sobota, 29 listopada 2025

Konin - Pastor Adolf Hein - Niemieckie osadnictwo - Der Heimatbote - 8/1962

 

                                 Przewodniczący kościoła Adolf Hein, Konin 

Pan, który ma władzę nad życiem i śmiercią, postanowił powołać do siebie długoletniego i zasłużonego przewodniczącego naszej rodzinnej parafii w Koninie. Zmarł on 18 maja 1962 roku w Chicago, gdzie od 1958 roku mieszkał w domu swojego syna Leo. Nabożeństwo żałobne odbyło się 21 maja w kościele św. Pawła w Chicago, które poprowadził lokalny pastor Robert W. Moharhardt w języku niemieckim. Oprócz najbliższej rodziny, wdowy Marty, która przez 47 lat szczęśliwego małżeństwa dzieliła zmarłym radości i smutki, syna Leo z żoną i dziećmi, synów Siegfrieda, Witholda i Waldemara, wielu dawnych i obecnych przyjaciół towarzyszyło zmarłemu w ostatniej drodze. Góry kwiatów, które złożono na jego trumnie i w kościele, świadczyły o miłości, jaką zmarły zdobył w nowym otoczeniu. Miłość bliźnich podtrzymywała go i sprawiła, że obca kraina stała się jego nową ojczyzną. Ta miłość bliźnich była jednak tylko odbiciem jego własnej miłości do ludzi, do Kościoła, do Boga. Dlatego z całą ufnością i wiarą powierzamy jego duszę miłości Boga i składamy jego ciało w ziemi Bożej.

Niech spoczywa w pokoju i czeka na błogie zmartwychwstanie!

Jako ostatni przedwojenny pastor ewangelicko-augsburskiej gminy w Koninie przez wiele lat miałem przyjemność współpracować z Aldo Heinem, przewodniczącym rady kościelnej. Nigdy nie zawiódł w swojej funkcji. Służył gminie radą i czynem. Był pilnym słuchaczem Słowa Bożego i posłańcem Chrystusa w swoim otoczeniu. Sam czerpał siłę z Pisma Świętego i uznawał je za drogowskaz do zbawienia dla mnie i innych. Nie zatrzymywał go więc tylko dla siebie, ale oferował je innym. Nie zatrzymywał się przed drzwiami polskich sąsiadów, ale pukał do nich, rozmawiał z Polakami o zbawieniu i oferował im Pismo Święte w języku polskim. Nic, nawet groźby, nie mogło go powstrzymać. Adolf Hein był prawdziwym Niemcem, z najlepszego gatunku. Ale w sprawach wiary nie było dla niego kompromisów. Trzymał się słowa: Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi.

Jako przewodniczący kościoła udowodnił to zwłaszcza w trudnych czasach życia parafialnego. Kiedy już przed wojną okresy nazizmu zagrażały życiu kościelnemu naszej parafii i zakłócały spokój, Hein pozostał tym, kim był: wiernym członkiem Kościoła luterańskiego i uczniem swojego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Nie zawahał się ani przez chwilę, wiedział, gdzie jest jego miejsce. Wraz z przewodniczącymi kościoła Kunde ze Sławska, Czarse ze Świecia, Mikolajewskim z Bielawy, Fiedlerem z Lisawy, Polejem z Rembowa, Schulzem z Briesen Holland, Arnholtzem z Borowa, Laube z Konina, ojcem żony Leo Heina, udało mu się w trudnych czasach tak pokierować łodzią parafialną w Koninie, że nawet po nadejściu katastrofy nie musiał się jej wstydzić.

Kiedy stanowisko przewodniczącego rady kościelnej zajmują chrześcijanie pokroju Adolfa Heina, współpraca między pastorem a zarządem nie może być zakłócona. Dlatego też żadna siła na świecie nie była w stanie poważnie zakłócić dobrej współpracy między radą kościelną a pastorem w trudnych latach przed wojną w Koninie. Niezmienne pozostało również zaufanie przewodniczącego Heina do swojego pastora. Kiedy w pierwszych dniach wojny każdy Niemiec był podejrzany o szpiegostwo i nie był bezpieczny, Adolf Hein również został aresztowany przez Polaków. Kiedy udało mu się wyjść na wolność, jego pierwsze kroki skierował do swojego pastora. Znalazł schronienie w plebanii na krótki czas, mimo że była ona zagrożona ze wszystkich stron. Kiedy po upadku, a następnie maltretowaniu i prześladowaniu, dzięki Bożej łasce i miłosierdziu Heinowi udało się w 1946 roku opuścić obszar prześladowań i w końcu osiedlić się w Grohnde w zachodnich Niemczech, jego serce było pełne uwielbienia i wdzięczności. Chociaż również on doświadczył odrzucenia i braku miłości, z jakim spotykali się na Zachodzie wysiedleńcy ze Wschodu, znalazł przyjęcie w lokalnej społeczności, a pastor z Grohnde, Wichmarun, mógł później poinformować Chicago: Hein był moim najpilniejszym wiernym w Grohnde. Oczywiście, gdy przyszło do ożenku jego syna Siegfrieda, poprosił starego pastora z Konina, aby udzielił ślubu. Było to niezapomniane przeżycie dla obu: pastora i przewodniczącego rady kościelnej.

Niewytłumaczalne są wyroki Boga, a Jego drogi są niezgłębione. Późniejsze lata znów nas rozdzieliły: ja wyjechałem do Kanady, a Adolf Hein do Chicago. Dzieliło nas 3000 km i nie dane mi było stanąć przy jego trumnie, aby opowiedzieć o odwadze i wierności, pracowitości i pobożności, porażkach i zwycięstwach, ciosach i pomocy tego człowieka.

Z daleka składam wieniec na jego grobie. Składam go nie tylko w imieniu własnym, jako jeden z moich drogich współpracowników. Składam go w imieniu całej dawnej ewangelicko-augsburskiej gminy w Koninie, której członkowie, podobnie jak inni towarzysze losu, są rozproszeni po całym świecie, z których wielu, tak wielu, jest już zmęczonych swoją pielgrzymką lub już zasnęli wiecznym snem. Wieniec ten splatałem ze słów Pisma Świętego, które tak bardzo kochał zmarły: „Błogosławieni są od tej pory umierający w Panu. Tak, Duch mówi, że odpoczną od swoich trudów, bo ich uczynki idą za nimi” – chwała jego pamięci!

                                                                                                                Pastor Robert Badke


                                             Kirchenvorsteher Adolf Hein, Konin 

Es hat dem Herrn über Leben .und Tod gefallen, den langjahrigen und verdienten Vorsteher unserer Heimatgemeinde Konin au diesem Leben in die Ewigkeit albzuberufen. Er verstarb am 18. Ma 1962 in Chicago, wo er seit 1958 im Hause seines Sohnes Leo lebte. Die Trauerfeier fand am 21. 5. in der St. Pauluskirche zu Chicago statt, die Ortspastor Robert W. Moharhardt in deutscher Sprache leitete. Außer den nächsten Angehörigen, der Witwe Marta, die in glücklicher Ehe 47 Jahre Freud und Leid mit dem Entschlafenen teilte, dem Sohn Leo mit Gattin und Kindern, den Söhnen Siegfried, Withold und Waldemar, haben viele Freunde von einst und jetzt dem Verstorbenen das letzte Geleit gegeben. Berge von Blumen, die auf seinem Sarge und in der Kirche niedergelegt wurden, zeugten von der liebe, die sich der Heimgegangene in der neuen Umgebung erworben hat. Die Liebe der Mitmenschen hat ihn getragen und machte ihm die Fremde zur neuen Heimat. Diese Liebe der Mitmenschen aber war nur ein Abglanz seiner eigenen liebe zu den Menschen, zur Kirche, zu Gott. Darum befehlen wir seine Seele der Liebe Gottes in aller Zuversicht und Glauben und betten seinen Leib in Gottes Erde.

Er ruhe in Frieden und harre der seligen Auferstehung!

Als letzter Vorkriegspastor der Ev.-Augsburgischen Gemeinde Konin habe ich mich durch viele Jahre der Mitarbeit des Kirchenvorstehers Aldo Hein erfreuen dürfen. Er hat in seinen Amt nie versagt. Er diente der Gemeinde mit Rat und Tat. Er war ein fleißiger Zuhörer des Wortes Gottes und ein Botschafter Christi in seiner Umgebung. Er selbst schöpfte Kraft aus der Heiligen Schrift und erkannte diaselbe als Wegweiser zur Seligkeit für ich und andere. Er behielt sie daher auch nicht für sich allein, sondern bot sie den audern an. Er machte nicht halt vor den Türen der polnischen Nachbarn, sondern klopfte auch da an, unterhielt sich mit den Polen über die Seligkeit und bot ihnen die Heilige Schrift in polnischer Sprache an. Nichts, selbst Drohungen, konnten ihn davon abhalten. Adolf Hein war dabei ein echter deutscher Mensch, aus bestem Schrot und Korn. Aber in Sachen des Glaubens gab es für ihn keine Kompromisse. Er stand zu dem Wort: Man muß Gott mehr gehorchen, als den Menschen.

Dies bat er als Kirchenvorsteher insbesondere in schweren Zeiten des Gemeindelebens bewiesen. Als bereits vor dem Kriege die Weilen des Nationalsozialismus das kirchliche Leben unserer Gemeinde bedrohten und die Ruhe störten, blieb Hein immer das, was er war: Ein treu er Eckehardt ·der Lutherischen Kirche und ein Jünger seines Herrn ·und Heilandes Jesu Christi. Nicht einen Augenblick hat er gewankt und gezögert, er wußte, wo sein Platz war. Zusammen mit den Kirchenvorstehern Kunde aus Slawsk, Czarse aus Swiecia, Mikolajewski aus Bielawy, Fiedler aus Lisawy, Polej aus Rembowo, Schulz aus Briesen Holland, Arnholtz aus Borowo, Laube aus Konin, dem Vater der Frau Leo Hein, ist es ihm gelungen, das Kirchenschiff der Gemeinde Konin in schwerer Zeit so zu steuern, daß er sich dessen, auch nach der eingetretenen Katastrophe, nicht zu schämen brauchte.

Wenn das Amt eines Kirchenvorstehers Christen vom Schlage Adolf Heins einnehmen, dann kann die Zusammenarbeit zwischen Pastor und Vorstand nicht getrübt sein. und so konnte auch keine Macht der Welt das gute Einvernehmen zwischen Kirchenvorstand und Pastor in den schwierigen Jahren vor dem Kriege in Konin ernstlich stören. Unerschüttert blieb ebenso das Vertrauen des Vorstehers Hein zu seinem Pastor. Als in den ersten Kriegstagen jeder Deutsche als Spion verdächtigt wurde und seines Lebens nicht sicher war, ist auch Adolf Hein von den Polen festgenommen worden. Als es ihm gelungen war, frei zu kommen, waren seine ersten Schritte zu seinem Pastor. Er fand im pfarrhaus für kurze Zeit Zuflucht, obgLeich dasselbe von allen Seiten bedroht war. Als nach dem Zusammenbruch und anschließender Mißhandlung und Verfolgung es Hein durch Gottes Güte und Barmherzigkeit gelungen war, im Jahre 1946 aus dem Verfollgungsgebiet herauszukommen und endlich in Grohnde. in Westdeutschland, Fuß zu fassen, war sein Herz voll Lob und Dank. Zwar erlitt auch er verschiedentlich die Ablehnung und Lieblosigkeit, die im Westen den Ostvertriebenen entgegenschlug, aber er fand Aufnahme in der Ortsgemeinde, und der Pastor von Grohnde, Wichmarun, konnte später nach Chicago berichten: Hein war mein fleißigster Kirchenbesucher hier in Grohnde. Freilich, ales galt, seinen Sohn Siegfried zu verheiraten, da bat er lieber einen alten Heimatpastor aus Konin, die Trauung zu vollziehen. Das war ein unvergeßliches Erlebnis für beide: Pastor und Kirchenvorsteher.

Unbegreiflich sind Gottes Gerichte und unerforschlich seine Wege. Die späteren Jahre haben uns wieder getrennt: Ich ging nach Kanada und Adolf Hein nach Chicago. 3000 km betrug die Entfernung, und es war mir nicht vergönnt, an seinem Sarge zu stehen, von Mut und Treue, Fleiß und Frömmigkeit, Niederlagen und Siegen, Schlägen und Durchhilfen dieses Mannes zu künden.

Aus weiter Ferne lege ich einen Kranz auf sein Grab. Ich lege ihn nicht nur im eigenen Namen nieder, als einem meiner lieben Mitarbeiter. Ich lege ihn nieder im Namen der ganzen früheren Ev.-Augsb. Gemeinde Konin, deren Glieder gleich anderen Schicksalsgenossen über die ganze Welt zerstreut sind, von denen viele, so viele, bereits müde sind von ihrer Pilgrimschaft oder sich bereits niedergelegt haben zum ewigen Schlaf. Ich winde den Kranz aus den Worten der Hl. Schrift, die der Heimgegangene so lieb hatte: "Selig sind die Toten, die in dem Herrn sterben von nun an. Ja, der Geist spricht, daß się ruhen von ihrer Arbeit, denn ihre Werke folgen ihnen nach,” - Ehre seinem Andenken!

                                                              Pastor Robert Badke


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz