NA KWATERZE U SZPAKA
W radosnym nastroju starzy i nowi partyzanci szybkim marszem powędrowali, mijając Wągry, Rogów i wieś Felusia, na bardzo odległą kwaterę, gdzie dotarli tu przed wschodem słońca. Kiedy na wschodzie niebo zaczęło się przejaśniać, w leżącym niedaleko wsi Kotulin gospodarstwie Szpaka panowała cisza i zupełny spokój, i tylko gospodarze zaczęli krzątać się wcześniej niż zwykle, by przygotować posiłek dla tak licznych gości. Po śniadaniu zrobiono przegląd zdobyczy, a głównie broni, na którą złożyły się 22 karabiny, 4 pistolety „Walter", 1 - parabellum, 12 granatów oraz około 2 tys. sztuk amunicji karabinowej i kilkadziesiąt nabojów pistoletowych.
Ogólne samopoczucie było wspaniałe: oddział dopiero od paru dni był w lesie, a już liczył 37 żołnierzy, był dobrze uzbrojony i miał na swoim koncie pierwszą „robotę". Po przeglądzie „starszyzna" oddziału zebrała się na naradę, na której nastąpiła właściwa i ostateczna organizacja oddziału Podzielono go na 4 patrole po 8 ludzi każdy, a reszta - dowódca, zastępca dowódcy, na którego wybrano Groma. kwatermistrz - Nurek oraz dwaj kucharze stanowiła grupę dowódcy oddziału. Na dowódców patroli wybrano Łosia, Kresa, Nera i Kapra. Ustanowiono raz na zawsze. że pierwszy patrol - Łosia szedł zawsze przodem i pierwszy brał udział w akcji lub też wycofywał się. Drugi. w kolejności był patrol Nera, za nim Kresa, a czwarty - mata Kapra, który w każdej sytuacji osłaniać miał tyły, zacierać ślady przemarszu.
Po południu na kwaterę do Szpaka przybyła łączniczka Krystyna w towarzystwie Felusia, który nie mógł wytrzymać nie mając bezpośredniej relacji o rozbiciu Baudienstu i nie mogąc osobiście złożyć chłopcom gratulacji. Krystyna opowiedziała. jakie wrażenie zrobiła akcja na obóz w Kaletniku i jaką relację koluszkowskiej żandarmerii złożył komendant obozu. Według tej relacji cały obóz otoczony został przez jakiś oddział partyzancki, liczący chyba ze 150 ludzi. który musiał przywędrować prawdopodobnie z okolic Piotrkowa Tryb ... Wobec przewagi w uzbrojeniu i zaskoczenia najrozsądniej było poddać się. tym bardziej. że załoga nie mogła liczyć na żadną pomoc.
Komendant i inni Niemcy z obozu ze względów osobistych wyolbrzymili w raportach nocne wydarzenia, popuszczając wodze swojej fantazji. Wywołało to taką konsternację. że Niemcy nie podjęli żadnych represji w stosunku do chłopców z obozu i ich rodzin, rozpoczęli natomiast tropienie oddziału w kierunku Piotrkowa, gdzie go oczywiście nie było . Krystyna powiedziała też, że dostarczony aparat radiowy służyć ma nasłuchiwaniu Londynu, skąd w najbliższym czasie nadany zostanie sygnał o przylocie samolotu, który dokona zrzutu broni. W obsłudze radia i sposobie nasłuchiwania przeszkolony został st. strz. Juka (Jerzy Szelestowski) z Głowna, który tego właśnie wieczoru dołączył do oddziału. Juka codziennie słuchał Londynu, ale, niestety, w oznaczonym czasie nadawano różne utwory muzyczne, lecz nie ten, który miał być hasłem zrzutu dla oddziału Sama.
Czekając na ten zrzut, wdrażano chłopców w arkana partyzantki - bardzo odmiennej od tej, jaką poznali na przeszkoleniu u słynnego Wichra w okolicach Piotrkowa i Końskich, Łoś i Kaper. Tu trzeba było wypracować i stosować zupełnie inną taktykę, taktykę „czapki niewidki", a to oznaczało, że . choć partyzanci są we wsi, to wieś nie może o tym wiedzieć z wyjątkiem wtajemniczonych ludzi. W terenie prawie bezleśnym i gęsto zaludnionym, także przez niemieckich kolonistów, należało postępować zupełnie inaczej, by oddział był bezpieczny, a miejscowa. ludność nie ucierpiała od nieprzyjaciela. W takich warunkach warty można było wystawiać tylko w obrębie zajmowanego gospodarstwa i to tak, aby bezpośrednio nawet sąsiedzi nie wiedzieli o gościach. kwaterujących we wsi. Dla zapewnienia bezpieczeństwa stosowano też tzw. taktykę „kotła". Polegała ona na tym, że jeśli ktoś obcy wszedł na teren gospodarstwa i zauważył partyzantów, zostawał zatrzymany aż do zmierzchu w domu gospodarzy, który mógł opuścić dopiero po złożeniu solennej obietnicy. że nikomu nie powie o spotkaniu oddziału . Zdarzało się, że nieraz pod wieczór w „kotle" było i ze 20 osób, Kwatery zmieniano co noc - nie tylko dla bezpieczeństwa, ale i po to. by nie przeciążać gospodarzy świadczeniem różnych usług i wyżywieniem tylu ludzi. Przed opuszczeniem kwatery zawsze bardzo sumiennie regulowano rachunki za wyżywienie oddziału. co następnie było kontrolowane przez inspektorów komendy okręgu AK. Zdarzało się jednak, że niektórzy gospodarze odmawiali przyjęcia zapłaty, uważając żywienie partyzantów za swój obowiązek.
Na kwaterze wszyscy musieli przyzwyczaić się do mówienia szeptem, a za każde głośniejsze odezwanie wyznaczano karę - godzinę pod karabinem. Poza tym nie wolno było rozbierać się i zdejmować obuwia bez zezwolenia, a i to dopiero pod wieczór. Spać należało w pełnym rynsztunku i z bronią tak do śpiącego przytroczoną, aby w czasie alarmu był on od razu gotowy do walki. Nie wolno też było pozwolić podczas snu rozbroić się. Był to straszny rygor, ale tylko w ten sposób można było zapewnić maksimum bezpieczeństwa. 16 lipca po południu na kwaterze zjawił się znany już niektórym chłopcom pchor. Wirek (Marian Niciński). Był to krępej budowy mężczyzna w średnim wieku o jowialnym uśmiechu na okrągłej twarzy, lubiany i szanowany przez ludzi z konspiracji. · Za swoją działalność w Kedywie awansowany został na podchorążego i zajmował stanowisko dowódcy koluszkowskiej dywersji.
Opracował i podał do druku: PAWEŁ TOMASZEWSKI
IN DEN QUARTIEREN BEI SZPAK
In fröhlicher Stimmung marschierten die alten und neuen Partisanen über Wągry, Rogów und das Dorf Felusia zu ihrem weit entfernten Quartier, wo sie noch vor Sonnenaufgang eintrafen. Als sich der Himmel im Osten aufzuhellen begann, war es auf dem Hof von Szpak in der Nähe des Dorfes Kotulin ruhig und still, und nur die Gastgeber begannen früher als sonst, das Essen für die vielen Gäste zuzubereiten. Nach dem Frühstück wurde der Besitz der Truppe begutachtet, vor allem die Waffen: 22 Gewehre, 4 „Walter“-Pistolen, 1 Parabellum, 12 Granaten und etwa 2.000 Schuss Gewehrmunition sowie mehrere Dutzend Pistolenpatronen.
Die allgemeine Stimmung war gut: Die Einheit war erst seit wenigen Tagen im Wald und zählte bereits 37 Soldaten, war gut bewaffnet und hatte ihren ersten „Job“ hinter sich. Nach der Besprechung versammelten sich die „Ältesten“ der Truppe zu einer Sitzung, auf der die eigentliche und endgültige Organisation der Truppe stattfand. Die Truppe wurde in vier Patrouillen zu je acht Mann aufgeteilt, und der Rest - der Kommandant, der stellvertretende Kommandant, für den Grom gewählt wurde, der Quartiermeister - Diver - und zwei Köche - bildeten die Führungsgruppe der Truppe. Elch, Kres, Ner und Kapr wurden als Patrouillenführer gewählt. Es wurde ein für alle Mal festgelegt, dass die erste Patrouille - Elch - immer an der Spitze ging und als erste an einer Aktion teilnahm oder sich zurückzog. An zweiter Stelle stand die Patrouille von Nera, gefolgt von der Patrouille von Kres und an vierter Stelle die Patrouille von Kapr, die in jeder Situation die Nachhut bilden und die Spuren des Marsches sichern sollte.
Am Nachmittag traf Verbindungsoffizier Krystyna in Begleitung von Felus in Szpaks Quartier ein, der es nicht ertragen konnte, nicht direkt von der Auflösung des Baudienstes zu erfahren und den Jungen nicht persönlich gratulieren zu können. Krystyna erzählte, welchen Eindruck die Aktion auf das Lager Kaletnik gemacht hatte und welchen Bericht die Gendarmerie von Koluszko an den Lagerkommandanten gegeben hatte. Demnach war das ganze Lager von einer Partisaneneinheit umzingelt, die vielleicht 150 Mann zählte und wahrscheinlich aus der Nähe von Piotrków Tryb .... kam. In Anbetracht des Waffenvorteils und der Überraschung war es das Vernünftigste, sich zu ergeben, zumal die Besatzung mit keiner Hilfe rechnen konnte.
Der Kommandant und andere Deutsche aus dem Lager übertrieben in ihren Berichten aus persönlichen Gründen die Ereignisse der Nacht und ließen ihrer Phantasie freien Lauf. Dies führte zu einer solchen Bestürzung, dass die Deutschen keine Repressalien gegen die Jungen aus dem Lager und ihre Familien ergriffen, sondern die Einheit in Richtung Piotrków verfolgten, wo sie offensichtlich nicht war. Krystyna sagte auch, dass das gelieferte Funkgerät dazu benutzt werden sollte, London abzuhören, von wo aus bald ein Signal über die Ankunft eines Flugzeugs gesendet werden würde, das einen Waffenabwurf durchführen würde. Pvt. Juka (Jerzy Szelestowski) aus Głowno, der noch am selben Abend zur Einheit stieß. Juka hörte jeden Tag London, aber leider wurden zur verabredeten Zeit verschiedene Musikstücke ausgestrahlt, aber nicht das, das das Abwurfpasswort für Sams Einheit sein sollte.
Während sie auf den Abwurf warteten, wurden die Jungen in die Geheimnisse des Partisanenkriegs eingeführt - ganz anders als die, die sie während ihrer Ausbildung bei den berühmten Wichern bei Piotrków und Końskie, Łoś und Kaper gelernt hatten. Hier musste eine ganz andere Taktik ausgearbeitet und angewandt werden, die Taktik der „Tarnkappe“, und das bedeutete, dass die Partisanen zwar im Dorf sind, das Dorf aber außer den Eingeweihten nichts davon wissen darf. In einem fast waldlosen und dicht besiedelten Gebiet, das auch von deutschen Kolonisten bewohnt war, musste man ganz anders vorgehen, damit die Truppe sicher war und die örtliche Bevölkerung nicht vom Feind geschädigt wurde. Unter diesen Bedingungen konnten die Wachen nur innerhalb des besetzten Hofes und so aufgestellt werden, dass nicht einmal die unmittelbaren Nachbarn von den im Dorf einquartierten Besuchern erfuhren. Um die Sicherheit zu gewährleisten, wurde auch die so genannte „Kesseltaktik“ angewandt. Wenn ein Fremder das Gehöft betrat und die Partisanen bemerkte, wurde er bis zum Einbruch der Dunkelheit im Haus des Bauern festgehalten, das er erst verlassen durfte, nachdem er feierlich versprochen hatte, niemandem von dem Treffen der Einheit zu erzählen. Die Quartiere wurden jede Nacht gewechselt, nicht nur aus Sicherheitsgründen, sondern auch, um die Gastgeber nicht mit verschiedenen Dienstleistungen und Lebensmitteln für so viele Personen zu überlasten. Vor dem Verlassen der Unterkunft wurden die Lebensmittelrechnungen der Einheit immer sehr gewissenhaft bezahlt, was dann von den Inspektoren der AK-Bezirksleitung kontrolliert wurde. Es kam jedoch vor, dass einige Gastgeber die Zahlung verweigerten, da sie die Verpflegung der Partisanen als ihre Pflicht ansahen.
In den Quartieren mussten sich alle daran gewöhnen, im Flüsterton zu sprechen, und für jede laute Äußerung gab es eine Strafe - eine Stunde unter der Kanone. Außerdem durfte man sich ohne Erlaubnis weder ausziehen noch die Schuhe ausziehen, und auch das nur am Abend. Man musste in voller Montur schlafen und seine Waffe so am Körper tragen, dass man sofort kampfbereit war, wenn der Alarm ertönte. Es war auch verboten, sich im Schlaf zu entwaffnen. Das war eine furchtbare Strenge, aber die einzige Möglichkeit, maximale Sicherheit zu gewährleisten. Am 16. Juli tauchte nachmittags ein Kadett, der einigen der Jungen bereits bekannt war, in der Unterkunft auf. Wirek (Marian Niciński). Er war ein stämmiger Mann mittleren Alters mit einem fröhlichen Lächeln in seinem runden Gesicht, der bei den Männern des Untergrunds beliebt und geachtet war. - Für seine Aktivitäten im Kedyw wurde er zum Kadetten befördert und war Kommandant des Koluszko-Ablegers.
Zusammengestellt und bearbeitet von: PAWEŁ TOMASZEWSKI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz