Od jakiegoś czasu, chyba od października 43 roku miałem nowego „wodza”. Kontakty z nim były luźniejsze aniżeli z „Adzikiem”. Tu mogę się mylić. Ten nowy mógł działać od października w Skarżysku, ale moje z nim zetknięcie było chyba znacznie późniejsze. Nie jestem pewien, ale był to pewnie zastępca Szefa Bezpieczeństwa Okręgu porucznika „Górala” - podchorąży „Stefanowski. Jeszcze 21.1.43 wieczorem poszedłem do niego razem z T. Gęsińskim. Mieszkał na ul. 3-go Maja. Przedstawiłem mu swoje obawy. Usiłował je bagatelizować, co przyznam się bardzo mnie zdziwiło. Przecież ja osobiście nie mogłem w 100 % wiedzieć, jak się zachowam w ewentualnych rękach gestapo, przecież takiej próby nie przechodziłem. To bagatelizowanie mych obaw było tym bardziej dziwne, że dla ludzi obeznanych z konspiracją było oczywiste, że „wsypa” jest totalna i znikać powinni wszyscy, w każdym razie na jakiś czas, by obserwować co będzie dalej. Człowiek ten w końcu wyraził zgodę na mój wyjazd. Po wyjściu czułem się bardzo nieswojo. Z jednej strony jakiś żal (choć pewnie nie uzasadniony, bo ten człowiek mało mnie znał), z drugiej zaś podświadoma obawa, czy to aby nie dezercja, dezercja we własnym sumieniu, bo zgodę przecież otrzymałem. Szedłem z Tadkiem Gęsińskim i rozmawialiśmy o tym. Był absolutnie mojego zdania na temat wyjazdu. Ja z kolei namawiałem go usilnie, by razem z Józkiem Sułkiem i innymi „pryskał” również. Przyrzekł mi to. Z ul.3-go Maja skręciliśmy w Podjazdową. Przechodziłem koło domu Rodziców. Wstąpiłem pożegnać się, zabrałem do walizki jakieś rzeczy osobiste i poszedłem cały czas z Tadkiem na ul. Kolejową, naprzeciw dworca kolejowego, do Irmy Sławińskiej. Tam chciałem przenocować i następnego dnia w południe wyjechać do Warszawy. Tak powiedziałem memu zwierzchnikowi, tak zresztą również Tadkowi. Tam w Warszawie miałem oparcie, bowiem cała rodzina mej Matki mieszkała w Warszawie, a i Stefan był blisko. Czułem się bardzo niespokojny. Niebezpieczeństwo wyczuwało się w powietrzu. To był chyba któryś tam zmysł. Zdecydowałem, że pojadę nie w południe, ale pociągiem ok. 6 rano. Tak zrobiłem. Był to dzień 22.I.1944. To było rozstanie ze Skarżyskiem i najbliższymi na ługie miesiące. Tego wtedy jeszcze nie mogłem wiedzieć. Mój „siódmy” zmysł mnie nie zawiódł. O godz. 10 rano 2 samochody żandarmów i gestapowcy zajechali do mojego biura. Wywołali „mojego” Niemca, który po jakimś czasie wrócił roztrzęsiony i do mych koleżanek powiedział” „Feliks bandytą? To byli po niego”. Przed południem obstawiony był również żandarmami cały dworzec kolejowy. Legitymowano wszystkich podróżnych. Przed południem już bym nie wyjechał. Jest rzeczą ciekawą, że gestapowcy nie byli w ogóle w domu mych Rodziców. Po „nieudanym” nalocie na mnie znikło ze Skarżyska gestapo, nie było widać żandarmów. Zrobiła się śmiertelna cisza, ale my mieliśmy już trochę okupacyjnego doświadczenia. Wiedzieliśmy, że gestapo nasłało wielu agentów, którzy węszyli i …. czekali. Niestety, okazało się, ze nie wszyscy mieli to doświadczenie. Wiadomość o próbie aresztowania mnie przywiózł mi mój bliski „towarzysz” konspiracyjny Stach Michnowski. Od tego dnia musiałem ukryć swoje dokumenty i zostałem bez niczego. Sprawa dokumentów jednak to oddzielny temat. Wrócę do niego, ale już na gruncie warszawskim. Teraz chciałbym jeszcze dokończyć to, co działo się pod moją już nieobecność w Skarzysku, a o czym dowiedziałem się od naocznych świadków, bądź jeszcze w czasie okupacji w Warszawie, bądź już po wojnie.
Wkrótce już od „Wydry” dowiedziałem się, kto spowodował ciąg tragicznych zdarzeń, zarówno obławy na oddziały „Ponurego”, śmierć porucznika „Robota” w Wielkiej Wsi (wraz z kilkoma ludźmi osłony), aresztowanie porucznika „Czarki” na moście w Białobrzegach, wsypanie produkcji stenów w Suchedniowie, tragedię Michniowa (podwójną), aresztowanie „Korekbi”? (mało czytelne) – konstruktora stenów produkowanych w Suchedniowie i wielu innych. Był to przyjaciel „Ponurego” jeszcze z czasów „Wachlarza”, uczestnik akcji na więzienie w Pińsku, a następnie łącznik Komendy Głównej A.K. z „Ponurym – podporucznik „Motor” - Jerzy Wojnowski. Po ostatniej „akcji” „Motora” w Skarżysku najwyższe władze konspiracyjne w kraju poleciły wszcząć natychmiastowe śledztwo. Dopiero teraz, lekceważąc jako nieprawdopodobne poprzednie poszlaki, powiązano wszystkie nici, wykorzystując również dojścia do współpracujących Niemców. Zapadł wyrok i w dniu 28.I.1944 a więc już w 8 dni po zajściach w Skarżysku „Motora” zastrzelono, po uprzednim badaniu i przyznaniu się do winy, w zgrupowaniu porucznika „Nurta”.
Słyszałem i inną wersję ostatecznej denuncjacji szpicla tej, którą podaje C. Chlebowski w cytowanej książce. Opowiadano (nie pamiętam dziś, czy wersję tę słyszałem w czasie Powstania, czy po wojnie w Skarżysku, w każdym razie jest ona bardzo prawdopodobna) – że już po wydaniu wyroku na „Motora”, żandarmi zatrzymali jego opla w pobliżu lasu i zażądali wyjaśnień co robi w tej okolicy. Byli tak natarczywi (nie wystarczyły im papiery firmy Hasag, w której „Motor” był zatrudniony, jako kierowca), że w pewnej chwili ten sięgnął pod siedzenie opla i wyciągnął właściwy papier. Teraz nie było już cienia wątpliwości - „żandarmi” nasi żołnierze od porucznika „Nurta”, dostarczyli agenta, gdzie należy.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
For some time, I think it was October '43, I had a new "chief". Contacts with him were looser than with "Adzik". I may be wrong here. The new one could have been active in Skarżysko since October, but my contact with him was probably much later. I am not sure, but it was probably a deputy of the Chief of Security of the District Lieutenant "Goral" - cadet "Stefanowski. Still on 21.01.43 in the evening I went to him together with T. Gesinski. He lived in the 3rd May Street. I told him about my fears. He tried to downplay them, which I must admit surprised me a lot. After all, I personally could not know 100% how I would behave in the possible hands of the Gestapo, after all I had never been through such a trial. This downplaying of my fears was all the more strange because for people familiar with the conspiracy it was obvious that the "slip-up" was total and everyone should disappear, at least for some time, to observe what would happen next. The man finally gave his consent for me to leave. After I left, I felt very uncomfortable. On the one hand, some regret (though probably not justified, because this man hardly knew me), on the other, a subconscious fear of desertion, desertion in my own conscience, because after all I had received permission. I walked with Tadek Gęsiński and we talked about it. He was absolutely of my opinion about leaving. I, in turn, strongly urged him to "splash out" together with Józek Sułk and others, too. He promised me this. From ul.3-go Maja we turned into Podjazdowa. I passed by my parents' house. I went in to say goodbye, I took some personal things to my suitcase and went with Tadek to Kolejowa Street, opposite the railway station, to Irma Sławińska. There I wanted to spend the night and leave for Warsaw the next day at noon. This is what I told my supervisor, and so did Tadek. I had support there, as all of my mother's family lived in Warsaw, and Stefan was also close by. I felt very anxious. You could feel danger in the air. It was probably some kind of sense. I decided that I would not go at noon, but would take the train at around 6 in the morning. So I did. It was the day 22 January 1944. It was a parting with Skarżysko and my nearest and dearest for months. I could not know that yet. My "seventh" sense did not fail me. At 10 a.m. two military police cars and Gestapo men drove up to my office. They summoned "my" German, who after some time came back shaken and said to my friends" "Felix is a bandit? They were after him". Before noon, the whole railway station was surrounded by gendarmes. All travellers were identified. I would not have left before noon. It is interesting that the Gestapo officers were not in my parents' house at all. After the "unsuccessful" raid on me, the Gestapo disappeared from Skarżysko, the gendarmes were not to be seen. It became deathly quiet, but we already had some occupation experience. We knew that the Gestapo had sent many agents, who were snooping around and waiting ..... Unfortunately, it turned out that not everyone had this experience. The news about the attempt to arrest me was brought to me by my close conspiratorial "comrade" Stach Michnowski. From that day on I had to hide my documents and I was left without anything. However, the matter of documents is a separate topic. I will return to it, but already on the Warsaw ground. Now, I would like to finish what happened in my absence in Skarzysko, and about which I learned from eyewitnesses, either during the occupation in Warsaw, or after the war.
Soon already from "Wydra" I learnt who had caused a sequence of tragic events, both the manhunts for the units of "Ponury", the death of lieutenant "Robot" in Wielka Wieś (together with some people from the guard), the arrest of lieutenant "Czarka" on the bridge in Białobrzegi, the siphoning off the production of sten guns in Suchedniów, the tragedy of Michniów (double), the arrest of "Korekbi"? (unclear) - the constructor of stenes produced in Suchedniów and many others. It was a friend of "Grim" still from the times of "Wachlarz", a participant of the action on the prison in Pinsk, and then a liaison officer of the A.K. Main Headquarters with "Grim" - Second Lieutenant "Motor" - Jerzy Wojnowski. After the last "action" of "Motor" in Skarżysko, the highest conspiratorial authorities in the country ordered an immediate investigation. Only now, disregarding the previous circumstantial evidence as improbable, were all the threads tied together, including the accesses to the collaborating Germans. The sentence was passed and on 28 January 1944, that is already 8 days after the events in Skarżysko, "Motor" was shot, after an examination and confession, in Lieutenant "Nurt's" grouping.
I have also heard another version of the final denunciation of the spy that is given by C. Chlebowski in the cited book. The story was told (I do not remember today whether I heard this version during the Uprising or after the war in Skarżysko, but in any case it is very probable) - that already after passing the sentence on "Motor", the gendarmes stopped his Opel near the forest and demanded explanations as to what he was doing in this area. They were so insistent (the papers of the Hasag company, where "Motor" was employed as a driver, were not enough) that at one point "Motor" reached under the seat of the Opel and pulled out the right paper. Now there was no longer any doubt - the "gendarmes", our soldiers from Lieutenant "Nurt", had delivered the agent where he belonged.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Eine Zeit lang, ich glaube es war im Oktober '43, hatte ich einen neuen "Chef". Die Kontakte zu ihm waren lockerer als zu "Adzik". Vielleicht irre ich mich hier. Der Neue könnte seit Oktober in Skarżysko tätig sein, aber mein Kontakt mit ihm war wahrscheinlich viel später. Ich bin mir nicht sicher, aber es war wahrscheinlich ein Stellvertreter des Sicherheitschefs des Bezirks Leutnant "Goral" - Kadett "Stefanowski". Noch am 21.01.43 abends ging ich zusammen mit T. Gesinski zu ihm. Er wohnte in der 3rd May Street. Ich erzählte ihm von meinen Ängsten. Er hat versucht, sie herunterzuspielen, was mich zugegebenermaßen sehr überrascht hat. Schließlich konnte ich persönlich nicht hundertprozentig wissen, wie ich mich in den möglichen Händen der Gestapo verhalten würde, schließlich hatte ich eine solche Prüfung noch nie durchlaufen. Diese Verharmlosung meiner Befürchtungen war umso merkwürdiger, als es für die mit der Verschwörung vertrauten Personen offensichtlich war, dass es sich um einen totalen "Ausrutscher" handelte und jeder zumindest für einige Zeit verschwinden sollte, um zu beobachten, was als Nächstes geschehen würde. Der Mann gab schließlich seine Zustimmung, dass ich gehen durfte. Nachdem ich gegangen war, fühlte ich mich sehr unwohl. Einerseits ein gewisses Bedauern (wenn auch wahrscheinlich nicht gerechtfertigt, denn dieser Mann kannte mich kaum), andererseits eine unbewusste Angst vor Fahnenflucht, Fahnenflucht vor meinem eigenen Gewissen, denn schließlich hatte ich die Erlaubnis erhalten. Ich bin mit Tadek Gęsiński spazieren gegangen und wir haben darüber gesprochen. Er war absolut der Meinung, dass ich gehen sollte. Ich wiederum forderte ihn nachdrücklich auf, zusammen mit Józek Sułk und anderen ebenfalls "auszuschwärmen". Das hat er mir versprochen. Von der ul.3-go Maja bogen wir in die Podjazdowa ein. Ich kam am Haus meiner Eltern vorbei. Ich ging hinein, um mich zu verabschieden, packte einige persönliche Dinge in meinen Koffer und ging mit Tadek in die Kolejowa-Straße, gegenüber dem Bahnhof, zu Irma Sławińska. Dort wollte ich die Nacht verbringen und am nächsten Tag mittags nach Warschau aufbrechen. Das habe ich meinem Vorgesetzten gesagt, und Tadek hat das auch getan. Ich hatte dort Unterstützung, denn die gesamte Familie meiner Mutter lebte in Warschau, und auch Stefan war in der Nähe. Ich war sehr beunruhigt. Man konnte die Gefahr in der Luft spüren. Es war wahrscheinlich eine Art Sinn. Ich beschloss, nicht mittags zu fahren, sondern den Zug gegen 6 Uhr morgens zu nehmen. Das habe ich getan. Es war der 22. Januar 1944, ein Tag des Abschieds von Skarżysko und meinen Liebsten, die mir monatelang nahe standen. Das konnte ich noch nicht wissen. Mein "siebter" Sinn hat mich nicht im Stich gelassen. Um 10 Uhr morgens fuhren zwei Militärpolizeiwagen und Gestapo-Männer vor meinem Büro vor. Sie riefen "meinen" Deutschen, der nach einiger Zeit erschüttert zurückkam und zu meinen Freunden sagte: "Felix ist ein Bandit? Sie waren hinter ihm her". Noch vor Mittag war der gesamte Bahnhof von Gendarmen umstellt. Alle Reisenden wurden identifiziert. Ich wäre nicht vor Mittag gegangen. Interessant ist, dass die Gestapo-Beamten gar nicht im Haus meiner Eltern waren. Nach der "erfolglosen" Razzia bei mir verschwand die Gestapo aus Skarżysko, die Gendarmen waren nicht mehr zu sehen. Es wurde totenstill, aber wir hatten schon einige Berufserfahrung. Wir wussten, dass die Gestapo viele Agenten geschickt hatte, die herumschnüffelten und warteten ..... Leider hat sich herausgestellt, dass nicht alle diese Erfahrung gemacht haben. Die Nachricht über den Versuch, mich zu verhaften, wurde mir von meinem engen konspirativen "Kameraden" Stach Michnowski übermittelt. Von diesem Tag an musste ich meine Dokumente verstecken und stand ohne alles da. Die Frage der Dokumente ist jedoch ein anderes Thema. Ich werde darauf zurückkommen, aber schon auf dem Warschauer Boden. Nun möchte ich zu Ende bringen, was während meiner Abwesenheit in Skarzysko geschah und wovon ich von Augenzeugen erfahren habe, entweder während der Besatzung in Warschau oder nach dem Krieg.
Schon bald erfuhr ich von "Wydra", wer eine Reihe von tragischen Ereignissen verursacht hatte, sowohl die Fahndung nach den Einheiten von "Ponury", den Tod von Leutnant "Robot" in Wielka Wieś (zusammen mit einigen Leuten aus der Garde), die Verhaftung von Leutnant "Czarka" auf der Brücke in Białobrzegi, die Abschöpfung der Produktion von Sten-Gewehren in Suchedniów, die Tragödie von Michniów (doppelt), die Verhaftung von "Korekbi"? (unklar) - der Hersteller der in Suchedniów und vielen anderen Orten hergestellten Stenes. Es war ein Freund von "Grim" noch aus den Zeiten von "Wachlarz", ein Teilnehmer der Aktion auf das Gefängnis in Pinsk, und dann ein Verbindungsoffizier des A.K. Hauptquartiers mit "Grim" - Second Lieutenant "Motor" - Jerzy Wojnowski. Nach der letzten "Aktion" von "Motor" in Skarżysko ordneten die höchsten konspirativen Behörden des Landes eine sofortige Untersuchung an. Erst jetzt, nachdem die bisherigen Indizien als unwahrscheinlich angesehen wurden, konnten alle Fäden zusammengeführt werden, einschließlich der Zugänge zu den kollaborierenden Deutschen. Das Urteil wurde gefällt und am 28. Januar 1944, also bereits 8 Tage nach den Ereignissen in Skarżysko, wurde "Motor" nach einer Vernehmung und einem Geständnis in der Gruppe von Leutnant "Nurt" erschossen.
Ich habe auch eine andere Version der endgültigen Denunziation des Spions gehört, die von C. gegeben wird. Chlebowski in dem zitierten Buch. Es wurde erzählt (ich weiß heute nicht mehr, ob ich diese Version während des Aufstandes oder nach dem Krieg in Skarżysko gehört habe, aber es ist auf jeden Fall sehr wahrscheinlich), dass die Gendarmen bereits nach der Verurteilung von "Motor" seinen Opel in der Nähe des Waldes anhielten und Erklärungen dafür verlangten, was er in diesem Gebiet machte. Sie waren so hartnäckig (die Papiere der Firma Hasag, bei der "Motor" als Fahrer beschäftigt war, reichten nicht aus), dass "Motor" irgendwann unter den Sitz des Opels griff und das richtige Papier herauszog. Nun gab es keinen Zweifel mehr - die "Gendarmen", unsere Soldaten von Leutnant "Nurt", hatten den Agenten dort abgeliefert, wo er hingehörte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz