Litzmannstädter Zeitung mit dem amtlichen Bekanntmachungen für Stadt und Kreis Litzmannstadt. 1943-05-01/02 Jg. 26 nr 121/122
"Tutaj zbierał plony już mój pradziadek”.
Niemieckie gospodarstwa rolne w Kraju Warty były zawsze przekazywane z ojca na syna.
Aby w pełni zrozumieć dawną niemiecką kulturę w Warthegau, nie można myśleć tylko o obszarach w Poznaniu, które najdłużej pozostawały w całości niemieckie, ale trzeba spokojnie udać się na wschód, aż do granicy Generalnego Gubernatorstwa. Tam znajduje się na przykład najdłuższa wieś szlakiem drogowym we wschodniej części gau: Wilhelmswald. Ta zamknięta osada niemiecka, istniejąca już od około 150 lat, ma siedem kilometrów długości i została nazwana na cześć króla Prus, Fryderyka Wiktora. Jej nazwa nie jest więc nową germanizacją, ale starym dziedzictwem z czasów powstania. Nazwa „Borowo”, którą Polacy nadali jej oficjalnie, nie przyjęła się, nie powstało też tłumaczenie nazwy miejscowości, ponieważ tylko ostatnia sylaba Wilhelmswald została prowizorycznie przetłumaczona, a imię króla pruskiego zostało całkowicie pominięte.
Ta „przymusowa zmiana nazwy” nie zmieniła jednak niemieckiego nastawienia ludności, ponieważ rolnicy pochodzenia niemieckiego w naturalny sposób i niezłomnie trzymali się swojej niemieckości, której symbolem jest dziś okazały Niemiecki Dom, na który, jak wiadomo, gauleiter przeznaczył znaczną sumę; jest to wyraz wdzięczności za niemiecką lojalność. Do długoletnich mieszkańców Wilhelmswaldu, należących do okręgu Gałkówek, który stał się znany dzięki przełomowej decyzji Litzmanna z 1914 roku, należą w szczególności Röhrowie. W tej pomorskiej rodzinie, w której gospodarstwo w Wilhelmswalde było zawsze dziedziczone przez synów, znaleźliśmy jeszcze starą, czyli stuletnią drewnianą szopę, która przypomina o ciężkich początkach pracy kolonistów około 150 lat temu. Tak samo stare są niektóre okazałe lipy, które stoją jak pomniki przyrody przed domem i za stodołą. „Tutaj już mój pradziadek zbierał plony...” – powiedział jeden z dwóch obecnych właścicieli gospodarstwa, również potomek imigranta Johanna Christiana Rehla, kiedy oglądaliśmy stodołę wykonaną w całości z litego dębu, w której nawet gwoździe i rygle były drewniane. Jest ona ucieleśnieniem niemieckiego ducha pionierskiego na wschodzie i z pewnością przetrwa jeszcze wiele lat. Dom mieszkalny, jak opowiadał sędziwy ojciec obecnego właściciela gospodarstwa, został zbudowany w 1844 roku, po tym jak budynek z czasów założenia gospodarstwa został zniszczony przez pożar. On również pamiętał ciężką pracę, jaką wykonywał jego ojciec...
Mieliśmy okazję obejrzeć paszport przodków Rehlów, ale nie mogliśmy obejrzeć starych dokumentów z czasów założenia gospodarstwa, aktów spadkowych itp. Zostały one w romantyczny sposób przeniesione do starej części Rzeszy podczas I wojny światowej, aby zapewnić im bezpieczeństwo. Było to po ciężkim dniu walk w 1915 roku, kiedy niemiecki oficer huzarów wjechał na podwórze, bardzo zadowolony, że może zatrzymać się tu, tuż za frontem, wśród niemieckich ludzi. Dokładnie zbadał historię tej rodziny kolonistów i poprosił ich o przekazanie mu cennych dokumentów dotyczących niemieckości, aby zabezpieczyć je w starej części imperium, ponieważ w pobliżu frontu takie dokumenty mogły wpaść w ręce wroga. W ten sposób dokumenty znalazły się pod ochroną starego terytorium Rzeszy, ale o tym szarym jeźdźcu z dawnych czasów nie słyszano już nigdy więcej, być może spoczywa gdzieś pod zieloną trawą. Ta stara pomorska rodzina, podobnie jak stara stodoła na podwórzu, przetrwała wieki, przetrwała wojny, nie tylko na papierze, ale także dzięki swojej niezłomności i świadomości, charakterystycznej dla wszystkich pracowitych mieszkańców Wilhelmswalde, którzy są naprawdę dobrym rodem, doświadczonymi w bojach Niemcami na wschodzie.
„Hier erntete schon mein Urgroßvater"
Sin deutscher Bauernhof im Wartheland immer vom Vater aut
den Sohn vererbt.
Um die alte deutsche Kultursendung im Warthegau ganz zu
verstehen, darf man nicht nur an die am längsten in ihre Gesamtheit deutsch
gewesenen Gebiete im Posenschen denken, sondern muß ruhig welter östlich gehen
bis scharf heran an die Grenze des Generalgouvernements. Dort trifft man
beispielsweise auf das längste Straßendorf im Ostteil des Gaues: Wilhelmswald .
Sieben Kilometer lang ist die geschlossene deutsche Ansiedlung, die schon rund
150 Jahre besteht, und nach dem Preußenkönig, Friedrich WIK: Im I., genannt
wurde. Ihr Name ist also keine Eindeutschung neueren Datums, sondern ein altes
Erbe aus der Gründungszeit. Das „Borowo", das die Polen daraus amtlich
machten, hat sich weder eingebürgert noch gab es die Übersetzung des Ortsnamens
wieder, weil nur die letzte Silbe von Wilhelmswald notdürftig übersetzt, dafür aber der
Preußenkönig davor glatt unterschlagen wurde.
Diese „Zwangsbenennung" konnte aber die deutsche Haltung
der Bevölkerung nicht verändern, denn die Bauern deutscher Herkunft hielten
ganz selbstverständlich und eisern an ihrem Deutschtum fest, dessen Sinnbild
heute das stattliche Deutsche Haus ist, zu dem bekanntlich der Gauleiter einen
nahmhaften Betrag stiftete; es ist ein Dankhaue deutscher Treue. Zu den
alteingesessenen Wilhelmswaldern , die zu dem durch den Litzmann-Durchbruch v o
n 1914 bekanntgewordenen Amtsbezirk Galkowek gehören, zählen insbesondere auch
die Röhls. Bei dieser pommerschen Familie, in der der Wilhelmswalder Hof stets
vom Vater auf den Sohn vererbt wurde, fanden wir noch die alte, also
hundertfünfzigjährige Holzscheutie vor, die an den schweren Arbeitsbeginn der
Kolonisten vor rund 150 Jahren erinnert. So alt wie sie sind auch einige der stattlichen
Linden, die wie ein Naturdenkmal vor dem Wohnhaus und hinter der Scheune
stehen. „Hier brachte schon mein Urgroßvater die Ernte ein ..." , sagte
einer der beiden jetzigan Hofbesitzer — ebenfalls Nachkommen des eingewanderten
Johann Christian Rehl, als wir die ganz in massiver Eiche hergestellte Scheune,
bei der selbst die Nägel und Torriegel aus Holz waren, besichtigten. Sie ist
eine Verkörperung deutschen Pioniergeistes im Osten, und dürfte sicher noch
manches Jahr überdauern. Das Wohnhaus, so kennte der bejahrte Vater des
heutigen Besitzers des Bauernhofes berichten, wurde 1844 neu erbaut, nachdem
das Gebäude aus der Gründungszelt durch Feuer vernichtet worden war. Auch er
konnte von der schweren Arbelt, mit der sich sein Vater un
Wohl sahen wir den Ahnenpaß der Rehls, doch die alten
Urkunden aus der Gründungszeit, dia Erbverschreibungen usw., konnten wir nicht in
Augenschein nehmen. Sie waren auf romantische Art im Ersten Weltkrieg im
Altreich in Sicherheit gebracht worden . Es wir nach einem harten Kampftag des
Jahres 1915, als ein deutscher Husarenoffizier in den Hof einritt, hoch erfreut,
hier kurz hinter der Front bei deutschen Menschen verweilen zu können. Er
erkundete eingehend die Geschichte dieser Kolonistenfamilie und bat sie, ihm
die wertvollen Dokumente des Deutschtums zur Sicherstellung im Altreich zu
überlassen, da so in Frontnähe derartige Papiere dem Feind in die Hände fallen
könnten. So kamen sie zwar in den Schutz des alten Reichsgebiets, doch von
jenem feldgrauen Reiter von einst wurde nichts wieder gehört, vielleicht deckt
ihn irgendwo der grüne Rasen. Diese alte Pommernfamilie hat wie die alte
Scheune auf dem Hof Jahrhunderte überdauert, Kriege durchgehalten, nicht nur
auf dem Papier, nein, standhaft und selbstbewußt wie die arbeitsamen
Wilhelmswalder überhaupt, die ein wirklich guter Stamm schaffender,
kampferprobter Deutscher im Osten sind.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz