Wczoraj odbyłem jak zawsze miłą i interesującą rozmowę z Dominikiem Trojakiem również w temacie, który przedstawiam poniżej. Wiedza Dominika jest ogromna, liczę, że temat granicy w czasie niemieckiej okupacji jak i szmuglu na tych terenach będzie rozszerzony i zamieszczony na moim blogu.
GRANICA CELNA
Po podziale Polski na niemiecki Kraj Warty i polską prowincję (Generalną Gubernię), która jednak podlegała niemieckiej administracji, nasza wieś znajdowała się bezpośrednio na granicy tych dwóch obszarów dawnej Polski. Wschodnia część lasu państwowego należała do prowincji. Nasza wieś i zachodnia część lasu państwowego wraz z dużym magazynem amunicji zostały przyłączone do Kraju Warty. Ponieważ ceny różnych towarów w obu obszarach były różne, wkrótce, jak to bywa na każdej granicy państwowej, rozwinął się u nas intensywny przemyt. Dotyczyło to przede wszystkim popularnych wśród przemytników papierosów i alkoholu. Ponieważ przemyt jest zabroniony na każdej granicy państwowej, konieczne było utworzenie straży celnej. Początkowo wynajęto większy dom naprzeciwko szkoły wiejskiej. Później postawiono barak przy polnej drodze bliżej granicy. Celnicy mieli teraz obowiązek zapobiegania przemytowi. Kontrole przeprowadzali wzdłuż skraju lasu, czasem w lesie, czasem we wsi, i sprawdzali osoby obce, o ile udało się je zidentyfikować. Do tego zadania zatrudniano głównie starszych żołnierzy, właściwie celników w mundurach Wehrmachtu. Znaleźli oni w tej wojnie idealną pracę i często kręcili się na skraju lasu, gdzie były ścieżki. Wkrótce stało się wiadome, że nie wolno im strzelać w kierunku wsi. Zuchwali przemytnicy wyjeżdżali więc z lasu na rowerach z dużą prędkością w kierunku naszej wsi, mijając ich. Krzyki: „Stać! Stoj!”, i strzały w powietrze nie pomagały. Często zatrzymywano pieszych. Zazwyczaj zbierano ich w grupy i odprowadzano. Zabierano im towary, czasami zamykano na kilka dni lub w razie potrzeby wysyłano mężczyzn do pracy w Niemczech. Kiedy taka grupa była prowadzona przez wieś, zdarzało się, że ktoś uciekał. Jeśli biegł w kierunku lasu, strzelano do niego. Tak raz widziałem, jak przed naszym domem jeden z mężczyzn z takiej grupy uciekał w kierunku zachodniego lasu państwowego. Trzech celników strzelało jak szaleni do uciekiniera, a dwóch innych pilnowało grupy i trzymało się razem. I rzeczywiście, kiedy mężczyzna prawie dotarł do granicy lasu, upadł. Dwóch celników podbiegło do niego. Miał postrzał w płuca. Mimo to zmusili go, aby z podniesionymi rękami wrócił do grupy. W wiosce, na wszelki wypadek, zatrzymano wóz konny.
Ranny mężczyzna wołał z daleka, tak głośno, jak tylko mógł, po polsku: „Drodzy ludzie, pomóżcie mi. Jestem ranny. Proście woźnicę, aby zawiózł mnie do szpitala”. Został wprawdzie położony z tyłu wozu, ale najpierw zawieziono go do urzędu celnego. Tam skonfiskowano jego kontrabandę, kilka paczek papierosów. Następnie przewieziono go do szpitala w Löwenstadt. Nie wiadomo, co stało się z nim później. To było moje pierwsze doświadczenie, kiedy ludzie strzelali do człowieka. Patrzyłem na to wstrząśnięty.
Gestern hatte ich wie immer ein nettes und interessantes Gespräch mit Dominik Trojak, auch zu dem Thema, das ich im Folgenden vorstelle. Dominiks Wissen ist enorm, ich hoffe, dass das Thema der Grenze während der deutschen Besatzung sowie des Schmuggels in diesen Gebieten erweitert und auf meinem Blog veröffentlicht wird.
DIE ZOLLGRENZE
Nach der Aufteilung Polens in der reichsdeutschen verwalteten Warthegau und das polnisch verwaltete Gouvernement, das aber unter reichsdeutscher Oberverwaltung stand, lag unser Dorf unmittelbar an der Grenze dieser beide Gebiete des ehemaligen Polens. Der östliche Staatswald gehörte zum Gouvernement. Unser Dorf und de westliche Staatwald mit seinem großen Munitionslager waren dem Warthegau zugeordnet. Da die preise verschiedener Güter in den beiden gebieten unterschiedlich waren, entwickelte sich auch bei uns, wie an jeder Staatsgrenze, bald ein reger Schmuggel. Das betraf vor allen Dingen die bei Schmugglern beliebten Zigaretten und den Alkohol. Da Schmuggel an jeder Landesgrenze verboten ist, musste also eine Zollwache her. Er wurde vorerst ein größeres Haus gegenüber der Dorfschule gemietet. Später wurde ein Barackenbau an einem Landweg näher an der Grenze aufgestellt. Die Zöllner hatten nun die Pflicht, den Schmuggel zu unterbinden. Sie führten ihre Kontrollen längs des Waldrandes, manchmal im Wald, manchmal im Dorf durch und kontrollierten fremde Personen, soweit diese als solche erkannt wurden. Für diese Aufgabe wurden meistens ältere Soldaten, eigentlich Zollbeamte in Wehrmachtsuniform, eingesetzt. Się hatten in diesem krieg den idealen Job gefunden und lungerten oft am Waldrand, wo Gehwege waren, herum. Dass sie nicht ins Dorf hineinschießen durften, war bald bekannt. Dreiste Schmuggler fuhren deshalb mit dem Fahrrad in hohem Tempo in Richtung unseres Dorfes aus dem Wald, direkt an ihnen vorbei. Die Rufe: ”Stehen bleiben! Stoi!”, und die Schüsse in die Luft nutzten nicht viel. Oft wurden Fußgänger gefangen genommen. Się wurden meist in Gruppen gesammelt und abgeführt. Man nahm ihnen ihre Ware ab, sperrte sie manchmal für ein paar Tage ein oder schickte die Männer bei Bedarf zur Arbeit nach Deutschland. Wenn eine solche Gruppe durchs Dorf geführt wurde, kam es vor, dass mitunter jemand flüchtete. Wenn es in Richtung Wald war, wurde scharf geschossen. So erlebte ich einmal unmittelbar mit, wie vor unserem Haus ein Mann aus einer dieser Gruppen in Richtung westlichen Staatswald floh. Drei Zollbeamte schossen wie wild auf den Flüchtenden, zwei weitere passten auf die Gruppe auf und hielten się zusammen. Und tatsächlich, als der Mann fast die Waldgrenze erreicht hatte, fiel er um. Zwei der Zollner rannten hin. Er hatte einen Lungenschuss. Się zwangen ihn trotzdem, mit erhobenen Händen zur Gruppe zurückzukehren. Im Dorf wurde prophylaktisch während der Schießerei ein Pferdewagen angehalten.
Der verwundete Mann rief von weiten so laut er noch konnte auf Polnisch: ”Liebe Leute, helft mir. Ich bin verwundet. Bittet den Fuhrmann, dass er mich ins Hospital fährt.” Er wurde zwar hinten auf den Wagen gelegt, aber erst zum Zollamt gefahren. Dort wurde seine Schmuggelware, mehrere Zigarettenpäckchen, konfisziert. Danach wurde er ins Krankenhaus nach Löwenstadt gebracht. Was danach mit ihm passierte, wurde nicht bekannt. Das war mein erstes Erlebnis, wie Menschen auf einen Menschen schießen. Ich schaute erschüttert zu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz