Dziennik Łódzki. 1950-08-10 R. 6 nr 218
Jadzia Borczyńska, która wszyscy nazywają po prostu Cyganką, bo taka czarna, zajęta jest właśnie ustawianiem klocków. Na pytanie jak jej podoba w dziecińcu - kiwa tylko potakująco głową.
Jadzia nie lubi dużo mówić, zato koleżanka jej Tereska Gontarek mówi za czterech: za siebie, za dwuletniego braciszka Kazia i za siostrzyczki - bliźniaczki jadzię i Krysię.
Mamusia każe mi pilnować ,,małych". bo ja już mam 9 lat. Co dzień chodzimy razem do dziecińca. Tylko Kazia mamusia zabiera w południe do domu, bo on musi i w dzień spać - mała opiekunka rodzeństwa zapoznaje mnie z sytuacją rodzinną.
Do dziecińca w Kolonii Gałkówek zapisanych jest 40 dzieci. W gorące dni, zwłaszcza w okresie najpilniejszych prac w polu, przychodziły wszystkie, co do jednego. Już od wczesnego ranka, prawie ze wschodem słońca, sala i podwórko szkolne rozbrzmiewały gwarem wesołych głosików. Ale wczoraj przez cały dzień lał deszcz, dziś jest też chłodno i mokro - część dzieci została więc w domu. Do budynku zaczynają zaglądać coraz to nowe buziaki.
- Zbliża się pora podwieczorku - mówi przedszkolanka, Stanisława Stasiak.
- Dzieciakom i zegarków nie trzeba, żeby punktualnie były na sali. Cały dzień biegają - apetyt więc dopisuje.
- A co dostaniemy do jedzenia? - pyta płowowłosy szkrab.
- Kluseczki lane na mleku. Lubisz?
- Aha, lubię.
- Dzieciniec wiejski jest ogromnie pożyteczny - to wykazała praktyka. Pozostawiając dzieci pod opieką, rodzice mogą spokojnie pracować. Dzieci w tym czasie uczą się zbiorowego współżycia, poznają nowe zabawy, gry, piosenki, dostają wreszcie dodatkowe, porządne wyżywienie. Niestety, w niektórych wsiach dziecińce zostały zbyt późno zorganizowane, w Gałkówku np. dopiero 14 lipca. Powodem tego był brak wykwalifikowanej przedszkolanki. Fakt ten mówi o konieczności szybkiego szkolenia nowych kadr wychowawczych dla sezonowych dziecińców wiejskich.
W Gałkówku nie ma przedszkola, nie ma też odpowiednich dla najmłodszych dzieci sprzętów. Świetliczanka poradziła sobie w ten sposób, że jako stoły dla dzieci używa ławek, zaś „ławki" zostały sporządzone z desek ustawionych na kilku cegłach. Patrząc na to myślałam: czyżby któryś z ojców nie potrafił zrobić do tych desek prymitywnych nóżek z drzewa?
- Chyba tak. Dzieci tych braków nie dostrzegają, ale dorośli powinni zatroszczyć się o lepsze wyposażenie dziecińca. Podwieczorek skończony. Dziewczynki i chłopcy ustawiają się parami. Opuszczając dzieciniec słyszę jeszcze żwawą melodię krakowiaka nuconą cieniutkimi głosikami i energiczne przytupywanie. Pod kierunkiem przedszkolanki - wszystkie pary tańczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz