piątek, 8 kwietnia 2022

Feliks Bernas Lubecki - Armia Krajowa - SKARŻYSKO - SZYDŁOWIEC - Podziemie - Rękopis - 1939-45 - cz.14

 

Wspominałem już, ze po fiasku z aresztowaniem mnie (prawdopodobnie przypisuję tu sobie zbyt dużą rolę, a w istocie rzeczy byłem tylko zwykłym pionkiem w tej grze) – w Skarżysku zapanowała kompletna cisza. Trwała ona tak długo, jak długo zwiedzeni nią koledzy nie zaczęli wracać do Skarżyska. Już w marcu wrócił z Wąchocka, gdzie się ukrywał, Józek Sułek wraz z Tadkiem Gęsińskim. Wersję tego zdarzenia znam od podporucznika „Adzika”, który przeżył wojnę (w tym katownię gestapo w Kielcach i Radomiu oraz obóz koncentracyjny). Pochodzi ona zresztą od Matki Tadka Gęsińskiego. W dniu powrotu obu mych przyjaciół, do sklepu pp. Gęsińskich w ich domu na Kolejowej, po południu przyszedł pan, który p. Gęsińską zapytał o syna Tadeusza. Odpowiedziała, że go nie ma. „To poczekamy na niego” - w między czasie wszedł drugi. Zobaczywszy stojący w korytarzu rower, pierwszy z panów powiedział: „a to rower jego kolegi”. Stał przy oknie i wyglądał przez nie. W pewnym momencie powiedział: „Już idą, proszę opuścić żaluzje w oknach”. Nie przewidujący niczego Tadek i Józek weszli do sklepu i w tym momencie zostali skuci kajdankami – razem – i wyprowadzeni. Z relacji Irmy Sławińskiej wiem, że spotkała ich ona na ulicy (mieszkała obok). Szli obok siebie, palta mieli narzucone na ramiona tak, że nie spostrzegła wcale, że są skuci. Obaj gestapowcy szli za nimi. Nie było w tym widoku nic niezwykłego, chciała się do nich odezwać, nie widzieli się przecież parę miesięcy, a chyba Józek tak na nią spojrzał, że domyśliła się czegoś złego. Na tym przykładzie widać przyczajenie się gestapo i intensywną penetrację agentów, którzy jak widać znali doskonale zarówno swych „podopiecznych”, jak i ich drogi poruszania się. Tadeusz Gęsiński i Józef Sułek, nasi najbliżsi przyjaciele nie żyją. Jak zginęli – nie wiemy. Widziano ich podobno w obozie w Gross-Rosen, a więc pewnie tak, jak ginęli więźniowie tego obozu. Obaj byli wybitnie inteligentni, Tadek – trochę złośliwy kpiarz, z dużym poczuciem humoru, dowcipny. Przysłowiowa wręcz była jego niechęć do Oleńki Tatkowskiej, naszej koleżanki, która pracowała ze mną w jednym biurze (u Bargiela). Ile ten człowiek jej nadokuczał, ile złośliwości doznała od niego, aż przykro było słuchać. Była bardzo przystojna, o wręcz klasycznej, spokojnej urodzie, delikatna i zwiewna. Tadzio nie był adonisem. Piszę o tym dlatego, że z tej prawie nienawiści wykluła się na moich oczach szalona miłość. Obaj zginęli niepotrzebnie, bo niepotrzebnie wrócili, mimo mych zaklinań.

    O jeszcze jednej niepotrzebnej śmierci pragnę wspomnieć. Chodzi o trzeciego naszego przyjaciela – Wacka Mieszalskiego. Ten z kolei nie chciał w styczniu w ogóle opuścić Skarżyska. Niech powody, dla których to zrobił zostaną Jego tajemnicą.

    Jakby nie dość było klęsk, jakie spadły na to miasto w czasie okupacji, jeszcze w czerwcu 1944 Niemcy rozstrzelali naprzeciwko naszego kościoła dużą grupę osób. Wśród nich znalazł się Wacław Mieszalski.

     Staszek Michnowski, o którym już wspomniałem, dziś naukowiec i człowiek absolutnie wiarygodny obliczył, że Skarżysko należy do pierwszych miast w Polsce, które w czasie okupacji złożyło stosunkowo największą daninę krwi. To miasto znane pewnie nie wielu w Kraju, ze swym w okresie międzywojennym jedynym Gimnazjum, a później i Liceum im. Augusta Witkowskiego, wydało również stosunkowo dużą ilość wybitnych, prawych, nieskazitelnych ludzi. Wydało profesorów wyższych uczelni, prawników, lekarzy, konstruktorów, matematyków, fizyków, chemików, którzy dobrze zasłużyli i nadal służą Ojczyźnie.

     Niech nikt w tym miejscu nie pomyśli, że przemawia przeze mnie lokalny patriotyzm. Tak wyglądają najbardziej rzetelne fakty. ŻE to było miasto szczególne, że i ludzie którzy stamtąd wyszli – nie tuzinkowi, silnie uczuciowo ze sobą związani, niech świadczy również fakt, że jeszcze ponad 40 lat od tamtych czasów spotykają sięze soba na gruncie warszawskim, aby wspominać młodość i stare dobre czasy. Inicjatorką tych spotkań i duszą całego towarzystwa, które tam się zbiera, jest nasz niezawodny Przyjaciel – Marysia Wytrzyszczewska. Jej należy się również dużo ciepłych słów, ale o tym później.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I have already mentioned that after the fiasco with my arrest (probably I am attributing too much to myself here, while in fact I was just a pawn in this game) - there was complete silence in Skarżysko. It lasted as long as my colleagues, deceived by it, did not start returning to Skarżysko. As early as in March, Józek Sułek and Tadek Gęsiński returned from Wąchock, where he was hiding. I know the version of this event from second lieutenant "Adzik", who survived the war (including the Gestapo hangings in Kielce and Radom, and the concentration camp). In fact, it comes from Tadek Gêsinski's mother. On the day when both my friends came back, a man came to Mrs. Gesinski's shop in their house on Kolejowa street in the afternoon and asked her about her son Tadeusz. She answered that he was not there. "Then we will wait for him". - in the meantime, another man came in. Seeing a bicycle standing in the corridor, the first man said: "and that's his friend's bike". He stood by the window and looked out. At one point he said: "They are coming, please lower the blinds on the windows". Not anticipating anything, Tadek and Józek entered the shop and at that moment were handcuffed - together - and led out. I know from Irma Sławińska's account that she met them in the street (she lived next door). They were walking side by side, their coats were on their shoulders, so she didn't even notice that they were handcuffed. Both Gestapo men followed them. There was nothing unusual in this sight, she wanted to speak to them, after all they had not seen each other for a couple of months, and probably Józek looked at her in such a way that she guessed something wrong. This example shows the lurking of the Gestapo and the intensive penetration of the agents, who, as one can see, knew perfectly both their "charges" and their routes. Tadeusz G±siñski and Józef Su³ek, our closest friends, are dead. How they died - we do not know. They were supposedly seen in the Gross-Rosen camp, which is probably how the prisoners of that camp died. They were both exceptionally intelligent, Tadek - a bit of a malicious mocker, with a great sense of humour, witty. His dislike for Oleńka Tatkowska, our friend who worked with me in the same office (at Bargiel's), was even proverbial. How much this man teased her, how much malice she suffered from him, it was sad to hear. She was very handsome, with an almost classical, calm beauty, delicate and airy. Tadzio was not an adonis. I am writing this because from this almost hatred a mad love was hatched before my eyes. They both died unnecessarily, because they returned unnecessarily, despite my curses.

    I would like to mention one more unnecessary death. It concerns our third friend Wacek Mieszalski. He, in turn, did not want to leave Skarżysko in January. Let his reasons for doing so remain his secret.

    As if the disasters that befell the town during the occupation were not enough, in June 1944, the Germans shot a large group of people opposite our church. Among them was Wacław Mieszalski.

    Staszek Michnowski, whom I have already mentioned, now a scientist and an absolutely reliable man, calculated that Skarżysko was one of the first cities in Poland to have paid relatively the largest blood sacrifice during the occupation. This town, known to probably not many in Poland, with its one and only August Witkowski Gymnasium and later August Witkowski High School in the inter-war period, also produced a relatively large number of outstanding, righteous and impeccable people. It produced university professors, lawyers, doctors, constructors, mathematicians, physicists, chemists, who have served their country well and are still serving it.

    Let no one here think that I am speaking out of local patriotism. These are the most reliable facts. That this was a special city, and that the people who came out of it were not just a few in number, and that they were strongly attached to one another, can also be seen in the fact that more than 40 years after those times they are still meeting on the grounds of Warsaw to reminisce about their youth and the good old days. The initiator of these meetings and the soul of the whole company that gathers there, is our unfailing Friend - Marysia Wytrzyszczewska. She also deserves many warm words, but more on that later.

     And one last thing about those times. Some time after I left for Warsaw, the Germans arrested Olenka Tatkowska and Marysia Jóźwiakówna, who worked with me in the same office, as I have already mentioned. They arrested them in connection with my case and kept them in Kielce for about two weeks, trying to implicate them in my case. The girls knew of course that I was involved in the conspiracy, but they didn't know any details, not having worked in it themselves. They were released, but I know that there was some resentment against me (mainly from my family), that it was because of me. Of course, in a way, yes, but should I reproach myself for that? "My" German - Max Geicke - said after the "raid" on me that he suspected me of some kind of combination with wood, because I had been seen many times in the sawmill after work. The German didn't know that I had listened to the radio with Władek Brzeziński, which was hidden in the cellar of his mechanical workshop.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ich habe bereits erwähnt, dass nach dem Fiasko mit meiner Verhaftung (wahrscheinlich schreibe ich mir hier zu viel zu, während ich in Wirklichkeit nur ein Bauer in diesem Spiel war) - in Skarżysko völlige Stille herrschte. Sie dauerte so lange, wie meine Kollegen, die sich davon täuschen ließen, nicht nach Skarżysko zurückkehrten. Bereits im März kehrten Józek Sułek und Tadek Gęsiński aus Wąchock zurück, wo er sich versteckt hielt. Ich kenne die Version dieses Ereignisses von Oberleutnant "Adzik", der den Krieg überlebt hat (einschließlich der Erhängungen durch die Gestapo in Kielce und Radom und das Konzentrationslager). Er stammt nämlich von Tadek Gêsinskis Mutter. An dem Tag, an dem meine beiden Freunde zurückkamen, kam am Nachmittag ein Mann in den Laden von Frau Gesinski in ihrem Haus in der Kolejowa-Straße und fragte sie nach ihrem Sohn Tadeusz. Sie antwortete, er sei nicht da. "Dann werden wir auf ihn warten". - In der Zwischenzeit kam ein anderer Mann herein. Der erste Mann sah ein Fahrrad auf dem Gang stehen und sagte: "Das ist ein Fahrrad: "und das ist das Fahrrad seines Freundes". Er stand am Fenster und schaute hinaus. An einer Stelle sagte er: "Sie kommen, bitte lassen Sie die Jalousien an den Fenstern herunter". Ohne irgendetwas zu ahnen, betraten Tadek und Józek das Geschäft und wurden in diesem Moment - gemeinsam - in Handschellen abgeführt. Ich weiß aus dem Bericht von Irma Sławińska, dass sie sie auf der Straße getroffen hat (sie wohnte nebenan). Sie gingen nebeneinander her, die Mäntel lagen auf den Schultern, so dass sie nicht einmal bemerkte, dass sie mit Handschellen gefesselt waren. Beide Gestapo-Männer folgten ihnen. Es war nichts Ungewöhnliches an diesem Anblick, sie wollte mit ihnen sprechen, schließlich hatten sie sich seit ein paar Monaten nicht mehr gesehen, und wahrscheinlich sah Józek sie so an, dass sie etwas Falsches vermutete. Dieses Beispiel zeigt die Lauerstellung der Gestapo und die intensive Durchdringung der Agenten, die, wie man sieht, sowohl ihre "Schützlinge" als auch deren Wege genau kannten. Tadeusz G±siñski und Józef Su³ek, unsere engsten Freunde, sind tot. Wie sie gestorben sind - wir wissen es nicht. Angeblich wurden sie im Lager Groß-Rosen gesehen, wo die Häftlinge wahrscheinlich starben. Sie waren beide außerordentlich intelligent, Tadek - ein bisschen ein bösartiger Spötter, mit einem großen Sinn für Humor, witzig. Seine Abneigung gegen Oleńka Tatkowska, unsere Freundin, die mit mir im selben Büro (bei Bargiel) arbeitete, war sogar sprichwörtlich. Es war traurig zu hören, wie sehr sie von diesem Mann gehänselt wurde, wie sehr sie unter seiner Bosheit litt. Sie war sehr hübsch, mit einer fast klassischen, ruhigen Schönheit, zart und luftig. Tadzio war kein Adonis. Ich schreibe dies, weil aus diesem Beinahe-Hass eine verrückte Liebe vor meinen Augen ausgebrütet wurde. Beide starben unnötigerweise, weil sie unnötigerweise zurückkehrten, trotz meiner Flüche.

    Ich möchte einen weiteren unnötigen Todesfall erwähnen. Es geht um unseren dritten Freund Wacek Mieszalski. Er wiederum wollte Skarżysko im Januar nicht verlassen. Die Gründe für sein Handeln sollen sein Geheimnis bleiben.

    Als ob die Katastrophen, die während der Besatzung über die Stadt hereinbrachen, nicht genug wären, erschossen die Deutschen im Juni 1944 eine große Gruppe von Menschen gegenüber unserer Kirche. Zu ihnen gehörte Wacław Mieszalski.

    Der bereits erwähnte Staszek Michnowski, heute Wissenschaftler und ein absolut zuverlässiger Mann, hat errechnet, dass Skarżysko eine der ersten Städte in Polen war, die während der Okkupation das relativ größte Blutopfer gebracht hat. Diese in Polen wohl nur wenigen bekannte Stadt mit ihrem einzigen August-Witkowski-Gymnasium und der späteren August-Witkowski-Oberschule in der Zwischenkriegszeit brachte auch eine relativ große Zahl hervorragender, rechtschaffener und tadelloser Menschen hervor. Sie hat Universitätsprofessoren, Juristen, Ärzte, Konstrukteure, Mathematiker, Physiker und Chemiker hervorgebracht, die ihrem Land gut gedient haben und immer noch dienen.

    Niemand soll hier denken, dass ich aus Lokalpatriotismus spreche. Dies sind die zuverlässigsten Fakten. Dass es sich um eine besondere Stadt handelte und dass die Menschen, die aus ihr hervorgingen, nicht nur wenige waren und dass sie einander sehr verbunden waren, zeigt sich auch darin, dass sie sich mehr als 40 Jahre nach dieser Zeit immer noch auf dem Gelände von Warschau treffen, um in Erinnerungen an ihre Jugend und die gute alte Zeit zu schwelgen. Die Initiatorin dieser Treffen und die Seele der ganzen Gesellschaft, die dort zusammenkommt, ist unsere treue Freundin Marysia Wytrzyszczewska. Sie hat auch viele warme Worte verdient, aber dazu später mehr.

     Und noch ein letztes Wort zu diesen Zeiten. Einige Zeit nach meiner Abreise nach Warschau verhafteten die Deutschen Olenka Tatkowska und Marysia Jóźwiakówna, die mit mir in demselben Büro arbeiteten, wie ich bereits erwähnt habe. Sie verhafteten sie im Zusammenhang mit meinem Fall und hielten sie etwa zwei Wochen lang in Kielce fest, um sie in meinen Fall hineinzuziehen. Die Mädchen wussten natürlich, dass ich in die Verschwörung verwickelt war, aber sie kannten keine Details, da sie selbst nicht daran beteiligt waren. Sie wurden freigelassen, aber ich weiß, dass es einen gewissen Groll gegen mich gab (vor allem in meiner Familie), dass ich schuld daran war. Natürlich, in gewisser Weise schon, aber sollte ich mir dafür Vorwürfe machen? "Mein" Deutscher - Max Geicke - sagte nach der "Razzia" bei mir, dass er mich in irgendeiner Verbindung mit Holz vermutete, weil ich nach der Arbeit oft im Sägewerk gesehen worden war. Der Deutsche wusste nicht, dass ich das Radio mit Władek Brzeziński abgehört hatte, das im Keller seiner mechanischen Werkstatt versteckt war.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz