Najchętniej od razu z powrotem
Położenie Edmonton, miasta liczącego prawie pół miliona mieszkańców, położonego na obu brzegach rzeki North Saskatchewan, jest naprawdę piękne. Samo miasto nie wywarło na nas wszystkich wielkiego wrażenia. Dzisiaj jest oczywiście znacznie bardziej imponujące i „amerykańskie”, z wieloma drapaczami chmur. W tamtych czasach było to jeszcze prawdziwe miasto preriowe o wiejskim charakterze. Ale cieszyliśmy się, że dotarliśmy do celu. Kochani krewni i znajomi objęli nas ramionami i wkrótce wszystko zostało zapomniane. Zamieszkaliśmy u mojego brata, który przybył tu kilka lat wcześniej. Jedyną rzeczą, która nas smuciła, była jego choroba. W ciągu miesiąca przyszło nam wykonać smutny obowiązek pochowania go. Jego śmierć była dla nas ciężkim ciosem, ponieważ jego obecność była jednym z czynników, które wpłynęły na naszą decyzję o emigracji do Kanady. Najchętniej wrócilibyśmy od razu – zresztą większość imigrantów ma takie doświadczenia. Ale jak mogliśmy wrócić? Najpierw trzeba było spłacić podróż do Kanady – w Kanadzie nic nie jest za darmo – a potem zarobić pieniądze na powrót. Było z nami tak jak z wieloma innymi: zanim nadszedł ten moment, straciliśmy ochotę i odwagę, aby ponownie podjąć wszystkie trudy. Zostaliśmy...
Dzięki znajomym znalazłem najpierw pracę jako stażysta w wielojęzycznym kościele św. Trójcy w Edmonton. Moje miesięczne wynagrodzenie wynosiło całe 150 dolarów, z czego musiałem jeszcze opłacić mieszkanie i zacząć spłacać koszty podróży. Na utrzymanie nie pozostało wiele. Moja córka musiała od razu podjąć pracę i dorabiać. Zabrałem syna do szkoły i od razu się tam odnalazł. Głosiłem kazania w języku niemieckim podczas nabożeństw i poświęciłem się niemieckojęzycznej młodzieży z licznych rodzin imigrantów, która chętnie się wokół mnie gromadziła. Przygotowałem pierwszy deklamator i ogłosiłem pierwsze po wojnie duże wydarzenie w języku niemieckim w Edmonton. Napływ gości był ogromny. Przybywali z całego miasta, co niepokoiło moich „drogich” kolegów po fachu. „Precz z Badke, niech idzie do buszu! Musi zacząć od zera, tak jak my”.
Takie i podobne komentarze wygłaszali „bracia”. Być może z ich punktu widzenia mieli nawet rację. Ale nie z mojego punktu widzenia, nie z punktu widzenia nowych niemieckich imigrantów. Chciałem służyć moim wygnanym współwyznawcom, a oni potrzebowali mnie w Edmonton. Zwróciłem się do władz Kościoła Luterańskiego Synodu Missouri, który, jak już wspomniałem, wspierał naszą pracę z uchodźcami w Niemczech. Zostałem natychmiast przyjęty i mianowany misjonarzem dla niemieckich imigrantów w Edmonton, z zadaniem założenia własnej parafii, jeśli zajdzie taka potrzeba.
(ciąg dalszy nastąpi)
(11. Fortsetzung)
Am liebsten gleich wieder zuriick
Die Lage von Edmonton, einer fast Halbmillionenstadt an
beiden Ufern des North Saskatchewan-Flusses, ist tatsächlich schön. Die Stadt
selbst machte keinen gewaltigen Eindruck auf uns alle. Heute ist sie natürlich
viel, viel imposanter und "amerikanischer" mit vielen Wolkenkratzern.
Damals war sie noch eine echte Prärie-Stadt mit ländlichem Gepräge. Aber wir
waren froh, am Ziele zu sein. Liebe Verwandte und Bekannte schlossen uns in die
Arme und alles war bald vergessen. Wir zogen bei meinem Bruder ein, der hier
vor einigen Jahren eingetroffen war. Das eine, was uns betrübte, war seine Krankheit.
In einem Monat fiel uns die traurige Aufgabe zu, ihn zu Grabe zu geleiten. Seinen
Tod empfanden wir als einen schweren Schlag, denn seine Anwesenheit war ja mit
ein Faktor zu unserem Entschluß, nach Kanada auszuwandern. Am liebsten wären
wir gleich wieder zurückgefahren – eine Erfahrung übrigens, welche die meisten
Einwanderer machen. Aber wie konnten wir zurückfahren? Die Hinreise mußte erst abgezahlt
werden - es wird in Kanada nichts geschenkt - und die Dollars für die Rückreise
mußten erst verdient werden. Es ging uns wie vielen: Bis es so weit ist,
verliert man die Lust und den Mut, von neuem alle Strapazen auf sich zu nehmen.
Man bleibt ...
Durch Vermittlung von Bekannten kam ich zunächst an der Edmontoner
gemischtsprachigen St. Trinitatiskirche als Praktikant unter. Ganze 150 Dollar
waren mein Gehalt pro Monat und davon mußte ich auch noch meine Wohnung
bezahlen und gleich mit der Abzahlung der Reisekosten beginnen. Zum Unterhalt
blieb nicht viel. Meine Tochter mußte gleich in Stellung gehen und mitverdienen.
Meinen Sohn brachte ich zur Schule und er fand sich da gleich zurecht. Ich
predigte in den Gottesdiensten deutsch und widmete mich der deutschsprachigen
Jugend aus den zahlreich einströmenden Einwandererfamilien, die sich willig um
mich sammelte. Ich übte ein erstes Deklamatorium ein und rief zu der ersten
großen deutschsprachigen Veranstaltung nach dem Kriege in Edmonton auf. Der
Zustrom von Besuchern war überwältigend. Sie kamen aus der ganzen Stadt und dies
beunruhigte meine "lieben" Amtskollegen. "Weg mit Badke, in den
Busch mit ihm! Klein muß er anfangen, wie wir es getan haben."
Solche und ähnliche Kommentare verlautbarten die "Brüder".
Vielleicht haben sie von ihrem Standpunkt sogar recht gehabt. Aber nicht von meinem,
nicht vom Standpunkt der deutschen Neueinwanderer. Ich wollte meinen
vertriebenen Glaubensgenossen dienen und sie brauchten mich in Edmonton. Ich
wandte mich an die Behörden der Lutherischen Kirche der Missouri-Synode, die
wie schon erwähnt, unsere Flüchtlingsarbeit in Deutschland unterstützt hat. Ich
wurde sofort aufgenommen und zum Missionar für deutsche Einwanderer in Edmonton
bestellt, mit dem Auftrag, gegebenenfalls eine eigene Gemeinde zu gründen.
(Fortsetzung
folgt)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz