poniedziałek, 4 lipca 2022

Kołomyja - Łódź - Dzieje nawróconego złodzieja - 1933

 

Ilustrowana Republika. 1933-08-20 R. 11 nr 231

         NIEZWYKŁE DZIEJE NAWRÓCONEGO ZŁODZIEJA.


Chciał zwrócić zrabowane pieniądze. - Wyrzuty sumienia zaprowadziły go do … więzienia.


Zygmunt Orzechowski, mieszkaniec Kołomyi, czasowo przebywający w Łodzi, sublokator w domu pp. Sobczaków przy ulicy Napiórkowskiego z jednej strony, i Kazimierz Bratoszewski niegdyś zawodowy złodziej rodem z Częstochowy z drugiej strony -- byli bohaterami niezwykłej historji. Doprawdy trzeba aż z Kołomyi przyjechać do Łodzi — by przeżyć to, co przeżył Orzechowski. Orzechowski trudnił się handlem. Nie bacząc na ciężkie czasy, miewał przy sobie niekiedy nawet stosunkowo większe sumy i to w gotówce. Feralnego dnia — dwunastego kwietnia br. — Orzechowski wracał ulicą Napiórkowskiego do domu z 950 złotemi w portfelu. Czy Bratoszewski upatrzył sobie Orzechowskiego, czy też węchem złodziejskim wyczuł jaki jest stan portfelu kołomyjanina — dość. że Orzechowski padł pod kilku ciosami kija, jaki miał w ręku Bratoszewski. Gdy się ockną! — portfelu z pieniędzmi już przy sobie nie znalazł.

Wdrożone dochodzenie nie doprowadziło narazie do ujęcia napastnika. Orzechowski już był przebolał stratę pieniędzy i wykurował się z sińców – gdy ktoś zapukał do mieszkania Sobczaków. Przybysz pytał się o pana Orzechowskiego.

W sprawie osobistej", — oświadczył przybyły pani Sobczak.

W sprawie ściśle osobistej"...

Między przybyłym a Orzechowskim wywiązała się następująca rozmowa:

Przybysz: — Jestem Bratoszewski. Orzechowski: — Bardzo mi miło. Czem mogę panu służyć?

P. — Chciałbym z panem zamienić kilka słów w cztery oczy. Orzechowski mocno zdziwiony i trochę zaniepokojony: przecież dopiero nie dawno wyleczył się z guzów).

Niech pan pozwoli do pokoju. Przybysz (w pokoju): Przed kilku tygodniami zmarła mi żona. Nie żyłem z nią od wielu lat. Po żonie otrzymałem poważny spadek. Byłem również u spowiedzi. Chcę wrócić na uczciwą drogę... Orzechowski (coraz bardziej zaniepokojony).

Co mnie to może?...

Przybysz: — Co to pana może obchodzić?.

- Bardzo to pana musi nawet obchodzić. Przynoszę panu pieniądze. Dużo pieniędzy: 950 złotych w gotówce.

Orzechowski: — 950 złotych — tyle akurat, ile mi zrabowano? Przybysz: — Zgadł pan! Zgadł pan również, że ja Kazimierz Bratoszewski, były złodziej recydywista, jestem tym, który dnia 12 kwietnia...

Orzechowski (zrywając się z krzesła, wrzeszczy ku oknu):

Ratunku! Trzymajcie bandytę! Na pomoc! Rodacy! Bratoszewski (zrywa się również z krzesła). — Panie! Chciałem przecież wrócić na dobrą drogę. Panie, nie gub mnie pan! Ksiądz dobrodziej na spowiedzi kazał mi pójść do pana, łaski i przebaczenia prosić...

Orzechowski (nie słysząc próśb i błagań Bratoszewskiego):

Na pomoc Na pomoc!

Gdy mieszkaniec Kołomyi opamiętał się – było za późno. W mieszkaniu Sobczaków było mrowie ludzi. Policjant kazał zamknąć drzwi. Wczoraj stanął nieszczęśliwy Bratoszewski przed sądem grodzkim. I opowiedział sądowi smutne dzieje swego nawrócenia. Biedny Bratoszewski — stary wyga złodziejski — nim wróci na drogę uczciwości — będzie musiał przejść przez czteroletni czyściec w wiezieniu. Orzechowski wraca do Kołomyi. Raz napad — potem znów taka historja z nawróconym grzesznikiem. Orzechowski ma Łodzi po uszy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz