sobota, 7 sierpnia 2021

Łódź - Mord - Kara śmierci - Egzekucja - Wywiad z katem - Echo - 1931

    Czytając ten materiał, nie mogłem się powstrzymać przed jego publikacją. Zastanawiała mnie i zarazem zatrważała ilośc wykonanych egzekucji. Prawie w każdej gazecie była mowa o skazaniu na karę śmierci, w wielu jednak przypadkach zamieniano ją po ułaskawieniu przez Prezydenta na dożywotnie więzienie.

Jest to szokujący reportarz, bez owijania w bawełnę, kat na dworcu kolejowym pozwala sobie na takie wyznania! Myślę, że jest w tym dużo fantazji ze strony redaktora. W jednym się zgadzam: temat sądów doraźnych, oto przykład ze statystyk:

Według danych rocznika statystycznego, w roku 1931 zasądzono 38 wyroków śmierci, podczas gdy już dwa lata później było ich 88. Przekładało się to na realne zyski. Zgodnie z rozporządzeniem ministra sprawiedliwości za każdą egzekucję przysługiwała mu gratyfikacja w wysokości 100 zł.




Echo. 1931-10-17 R. 7 nr 284



 Łódź, 17 października. Po sześciogodzinnym daraźnym przewodzie sadowym przeciwko krwawemu mordercy Wacława Sztarka — 27 letniemu Adamowi Fagasowi — zapadł wczoraj w Sadzie Okręgowym w Łodizl — wyrok śmierci. Zastosowanie tego najwyższego wymiaru kary przez sąd w tym wypadku nie trudno było przewidzieć. Wiedział o tern również sam morderca, który w czasie konwojowania go do sądu na rozprawe mówił o czekającym go "stryczku". Mimo to jednak Fagas w ciągu całej rozprawy był dziwnie spokojny. Ubrany w nowe eleganckie palto, ze śnieżnobiałym szalikiem na szyi — z twarzą świeżo wygoloną — sprawiał wrażenie raczej widza, aniżeli osoby, która jest ośrodkiem rozprawy i której losy życia lub śmierci mają sie za chwile rozstrzygnąć! Potworna rzeczywistość bierze górę. Okazuje sie, że w tym napozór spokojnym i delikatnym człowieku drzemie instynkt zbrodniarza, który bez najmniejszych skrupułów zamordował dwoma uderzeniami siekiery w tył głowy swego dobroczyńcę i protektora, człowieka, który w niejednej ciężkiej chwili — wspierał go materjalnie . I jak sam się wyraził Fagas, mimo wielu przykrości jakich mu przysporzył  tolerował go lubił. 

STRASZNE OPOWIADANIE. 

Cynizm Fagasa sięga zenitu, gdy z cały spokojem opowiada o przebiegu swego zbrodniczego czynu. — Przybyłem do Sztarka (dnia krytycznego) — mówi Fanas — aby umówić się co do wyścigów, wyznaczonych na dzień następny w Warszawie. Była godzina około 10 wieczór. Zwróciłem uwagę na gumę, która oderwała mi się od buta, i prosiłem go bv mi podał siekierę, bym mógł ją przybić. Gdy siekierę miałem już w ręku prosiłem o gwoździe. Sztark odwrócił się tyłem do mnie, aby w szufladce poszukać gwoździa. W tym momencie uderzyłem go siekiera w głowę raz, a gdy opadł na okno ponowiłem cios. Po tern uderzeniu osunął się na kosz i wreszcie na podłogę. Wówczas okryłem skrawioną głowę marynarką i zabrałem wszystko co było pod ręką; papierośnicę, która leżała na stole, paczkę ręcznikówek leżącą na podłodze w kuchni, ubranie, a później wyszedłem na korytarz, zamknąłem drzwi na kłódkę i poszedłem ul. Czerwoną do Piotrkowskiej, wsiadłem w tramwaj i pojechałem do hotelu „Klukas".



ZAMROCZENIE" UMYSŁU. 

Potworny swój czyn Fagas usiłował wytłumaczyć zamroczeniem umysłu, które często miewa już od dzieciństwa, kiedy to spadł ze stołu na głowę. Moment ten również usiłuje wykorzystać obrona, lecz bezskutecznie bowiem zbyt wiele dowodów wskazuje na to, że tak nie jest A gdy już ostatnia deska ratunku wymyka z rąk Fagasa (Sąd odrzuca wniosek obrony i zbadanie poczytalności) na twarzy jego maluje się rezygnacja, która niebawem znów ustępuje spokojowi. Na stole sędziowskim znajdują się dowody rzeczowe. Na sali, wśród zebranej tłumnie publicznosci poruszenie. Z białego opakowania wyłania się potężnych rozmiarów siekiera. Rdzawe plamy na ostrzu, powstałe od krwi, świadczą najdosadniej o celu jej ostatniego użycia. Przewód sądowy ma się ku końcowi. Ostatnich kilka formalności dopełnia ją przemówienia prokuratora, który domaga się śmierci, i obrony, która porusza nieznaczne już argumenty zmierzające w kierunku przekazania sprawy sądowi zwykłemu. W panującej ciszy rozlega stę głos przewodniczącego. Słowa wyroku padają cicho, lecz dobitnie... Na sali znów poruszenie, jedynie Fagas stoi zupełnie spokojnie, wpatrzony w krucyfiks na stole.. 

PROŚBA O ŁASKĘ. 

Natychmiast po wyroku obrońca Fagasa adw. Maksymiljan Rubin — wysłał na Zamek do Prezydenta Rzeczypospolitej depeszę z prośbą o łaskę, by wyrok śmierci zamieniony był na dożywotnie więzienie. Depeszę wysłano o godz. 5 po poł., dopiero około godziny 9.30 wieczorem nadeszła odpowiedź kancelarji cywilnej Pana Prezydenta Rzeczypospolitej, że głowa Państwa nie skorzysta z przysługującego mu prawa łaski. Odpowiedź tę zakomunikowano niezwłocznie Fagasowi, który tę wiadomość przyjął spokojnie. 

PRZYGOTOWANIA DO EGZEKUCJI. 

Bezpośrednio po ogłoszeniu wyroku, władze prokuratorskie wezwały telegraficznie do Łodzi kata Maciejewskiego. dla przeprowadzenia egzekucji nad skazanym na śmierć przez powieszenie mordercą. Okazało słę jednak że kat Maciejewski wraz z jednym ze swych pomocników wyjechał z Warszawy na inną egzekucję do Głębokiego, wobec czego o godz. 8 wieczorem ruszył z dworca głównego do Łodzi drugi pomocnik kata — Braun. Kat Braun przybył do Łodzi około godz. 11 wieczór i zameldował się u naczelnika więzienia przy uL Kopernika. 0 przybyciu kata dano znać prokuratorowi dr. Markowskiemu, który również niezwłocznie przybył do więzienia. W czasie konferencji postanawiono mordercę stracić na. dziedzińcu więziennym. W tym celu wydano odpowiednie instrukcje. W dwie godziny później na podwórzu więziennym wzniesiono szubienicę. 

W CELI SKAZAŃCA. 

Tymczasem dano znać, że Fagas chce się wyspowiadać. Wobec czego do celi skazańca wszedł ksiądz, aby dać mu ostatnią pociechę religijną. W ten sposób ostatnie chwile Fagas spędził na modliwie i| rozmowach z duszpasterzem.

KAT BEZ MASKI.

 Egzekucję wyznaczono na godz. 5 rano. Mrok jeszcze ogarniał ulice, gdy u bramy więziennej przy ulłcy Kopernika zatrzymało się auto. Z samochodiu wysiedli prokurator dr. Markowski, wice-prokuratorzy Chawłowskl i Mandeckl, lekarz sądowy dr. Hurwicz. Po krótkich przygotowaniach kat sprawdził sznur poczem pod szubienicą ustawiono schodki, wysokości około 75 centymetrów. O ściśle oznaczonej godzinie wyprowadzono skazańca. Miał na sobie swoje własne ubranie. Był bez palta i kapelusza. I tu nawet u stóp szubienicy na twarzy jego maluje sic spokój. Jedynie oczy rzucają szybkie i nerwowe spojrzenie na szubiemcę. Po chwili na dziedziniec weszli prokuratorzy, dr. Hurwicz i naczelnik więzienia. Kat Braun nie nosi na sobie tradycyjnego stroju. .Iest w swem zwykłem ubraniu bez maski. Stojącemu u stóp szubienicy mordercy oznajmiaja że prokurator odczyta wyrok. — Nie potrzeba — mówi spokojnie Fagas. Mimo to prokurator Chawłowski wśród grobowej ciszy odczytał treść wyroku. Fagasa wprowadzają po schodkach na stołek poczem pozwala on sobie, zawiązać oczy chustką. Za chwile z pod stóp skazańca wyciągają stołek i ciało zawisło na sznurze. Po piętnastu minutach lekarz sndowy stwierdzi zgon. A gdv już sprawiedliwości stało się zadość zwłoki zbrodniarza ułożono w trumnie i wyweziono. Władze sądowe spełniwszy swe czynności urzędowe opuściły więzienie. O godz. 6-ej rano rozebrano szubienicę i dziedziniec więzienny przybrał swój pierwotny wygląd. 

KTO ZACZ? 

Nieco później znów otwarły sie ciężkie wrota więzienne i z bramy wyszedł dość niepozorny, niskiego wzrostu człowiek. Miał na sobie bronzowe palto i takiegoż koloru kapelusz. Odkłoniwszy sie niedbałym ruchem dozorcy więziennemu, z rękoma w kieszeniach ruszył w stronę dworca Łódź Kaliska. Kim był ten niepozorny człowiek, który zdążał na dworzec Kaliski, przed odejściem pociągu do Warszawy — nie trudno było wywnioskować. — Kat Maciejewski — przemknęło naszemu sprawozdawcy przez myśl — ruszył więc za nim z postanowieniem przeprowadzenia rozmowy. 

ROZMOWA Z KATEM. 

Sprawozdawca podszedł do kata w poczekalni dworcowej: - - Przepraszam szanownego pana, że śmiem go zapytywać w miejscu publicznem o tej porze, ale o ile się nie mylę (tu sprawozdawca nasz. z uwagi na stojących wpobliżu ludzi — zniżył mocno głos) przed chwila wyszedł pan z więzienia — prawda? Otóż chciałbym panu zadać kilka pytań. Niepozorny człowieczek silnie zmarszczvł swe krzaczaste brwi, ruszył ramionimi i wreszcie rzucił: 

— Mnie? Poco? — Wiem, kim pan jest i może być pan zupełnie spokojny, że zachowam się tak. aby nie zwrócić na nas uwagi... 

— A kim jestem? — O tern pan wie sam najlepiej, panie Maciejewski.

Mały człowiek uśmiechnął się i rzucił. 

— Grubo się pan myli! — Wiem, że po niego telegrafowali— mówi sprawozdawca, mocno zdziwiony. 

— Co pan nazywa niespodziankami ? 

— Przykre wypadki, które zdarzają się przy egzekucji.

 — A były takie?

 — Niedawno nawet w Krakowie, w czasie wieszania bandyty Zielińskiego. Zbrodniarz kopnął pana Maciejewskiego. 

— Czv można temu zapobiec? 

— Owszem. Najlepiej zawiązać delikwentowiowi oczy. Z Zielińskim nie można było tego zrobić bo był specjalnie "wściekły". 

— Dlaczego? 

— Bo zawiał na szubienicy, która sam budował dla swojego przyjaciela skazanego na śmierć. Nie wiedział wówczas o tern. że w kilka dni później również zostanie skazany przez sad na śmierć i stracony...

—- Gdzie pan chowa, jeśli można spytać. sznur wisielczy, o którym mówią, że szczęście przynosi? 

— Zawsze zostawiam go na miejscu stracenia, mnie nic po nim. niech się inni nacieszą — mówi altruistycznie nastrojony kat. Na twarzy naszego rozmówcy pojawia gęsia skórka. 

— Cóż to. zimno panu? 

— Nic dziwnego. Całą noc człowiek nie spał..

 Zdała dochodzi nas szum nadjeżdżającego pociągu i ciężkie sapanie lokomotywy...

— Muszę już iść — mówi kat Braun. 

Po chwili mały. niepozorny człowiek w bronzowem okryciu, ginie w tłumie podróżnych... 

WIĘCEJ ROBOTY..

— Mógł być przecież zajęty, teraz obowiązują sądy doraźne, więc "roboty" jest więcej.

— W takim razie jest pan jego zastępcą - prawda?

— Owszem, pomocnikiem, nazywam się Braun.

— A pan Maciejewski gdzie się obecnie znajduje?

— Wyjechał do Głębokiego, w województwie wileńskim, z drugim pomocnikiem. Tam dwóch zbrodniarzy skazano na śmierć, jednego ułaskawiono. Gdy ministerstwo oznajmiło o niezwłocznej egzekucji w Łodzi, ja sam musiałem przyjechać.

— Czy pan również jest na pensji?

— Owszem, tylko ostatnio zmniejszono mi ją o 35%: 25% dodatku stołecznego i 10% jak wszędzie.

— A poza tem, zdaje mi się, ma pan 100 złotych za każdą egzekucję.

— Tyle ma pan Maciejewski, ja sam tylko 50 złotych.

— A dużo jest tych dodatków 50 złotowych?

— Przez długi czas nic nie było, dopiero, gdy wprowadzili sądy doraźne— to się rozpoczyna. Jak dalej będzie, tego nie wiem. Egzekucja w Łodzi miała przebieg normalny. Żadnych niespodzianek nie było.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz