poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Feliks Bernas Lubecki - Armia Krajowa - SKARŻYSKO - SZYDŁOWIEC - Rękopis - 1939-45 - cz.6

 

    Muszę się jeszcze cofnąć do czerwca 1940 roku. W miesiącu tym uderzył w nasze miasto drugi grom. Była to prawie dokładna kopia wydarzeń z lutego, najpewniej dalszy ciąg tych wydarzeń. Ofiarą szaleństwa gestapo padło wielu bliskich mi kolegów, z których najbliższym, choć sporo starszym ode mnie, był Tadeusz Cichocki. Obok niego aresztowano starszego brata Wojtka Lipińskiego, młodego Kuźniara, Tolka Ergietowskiego , burmistrza sprzed wojny i setki dalszych. Znowu szkoła w Placach, tortury, krew i potworna śmierć w lesie – Brzask.

    Było to wszystko w miesiącu, w którym zawalił się zachód. Wracając do niechlubnych sposobów na życie – mam na myśli „paczkę” z ul. Kościuszki – zdarzało się, że wyrzuty sumienia za tak głupio spędzany czas wyzwalały energię. Chciałem się nagle uczyć. Pamiętam, że matematykę usiłował ze mną robić brat Luśki – Jurek. Był on zdaje się nauczycielem matematyki. Nie wiele w sumie z tego wychodziło, bo ogień był słomiany i klimat w tym towarzystwie nauce nie sprzyjał. Jurek Garbacz był trochę komunizujący. Pamiętam namiętne dyskusje z nim na temat przyszłości politycznej naszego Kraju po wojnie. Trzeba przyznać, że bez pudła przepowiedział socjalizm. Sam tylko nie przewidział jaki to będzie socjalizm.

    Pewnego dnia u Luśki zjawiła się Irma Sławińska. Odtąd zaczęła bywać częściej. Nawiązała się między nami szybka sympatia, potem nawet coś więcej. Irma była przeciwna popijaniu i szybko kontakty z dotychczasowym towarzystwem rozluźniły się, a w końcu – zerwały. Byłem teraz codziennym gościem u Irmy. Trwało to długo, bo do 1943 roku. Był to bardzo spokojny, żyjący własnym życiem dom. Rodzice bardzo sympatyczni i mili. Nie czuło tam się wojny. Pamiętam imieniny Irmy w grudniu. Częstymi gośćmi tam byli Józek Sułek i Tadek Gęsiński – namiętnie grał na akordeonie. Na imieninach bywał również niekiedy Stefan. Mam takie zdjęcia z Irką Wiktorowską, Kasią Wiktorowską, Pawłem Muchą, Hanką Woźniakiewicz, Stefanem, Tadkiem Gęsińskim, Dzidką Sułkówną. Zdjęcia zwykle robił Józek Sułek. Pewnego dnia – zawsze po pracy i obiedzie w domu, wędrowałem do Irmy-, była to zima – pewnie 1942/43 zobaczyłem w ogródku ślady krwi. Okazało się, że to osławiony kat żydów – Meca, kierownik policji kryminalnej, typ spod ciemnej gwiazdy osobiście zastrzelił uciekającego tamtędy żyda.

    Trochę z własnej inicjatywy, głównie zaś pod wpływem Irmy, zacząłem się uczyć. Były to tajne komplety, ale poza profesorem dyrektorem Bałtruszajtis i profesorem Bochenkiem, nie pamiętam kto uczył mnie ponadto. - profesor Mendyk był gdzieś poza Skarżyskiem na wsi – (może przyjeżdżał?). Nie pamiętam co było z profesor Niemyską i innymi. Łaciny uczyła mnie Irma i trzeba przyznać, że robiła to znakomicie. Był to jeden z przedmiotów, który – zwłaszcza gramatykę – opanowana miałem expedite. Chyba w lecie 1942 zdawałem małą maturę. Na dobrą sprawę pamiętam tylko egzamin u profesora Bochenka, zwłaszcza z łaciny i jak prze mgłę chemię, u profesor Bałtruszajtis (wtedy już chyba wdowy). Pamiętam, jak pracując w tartaku, miałem możliwość załatwić profesorowi Bochenkowi furę drzewa na opał. Nie miało to jednak nic wspólnego z egzaminem z łaciny.

    Muszę wrócić jeszcze do pewnych epizodów z dawniejszych czasów. Mógł to być 1940 rok. Pamiętacie Stasię Siemionkównę i „Mopsa” - Władkę Herbinger? Chodziliśmy razem, chyba z Czaplą i innymi, na tzw. Młyn. - obie były dobrymi pływaczkami. Chodziło się na Młyn, bo w maju 1939 roku w czasie wielkiej burzy z ulewą zerwana została tama na Rejowie i cała woda z naszego kochanego Rejowa spłynęła – pamiętacie? Ze Stasią chodziliśmy(chyba również z Czaplą) na długie spacery w pięknym lesie na Placach. Świntuch Czapla powiedział kiedyś: „Stasiu jaką ty masz piękną derę”. Stasia spłonęła z zadowoleniem rumieńcem, a powtarzam – stary świntuch Czapla najspokojniej dodał - „ale na pończosze”. Widzicie, jakie to głupstwa może pamiętać po tylu latach, a rzeczy poważne uciekają gdzieś z naszej pamięci.

    Właśnie na tym młynie 22.VI.1941 roku dowiedzieliśmy się o wybuchu wojny z Rosją. Entuzjazm był niesamowity. Było sporo młodzieży i panowało powszechne przekonanie, że tym razem szkopy przeszarżowali.

     Na Rejowie musiało pewnie zostać trochęc wody, a w każdym razie została nasza plaża. Nie pamiętam dokładnie w którym to było roku, ale pamiętam doskonale na tej plaży Renę Jakubowską z niemieckim lotnikiem. Innej bym chyba nie pamiętał, ale Rena to była przecież babka stulecia. Przypomina mi się w tym miejscu również moja niedoszła bratowa Maria M., która bywała w 1939 roku i z początkiem 1940codziennym gościem w naszym domu i wypłakiwała się Matce z tęsknoty za Kazikiem. Nie wiele czasu minęło, a p. M. poszła w ślady pięknej Reny do tego stopnia, że w późniejszym czasie (wiem to z opowiadań) ledwie umknęła, albo może nie zupełnie, ostrzyżeniu włosów z wyroku podziemnego sądu.

    Wracam jeszcze do spotkań u Irmy Sławińskiej. Zapomniałem napisać, że bywał tam częstym gościem Wacek Mieszalski, nasz sporo starszy kolega. Pamiętam jego improwizacje nie tylko w domu, ale na przykład na śmietniku u Tadka Gęsińskiego. Wacek (śp.) dobrze już „natankowany” obowiązkowo wichrzył sobie czuprynę, a jak pamiętacie miał ją obfitą i zupełnie blond i wygłaszał fraszki Boya i innych, część sobie przypisywał. Robił to rzeczywiście znakomicie. Pamiętam jego, może nie zupełnie jego, rym do słowa „kryształ”: „na stole stał kryształ a w kuchni ryż stał”. Pamiętam z tych czasów koncerty skrzypcowe Jasia Gęsickiego – starszego brata Tadka- , a najczęściej w jego bardzo ładnie urządzonym mieszkaniu na Piłsudskiego, niedaleko wiaduktu, koncert często zakrapiane, bo Jasio od alkoholu nie stronił, a my w tamtych i nie i nie tylko w tamtych czasach – również.

    W domu naszym nieustannym, a w każdym razie bardzo częstym tematem, był los moich dwu najstarszych braci – Kazika i Tadzika. Znajomi często opowiadali o chodzących słuchach, ze żyją, że byli dekorowani jakimiś odznaczeniami bojowymi. Ile w tym było prawdy wtedy trudno było ocenić, choć dziwnym by było, aby BBC podawała nazwiska, ze względu na możliwość represji wobec rodzin w Kraju. Były jednak na temat braci i konkrety, mianowicie 2 czy 3 razy przychodziły z Portugalii po 2 puszki konserw. Miało to jednoznaczną wymowę, jednak wiedzieliśmy jak długo idą paczki tak, że w ten sposób przesyłana wiadomość mogła już nie być aktualna. Chcieliśmy jednak wtedy wierzyć, że żyją. Przecież pozostawała nam tylko wiara.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    I must go back to June 1940. In that month a second thunderstorm hit our town. It was almost an exact copy of the events of February, most probably a continuation of those events. Many of my close friends fell victim to the madness of the Gestapo, the closest of whom, although much older than me, was Tadeusz Cichocki. Apart from him, my older brother Wojtek Lipiński, young Kuźniar, Tolek Ergietowski, the mayor from before the war, and hundreds more were arrested. Again the school in Placy, torture, blood and a horrible death in the forest - Brzask.

    This was all in the month when the West collapsed. Returning to the infamous ways of life - I mean the "pack" from Kosciuszko Street - there were times when remorse for such a foolishly spent time released energy. I suddenly wanted to learn. I remember that Luska's brother Jurek tried to do maths with me. I think he was a maths teacher. Not much came out of this, because the fire was straw and the atmosphere in this company was not conducive to learning. Jurek Garbacz was a bit of a communist. I remember passionate discussions with him about the political future of our country after the war. I have to admit that he predicted socialism without any mistakes. He himself did not predict what kind of socialism it would be.

    One day Irma Sławińska visited Luska. From then on she started visiting more often. We quickly developed a liking for each other, and then even something more. Irma was against drinking, and soon our contacts with the previous company loosened, and eventually broke up. I was now a daily guest at Irma's house. This lasted a long time, until 1943. It was a very peaceful house, living its own life. The parents were very sympathetic and kind. There was no sense of war there. I remember Irma's name day in December. Józek Sułek and Tadek Gęsiński were frequent guests there - he played the accordion passionately. Sometimes Stefan was also present there. I have pictures with Irka Wiktorowska, Kasia Wiktorowska, Paweł Mucha, Hanka Woźniakiewicz, Stefan, Tadek Gęsiński, Dzidka Sułkówna. The photos were usually taken by Józek Sułek. One day - always after work and dinner at home, I was wandering to Irma - it was winter - probably 1942/43 I saw traces of blood in the garden. It turned out that it was the notorious executioner of the Jews - Meca, the head of the criminal police, the type from under the dark star, who had personally shot a Jew fleeing that way.

    A little on my own initiative, but mainly under Irma's influence, I started to learn. These were secret lessons, but apart from Professor Baltruszajtis and Professor Bochenek, I don't remember who else taught me. - Professor Mendyk was somewhere outside of Skarżysko in the countryside - (maybe he was visiting?). I don't remember what was with Professor Niemyska and others. Latin was taught to me by Irma and I must admit that she did it excellently. It was one of the subjects which - especially grammar - I mastered expeditiously. I think it was in the summer of 1942 that I took a small final exam. As a matter of fact, I only remember an exam with professor Bochenek, especially in Latin and, as far as I can remember, chemistry with professor Baltruszajtis (who must have been a widow by then). I remember working in a sawmill and being able to get Professor Bochenek a pile of firewood. However, this had nothing to do with the Latin exam.

    I must go back to some episodes from earlier times. It might have been 1940. Do you remember Stasia Siemionkowna and "Mopsa" - Władka Herbinger? We used to go together, I think with Czapla and others, to the so-called Młyn. - They were both good swimmers. We used to go to the Mill, because in May 1939, during a huge storm with rain, the dam on Rejów was broken and all the water from our dear Rejów flowed down - do you remember? With Stasia we used to go (probably Czapla too) for long walks in the beautiful forest in Placy. Swintuch Czapla once said: "Stasiu, what a beautiful fur you have". Stasia burst into a happy blush, and I repeat - the old snooty Czapla added most calmly - "but on a stocking". You see what silly things we can remember after so many years, and serious things escape somewhere from our memory.

    It was at this mill on 22.VI.1941 that we learned of the outbreak of war with Russia. The enthusiasm was incredible. There were a lot of young people and the general feeling was that this time the Krauts had overdone it.

    There must have been some water left on Rejów, or at least our beach. I don't remember exactly in which year it was, but I remember perfectly well Rena Jakubowska with a German airman on that beach. I don't think I'd remember any other woman, but Rena was the woman of the century. I also remember at this point my would-be sister-in-law Maria M., who was a daily guest at our house in 1939 and at the beginning of 1940, and who cried to Mother out of longing for Kazik. Not much time passed, and Mrs. M. followed in the footsteps of the beautiful Rena to such an extent that later on (I know this from stories) she barely escaped, or perhaps not entirely escaped, having her hair cut as a result of the sentence of the underground court.

    I would like to return to the meetings at Irma Sławińska's. I forgot to write that Wacek Mieszalski, our much older colleague, was a frequent guest there. I remember his improvisations not only at home but, for example, at Tadek Gęsiński's garbage dump. Wacek (the late), already well "tanked up", would obligatorily shake up his hair, and as you remember, it was abundant and completely blond, and he would utter some short stories by Boy and others, some of which he attributed to himself. He did this really brilliantly. I remember his, perhaps not entirely his, rhyme to the word "crystal": "there was crystal on the table and rice in the kitchen". I remember from those times the violin concerts of Jasio Gęsicki - Tadek's older brother - and usually in his very nicely furnished flat in Piłsudskiego street, not far from the viaduct, the concerts were often drunken, because Jasio was not averse to alcohol, and neither were we in those times.

    At home, a constant, or at least a very frequent topic, was the fate of my two oldest brothers - Kazik and Tadzik. My acquaintances often talked about the walking deaf, that they were alive, that they had been decorated with some kind of battle decoration. It was difficult to say how much truth there was in this, although it would have been strange for the BBC to give the names, because of the possibility of repressions against the families in Poland. However, there were some concrete facts about the brothers, namely that 2 or 3 times they came from Portugal for 2 cans of tinned food. This was unambiguous, but we knew how long the parcels took to arrive, so the message could no longer be valid. But we wanted to believe that they were alive. After all, all we had left was faith.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Ich muss in den Juni 1940 zurückgehen. In diesem Monat zog ein zweites Gewitter über unsere Stadt. Es war fast eine exakte Kopie der Ereignisse vom Februar, höchstwahrscheinlich eine Fortsetzung dieser Ereignisse. Viele meiner engen Freunde fielen dem Wahnsinn der Gestapo zum Opfer, der engste von ihnen, obwohl viel älter als ich, war Tadeusz Cichocki. Außer ihm wurden mein älterer Bruder Wojtek Lipiński, der junge Kuźniar, Tolek Ergietowski, der Bürgermeister aus der Vorkriegszeit, und Hunderte andere verhaftet. Wieder die Schule in Placy, Folter, Blut und ein grausamer Tod im Wald - Brzask.

     Das alles geschah in dem Monat, in dem der Westen zusammenbrach. Bei der Rückkehr zu den berüchtigten Lebensformen - ich meine das "Pack" aus der Kosciuszko-Straße - gab es Zeiten, in denen die Reue über eine so töricht verbrachte Zeit Energie freisetzte. Ich wollte plötzlich lernen. Ich erinnere mich, dass Luskas Bruder Jurek versucht hat, mit mir Mathe zu machen. Ich glaube, er war Mathelehrer. Es kam nicht viel dabei heraus, denn das Feuer war Stroh und die Atmosphäre in diesem Unternehmen war dem Lernen nicht förderlich. Jurek Garbacz war eine Art Kommunist. Ich erinnere mich an leidenschaftliche Diskussionen mit ihm über die politische Zukunft unseres Landes nach dem Krieg. Ich muss zugeben, dass er den Sozialismus fehlerfrei vorausgesagt hat. Er selbst sagte nicht voraus, um welche Art von Sozialismus es sich handeln würde.

    Eines Tages besuchte Irma Sławińska Luska. Von da an besuchte sie uns immer öfter. Wir fanden schnell Gefallen aneinander, und dann sogar noch etwas mehr. Irma war gegen den Alkoholkonsum, und schon bald lockerten sich unsere Kontakte zu der früheren Firma, bis sie schließlich abbrachen. Ich war nun täglicher Gast in Irmas Haus. Dies dauerte lange Zeit, bis 1943. Es war ein sehr friedliches Haus, das sein eigenes Leben führte. Die Eltern waren sehr verständnisvoll und freundlich. Dort herrschte kein Kriegsgefühl. Ich erinnere mich an den Namenstag von Irma im Dezember. Józek Sułek und Tadek Gęsiński waren dort häufig zu Gast - er spielte leidenschaftlich Akkordeon. Manchmal war auch Stefan dort anwesend. Ich habe Bilder mit Irka Wiktorowska, Kasia Wiktorowska, Paweł Mucha, Hanka Woźniakiewicz, Stefan, Tadek Gęsiński, Dzidka Sułkówna. Die Fotos wurden in der Regel von Józek Sułek aufgenommen. Eines Tages - immer nach der Arbeit und dem Abendessen zu Hause - wanderte ich zu Irma - es war Winter - wahrscheinlich 1942/43 - und sah Blutspuren im Garten. Es stellte sich heraus, dass es sich um den berüchtigten Judenhenker Meca handelte, den Chef der Kriminalpolizei, den Typ vom dunklen Stern, der persönlich einen Juden auf der Flucht erschossen hatte.

    Ein wenig aus eigener Initiative, aber hauptsächlich unter Irmas Einfluss, begann ich zu lernen. Das waren geheime Lektionen, aber außer Professor Baltruszajtis und Professor Bochenek weiß ich nicht mehr, wer mich noch unterrichtet hat. - Professor Mendyk befand sich irgendwo außerhalb von Skarżysko auf dem Lande - (vielleicht war er zu Besuch?). Ich weiß nicht mehr, was mit Professor Niemyska und anderen war. Latein wurde mir von Irma beigebracht, und ich muss zugeben, dass sie es hervorragend gemacht hat. Es war eines der Fächer, die ich - insbesondere die Grammatik - zügig beherrschte. Ich glaube, es war im Sommer 1942, als ich eine kleine Abschlussprüfung ablegte. Tatsächlich erinnere ich mich nur an eine Prüfung bei Professor Bochenek, vor allem in Latein, und, soweit ich mich erinnern kann, an Chemie bei Professor Baltruszajtis (der damals schon Witwe gewesen sein muss). Ich erinnere mich, dass ich in einem Sägewerk arbeitete und Professor Bochenek einen Stapel Brennholz besorgen konnte. Dies hatte jedoch nichts mit der Lateinprüfung zu tun.

     Ich muss mir einige Episoden aus früheren Zeiten ansehen. Es könnte 1940 gewesen sein. Erinnern Sie sich an Stasia Siemionkowna und "Mopsa"? - Władka Herbinger? Wir gingen zusammen, ich glaube mit Czapla und anderen, zum so genannten Młyn. - Sie waren beide gute Schwimmer. Wir gingen zur Mühle, weil im Mai 1939 während eines großen Unwetters mit Regen der Damm von Rejów gebrochen war und das ganze Wasser von unserem lieben Rejów hinunterfloss - erinnerst du dich? Mit Stasia machten wir (wahrscheinlich auch Czapla) lange Spaziergänge in dem schönen Wald in Placy. Swintuch Czapla sagte einmal: "Stasiu, was für ein schönes Fell du hast". Stasia errötete vor Freude, und ich wiederhole - der alte, hochnäsige Czapla fügte ganz ruhig hinzu - "aber auf einem Strumpf". Sie sehen, an welche dummen Dinge wir uns nach so vielen Jahren noch erinnern können, während ernste Dinge irgendwo aus unserem Gedächtnis verschwinden.

     In dieser Mühle erfuhren wir am 22.VI.1941 vom Ausbruch des Krieges mit Russland. Die Begeisterung war unglaublich. Es waren viele junge Leute da, und die allgemeine Meinung war, dass die Deutschen es diesmal übertrieben hatten.

In Rejów oder zumindest an unserem Strand muss es noch etwas Wasser gegeben haben. Ich weiß nicht mehr genau, in welchem Jahr das war, aber ich erinnere mich sehr gut an Rena Jakubowska mit einem deutschen Flieger an diesem Strand. Ich glaube nicht, dass ich mich an eine andere Frau erinnern würde, aber Rena war die Frau des Jahrhunderts. Ich erinnere mich an dieser Stelle auch an meine Möchtegern-Schwägerin Maria M., die 1939 und Anfang 1940 täglich in unserem Haus zu Gast war und sich bei Mutter aus Sehnsucht nach Kazik ausweinte. Es verging nicht viel Zeit, und Frau M. trat so sehr in die Fußstapfen der schönen Rena, dass sie später (das weiß ich aus Erzählungen) nur knapp, oder vielleicht auch nicht ganz, der Verurteilung durch das unterirdische Gericht zum Haareschneiden entging.

    Ich möchte auf die Treffen bei Irma Sławińska zurückkommen. Ich habe vergessen zu schreiben, dass Wacek Mieszalski, unser viel älterer Kollege, dort häufig zu Gast war. Ich erinnere mich an seine Improvisationen nicht nur zu Hause, sondern zum Beispiel auch auf der Müllhalde von Tadek Gęsiński. Wacek (der verstorbene), der bereits gut "aufgetankt" war, schüttelte obligatorisch sein Haar auf, und wie Sie sich erinnern, war es üppig und komplett blond, und er erzählte einige kurze Geschichten von Boy und anderen, von denen er einige sich selbst zuschrieb. Er hat das wirklich hervorragend gemacht. Ich erinnere mich an seinen Reim auf das Wort "Kristall", der vielleicht nicht ganz von ihm stammt: "Es gab Kristall auf dem Tisch und Reis in der Küche". Aus dieser Zeit erinnere ich mich an die Geigenkonzerte von Jasio Gęsicki - Tadeks älterem Bruder - und in der Regel in seiner sehr schön eingerichteten Wohnung in der Piłsudskiego Straße, nicht weit vom Viadukt entfernt, waren die Konzerte oft betrunken, denn Jasio war dem Alkohol nicht abgeneigt, und wir damals auch nicht.

    Zu Hause war das Schicksal meiner beiden ältesten Brüder - Kazik und Tadzik - ein ständiges oder zumindest ein sehr häufiges Thema. Meine Bekannten sprachen oft von den Gehörlosen, dass sie lebten, dass sie mit irgendeiner Art von Kriegsdekoration versehen waren. Es war schwer zu sagen, wie viel Wahrheit darin steckte, obwohl es für die BBC seltsam gewesen wäre, die Namen zu nennen, da es in Polen zu Repressionen gegen die Familien kommen könnte. Es gab jedoch einige konkrete Fakten über die Brüder, nämlich dass sie zwei- oder dreimal aus Portugal kamen, um zwei Dosen Konserven zu kaufen. Das war eindeutig, aber wir wussten, wie lange die Pakete brauchten, um anzukommen, also konnte die Nachricht nicht mehr gültig sein. Aber wir wollten glauben, dass sie am Leben sind. Schließlich hatten wir nur noch den Glauben.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz