środa, 6 kwietnia 2022

Feliks Bernas Lubecki - Armia Krajowa - SKARŻYSKO - SZYDŁOWIEC - Jan Piwnik "Ponury" - Rękopis - 1939-45 - cz.11

 

     Wspomniałem już o tym, ze jednym z zadań placówki Bezpieczeństwa Okręgu, którą kierowałem był wywiad. Staraliśmy się mieć swych ludzi w granatowej policji, jakieś dojścia do żandarmerii, urzędów niemieckich itd. Współpracowałem w tej dziedzinie z „Chwatem” - Henrykiem Sobolewskim, mieszkał na Bzinie.

    W końcu lata 1943 zgłosił się do mnie członek konspiracji, wysiedlony z poznańskiego (jeśli dobrze pamiętam nazwisko – Zaborowski, miał sklep z artykułami żelaznymi na ul. Staszica z niecodzienna propozycją. Znał on – wspomnianego już kierownika policji kryminalnej – Mecę. Otóż ten Meca, powtórzę raz jeszcze – łotr spod ciemnej gwiazdy i morderca żydów, który za swe zbrodnie otrzymał wyrok śmierci sądu podziemnego, wystraszony tym (powszechnie było wiadomo, że chodził z rękami w kieszeniach z palcem na spuście 2 pistoletów), zaproponował Organizacji ni mniej ni więcej tylko swoją współpracę. Posterunek policji kryminalnej mieścił się w sąsiedztwie domu, obok moich rodziców i typa tego bardzo często spotykałem. Zawsze mi się bacznie przyglądał. Wtedy, gdy siedziałem już po uszy w konspiracji, odnosiłem takie wrażenie, patrząc na zimne oczy zbrodniarza, jakby ten człowiek wyczuwał, że jestem w coś zaangażowany, jakby o tym wiedział, a jednak dla sobie tylko wiadomych powodów – oszczędzał. Przecież nie było to ani z litości, ani dlatego, że był sąsiadem ze swą katownia. Jeśli to moje przeczucie mnie wtedy nie myliło, może przez mnie chciał kiedyś szukać ratunku. Zameldowałem o propozycji swoim zwierzchnikom. Była to dla nas sprawa poważna, bo policja kryminalna miała Ścisłe związki z żandarmerią, a więc pośrednio i z gestapo. Propozycja była bardzo frapująca. Po kilku dniach dostałem odpowiedź „Zgadzamy się, ale na takich warunkach: informacje dla nas za pieniądze”. Nie chciano wchodzić ze zbrodniarzem w inne układy. Nie chciano dawać szansy, nawet cienia, rehabilitacji, której to szansy mógł się kiedyś uchwycić. Zbrodnie jego nie pozwalały na inne postawienie sprawy. Przekazałem odpowiedź. Wkrótce inne tragiczne wydarzenia przesłoniły tę sprawę. W każdym razie do współpracy na żadnych warunkach nie doszło, a wybiegając daleko naprzód….. Z relacji kolegów, po moim powrocie z Niemiec, dowiedziałem się jaki był koniec tego pana. Otóż na krótko przed wkroczeniem Rosjan do Skarżyska – Meca i inni jemu podobni załadowali swe tak „uczciwą” drogą zdobyte dobro do wagonów i uciekali na Zachód. „Pan Bóg nie rychły, ale sprawiedliwy”. Meca wysiadł z pociągu, przyszedł do miasta, by coś zjeść w jakiejś restauracji na Staszica. Nasi śledzili go cały czas. Wydawało się, że się wymknie, a tymczasem sam wszedł w ręce. Dopadli go w restauracji. Nie zdążył użyć granatu, ani pistoletu, które miał na stoliku. Zwalił się, jak kłoda po serii strzałów i tak sprawiedliwości stało się zadość.

    Trudno opisać wszystko, jak już wspomniałem na wstępie, pamięć zawodzi. Było szereg takich wypadków, kiedy wpadali w łapy gestapo nasi bliscy koledzy. Trzeba było zmieniać miejsce noclegu. Nie raz budziłem się w nocy zlany zimnym potem. Sam doświadczyłem tego, że to żadna literacka przenośnia. Ze strachu człowiek poci się tak „na zimno”. Ze strachu coś się dzieje w żołądku człowieka, jakieś ciepło tam się właśnie wytwarza i posuwa ku górze. Nie byłem bohaterem, byłem zwykłym śmiertelnikiem, który podlegał w chwilach szczególnego zagrożenia takim właśnie reakcjom. Będę miał okazję jeszcze o tym napisać, bo te gorsze chwile, o wiele dramatyczniejsze wydarzenia były jeszcze przede mną.

    Pewnej nocy, nie pierwszy zresztą raz, nocowałem u Tadka Gęsińskiego. Spałem w jednym pokoju z tajemniczym panem. Średniego wzrostu, krępy, o bardzo bujnych brwiach, ciemna ogorzała twarz, przenikliwe spojrzenie. Nie wdawał się łatwo w dyskusję, ale w końcu nawiązała się między nami rozmowa. Już wiedziałem, że to sławny w całym kraju dowódca Zgrupowań Partyzanckich na Kielecczyźnie – porucznik Ponury – Donat – Jan Piwnik. On z kolei wiedział, że ma do czynienia z „pewnym” człowiekiem. Opowiedziałem mu o swych 2 braciach za granicą: lotniku i marynarzu. Obiecał, ze przez swoje kontakty postara się zdobyć dla mnie jakieś informacje o nich. Jak się domyśliłem już po wojnie (był to listopad 1943) „Ponury” jechał wtedy do Komendy Głównej A.K. do Warszawy wyjaśnić sprawy nieporozumień z Komendą Okręgu „Rolnik”/ Poruszyłem w rozmowie z „ponurym” temat moich 2 braci, a zwłaszcza lotnika nie bez powodu. Łączy się z tym spotkanie, jakie miałem w Warszawie jeszcze w 1942. Brat mój Stefan powiedział mi dość tajemniczo, gdy kiedyś byłem w Warszawie, że wieczorem jest z kimś umówiony, żebym był przygotowany na niespodziankę. Przetarłem rzeczywiście oczy ze zdumienia, kiedy na ulicy zobaczyłem Wojtka Lipińskiego, o którym wiedziałem, że od 1939 jest zagranica.


Jan Piwnik ps. „Donat”, „Ponury”, „Jaś” (ur. 31 sierpnia 1912 w Janowicach, zm. 16 czerwca 1944 pod Jewłaszami) – kapitan Wojska Polskiego i aspirant Policji Państwowejcichociemny, pośmiertnie awansowany do stopnia majora, a następnie do stopnia pułkownika (2012); dowódca partyzancki Armii Krajowej w Górach Świętokrzyskich i na Nowogródczyźnie - Źródło: Wikipedia.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I have already mentioned that one of the tasks of the District Security post that I directed was intelligence. We tried to have our people in the Navy-Blue Police, some access to the gendarmerie, German offices and so on. I cooperated in this field with "Chwat" - Henryk Sobolewski, he lived in Bzin.

     At the end of summer 1943 I was approached by a member of conspiracy, displaced from Poznan (if I remember the surname well - Zaborowski, he had a shop with iron articles on Staszica Street with an unusual proposition. He knew - the already mentioned head of the criminal police - Meca. This Meca, let me repeat - a scoundrel from under the dark star and a murderer of Jews, who was sentenced to death by the underground court for his crimes, frightened by this (it was commonly known that he walked around with his hands in his pockets and his finger on the trigger of two pistols), offered nothing less than his cooperation to the Organization. The criminal police station was located in the neighbourhood of my house, next to my parents, and I met this type very often. He always looked at me closely. At that time, when I was already up to my neck in conspiracy, I had this impression, looking at the cold eyes of the criminal, as if this man sensed that I was involved in something, as if he knew it, and yet for reasons known only to himself - he spared me. After all, it was neither out of pity, nor because he was a neighbour with his executioner. If my gut feeling was right at the time, maybe I was the reason he wanted to seek rescue. I reported the proposal to my superiors. It was a serious matter for us, because the criminal police had close connections with the gendarmerie, and so indirectly with the Gestapo. The proposal was very interesting. After a few days I got the answer "We agree, but on these conditions: information for us for money". They did not want to enter into any other agreements with the criminal. They did not want to give him a chance, not even a shadow of a chance, of rehabilitation, which he might have grasped one day. His crimes did not allow for any other approach. I gave my answer. Soon other tragic events overshadowed the matter. In any case, there was no cooperation on any terms, and going far ahead..... From the accounts of my colleagues, after my return from Germany, I found out what the end of this gentleman was. Shortly before the Russians entered Skarżysko, Meca and others like him loaded their "honest" possessions onto wagons and fled to the West. "The Lord God is not swift, but just". Meca got off the train, came into town to eat something in some restaurant on Staszica Street. Our people were following him all the time. It seemed that he would slip away, but in the meantime he got caught. They caught up with him in the restaurant. He did not have time to use a grenade or a pistol, which he had on the table. He collapsed like a log after a series of shots and so justice was done.

    It is difficult to describe everything, as I mentioned at the beginning, memory fails me. There were a number of such incidents when our close friends fell into the hands of the Gestapo. We had to change our place of accommodation. More than once I woke up in the night covered in cold sweat. I experienced it myself, that this is not a literary metaphor. Fear makes you sweat so "cold". Fear causes something to happen in the human stomach, some heat is generated there and moves upwards. I was not a hero, I was an ordinary mortal who, in moments of particular danger, was subject to such reactions. I will have the opportunity to write more about this, because the worse moments, the more dramatic events were still ahead of me.

    One night, not for the first time, I spent the night at Tadek Gęsiński's place. I slept in one room with a mysterious gentleman. He was of medium height, stocky, with very bushy eyebrows, a dark, reddish face, a penetrating gaze. He did not get into a discussion easily, but eventually a conversation started between us. I already knew that he was the nationally famous commander of Partisan groups in the Kielce region - Lieutenant Ponury-Donat Jan Piwnik. He in turn knew that he was dealing with a "certain" man. I told him about my two brothers abroad: an airman and a sailor. He promised that through his contacts he would try to get some information about them for me. As I guessed already after the war (it was November 1943) "Gloomy" was going then to the A.K. Headquarters in Warsaw to settle the matters of misunderstanding with the "Farmer" District Command. My brother Stefan told me, quite mysteriously, when I was in Warsaw, that he had an appointment with someone in the evening, so that I would be prepared for a surprise. I actually wiped my eyes with astonishment when, on the street, I saw Wojtek Lipiński, of whom I knew that he had been abroad since 1939. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ich habe bereits erwähnt, dass eine der Aufgaben des von mir geleiteten Bezirkssicherheitsdienstes die Aufklärung war. Wir haben versucht, unsere Leute in die Marine-Blaue Polizei zu bekommen, einen gewissen Zugang zur Gendarmerie, zu deutschen Ämtern und so weiter. Ich habe in diesem Bereich mit "Chwat" zusammengearbeitet. - Henryk Sobolewski, er lebte in Bzin.

     Ende des Sommers 1943 wurde ich von einem aus Posen vertriebenen Verschwörungsmitglied (wenn ich mich richtig an seinen Nachnamen erinnere - Zaborowski, er hatte ein Geschäft mit Eisenwaren in der Staszica-Straße) mit einem ungewöhnlichen Vorschlag angesprochen. Er kannte - den bereits erwähnten Leiter der Kriminalpolizei - Meca. Dieser Meca, ich wiederhole, ein Schurke unter dem dunklen Stern und Judenmörder, der wegen seiner Verbrechen vom Untergrundgericht zum Tode verurteilt worden war, bot der Organisation aus Angst davor (es war allgemein bekannt, dass er mit den Händen in den Taschen und dem Finger am Abzug zweier Pistolen herumlief) nichts Geringeres als seine Mitarbeit an. Die Kriminalpolizei befand sich in der Nähe meines Hauses, in der Nähe meiner Eltern, und ich traf diesen Typ sehr oft. Er sah mich immer genau an. Damals, als ich bereits bis zum Hals in der Verschwörung steckte, hatte ich den Eindruck, als ob dieser Mann in den kalten Augen des Verbrechers spürte, dass ich in etwas verwickelt war, als ob er es wusste, und dennoch - aus Gründen, die nur er selbst kennt - verschonte er mich. Schließlich geschah es weder aus Mitleid, noch weil er mit seinem Henker befreundet war. Wenn mein Bauchgefühl damals richtig war, war ich vielleicht der Grund, warum er sich retten wollte. Ich habe den Vorschlag an meine Vorgesetzten weitergeleitet. Für uns war das eine ernste Angelegenheit, denn die Kriminalpolizei hatte enge Verbindungen zur Gendarmerie und damit indirekt zur Gestapo. Der Vorschlag war sehr interessant. Nach ein paar Tagen erhielt ich die Antwort: "Wir sind einverstanden, aber unter diesen Bedingungen: Informationen für uns gegen Geld". Sie wollten keine weiteren Vereinbarungen mit dem Kriminellen treffen. Sie wollten ihm keine Chance geben, nicht einmal den Hauch einer Chance auf Rehabilitation, die er vielleicht eines Tages ergriffen hätte. Seine Verbrechen ließen keinen anderen Ansatz zu. Ich habe meine Antwort gegeben. Bald wurde die Angelegenheit von anderen tragischen Ereignissen überschattet. Auf jeden Fall gab es keine Zusammenarbeit zu irgendwelchen Bedingungen, und es ging weit voraus..... Aus den Berichten meiner Kollegen erfuhr ich nach meiner Rückkehr aus Deutschland, wie das Ende dieses Herrn war. Kurz vor dem Einmarsch der Russen in Skarżysko luden Meca und andere wie er ihre "ehrlichen" Besitztümer auf Wagen und flohen in den Westen. "Gott der Herr ist nicht schnell, sondern gerecht". Meca stieg aus dem Zug und ging in die Stadt, um in einem Restaurant in der Staszica-Straße etwas zu essen. Unsere Leute sind ihm die ganze Zeit gefolgt. Es sah so aus, als würde er entkommen, aber in der Zwischenzeit wurde er geschnappt. Sie holten ihn im Restaurant ein. Er hatte keine Zeit, eine Granate oder eine Pistole zu benutzen, die er auf dem Tisch liegen hatte. Nach einer Reihe von Schüssen brach er wie ein Baumstamm zusammen, und so wurde der Gerechtigkeit Genüge getan.

    Es ist schwierig, alles zu beschreiben, denn wie ich bereits eingangs erwähnte, lässt mich mein Gedächtnis im Stich. Es gab eine Reihe solcher Vorfälle, als unsere engen Freunde in die Hände der Gestapo fielen. Wir mussten unsere Unterkunft wechseln. Mehr als einmal bin ich in der Nacht schweißgebadet aufgewacht. Ich habe selbst erlebt, dass dies keine literarische Metapher ist. Angst lässt einen so "kalt" schwitzen. Angst bewirkt, dass im menschlichen Magen etwas passiert, dass dort Wärme entsteht und nach oben wandert. Ich war kein Held, ich war ein gewöhnlicher Sterblicher, der in Momenten besonderer Gefahr zu solchen Reaktionen neigte. Ich werde Gelegenheit haben, mehr darüber zu schreiben, denn die schlimmsten Momente, die dramatischsten Ereignisse lagen noch vor mir.

    Eines Abends, nicht zum ersten Mal, übernachtete ich bei Tadek Gęsiński. Ich schlief in einem Zimmer mit einem mysteriösen Herrn. Er war mittelgroß, stämmig, hatte sehr buschige Augenbrauen, ein dunkles, rötliches Gesicht und einen durchdringenden Blick. Er ließ sich nicht leicht auf eine Diskussion ein, aber schließlich kam ein Gespräch zwischen uns zustande. Ich wusste bereits, dass es sich um den landesweit bekannten Kommandeur der Partisanengruppen in der Region Kielce handelte - Leutnant Ponury-Donat Jan Piwnik. Er wiederum wusste, dass er es mit einem "bestimmten" Mann zu tun hatte. Ich erzählte ihm von meinen beiden Brüdern im Ausland: einem Flieger und einem Matrosen. Er versprach, dass er über seine Kontakte versuchen würde, einige Informationen über sie zu bekommen. Wie ich schon nach dem Krieg vermutete (es war November 1943), ging "Gloomy" damals zum A.K.-Hauptquartier in Warschau, um die Missverständnisse mit dem Bezirkskommando "Bauer" zu klären. Als ich in Warschau war, sagte mir mein Bruder Stefan ganz geheimnisvoll, dass er am Abend eine Verabredung mit jemandem habe, damit ich auf eine Überraschung vorbereitet sei. Ich wischte mir vor Erstaunen die Augen, als ich auf der Straße Wojtek Lipiński sah, von dem ich wusste, dass er seit 1939 im Ausland war. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz