Mieszkańcy miasta Konin
Po opisie dużej i rozległej gminy wiejskiej chciałbym poświęcić kilka słów gminie miejskiej w Koninie. Gmina miejska liczyła około 600 mieszkańców, była otwarta, chętna do poświęceń i wpływowa. W jej skład wchodziły osobistości, które należały do grona prominentów i aktywnie uczestniczyły w życiu publicznym miasta. Był tam notariusz Müller, cieszący się dużym uznaniem zarówno wśród Niemców, jak i Polaków. Była tam wdowa po notariuszu i nauczycielka gimnazjalna Esse, która działała nawet jako polska patriotka. Mogę tu wymienić właściciela apteki Adolfa Laube, który jako kapitan armii polskiej utrzymywał żywe kontakty z polskim korpusem oficerskim. Był też właściciel fabryki Raymond, którego rodzina należała do wyższych sfer miasta. Była fabryka Zaremba, której właściciele Hugo i Alfred, dwaj inżynierowie, należeli do elity społecznej. Muszę również wspomnieć o wdowie Stark z córką, której mąż i ojciec, burmistrz miasta Konin podczas I wojny światowej, został wywieziony przez Rosjan i nigdy nie powrócił. Jeden z synów tej wdowy był pułkownikiem armii polskiej, a drugi konsulem polskim w Rosji. Muszę wspomnieć o rodzinie obywatela Michela, który jako szanowany kupiec również został wywieziony podczas pierwszej wojny – jego córka kontynuowała działalność ojcowskiego domu towarowego i drukarni.
Należy również wspomnieć o dyrektorze banku Ludwigu Laube, dyrektorze spółdzielni Robercie Kakoschke, a także licznych urzędnikach, oficerach i pracownikach. Nie można pominąć rodzin August Walter, Karl Walter, Theodor i Hermann Torentz, Rosin, Janz, Trenkler, Tscheisner, Meltzer, Deckert, Pisching, Milbradt i wielu, wielu innych. Wszyscy oni byli bardzo oddani gminie, aktywnie uczestniczyli w życiu społeczności i wykazywali się dużą inicjatywą. To im zawdzięczamy budowę domu gminnego – zdjęcie w naszym nr 6/71 – wyposażenie kościoła w elektryczność i dywany, umieszczenie marmurowych tablic po obu stronach ołtarza dla zasłużonych pastorów gminy: Hinz (służył w latach 1835–1882) i Henkel (1884–1915). Można szczerze powiedzieć, że byli oni liderami życia parafii, dbali o dobre imię parafii wśród władz i lokalnej społeczności. Ta dobra reputacja była tak głęboko zakorzeniona, że nawet wygrane procesy sądowe o zwrot niesłusznie skonfiskowanych gruntów kantora nie mogły jej zaszkodzić.
- IV –
II wojna światowa i przymusowa przerwa w służbie.
Wojna wybuchła 1 września 1939 r., ale jej cienie rzucały się już od wielu lat. Stosunki niemiecko-polskie pogorszyły się wkrótce po śmierci Piłsudskiego, chociaż sytuacja pozostawała jeszcze znośna. Jednak w latach 1938/39 stosunki uległy zaostrzeniu, gdy Hitler chciał również wyjaśnić kwestię Gdańska i Korytarza, a Polacy nie byli skłonni ulec jego presji. Po obu stronach rozpoczęła się wściekła propaganda, która znalazła wyraz w aktach przemocy wobec mniejszości po obu stronach granicy. W szczególności Polska czuła się zagrożona i straciła nerwy. Jej militarną słabość można było dostrzec gołym okiem; miała ona zostać zrekompensowana przez ostrą kampanię prasową, opartą na zaufaniu do Anglii, oraz surowość, skierowaną przede wszystkim przeciwko obywatelom polskim narodowości niemieckiej. Rozpoczęła się nieoczekiwana fala prześladowań mniejszości polsko-niemieckiej. Prawie wszyscy byli podejrzani o szpiegostwo i nie robiono prawie żadnej różnicy między winnymi a niewinnymi. Kiedy wybuchła wojna, tysiące Niemców znalazło się w kolumnach marszowych zmierzających do Berezy Kartuskiej i innych obozów koncentracyjnych. Wielu z nich zamordowano w domach lub w drodze. Inni szukali schronienia w lasach i kryjówkach. Na szczęście ten okres nie trwał długo.
Kiedy po wkroczeniu wojsk niemieckich wróciłem z ucieczki do Konina, słyszałem wiele lamentów i widziałem wiele łez. Dwóch mieszkańców Konina, Robert Kakoschke i Erwin Polej, zostało wywiezionych i zamordowanych. Plebania została splądrowana, a kościół, w którym rzekomo poszukiwano ukrytych zdjęć Hitlera i broni, zbezczeszczony. Z niemieckich kolonii napływały tragiczne wieści. Wszędzie terror zbierał żniwo ofiar i krwi. Ocalali uważali się za szczęściarzy, że wszystko przetrwali. Zebrali się w swoim kościele na nabożeństwie dziękczynnym. A potem pochowali swoich zmarłych i próbowali leczyć rany. Powoli powrócił spokój i porządek, a życie kościelne mogło wrócić do normy. Przez cały rok mogłem bez przeszkód pełnić swoją posługę duszpasterską. A było co robić! Wystarczy pomyśleć o wielu dokumentach, które były wówczas potrzebne do udowodnienia aryjskiego pochodzenia babci i których wymagały wszystkie nazistowskie urzędy. Wszystkie te formalności trzeba było załatwić oprócz normalnej posługi.
(W następnym numerze: Nagłe burzowe chmury)
Die städtischen
Koniner
Nach der Schilderung der großen und weiten Landgemeinde möchte
ich der Gemeinde in der Stadt Konin ein besonderes Wort widmen. Die Stadtgemeinde
zählte etwa 600 Seelen, war aufgeschlossen, opferfreudig und einflußreich. Sie
zählte zu ihren Gliedern Persönlichkeiten, die zur Prominenz gehörten und am
öffentlichen Leben der Stadt aktiven Anteil nahmen. Da gab es den Notar Müller,
der großes Ansehen bei Deutschen und Polen genoß. Da war die Notarwitwe und Gymnasiallehrerin
Esse, die sich sogar als polnische Patriotin betätigte. Da darf ich den Apothekenbesitzer
Adolf Laube nennen, der als Hauptmann der polnischen Armee rege Verbindungen
zum polnischen Offizierskorps unterhielt. Da gab es den Fabrikbesitzer Raymond,
dessen Familie sich in den gehobenen Kreisen der Stadtbevölkerung bewegte. Da
gab es die Fabrik Zaremba, deren Besitzer Hugo und Alfred, zwei Ingenieure, zu
den Spitzen der Gesellschaft zählten. Erwähnen muß ich auch die Witwe Stark mit
Tochter, deren Gatte und Vater im ersten Weltkrieg als Bürgermeister der Stadt
Konin von den Russen verschleppt wurde und nie wieder zurückgekommen ist. Ein
Sohn dieser Witwe war Oberst der polnischen Armee und ein anderer polnischer Konsul
in Rußland. Erwähnen muß ich die Familie des Bürgers Michel, der als angesehener
Kaufmann ebenfalls im ersten Krieg verschleppt wurde - seine Tochter hat das
väterliche Kaufhaus und Druckerei weitergeführt.
Da ist noch zu nennen Bankdirektor Ludwig Laube, Genossenschaftsdirektor
Robert Kakoschke, sowie zahlreiche Beamte, Offiziere und Angestellte. Nicht zu
übersehen sind die Familien August Walter, Karl Walter, Theodor und Hermann
Torentz, Rosin, Janz, Trenkler, Tscheisner, Meltzer, Deckert, Pisching,
Milbradt und viele, viele andere. Sie alle waren der Gemeinde sehr ergeben,
betätigten sich fleißig am Gemeindeleben und zeigten viel Initiative. Ihnen
ist, der Bau des Gemeindehauses - Foto in unserer Nr. 6/71 - zu verdanken, sie
haben die Kirche mit Elektrizität und Teppichen ausgestattet, sie haben die
Anbringung von Marmortafeln an beiden Seiten des Altars für die verdienstvollen
pfarrer der Gemeinde: Hinz (diente von 1835 bis 1882) und Henkel (1884 bis
1915) finanziert. Man kann es ehrlich bezeugen, sie waren im Leben der Gemeinde
führend, .sie sorgten für den guten Namen, den die Gemeinde bei Behörden und
der Ortsbevölkerung gehabt hat. Dieser gute Name war so tief fundiert, daß
selbst erfolgreiche Gerichtsverfahren wegen Rückgabe der zu Unrecht beschlagnahmten
Kantoratsgrundstücke diesem Namen keinen Abbruch tun konnten.
-
IV –
Zweiter Weltkrieg und erzwungene Unterbrechung des Dienstes Der
Krieg brach am 1.. September 1939 aus, aber seine Schatten warf er schon jahrelang
voraus. Die deutsch-polnischen Beziehungen verschlechterten sich bald nach dem
Tode Pilsudskis, wenngleich die Lage noch erträglich blieb. Die Beziehungen
spitzten sich aber 1938/39 zu, als Hitler auch in der Danzig- und
Korridor-Frage reinen Tisch machen wollte, die Polen aber nicht gewillt waren,
seinem Druck nachzugeben. Eine wütende Propaganda setzte auf beiden Seiten ein
und fand in Gewaltakten an den Minderheiten auf beiden Seiten der Grenze ihren
Ausdruck. Insbesondere fühlte sich Polen bedroht und verlor die Nerven. Seine
militärische Unterlegenheit war offenkundig; sie sollte durch eine stramme
Pressehetze im Vertrauen auf England und eine Härte kompensiert werden, die in
erster Linie gegen die polnischen Staatsbürger deutscher Nationalität gerichtet
war. Eine nie geahnte Verfolgungswelle der polendeutschen Minderheit setzte
ein. Fast alle wurden der Spionage verdächtigt und man machte kaum einen
Unterschied zwischen schuldig und unschuldig. Als der Krieg ausbrach, befanden
sich Tausende und Abertausende deutscher Menschen in Marschkolonnen nach Bereza
Kartuska und anderen Konzentrationslagern. Viele wurden zuhause oder unterwegs
ermordet. Andere suchten Zuflucht in Wäldern und Verstecken. Zum Glück dauerte
diese Zeit nicht lange.
Als ich nach dem Einmarsch der deutschen Truppen von meiner
Flucht nach Konin zurückkehrte, hörte ich viel Klagen und sah viele Tränen.
Zwei Koniner Bürger: Robert Kakoschke und Erwin Polej, waren verschleppt und
ermordet. Das pfarrhaus ausgeplündert, die Kirche, in der man nach angeblich
versteckten Hitlerbildern und Waffen gesucht hat, geschändet. Hiobsnachrichten
trafen aus den deutschen Kolonien ein. überall hat der Terror Opfer und Blut
gefordert. Die überlebenden schätzten sich glücklich, alles überstanden zu
haben. Sie versammelten sich in ihrer Kirche zum Dankgottesdienst. Und dann begruben
sie ihre Toten und versuchten Wunden zu heilen. Langsam kehrte wieder Ruhe und Ordnung
ein und das kirchliche Leben konnte seinen normalen Verlauf nehmen. Ein ganzes
Jahr hindurch durfte ich ungestört meinen seelsorgerlichen Dienst ausüben. Und
es gab genug zu tun! Man braucht nur an die vielen Urkunden zu denken, die in
jener Zeit zum NachWeis der arischen Großmutter benötigt wurden und die jede
NS-Behörde verlangte. All diese Schreiberei mußte neben dem normalen Dienst bewältigt
werden.
(In
der nächsten Nummer: Plötzliche Gewitterwolken)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz