Bardzo ciekawy materiał poznawczy..., z niego dowiaduję się, skąd w Bukowcu powstało w późniejszym terminie tyle gminnych działek, które posłużyły do powstania wielu pięknych osiedli mieszkaniowych, w tym mojego (Osiedle Literatów), także tereny pod budowę Ośrodka Widzewa!
Odgłosy : tygodnik społeczno-kulturalny. 1978-05-28 R. 21 nr 22
Odgłosy”: — Spróbujmy takiego podziału ról: naczelnik mówi o kłopotach, dyr. Krupa zaś o sukcesach.
Leszek Korzeniewski: — Zgoda, ale to trzeba uściślić. Powiedzmy, że biorąc tę niewdzięczną rolę, będę mówił o sprawach administracyjnych. A jak Krupa zacznie się za mocno chwalić, to go ściągnę na ziemię.
O: — Po likwidacji powiatów duża część fachowców nie znała swojej przyszłości. Zamiast iść do gmin i urzędów wojewódzkich, pozaczepiali się gdzie indziej.
Nacz.: — Sam pracowałem w radzie powiatowej i później ściągałem do siebie kolegów rozproszonych po różnych instytucjach. Ale było ich za mało. Przyjmowało się do pracy wprost po szkole i trzeba było przyuczać do zawodu. Po roku młody człowiek pisał podanie i szedł do GS, bo dostawał pięćset złotych więcej. Jan Krupa: Prawidłowo! Bo u nas jeden człowiek prowadzi sprawy, którymi w województwie zajmują się trzy wydziały a bierze pensję o wiele niższą. W naszej gminie jeden facet odpowiada za sprawy planowania, handlu i usług oraz kultury fizycznej, turystyki i wypoczynku.
Nacz.: — Przez trzy lata dwa etaty miałem nie obsadzone. Do dziś trzydzieści procent kadry urzędu gminnego dojeżdża z Łodzi.
Dyr.: — A do SKR nie dojeżdżają? A prezesi GS, RSP i szef Banku Spółdzielczego? Nawet komendant MO w Kurowicach przyjeżdża z innej gminy.
O.: — Bo nie macie mieszkań!
Nacz.: — Ale pieniądze mamy.
Dyr.: — Ja bym naczelnikowi wybudował te mieszkania, ale jak on nie ma szczegółowego planu zagospodarowania przestrzennego gminy, który powinien być w pierwszym kwartale, to co?
Nacz.: — W planie są wyznaczone tereny budowlane. Można wykupić ziemię i przydzielić działki dla średniej kadry kierowniczej. Bez planu ani rusz. W Woli Rakowej rolnik buduje wielką oborę, dokupiłby 5 ha ż PFZ. Nie mogę mu sprzedać, bo nie wiem. na co się tę ziemię przeznaczy w planie, którego w Łodzi jeszcze nie opracowano. Mieszkania jednak w roku osiemdziesiątym będą. foto : Archiwum
O.: — Jeśli z kadrą kierowniczą nie najlepiej, to interesanci walą z pretensjami do naczelnika.
Nacz.: — Dzisiaj wtorek, dzień przyjęć interesantów i nikogo pod drzwiami nie widać.
O.: — W ogóle nie ma skarg?
Nacz.: — W zeszłym roku były cztery i jeden mały proces Choremu rolnikowi ziemię obrabiał sąsiad. Potem przejęliśmy ten grunt na PFZ. Wpłynęły trzy podania chętnych do kupna. Dwa załatwiłem pozytywnie, w prowadziłem rolników na ziemię, a ten trzeci w nocy zaorał jednemu pole i obsiał. To był syn tego rolnika, który pomagał choremu.
O.: — A jak się sprawdza w praktyce hasło: „urząd bliżej obywatela”?
Nacz.: — To nie wychodzi. Warto chyba wrócić do wyznaczonych dni i godzin dla interesantów . Bo tak to przychodzi pięć osób naraz i tylko przeszkadzają urzędnikowi. Jak jest rozdział materiałów budowlanych, pięćdziesiąt osób sterczy pod drzwiami, pracownik listy nawet nie może sporządzić. A kiedy urzędnik jest na kontroli w terenie, interesant odchodzi z kwitkiem.
Dyr.: — Pan wie, dlaczego u nas drogi państwowe są pełne dziur i przełomów? Bo ja brygadą SKR utrzymuję drogi boczne, a państwowe podlegają pod Rejon Eksploatacji Dróg Publicznych w Piotrkowie. Wiadomo, inne województwo...
Nacz.: — Gmina współdziałała z Zespołem Opieki Zdrowotnej Łódź— Widzew, nasza straż pożarna ze strażą Łódź — Górna, a sąd, prokuratura i cech rzemiosł dla mieszkańców gminy znajdują się w Pabianicach. Powinniśmy współdziałać z organami w jednym miejscu. Po co ten bałagan i strata czasu. O.: — Komunikację też macie kiepską.
Dyr.: — Właśnie! Ale dzięki temu nie ma odpływu do miasta.
O.: — I Brójce, ta gmina pod miastem, jest gminą typowo rolniczą.
Nacz.: — Panowie! Wyjdzie na to, że wskutek złej komunikacji mamy osiągnięcia rolnicze wyższe niż średnia w województwie, gospodarstw a średnio pięciohektarowe, specjalizacje itp. To trochę nie tak. Tu nigdy nie było pędu do miasta, rolnicy wiedzieli, czego chcą. Modernizowali się, kiedy dla rolnictwa nie było jeszcze takiej prosperity. Ale to również zasługa służby rolnej, kadry kierowniczej wielu placówek. Ci ludzie wprawdzie dojeżdżają, ale często zarywają noce, żeby wszystko grało.
O.: — Tak grało, że w SKR np. zmieniło się sześciu zastępców dyrektora, a w ciągu trzech lat odeszło trzech naczelnych. Inż. Jan Krupa jest czwartym. Długo Pan wy» ^gayma?
Dyr.: — Jestem dwa lata dyrektorem i niektórzy twierdzą, że już za długo.
Nacz.: — Chwileczkę! Zróbmy wprowadzenie. Przez trzy lata na SKR psioczono. Usługi złe, nie terminowe, gospodarka też nie była przykładem. SKR miała 100 ha rozsypane w stu (!) kawałkach po całej gminie. Plony zbóż po 12 q z hektara. No, ale ziemia zdewastowana, niskich klas...
O.: — I wtedy zaczęło się scalanie...
Nacz.: — To nie takie proste. Najpierw była decyzja o wymianie. Tzn. można było wymienić ziemię rolnika indywidualnego na PFZ. Nie wolno natomiast przesunąć jednego rolnika na grunty innego, a temu dać ziemię z PFZ, bo to już jest scalanie. Decyzję o scalaniu Bukowca podjął dopiero wiceprezydent Krowiranda w 1976 roku. Przyświecały temu dwa cele: powiększyć gospodarstwa rozdrobnione i z gruntów zdawanych za rentę stworzyć kompleksy dla SKR w Brójcach.
Dyr.: — No, i po roku miałem z tego 100 ha w jednym kawałku, przedzielone szosą, a resztę w mniejszych kompleksach, najmniejszy 16 ha, w szystko w Bukowcu.
O.: — Pan się cieszył, a ludzie zgrzytali zębami.
Nacz.: — Jeśli pan myśli o kładzeniu się właścicieli pod koła traktora, awanturach i milicji na polu, to się pan myli. Były rozmowy, bez przymusu administracyjnego, i ludzie bez większego oporu zgadzali się. Zwłaszcza, gdy mieli do pozbycia się ziemię IV klasy. W sumie trzech czy czterech rolników było niezadowolonych. Trzeba było coś tam uregulować, np. kiedy człowiek oddaje 5 ha w VI klasie, nie może za to ze stratą otrzymać grunty z klasą gorszą. Trzech „przesunięto” o kilka metrów: jeden odstępował swoje SKR, otrzymał kawałek od sąsiada, które mu z kolei przypadły łąki, a tam był rów melioracyjny, więc on tego nie chciał. I to wszystko...
O.: — Dane mówią o kompleksie 220 ha w Bukowcu, SKR jednak posiada ogółem 270 ha gruntów. Gdzie jest reszta?
Dyr.: — No, porozrzucana po gminie. Najmniejszy kawałek ma 2,15 ha.
Nacz.: — Ale SKR zrzeknie się niektórych małych, daleko położonych działek na rzecz PFZ . Te działki sprzeda się lub wydzierżawi rolnikom specjalizującym się. Natomiast działki większe, graniczące ze sobą, połączy się w kompleksy dla SKR.
O.: — Jest pierwszy kompleks w województwie i szczycąca się osiągnięciami SKK, która dotąd nie miała żadnych wyników. Wygląda na to, że dyr. Krupa w ciągu dwóch lat dokonał cudu.
Dyr.: — Taki cud można spreparować różnymi sposobami. Ale faktem jest, że kobiety u mnie czują się gospodyniami i koło chlewni sadzą kwiaty, a narady na szczeblu wojewódzkim i pokazy odbywają się w mojej SKR.
O.: — Zaważyła, jak się mówi, godna naśladownictwa postawa szefa.
Dyr.: — To jest najczęściej stwierdzenie dosyć uszczypliwe.
Nacz.: — Tego nie dokonał sam Krupa, ale jego zasługi są niewątpliwie duże.
O.: — Jak dyrektor zostawał po godzinach, to ludziom głupio było odejść?
Dyr.: — Jasne! Trzeba było różnego podejścia. Ochrzanić, pogłaskać, pomóc, pożartować. Były „przecieki” paszy, dzisiaj ludzie pilnują się sami. Jeden ukradł, drugi zauważył, więc mówi: przynieś z powrotem . Nie przyniósł, to do widzenia! A ten rzetelny dostał nagrodę...
O.: — Najczęściej baza SKR jest synonimem bałaganu.
Dyr.: — Jak się tonie w błocie, to się tonie i jest bajzel wokoło. Ale jak się uporządkuje, to ten porządek łatwiej utrzymać. I kiedy leży gdzieś coś niepotrzebnego, to zaraz razi.
Nacz.: — Uporządkowali obejście, uporządkowali gospodarkę rolną i rozwinęli hodowlę. Z astraszające zużycie pasz na przyrost 1 kg żywca zmniejszyli o połowę, upadek w trzodzie zmalał niemal czterokrotnie.
O.: — To również zakrawa na cud. Bo o hodowli w SKR najczęściej mówi się ile.
Dyr.: — Trzeba zwiększyć opiekę nad zwierzętami, modernizować, szkolić obsługę, zimą ścielić słomę dla świń, to efekty będą i skończy się biadolenie. Ale jak ktoś nie ma do tego serca ani chęci do większego nakładu pracy, nic nie wyjdzie. Ja nie mam z tego wielkiego zysku, ale sprowadzam lochy reprodukcyjne, kryję je knurami z rodowodem , rozprowadzam między rolników i mięso „rośnie”. Szkoda tylko, że w Polsce trzeba się wykazywać na 30 czerwca stanem pogłowia, a nie tonażem . Żeby mieć dobry stan ilościowy, przyjeżdżają z innych województw i skupują świnie po horrendalnych cenach.
O.: — Pszczółki też Pan hoduje?
Dyr.: — Nie ma się czego śmiać. Pszczoły mi nie zaszkodziły, mam 58 rójek i będę miał 100 pni, zajmuje się tym specjalista. Dzięki pszczołom udowodniłem, że kto sieje grykę i proso nie musi chodzić boso. Posiałem grykę, postawiłem w niej pasiekę i zebrałem 13,8 q z hektara. Literatura podaje, że można zebrać do 10 q. Nie boję się „rozbranżowienia”. Jeśliby kazali mi hodować jedwabniki i one by wpływały korzystnie na rolnictw o niszcząc szkodniki, to bym też hodował.
O.: — SKR zgłasza gotowość bojową: siedemnaście silników gra. A ile traktorów wyjedzie? Trzy... Dyr.: — Co, u m nie? Mnie rolnik chwali za usługi, a traktorzyści pracujący w polu otrzymują premie z puli CZKR. Bo łatwiej wozić płyty betonowe, czekać przy załadunku, flaki się nie trzęsą, a co innego tłuc się po bruzdach. Rolnictwo pierwsze.
O.: — Traktorzysta wykonuje planową usługę, potem wjeżdża na pole sąsiada, bo ten mu dał stówę i postawił pół litra.
Dyr.: — Raz mi zginął kombajn, ale trafiłem po śladach. Nie ma żadnych napiwków, jedzenia i gorzały. Rolnicy o tym wiedzą, a jak się który wyłamie, nie będziemy mu świadczyć usług. Traktorzysta wyjeżdża do pracy z posiłkiem regeneracyjnym, ma w kabinie puszkę mięsa i wodę mineralną.
O.: — Ale po robocie pod prysznic jeszcze nie wchodzi?
Nacz.: — Będzie wchodził! Mamy już dokumentację na zaplecze socjalne dla 40 osób. Szatnia z szafkami, pokój śniadaniowy, umywalki, ubikacje, kabiny natryskowe. W chlewni jest już ciepła woda, a pomieszczenia dla obsługi ładniejsze niż gabinet dyrektora. Chcemy szerzej wyjść z usługami, bo mamy coraz więcej fachowców. Moglibyśmy budować zbiorniki wodne przeciwpożarowe, ogrodzone i zarybione, ale nie ma dokumentacji. Póki co Krupa buduje sobie piękną halę warsztatu naprawczego. Dyr.: — Ja bym mógł budować obory i remizy. Ale na pewno wybuduję wylęgarnię piskląt. Bo babki mam wystrzałowe, wygrywają konkursy, jeżdżą na cepeliady i trzeba dla nich coś zrobić.
O.: — Dyr. Krupa może wykonać każdą usługę dla naczelnika.
Dyr.: — J a k naczelnik da pieniądze, to czemu nie?
Nacz.: — Niech on się tylko wyrobi w rolnictwie, to będzie dobrze. Tak jak w Wardzyniu, gdzie zajmuje się siewem, pielęgnacją, sprzętem i zakiszaniem kukurydzy. A pieniądze? Często leżą nie wykorzystane. Mam 1,7 mln zł nadwyżki budżetowej, a drobnych remontów, które wykonaliby rzemieślnicy, bo jednostki państwowe nie mają „mocy przerobowej”, nie mogę zrobić, ponieważ obowiązują limity na gospodarkę nie uspołecznioną.
O.: — Dziękując Panom za rozmowę muszę stwierdzić, że w trakcie wymiany poglądów role się trochę pomieszały. Ale to chyba dobrze, co?
Nacz.: — Myślę, że gdybyśmy wszyscy w życiu i pracy potrafili się dobrze rozumieć i wzajemnie uzupełniać, to w tej gminie byłoby jeszcze lepiej.
Dyr.: — Jeżeli wszyscy, to w Polsce również...
Rozmawiał: RYSZARD BINKOWSKI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz