej. Na koniec ugryzł Marthę w prawą pierś. Martha krzyknęła z bólu, co wywołało ogólny śmiech. Potem on też skończył. Teraz zmieniła się ekipa trzymająca. Teraz oni też chcieli swojej przyjemności. Podczas oglądania ledwo mogli się powstrzymać. Ich grube bawełniane spodnie wybrzuszały się w kroku. Dołączyli kolejni mężczyźni i dołączyli do zabawy. Martha nie mogła się już bronić. Pogodziła się z tym, czego nie mogła zmienić. Krwawiła. Śluz tych facetów był obrzydliwy, tak jak wszystko, co robili. Musiało ich być około szesnastu do osiemnastu. Później nie potrafiła już dokładnie powiedzieć. Pamiętała tylko ostatniego, chociaż pod koniec prawie nic nie czuła. Ostatni był wyjątkowo obrzydliwy. Po tym, jak spuścił się w Marthę, rozchylił jej szczękę, wyciągnął z nosa smarki i splunął Marcie do ust. To było niewyobrażalnie obrzydliwe.

Potem przyszedł jeszcze jeden. Uśmiechnął się. „No, chcesz jeszcze raz?” – zapytano go. Nie odpowiedział, podszedł bliżej, rozpiął spodnie i przytrzymał je ręką. „Nie mam już soku, ale mam wodę”. Chciał jeszcze raz dodać swoją porcję dla szczególnej przyjemności pozostałych. Martha była nadal trzymana. Jego kumple czekali. Co on jeszcze chce zrobić? Nie położył się, tylko stanął między nogami Marthy i powiedział: „Myszka się rozgrzała. Potrzebuje prysznica”. Nasikał na zakrwawioną, owłosioną część ciała Marthy między nogami. Inni śmiali się, uważając to za zabawne. Następnie wyjął z tylnej kieszeni drewnianą łyżkę kuchenną, włożył jej trzonek do pochwy Marthy i powiedział: „Teraz trzeba jeszcze zamieszać papkę”. Wszyscy śmiali się z tego pomysłu i kiwali głowami z uznaniem.

„Dla mnie ważniejszy był numer niż sikanie” – powiedział jeden z nich z pogardą.

Dopiero teraz zostawili Marthę w spokoju. Dobrze się bawili. Nikt nie zastanawiał się, jak czuje się Martha i co przeszła z rąk tej hordy. Opuścili stodołę, wsiedli do swojej rozklekotanej ciężarówki i odjechali, wyśpiewując głośne pieśni. Dla nich był to udany dzień walki za frontem.

W prawie wszystkich wioskach w naszej okolicy działy się podobne rzeczy. Kiedy Rosjanie przejeżdżali przez wioskę, kobiety błagały Boga: „Oby tym razem nie zatrzymali się”. Niektóre kobiety nie przeżyły. Inne popełniły samobójstwo. Jedna kobieta została zabita sztyletami przez czteroosobową załogę czołgu po tym nieludzkim znęcaniu się. Gwałcono również polskie dziewczyny.

 Tak nie wyobrażali sobie wyzwolenia wyzwoleni. Skargi i zażalenia trafiały do radzieckiego generała. W końcu znęcanie się nad kobietami i dziewczynami zostało uznane za przestępstwo. Gdy to nie pomogło, grożono nawet karą śmierci. Niektórzy żołnierze nie potrafili jednak powstrzymać się od swoich czynów. Kiedy pierwsi zostali rozstrzelani za swoje zbrodnie, gwałty ustały. Przyjemność płynąca z gwałtu nie była chyba na tyle wielka, aby ryzykować za to życie. Oczywiście wydarzenia te nie pozostały ukryte przed małymi i większymi dziećmi. Do tej pory słyszały od dorosłych, że akt ten między mężczyzną a kobietą ma być czymś bardzo pięknym, cudownym, niebiańskim, a nawet przyjemnym. Teraz słychać było lamenty, płacz i krzyki kobiet. Cóż, może było ich zbyt wiele naraz, a może robiły to inaczej. Ale to było dziwne, co dorośli mówili o tym wcześniej, a co teraz o tym myśleli i mówili.

Martha wywlokła się ze stodoły do swojego domu. Oparła się o ścianę domu. Kiedy weszła do mieszkania, zniszczonego i wyniszczonego, jej córeczka płakała. Matka ciężko usiadła przy stole. Dzieci natychmiast podeszły do niej.

„Mamo, dlaczego płaczesz? Zawsze mówiliście, że to coś pięknego, kiedy mężczyzna i kobieta...”. Nie kontynuowała. Co miała powiedzieć? Nie znała nawet słów, które były tu używane.

„Tak, moje dziecko. Bez przemocy coś takiego może być piękne. Przemoc nie jest piękna nawet dla tych, którzy ją stosują, jest tylko zwierzęcym, obrzydliwym zaspokojeniem potrzeb”.

„Ale ty nie umrzesz, mamo?”.

„Mam nadzieję, że przetrwamy ten straszny czas”.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Das Material, das ich unten veröffentliche, ist sehr drastisch und nur für Leser mit starken Nerven geeignet. Wie sich die „Befreier” verhalten haben, weiß wohl jeder Erwachsene. Zu Zeiten des Kommunismus war dies ein Tabuthema...

Buch von Herbert Höft – Turbulente Zeiten, Seiten 132–138.

                                   SPAß UND GEWALT

Was tun die Menschen in Friedenszeiten in einem abgelegenen stillen Dorf zwischen zwei großen Staatswäldern? Die Straßen waren damals noch unbefestigte, holprige Landwege, die Ackerflächen konnten erst vor wenigen Jahren dem gerodeten Urwald abgerungen werden und die strohgedeckten Häuser waren sehr klein geraten. Die Post kam nur sporadisch ins Dorf. Das Radio wurde mit Akkus gespeist und war nur für die Sommerfrischler aus der Stadt ein erchwingliches Vergnügen. Von Ereignissen, Neuigkeiten oder irgendwelchen Veränderungen in der Welt hörte man selten, und den Bauernhöfen und den Feldern jede Menge. Arbeit Eine Zeitung fand selten den Weg in diese Abgeschiedenheit. Nur die Sommerfrischler lasen diese unhandlichen Papier, die beinahe die Größe eines Leintuches hatten! Den ungeübten Bauern field as Aneinanderreihen der Buchstaben zu Wörtern zudem schwer. Die meisten hatten durch den Ersten Weltkrieg nur vier Klassen der Dorfschule besucht. Sie hätten den Wörtern und Zeilen mit ihren knubbligen Fingern, die das Buchstabieren begleiteten, nur langsam folgen können. So viel Zeit konnte keim Dorfmensch aufwenden. Die schwieligen Hände zitterten vor Aufregung, wenn się trotzdem einmal mit den großen Blättern hantierten. Im Herbst wurde das Getreide gemäht und Obst und Gemüse für den langen Winter eingebracht. Dann kam die Zeit der Ruhe. Langeweile schlich durch die leeren Häuserzeilen. Der Wunsch nach Geselligkeit wurde wach. Die Menschen versuchten, dem kurzen Wintertag und dem langen Winterabend einen Sinn zu geben und nebenbei Petroleum zu sparen. In einer heute unvorstellbaren Zeit, wo weder elektrischer Strom, noch Telefon, Radio, Fernsehen oder gar Internet in den ländlichen Gegenden in Polen bekannt und vorstellbar waren, bestand das Vergnügen im Essen, Trinken, Schlafen und vor allem in einer geselligen Unterhaltung. Wenn das Schwein geschlachtet, die Speicher gefüllt, das Vieh gefüttert waren, fand man sich abends zusammen, um gemeinsam mit den Kindern Gebete zu sprechen, Erlebnisse und Erkenntnisse immer wieder neu zu erörtern, wobei so manche Metapher letztendlich nur mehr einen kleinen wahren Kern hatte – alles andere waren Ausschmückungen der diversen Erzähler. Über Witze und über das ewige Thema eins konnte man unendlich viel erzählen und lachen. Allerdings wurden diese Themen vor den Kindern sorgfältig gehütet. Gerade dadurch wurde dieses Thema für się natürlich besonders interessant. Von der alten Anna sagte man, sie habe bei offenen Fenster abends gerufen:”Alois kumm, stack’n nien.” Dieser Dialekt passte nicht in unsere Gegend. Darüber lachte das ganze Dorf. Die Kinder liefen hinter Anna he rund riefen: :”Alois kumm, stack’n nien.” Sie wussten nicht, um was es sich handelte. Die Kinder riefen es und ganze Dorf lachte darüber. Vom alten Gustav sollte das Abendsprüchlein stammen:”Anna, kumm ins Bett. Mir ist wieder so komisch und allemal abends.” Diese Schlagsätze wurden immer wieder erörtert und alle lachten sich krumm darüber. Weil die Erwachsenen so kräftig lachten, fanden die Kinder es auch lustig Irgendetwas musste an diesem Thema sein, wenn immer wieder darüber gesprochen wurde. Ein besonderes Vergnügen musste es verbergen, das den Kindern noch nicht zugänglich war.

Mitten in dieses idyllische leben kam der schreckliche Zweite Weltkrieg mit seinen abscheulichen Gräueltaten, Die Männer mussten an die Front, die Frauen bleiben mit den Kindern allein auf den Höfen zurück. Ältere Männer konnten zu ihrer Freunde anfangs heimlich hier und da aushelfen. Mit steigendem Alter wurden się aber immer treuer. So zog sich manch kräftige Bäuerin einen jungen Burschen auf ihre Liege oder in Bett. Elsa hatte sich ihren polnischen Knecht dazu auserkoren, was bald Folgen hatte. Wäre sie geständig gewesen, hätte das für den Polen sein Todesurteil bedeutet. Ihr Mann gab bei der Scheidung nur an, das Mädchen könnte nicht per Fernzeugung (hier wäre der Begriff der Ferntrauung zu erwähnen), etwa über die Feldpost, entstanden sein. Elsa bekam bald noch einen Jungen, der auf mysteriöse Weise starb. Die jungen Burschen des Dorfes nutzten die Zeit bis zu ihrer Einberufung. Mindesten ein junges Mädchen hielten sie sich warm. So konnten sie auch später mit Feldpost rechnen. Jedes halbwegs erwachsene deutsche Mädchen sollte offizielle Braut eines Soldaten sein.  Das band die Kämpfer an die Heimat und Braut eines Soldaten sein. Das band die Kämpfer an die Heimat und stärkte ihre Kampfmoral. Die Feldpost hatte zu tun. Die Helden an der Front stolperten bald von Niederlage zu Niederlage. Der Feind, das große Russland, war erwacht, befreite sein Land und überschritt die ehemalige Landgrenze. Der Größe Vaterländische Krieg trug seine Schrecken nun zum Ausgangspunkt zurück. Man hatte zwar Furchtbares von den wütenden Russen gehört, doch vorstellen konnte und wollte man sich das nicht. Die Deutschen sollten dort wie die Bestien gehaust haben. Über die verbrannte Erde war so einiges durchgesickert. Man erzählte, ein deutscher Leutnant się auf dem Rückzug in ein Haus gegangen, habe sich Essen und Trinken servieren lassen und wollte dann die Tochter vernaschen. Da die Mutter mit viel Geschrei dazwischen ging und handgreiflich wurde, zog er die Pistole und streckte beide nie der. Das war ein Gerücht, bevor die Front auch unser Dorf überrollte. Die sowjetischen Sieger hatten die NS-Politik der verbrannten Erde in ihrer Heimat erlebt. Hatten sie Grund im eroberten Feindesland anders zu handeln, etwa großzügig zu sein, sich jetzt nicht zu rächen? Kein Befehl verlangte es von ihnen. Niemand hinderte sie daran. Gleiches mit Gleichem zu vergelten. Alle wussten, dass es noch mehr Unschuldige treffen würde. Die Schuldigen suchten rechtzeitig das Weite. Die ODESSSA besorgte über die Geistlichkeit gerne ein Ticket nach Argentinien oder sonst wohin.  

Aber waren ihre umgebrachten Eltern, die Geschwister alle schuldig gewesen? Die sowjetischen Frontsoldaten hatten unter ihrer Wattejacken und Wattehosen oft keine Unterwäsche. Dazu war das Land zu sehr ausgeblutet, vom Feind verwüstet worden. Jetzt stöberten sie in den Wäschenschranken deutsche Schlafzimmer herum. Warum nicht gleich beim Umziehen ein Vergnügen haben, wenn man sowieso die Filzstiefel und die Wattehosen fallen ließ. Dann konnte man auch gleich die knusprige Bäuerin aufs Bett zwingen. Das Weinen, Kreischen und Schreien der Mädchen und Frauen war an diesen Tagen, als das Dorf erobert wurde, groß. Am Abend und in der Nacht war es noch schlimmer. Ganze Horden von jungen Soldaten stürzten sich auf die Mädchen und Frauen.

Man sagt, in einer unkontrollierten, gesetzlosen Zeit się der Mensch gefährlicher als jedes wilde Raubtier. Die Bestie Mann sucht nicht nur ihre sexuelle Befriedigung. Bestien sin gerade dan brutal, wenn sie straflos tun dürfen, was vernünftiges Zusammenleben und Moral gerade nicht erlauben. Das war in allen Kriegen so. Das wird in kriegerischen Auseinandersetzungen so bleiben, solange Menschen Kriege führen. Im Tierreich folgt das starke Geschlecht seinem Fortpflanzungstrieb nur in gewissen Jahreszeiten. Der Mensch kennt kennt diesbezüglich keine Saison. Angeblich hat der intelligente Mensch aus seinem Trieb eine gewisse Kultur gemacht. In der Horde schaltet er jedoch seine individuelle Intelligenz und Beherrschung aus und folgt nur noch einem anerzogenen Horden-Trieb, der durch militärische Disziplin und Befehlsgewalt dressiert wird. Nur so lassen sich die vielfachen Fehlleistungen der Horden und Gruppen erklären. In der Horde folgt der Mensch nicht mehr seinem eigenen Verstand. Wobei grundsätzlich zu befürchten steht, dass nicht automatisch ein menschliches Antlitz auch einen solchen birgt.

Martha hatte es besonders erwischt. Ein Lkw voller Soldaten hielt vor ihrem Haus. Zwei junge Kerle schnappten się auf dem Hof und schleppten sie in die Scheune. Sie warfen sie auf das Stroh und vier Burschen zerrten ihr Arme und Beine auseinander. Sie schrie, weinte, bat, zappelte und wehrte sich, so gut sie nur konnte. Es half nicht. Die Vier hatten sie fest im Griff. Einer stellte sich zwischen ihre gespreizten Beine. Er deckte ihr den Rock über das Gesicht. Mit einem scharfen Messer schlitzte er die Schlüpfer auf, bis die Schamhaare offen lagen. Ein genießerisches Lächeln hellte sein Gesicht auf. Nun ließ er seine Hosen fallen und zeigte stolz sein bestes Stück, das steif wie ein Knochen stand. Er strahlte und genoss die Bewunderung seiner Genossen. Dann ließ er sich auf Martha nieder, drang in sie ein. Er stieß brutal, ohne Rücksicht so tief als möglich, drückte seinen Körper auf Matha, stützte sich dann auf seine Arme, um tiefer und tiefer zu kommen. Nach einigen Minuten stöhnte er erchöpft auf und ließ sich schlapp von Martha seitwärts kullern. Jetzt war er fertig, genussvoll erschöpft. Langsam erhob er sich und nickte dem Nächsten zu. Der schmunzelte und tat es dem Ersten gleich. Auch er zeigte sein strammes Stück und zog genießerisch die Vorhaut hoch. Der dritte war etwas sanfter. Er deckte Martas Gesicht ab, versuchte sie zu küssen und fummelte an ihrem Busen herum. Dann drang er in sie ein. Seine Bewegungen glichen Kreisen und undefinierbaren achtförmigen Figuren. Er lutsche am Martas Brustwarzen, beleckte sie, als hätte er seine Liebste unter sich. Er spielte, brauchte länger als seine Vorgänger. Dann ließ auch er sich seitwärts mit einem erlösenden Stöhnen fallen. ”Von meiner Ladung kriegt die bestimmt Drillinge”, lachte er. Der Vierte hatte es eilig. Wie ein Karnickel hackte er auf Martha herum. Er brauchte kein Vorspiel. Zum Schluss biss er Martha in die rechte Brust. Martha schrie vor Schmerz auf, was nur allgemeines Gelächter verursachte. Dann war auch er fertig. Nun wechselte die Haltemannschaft. Die Halter wollten jetzt auch ihren Genuss. Się hatten beim Zusehen kaum an sich halten können. Ihre dicken Wattehosen wölbten sich im Schritt. Weitere Männer kamen Hinzu und beteiligten sich. Martha konnte sich nicht mehr wehren. Się duldete, was sie nicht ändern konnte. Się blutete. Diese Schmiere der Kerle war ekelhaft, wie alles was sie taten. Es müssen an die sechszehn bis achtzehn gewesen sein. Genau konnte się das später nicht mehr sagen. Nur an den Letzten konnte sie sich noch genau erinnern, obwohl się am Ende kaum noch etwas wahrnahm. Der Letzte war ein besonderes Ekel. Nachdem er seinen Erguss in Martha gespritzt hatte, drückte er ihr die Kiefer auseinander, zog seinem Rotz hoch und spuckt Martha in den Mund. Das war unvorstellbar eklig.

Dann kam noch einer wieder. Er lächelte. ”Na, willst du noch mal?”, wurde er gefragt. Er antwortete nicht, trat näher heran, öffnete seine Hose und hielt die Hand darüber. „”Saft habe ich keinen mehr, aber Wasser. Er wollte noch einmal seinen Anteil zum besonderen Vergnügen der anderen hinzufügen. Martha wurde noch fest gehalten. Seine Kumpane warteten. Was will der noch machen? Er legte sich nicht, er stellte sich zwischen Martha Beine und sagte: ”Die Maus ist doch jetzt heiß gelaufen. Sie braucht eine Dusche.” Er pinkelte auf Marthas blutverschmierten, behaarten Bereich zwischen den Beinen. Die anderen lachten, fanden es lustig. Dann holte er einen hölzernen Kochlöffel aus seiner Gesäßtasche, steckte den Stiel in Marthas Scheide und sagte: ” Der Brei muss jetzt noch umgerührt werden.” Alle lachten über diesen Einfall und wiegten anerkennend ihre Köpfe.

”Mir war die Nummer wichtiger als das Pinkeln”, sagte einer abwertend.

Jetzt erst ließen sie von Martha ab. Sie hatten ihren Spaß gehabt. Keiner machte sich Gedanken, wie es Martha ging und was sie durch diese Horde gelitten hatte. Sie verließen die Scheune, stigen auf ihren klappringen Lkw und fuhren mit grölendem Gesang davon. Für sie war es ein erfolgreicher Kampftag hinter der Front.

In fast allen Dörfern unserer Gegend waren ähnliche Dinge passiert. Wenn Russen durchs Dorf fuhren, flehten die Frauen zu Gott: ”Hoffentlich halten sie diesmal nicht an.” Manche Frauen überlebten es nicht. Andere brachten sich danach um. Eine Frau wurde nach diesem unmenschlichen Missbrauch durch eine vierköpfige Panzermannschaft mit Bajonetten erstochen. Auch polnische Mädchen wurden einzeln vergewaltigt.

So hatten sich die Befreiten ihre Befreiung nicht vorgestellt. Klagen und Beschwerden gingen beim sowjetischen General ein. Schließlich wurde der Missbrauch von Frauen und Mädchen unter Strafe gestellt. Als das wenig nutzte, wurde sogar die Todesstrafe angedroht. Einzelne Soldaten konnten es trotzdem nicht lassen. Als die ersten für ihre Missetaten standrechtlich erschossen wurden, hörten die Vergewaltigungen auf. Die Wonner einer Vergewaltigung war wohl doch nicht so groß, dass man dafür sein Leben riskierte. Natürlich blieben diese Vorgänge den kleinen und größeren Kindern nicht verborgen. Bisher hatten sie von den Erwachsenen nur gehört, dass dieser Akt zwischen Mann und Frau etwas sehr schönes, herrliches, himmliches, ja genussvolles sein sollte. Nun gab es Klagen, Weinen und Geschrei von den Frauen. Naja, vielleicht waren es zu viele auf einmal oder vielleicht machten die es anders. Aber komisch war es doch, was die Erwachsenen früher darüber erzählten und was jetzt davon hielten und sagten.

Martha schleppte sich aus der Scheune in ihr Haus. Się stützte sich an der Hauswand ab. Als się die Wohnung geschunden und und gequält betrat, saßen ihr Töchterchen weinte. Die Mutter setzte sich schwerfällig an den Tisch. Gleich kamen die Kinder zu ihr.

”Mutti warum weinst du? Ihr habt doch immer erzählt, dass es etwas Schönes ist, wenn Mann und Frau…” Się sprach nicht weiter. Was sollte sie auch sagen. Się wusste nicht einmal die Wörter zu benennen, die hier üblich waren.

”Ja, mein Kind. Ohne Gewalt kann so etwas schön sein. Mit Gewalt ist es nicht mal für die Gewalttätigen schön, sondern nur eine tierische ekelhafte Bedürfnisbefriedigung.”

”Aber du wirst doch nicht sterben Mutti?”

”Ich hoffe, wir überleben diese schreckliche Zeit.”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz