Z pabianiczaninem rozmawiamy o jego pasji i naszym mieście

Bardziej kucharz czy kolekcjoner – historyk?

- Praca kucharza to też moja pasja, naprawdę ją lubię i mam z niej sporo satysfakcji. Historia, zwłaszcza ta związana z Pabianicami, jest dla mnie trochę taką ucieczką, odpoczynkiem po ciężkiej pracy. Śmieję się, że mam duszę starego człowieka. Od zawsze podobało mi się wszystko, co stare. Czy to monety, książki, zegary… po prostu to lubiłem, wpatrywałem się w te przedmioty. Sporo zawdzięczam też dziadkom, którzy kochali książki, było ich mnóstwo w domu i cieszyły się ogromnym szacunkiem. Mój dziadek miał jeszcze książkę, którą otrzymał na zakończenie nauki w szkole Kindlera.

A dlaczego Pabianice?

- Jestem pabianiczaninem, tu się wychowałem. Nie bez znaczenia jest również fakt, że nasze miasto jest po prostu ciekawe. Gdy czytam pod różnymi postami komentarze, jakie te Pabianice są straszne, jakie nudne, to wierzyć mi się nie chce, co za głupoty. Należę do klubu „Podróż przez Pabianice”, gdzie jest około 15 zapaleńców takich jak ja. Wspólnie zwiedzamy i drążymy tematy związane z historią różnych miejsc. W zeszłym roku byliśmy w kościele św. Mateusza, Floriana, Najświętszej Maryi Panny, w kościele ewangelickim. Oglądamy wszystko od piwnic po dach. Ostatnio byliśmy również w II LO, na co zgodził się dyrektor i oprowadził nas po szkole. To piękny budynek z cudowną historią. Jego poddasze wprawiło nas w osłupienie, było piękne, zwłaszcza stara, drewniana więźba dachowa. Był tam również stary zbiornik na wodę wybudowany w 1925 roku.

Od kiedy to się zaczęło?

- Od zawsze (śmiech). Zbieractwo mam we krwi. Od dziecka kolekcjonuję pamiątki związane z Pabianicami. Jestem dzieckiem lat osiemdziesiątych, a w latach dziewięćdziesiątych zbierało się wszystko, co kolorowe: puszki, opakowania po czekoladach, donaldy. Niewiele z tego wynikało i większość z takich dziecięcych kolekcji lądowała w koszu. Człowiek zbierał, dorastał i wyrzucał, ale nie wszystko. Pamiątki związane z Pabianicami odkładałem. To były między innymi pocztówki, przypinki, książki.

Która z kolekcji ma dla Ciebie największą wartość?

- Pocztówki. Mam ich ogromną kolekcję. 300 pocztówek pochodzi z okresu od 45. roku w dół i około 140 po 45. roku w górę. Cały czas wyszukuję kolejnych. W sumie nikt nie wie, ile tych pocztówek wyszło, nie ma żadnego katalogu czy spisu. Cały czas wpadają mi w ręce pocztówki, które pierwszy raz widzę. Marzy mi się stworzenie i wydanie takiego albumu, w którym je posegreguję według dat i regionów.

Skąd je bierzesz?

- To nie jest takie proste, bo pocztówek pabianickich nie ma w Pabianicach. Jak ktoś kupował pocztówkę, to po to, żeby ją wysłać. Nikt przecież nie wkładał ich do albumów. Więc, żeby je zdobyć, musiałem się trochę wysilić. Sporo kupiłem z Niemiec, Belgii, Francji. Ostatnio ktoś przysłał mi naszą pocztówkę nawet z Australii. Mam też takie, które dotarły do mnie ze Stanów Zjednoczonych. Szukam informacji w internecie, piszę na różnych grupach, dopytuję i oczywiście wymieniam się z kolekcjonerami.

A nie wszyscy chcą się ze mną spotkać. To najczęściej ludzie starsi, może troszkę się boją, mają opory, żeby pokazać swoje zbiory.

- Często wzbudzam zainteresowanie tą swoją pasją… Wielokrotnie słyszałem pytania, po co mi śmieci? Dla mnie każdy z tych przedmiotów ma ogromną wartość. Chcę ocalić je od zapomnienia i tym samym historię naszego miasta. Każdy z nich to historia człowieka albo miejsca. W swoich zbiorach mam nawet menu z restauracji Mokka. Mam też mnóstwo przedmiotów z PRL-u - proporczyki, przypinki, ulotki, plany miast.Wszystkie te przedmioty, a głównie pocztówki ze starymi zdjęciami, odczarowują historię Pabianic, tak wiele możemy się z nich dowiedzieć.

Czego Ty się dowiedziałeś?

- Wielu, naprawdę wielu ciekawostek. Na pocztówkach są zdjęcia Pabianic, o jakich nie mieliśmy pojęcia. Moja najstarsza pocztówka pochodzi z 1899 roku. Są na niej zdjęcia łódzkiego fotografa Wilkoszewskiego. Czasem trudno ustalić, kiedy takie zdjęcia zostały wykonane. Czasem widać na nich jakieś obiekty, pomniki i na tej podstawie można ustalić datę. Dawniej pocztówki wyglądały inaczej. Z przodu były dwa, trzy zdjęcia i miejsce na list. Z tyłu jedynie na adres. Ciekawym źródłem wiedzy o Pabianicach są również mapy. Mam ich sporo z różnych okresów. Miesiąc temu dostałem jedną od mężczyzny, który prowadzi skup makulatury w Łodzi. To była mapa z ulicy Zamkowej 25, z okresu okupacji. Gdy ją rozłożyłem, okazało się, że są tam również plany budynku. Trochę w temacie poszperałem. Okazało się, że w tym miejscu był dom tkacki w latach 40. dziewiętnastego wieku. W czasie wojny Niemcy mieli tu bank. Po wojnie większość kojarzyła ten budynek z zakładem fotograficznym. Tu zaczynał swoją pracę Waldemar Pelc. Nawet pojechałem do Pelców spotkać się z żoną pana Waldemara, ale niestety u nich wszystkie zdjęcia z tamtego okresu zostały wyrzucone. Ale zdobyłem zdjęcie tego budynku z innego źródła. Jest wspaniałe.

Na jakim punkcie masz jeszcze bzika?

- Duży temat w moim kolekcjonowaniu i zainteresowaniach to też straż ogniowa w naszym mieście. Wszystko, co ma z nią związek, zbieram, czytam, śledzę wątki historyczne. Moja rodzina jest związana ze strażą, pochodzi z Jutrzkowic, a tam dość prężnie straż jutrzkowicka działała. Prawdopodobnie mój pradziadek był jednym z jej założycieli, ja też byłem w OSP. Do 1950 roku Jutrzkowice nie należały do miasta.
 

A co z kinem?

- To moja kolejna słabość. Mam jedną z potężniejszych kolekcji ulotek filmowych w Polsce. Może to dziwne i troszkę dziecinne, ale kino zawsze było mocno związane z moją młodością. Takie wyjście do Tomi było sporym wydarzeniem. Oczywiście odzywała się wtedy we mnie dusza zbieracza. Z kina zawsze wracałem z ulotkami i biletem, którego nie wyrzucałem do kosza. I tak kilkanaście lat temu wziąłem te ulotki, żeby je jakoś ogarnąć i okazało się, że jest ich kilka tysięcy. Zacząłem się więc wymieniać. Mam też w swojej kolekcji ulotki z kina Luna i sporą wiedzę historyczną na temat pabianickiej kinematografii.

A ile masz książek związanych tematycznie z Pabianicami?

- Około stu pięćdziesięciu. Jedne ze starszych to książki Barucha z 1903 roku, Staszewskiego ilustrowany przewodnik po Pabianicach, Łasku i powiecie łaskim z roku 1929. Z tyłu był załączony plan miasta z tamtego okresu, wspaniała sprawa.
Ludzie nagminnie wyrzucają książki. Gdy dzwonię do kogoś, dopytuję, bo pamiętam, że miał stare książki, to często słyszę, że zostały oddane na makulaturę, spalone, wyrzucone po remoncie.A stare książki są wyjątkowe, inaczej wyglądają, pachną, papier jest inny w dotyku. Pociąga w nich ta historia.

Gdzie to wszystko się mieści?

- Nie mieści się. Muszę uważać w tym temacie, żona nie może wszystkiego wiedzieć (śmiech). Powiedzmy, że ja mieszkam w salonie z tymi rzeczami, a goście przyjmowani są w kuchni.Ale nie jest aż tak źle. Książki zajmują jedną szafę, widokówki, dokumenty, przypinki, medale… z czasem z wielu rzeczy musiałem też zrezygnować, po prostu się pozbyć, sprzedać kolekcje. Bywa, że trzeba wybrać i na rzecz jednej dobrej kolekcji pozbyć się innej.

Ale cały czas zbierasz nowe?

- Tak, zbieram już na bieżąco, na przykład zaproszenia na różne wystawy z muzeum. Niektórzy dopytują, po co mi to? Odpowiadam, że przecież za 100 lat to będzie historia… może dla kogoś wartościowa. Może znajdzie się w tej przyszłości kilku takich wariatów jak ja?