Do ogrodu szkolnego przylegało 3 morgi ziemi szkolnej. Po lewej stronie szkoły znajdowały się studnie i budynki gospodarcze, takie jak stajnia, piwnica i mała stodoła pod strzechą. Około 70 m na północ znajdowała się nigdy nie wysychająca studnia z wodą źródlaną, tzw. Krugbrunnen. Kiedy podczas suchych lat wszystkie studnie we wsi wysychały, Krugbrunnen nigdy nie wysychał. Kiedyś miała tam stać wiejska karczma!
Wieś miała dobrze utrzymany cmentarz na polach Bisele. Były też dwa stawy, jeden w górnej części wsi, drugi w dolnej, w którym w 1911 roku utonął 18-letni młodzieniec o imieniu Rudolf Wackenhut, gdy kąpał się tam po ciężkiej pracy przy żniwach.
Jak się zaopatrywano .
Po pierwsze, nasi niemieccy rolnicy byli samowystarczalni. W każdym gospodarstwie domowym pieczono chleb z własnej mąki; żyto i pszenicę mielono w jednym z dwóch wiatraków. Mięsem można było się hojnie dzielić; na podwórku biegało wystarczająco dużo drobiu, a ponadto co roku zabijano dwie, czasem nawet trzy tuczone świnie, w zależności od wielkości i potrzeb rodziny.
Jednak niektóre produkty trzeba było kupować. Ponieważ w kolonii nie było ani sklepu spożywczego, ani gospody, niezbędne artykuły, takie jak cukier, sól, mydło, a także wyroby tytoniowe dla mężczyzn, trzeba było kupować w sklepie w Starej-Sobótce. Gdy mężczyźni mieli ochotę na sznaps lub piwo, udawali się do gospody w sąsiedniej miejscowości; wesoło nastawieni, często naprawdę pijani, wracali i zachowywali się zgodnie z wierszem:
Właśnie wychodzę z gospody.
Ulico, jakże dziwnie mi się wydajesz!
Prawa ręka, lewa ręka, wszystko się pomieszało,
ulica, dobrze to widzę: jesteś pijana...
Nie zdarzało się to jednak często, zazwyczaj tylko w dni jarmarku lub wyborów do rady gminy. Sobótka była siedzibą gminy politycznej.
Jeśli jednak trzeba było kupić coś większego, np. garnitury, płaszcze i buty, jechano do miasta, albo do Grabowa, Kłodawy, a nawet do Łęczycy. Czasami rolnicy i rolnice wyruszali w podróż do Łodzi, aby dokonać tam ważnych zakupów. Niemiecka kolonia nie była zresztą odizolowana od świata: co tydzień lub nawet rzadziej przez wieś przejeżdżali handlarze, oferując swoje towary.
Wyposażenie posagu dla dorastających córek było dawniej wytwarzane samodzielnie, ponieważ uprawiano len. Gospodynie pracowicie kręciły kołowrotkiem, zwłaszcza babcie, a wiosną tkały na własnych krosnach cenne płótno, z którego szyto sąsiedzkie prześcieradła i poszewki, koszule, halki, obrusy i inne przydatne rzeczy, a także worki itp. To oczywiście było dawno temu; tylko nasze babcie i prababcie pamiętają jeszcze dawne przędzalnie z opowieściami starych ludzi o duchach oraz wesołymi piosenkami i żartami młodzieży.
Natomiast czesanie piór, „wesele piór”, jak mówiono w wielu miejscach, które zimą odbywało się kolejno w całej wsi, jest czymś, co wszyscy jeszcze pamiętają. Kobiety i dziewczęta z sąsiedztwa zbierały się najpierw u jednego rolnika, aby szlifować pióra, potem u innego, i panowała swobodna, radosna atmosfera. Była tam również młodzież męska, która nie chciała zostawiać „swoich dziewczyn” samych, więc nie tylko szlifowano pióra, ale także opowiadano dowcipy. Śpiewano ludowe pieśni i opowiadano straszne historie, podczas gdy księżycowe światło oświetlało upiorny, pokryty śniegiem krajobraz. Na zakończenie „ślubu piór” podawano kawę i ciasto lub inne smakołyki, a jeśli był obecny harmonijkarz, tańczono również.
Ciąg dalszy nastąpi
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
An den Schulgarten schloß sich das 3 Morgen große Schulland an. Links der Schule waren Brunnen und Nebengebäude wie Stall, Keller, eine kleine Scheune unter einem Strohdach. Ca. 70 m nördlich befand sich ein nie versiegender Wasserspender mit Quellwasser, der Krugbrunnen. Wenn in trok-kenen Sommern alle Brunnen des Dorfes versiegten, so der Krugbrunnen nie. Einst soll dort ein Dorfkrug gestanden haben!
Das Dorf hatte auf Biseles Felde einen gut gepflegten Friedhof. Auch zwei Teiche, der eine im Ober-, der andere im Unterdorf, in welch letzterem 1911 ein 18jähriger Jüngling namens Rudolf Wackenhut ertrunken ist, aIs er nach schwerer Erntearbeit dort badetes.
Wie man sich versorgte .
Zunächst einmal waren unsere deutschen Bauern Selbstversorger. In jedem Haushalt wurde Brot aus eigenem Mehl gebacken; den Roggen und Weizen dazu hatte man sich in einer der beiden Windmühlen mahlen lassen. In Fleisch konnte. man großzügig sein; es lief genug Geflügel auf dem Hof herum, dazu wurden jährlich zwei, manchmal auch drei gemästete Schweine geschlachtet, je nach Größe und Bedarf der Familie.
Einiges einkaufen aber mußte man für den Haushalt doch. Da in der Kolonie weder ein Lebensmittelgeschäft noch ein Gasthaus bestand, mußten so notwendige Dinge wie Zucker, Salz, Seife oder auch Rauchwaren für die Männer aus dem Laden von Alt-Sobotka geholt werden. Hatten die Männer Durst auf Schnaps oder Bier, pilgerten sie zur Schenke in den Nachbarort; angeheitert, oft rlchtig blau, kehrten sie dann wieder und es ging ihnen nach dem Vers:
Gerad' aus dem Wirtshaus nun komm ich heraus.
Straße, wie wunderlich siehst du mir aus!
Rechter Hand, linker Hand, beides vertauscht,
Straße, ich merk es wohl: Du bist berauscht ...
Immerhin kam es nicht oft vor, gewöhnlich naeb Jahrmarkttagen oder Gemeinderatswahlen. Sobotka war Sitz der politiseben Gemeinde.
Sollte aber etwas Größeres, wie Anzüge, Mäntel und Schuhe gekauft werden, fuhr man zur Stadt, entweder nach Grabow, Kłodawa oder gar Lentschütz. Manchmal unternahmen Bauer und Bäuerin die Reise bis Lodz, um dort wichtige Einkäufe zu tätigen. Weltabgelegen war übrigens das deutsche Kolonistendorf nicht: in wöchentlichen oder noch größeren Abständen durchzogen Trödler das Dorf und boten ihre Waren an.
Die Aussteuer für die heranwachsenden Töchter wurde früher selbst hergestellt, denn man baute ja Flachs an. Die Hausfrauen drehten fleißig das Spinnrad, vor allem die Großmütter waren dabei, und webten im Frühjahr auf eigenen Webstühlen die kostbare Leinwand, aus der nachbar Bettlaken und bezüge, Hemden, Unterröcke, Tischtücher und andere nützliche Dinge genäht wurden, auch Säcke usw. Dies liegt freilich schon länger zurück; nur unsere Groß- und Urgroßmütter werden sich noch an die damaligen Spinnstuben mit den Spukgeschichten der Alten und den fröhlichen Liedern und Scherzen der Jugend erinnern.
Das Federnschleißen hingegen, die „Federhochzeit", wie man vielerorts sagte, die im Winter nacheinander im Dorf herumgeht, ist etwas, das alle noch kennen werden. Da kamen die Frauen und Mädchen der Nachbarn zuerst bei diesem Bauern zum Schleißen der Federn zusammen, dann bei jenem, und es herrschte eine ungezwungene, frohe Geselligkeit. War doch die männliche Jugend dabei; sie wollten „ihre Mädels” nicht allein lassen, und so wurden nicht nur Federn, sondern auch Witze „gerissen". Volkslieder gesungen und schaurige Geschichten erzählt, während das Mondlicht draußen eine geisterhafte Schneelandschaft beleuchtete. Zum Abschluß der ,,Federhochzeit" gab es Kaffee und Kuchen oder sonst einen Schmaus, und war ein Mundharmonikaspieler anwesend, wurde auch getanzt.
Wird fortgesetzt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz