M U R A N Ó W
W dniu 13 sierpnia Batalion "Czata 49" przesunięty został na Muranów, aby tam bronić już rdzennego Starego Miasta, wespół - między innymi - z oddziałami Zgrupowania "Leśnik".
Kwateruję z majorem "Witoldem", podporucznikiem "Gramem"* i łacznikami na ul. Przebieg nr. .... O ile dobrze pamiętam, była to duża kamienica, zamknięta w czworobok trzema oficynami, z dużą zamykaną bramą od ulicy i drugą w rogu dwu oficyn. Tu nie mieliśmy ani jednego dnia wytchnienia. Następował atak za atakiem od świtu do późnego zmierzchu. Niemcy użyli wszystkich dostępnych środków walki, poza moździerzami kolejowymi, bojąc się razić swoich. Za to już od 10 sierpnia zaczęli używać tzw. "goljatów". Były to małe czołgi - miny z silnikiem benzynowym ustawiane z dużego czołgu na kierunek i odpalane przy pomocy 3-przewodowego kabla, trzymanego w ręku puszczającego minę. Odpalenie mogło nastąpić w każdej chwili. Wystarczy zniszczyć kabel granatami, lub przeciąc go, aby unieszkodliwić "goliata". Nafaszerowany był on 50-ma kilogramami materiałow wybuchowych, silnie sprasowanych kostek dynamitu. Łatwo się to napisało, ale zniszczenie kabla nie było takie proste, bo "goliat" był w polu widzenia czołgu, lub samochodu pancernego z całą siła ognia tych broni. Już 14 sierpnia nastąpiło silne natarcie niemieckie na Muranów. Niemcom, którzy atakowali po bardzo silnym przygotowaniu artyleryjskim, udało się wedrzeć między Kedyw a oddziały podpułkownika "Leśnika". Po południu przeciwuderzenie wykonane przez "Brodę" i "Cztę 49" wypchnęło Niemców. W nocy tego dnia był zrzut z samolotów alianckich. Niemcy tak już zmasowali obronę przeciwlotniczą, że zestrzelili 3 maszyny. Jedna z nich spadła na ul. Miodowej. Cała załoga kanadyjska zginęła. Wymontowano z samolotu ka-emy.
W nocy z 16/17 sierpnia "Czata 49" wykonała na rozkaz Dowódcy Grupy Północ natarcie na Stawki, bowiem tego dnia przebijać się miały do nas oddziały z Kampinosu. Natarcie było tak gwałtowne, że zaskoczeni Niemcy opuścili zarówno szkołę, jak i magazyny. Do tego natarcia strzelałęm rakietą jako sygnał rozpoczęcia. Major "Witold" trzymał się tam do godziny 3 rano. ale nie doczekwszy się oddziałów z Puszczy, zagrożony odcięciem, wycofał się. Oddziały z Kampinosu były w rejonie cmentarza powąskowskiego poprzedniej nocy, ale nie zaatakowały niczego nie przewidujących Niemców i przeszły na Żolibórz. Następnego dnia znowu piekło bombardowań z wszelkiej broni, po czym silne natarcie skierowane gównie na skarzyżowanie: Żoliborska, Przebieg, Bonifraterska. Oddziały Zgrupowania "Leśnik", umocnione oddziałami "Czaty 49", odpierają to natarcie. Po południu silny szturm wsparty 3-ma goljatami. Jeden z nich wyrządził dużo szkód w naszych oddziałach (5 osób zabitych, 10 rannych). Oddziały "Czaty 49" usiłują obsadzić gruzy i zgliszcza ul. Pokornej. Dostają silny ogień i zagrożone odcięciem z północy i południa w nocy z 17/18 sierpnia przesunięte zostają do szpitala Jana Bożego na ul. Bonifrasterską.
Muranów - to morze płomieni. Jednym z głównych punktów oporu była zajezdnia tramwajowa, obkładana ogniem po całych dniach. Często chodziłem z majorem "Witoldem", zwykle nocą, do podpułkownika "Radosława", u którego odbywały się odprawy dowódców batalionów. Chodziliśmy z ul. Przebieg, ul. Bonifraterską, obok kościoła Jana Bożego, ul. Sapieżyńską, Mławską. Czasem chodziłem tam sam z meldunkami, lub innymi poleceniami. Jednego razu szedłem sam około północy. Wokół płonęło wszystko, paliła się nwet część gruzów w getcie. Trzeba było omijać plątaniny przewodów, rur, lejów po bombach. W pewnej chwili cofnąłem nogę, by nie wejść na zwłoki, leżące w dole po bombie. W miarę zbliżania się do szpitala Jana Bożego dochodziły odgłosy ponurego zawodzenia, skowytów jakichś nieludzkich i chichotów. Te ostatnie zwykle przeważały. Chorzy umysłowo nie zdawali sobie sprawy z tego co ich otacza, co dzieje się wokół. Płomienie, wybuchy i strzelaninę traktowali jak znakomitą zabawę. Zwykle skracałem sobie drogę idąc przez dziedziniec szpitalny. Tak zrobiłem i tym razem. Wszedłem nagle z blaskiem pożarów w cień, jaki rzucał budynek. Zrobiło się ciemno i w tej chwili zobaczyłem białą postać idącą wprost na mnie. Wrażenie tej scenerii było niesamowite. Wezwałem "postać" do zatrzymania się, bez skutku; szła na mnie dalej. Wyciągnąłem pistolet i wezwałem powtórnie, już grożąc, że będę strzelał. Bez żadnego efektu. Nie wystrzeliłem i z dwu metrów zobaczyłem staruszkę załą zakutaną w prześcieradło, sterczały tylko białe kosmyki włosów i niesamowite oczy. Podeszła jeszcze bliżej i nagle .... zadławiła się prawie smiechem, upiornym śmiechem. Zrobiło mi się zimno, odszedłem szybko. Długo rozmyślałem, gdzie to było o czym chcę napisać. Dochodzę do wnisku, że to mogło być tylko tu na ul. Przebieg.
*Antoni Kończal – Pseudonim:"Gram" (ur.1914-12-29 – zm.1944-09-15)
Stopień: podporucznik czasu wojny.
Służba wojskowa do 1939: Starszy strzelec z cenzusem, po 8 miesiącach szkolenia w okresie 1935-1936 r. na Dywizyjnym Kursie Podchorążych 4. Dywizji Piechoty w Brodnicy, zwolniony z kategorią C.
Okoliczności śmierci: Poległ w nocy 14/15.09.1944 r. na ul. Wilanowskiej.
Udział w kospiracji 1939-44: Od marca 1941 r. w ZWZ (Związek Walki Zbrojnej), od grudnia 1941 r. w "Wachlarzu" - III Odcinek Poleski. Za rozbicie więzienia w Pińsku mianowany podporucznikiem czasu wojny. Od połowy 1943 r. komendant Bazy II Okręgu Poleskiego CZT (Centrala Zaopatrzenia Terenu).
Oddział: Armia Krajowa - zgrupowanie "Radosław" - batalion "Czata 49" - sztab
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
M U R A N Ó W
Am 13. August wurde das Bataillon "Czata 49" nach Muranow verlegt, um dort die einheimische Altstadt zu verteidigen, unter anderem zusammen mit den Einheiten der Gruppe "Lesnik".
Ich war mit Major "Witold", Oberleutnant "Gram" und den Verbindungsoffizieren in der Piasna-Straße einquartiert ..... Wenn ich mich richtig erinnere, handelte es sich um ein großes Mietshaus, das von drei Nebengebäuden in einem Viereck umgeben war, mit einem großen verschlossenen Tor zur Straße hin und einem weiteren in der Ecke der beiden Nebengebäude. Wir hatten hier keinen einzigen Tag der Ruhe. Von der Morgendämmerung bis zur späten Abenddämmerung gab es einen Angriff nach dem anderen. Die Deutschen setzten alle verfügbaren Kampfmittel ein, mit Ausnahme der Eisenbahnmörser, da sie Angst hatten, ihre eigenen zu treffen. Stattdessen begannen sie ab dem 10. August, die so genannten "Goljats" zu verwenden. Es handelte sich dabei um kleine Panzerminen mit Benzinmotor, die von einem großen Panzer aus in die Richtung gelegt und mit Hilfe eines dreiadrigen Kabels, das der Minenleger in der Hand hielt, gezündet wurden. Die Entlassung könnte jederzeit erfolgen. Es genügte, das Kabel mit Granaten zu zerstören oder es zu durchtrennen, um den "Goliath" zu neutralisieren. Er war mit 50 Kilogramm Sprengstoff, hochkomprimierten Dynamitwürfeln, gefüllt. Es war einfach zu schreiben, aber die Zerstörung des Kabels war nicht so einfach, denn der "Goliath" befand sich im Blickfeld eines Panzers oder eines gepanzerten Fahrzeugs mit der ganzen Feuerkraft dieser Waffen. Bereits am 14. August kam es zu einem starken deutschen Angriff auf Muranow. Den Deutschen, die nach einer sehr starken Artillerievorbereitung angriffen, gelang es, zwischen Kedyw und den Einheiten von Oberstleutnant "Lesnik" zu gelangen. Am Nachmittag wurden die Deutschen durch einen Gegenangriff von "Broda" und "Czta 49" zurückgedrängt. In der Nacht dieses Tages fand ein Luftabwurf durch alliierte Flugzeuge statt. Die Deutschen hatten die Flugabwehr bereits so weit verstärkt, dass sie 3 Maschinen abschießen konnten. Einer von ihnen ist in der Miodowa-Straße umgefallen. Die gesamte kanadische Besatzung starb. Die Ka-ems wurden aus dem Flugzeug entfernt.
In der Nacht vom 16. zum 17. August griff "Czata 49" auf Befehl des Befehlshabers der Gruppe Nord die Stawki-Straße an, da an diesem Tag Einheiten aus Kampinos zu uns durchbrechen sollten. Der Angriff kam so plötzlich, dass die überraschten Deutschen sowohl die Schule als auch die Lagerhäuser verließen. Ich habe eine Rakete auf diesen Angriff abgefeuert, um das Signal zum Start zu geben. Major "Witold" hielt sich dort bis 3 Uhr nachts, zog sich dann aber zurück, da er die Einheiten aus Puszcza nicht erreichen konnte und ihm der Weg abgeschnitten wurde. Die Einheiten aus Kampinos waren in der Nacht zuvor in der Nähe des Pow±zki-Friedhofs gewesen, griffen aber die Deutschen nicht an, die mit nichts gerechnet hatten, und zogen weiter nach ¯oliborz. Am nächsten Tag gab es wieder einen höllischen Beschuss mit allen möglichen Waffen, gefolgt von einem starken Angriff, der sich hauptsächlich auf die Bürgersteige richtete: ¯oliborska, Przebieg, Bonifraterska. Die Einheiten der Gruppe "Lesnik", verstärkt durch die Einheiten der Gruppe "Czata 49", schlagen diesen Angriff zurück. Am Nachmittag ein starker Angriff mit Unterstützung von 3 Goliaths. Einer von ihnen hat unseren Einheiten großen Schaden zugefügt (5 Tote, 10 Verwundete). Die Einheiten von "Czata 49" versuchen, die Trümmer und Ruinen der Pokorna-Straße zu besetzen. Sie stehen unter schwerem Beschuss und werden in der Nacht vom 17. auf den 18. August in das Jan-Bozy-Krankenhaus in der Bonifrasterska-Straße verlegt, da sie von Norden und Süden abgeschnitten sind.
Muranów ist ein Flammenmeer. Einer der wichtigsten Punkte des Widerstands war das Straßenbahndepot, das tagelang in Brand stand. Ich ging oft mit Major "Witold", meist nachts, zu Oberstleutnant "Radoslaw", wo die Bataillonskommandeure ihre Besprechungen hatten. Wir gingen von der Przebieg Straße, der Bonifraterska Straße, neben der Jan Bozyna Kirche, der Sapiezynska Straße und der Mlawska Straße. Manchmal ging ich allein mit Berichten oder anderen Aufträgen dorthin. Einmal ging ich gegen Mitternacht allein dorthin. Alles um uns herum stand in Flammen, sogar die Trümmer des Ghettos brannten teilweise. Man musste dem Gewirr von Kabeln, Rohren und Bombenkratern ausweichen. An einer Stelle habe ich meinen Fuß zurückgesetzt, um nicht auf eine Leiche zu treten, die in einer Bombengrube lag. Als wir uns dem Jan-Bozy-Krankenhaus näherten, hörten wir düsteres Wehklagen, unmenschliches Wimmern und Gekicher. Letztere überwiegen in der Regel. Die psychisch Kranken waren sich nicht bewusst, was sie umgab, was um sie herum geschah. Flammen, Explosionen und Schießereien wurden von ihnen als großer Spaß empfunden. Ich habe meinen Weg abgekürzt, indem ich durch den Innenhof des Krankenhauses gegangen bin. Das habe ich auch dieses Mal getan. Ich ging plötzlich im Schein der Feuer in den Schatten, den das Gebäude warf. Es wurde dunkel und in diesem Moment sah ich eine weiße Gestalt, die direkt auf mich zuging. Der Eindruck der Landschaft war unglaublich. Ich forderte die "Gestalt" auf, stehen zu bleiben, aber ohne Erfolg; sie lief weiter auf mich zu. Ich zog meine Pistole und rief erneut, wobei ich bereits drohte zu schießen. Ohne jede Wirkung. Ich schoss nicht und sah aus zwei Metern Entfernung eine alte Frau, die in ein Laken gehüllt war und von der nur weiße Haarsträhnen und unheimliche Augen abstanden. Sie kam noch näher und plötzlich .... sie erstickte fast vor Lachen, einem grässlichen Lachen. Mir wurde kalt und ich ging schnell weg. Ich habe lange darüber nachgedacht, worüber ich schreiben wollte. Ich kam zu dem Schluss, dass es nur hier in der Przebieg-Straße sein konnte.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
M U R A N Ó W
On August 13 "Czata 49" battalion was moved to Muranow, in order to defend there the indigenous Old Town, together with - among others - the units of "Lesnik" Group.
I was quartered with Major "Witold", Second Lieutenant "Gram" and the liaison officers on Piasna Street ..... If I remember correctly, it was a large tenement house, enclosed in a quadrangle by three outbuildings, with a large locked gate from the street and another one in the corner of the two outbuildings. We did not have a single day of rest here. There was attack after attack from dawn till late dusk. The Germans used all available means of fighting, except for the railway mortars, being afraid to hit their own. Instead, from August 10 they started to use the so-called "goljats". These were small tanks - mines with petrol engine set from a big tank to the direction and fired by means of a 3-wire cable, held in the hand of the mine-layer. The firing could take place at any time. Simply destroying the cable with grenades or cutting it was enough to neutralise the "goliath". It was stuffed with 50 kilograms of explosives, highly compressed dynamite cubes. It was easy to write, but destroying the cable was not so easy, because the "goliath" was in the field of view of a tank or an armoured car with all the firepower of these weapons. Already on August 14 there was a strong German attack on Muranow. The Germans, who were attacking after a very strong artillery preparation, managed to get between Kedyw and units of Lieutenant Colonel "Lesnik". In the afternoon a counter-attack made by "Broda" and "Czta 49" pushed the Germans out. At night that day there was an airdrop from allied planes. The Germans had already massed anti-aircraft defence so much that they shot down 3 machines. One of them fell down on Miodowa Street. The whole Canadian crew died. Ka-ems were removed from the plane.
In the night of August 16/17 "Czata 49", on the order of the Commander of the North Group, launched an attack on Stawki Street, because on that day units from Kampinos were to break through to us. The attack was so sudden that the surprised Germans left both the school and the warehouses. I fired a rocket into this attack as a signal to start. Major "Witold" held there until 3 a.m., but having failed to reach the units from Puszcza, threatened with being cut off, he withdrew. The units from Kampinos had been in the area of the Pow±zki cemetery the night before, but they did not attack the Germans, who did not anticipate anything, and moved on to ¯oliborz. On the next day there was again a hell of bombardments from all kinds of weapons, followed by a strong attack directed mainly on the pavements: ¯oliborska, Przebieg, Bonifraterska. The units of "Lesnik" Group, reinforced with the units of "Czata 49", repulse this attack. In the afternoon a strong assault supported by 3 goliaths. One of them did a lot of damage to our units (5 dead, 10 wounded). The units of "Czata 49" are trying to garrison the rubble and ruins of Pokorna Street. They receive heavy fire and, threatened with being cut off from the north and south, during the night of 17/18 August they are moved to Jan Bozy Hospital on Bonifrasterska Street.
Muranów is a sea of flames. One of the main points of resistance was the tram depot, covered with fire for days. I often went with Major "Witold", usually at night, to Lieutenant Colonel "Radoslaw", where the battalion commanders had their briefings. We would go from Przebieg Street, Bonifraterska Street, next to Jan Bozyna Church, Sapiezynska Street, and Mlawska Street. Sometimes I went there alone with reports or other orders. On one occasion I went there alone about midnight. Everything around was on fire, even some of the ghetto rubble was burning. One had to avoid the tangle of wires, pipes, and bomb craters. At one point I moved my foot back so as not to step on a corpse lying in a bomb pit. As we approached the Jan Bozy hospital, the sounds of gloomy wailing, some inhuman whimpers and giggles were heard. The latter tended to predominate. The mentally ill were unaware of what surrounded them, what was happening around them. Flames, explosions and shooting were treated by them as a great fun. I used to shorten my route by going through the hospital courtyard. I did so also this time. I walked suddenly with the glow of the fires into the shadow cast by the building. It became dark and at that moment I saw a white figure walking straight towards me. The impression of the scenery was incredible. I urged the "figure" to stop, to no avail; it continued walking towards me. I pulled out my pistol and called again, already threatening to shoot. Without any effect. I didn't fire and from a distance of two metres I saw an old woman wrapped in a sheet, with only white strands of hair and uncanny eyes standing out. She came even closer and suddenly .... she almost choked with laughter, a ghastly laughter. I grew cold and walked away quickly. I thought for a long time about where it was that I wanted to write about. I came to the conclusion that it could only be here in Przebieg Street.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz