Tych Sarnak wsławionych osiągnięciami wywiadu A.K. , a dotyczącymi niemieckiej broni V1. Pociski tam właśnie padały, gdzieś w nadburzańskich bagnach, wystrzeliwane zdaje się z okolic Dębicy. Stamtąd dostałem się do wspomnianego majątku trochę piechotą, trochę jakimiś przygodnymi furmankami.. Gdzie po drodze nocowałem – nie pamiętam. Odszukałem administratora. Był, jak pamiętam, nieco wystraszony moją wizytą. Nocowałem w jakichś zabudowaniach gospodarskich tak, by mnie nikt nie widział. Woził mnie linijką gdzieś w pola. Spotykaliśmy jakichś ludzi. Przesuwa mi się to przed oczyma, jak bardzo zamglony obraz. Wróciłem do Warszawy po tygodniu. Ogłoszenie o „BIUrku” na Królewskiej. Spotkania z majorem Okoniem w Ogrodzie Saskim i tak płynął czas, aż do następnej podróży. Ta była znamienna dlatego, że epopeja warszawska jakby wisiała już w powietrzu i dlatego, że przeżyłem w tej podróży chyba najwięcej wrażeń. Miałem się dostać do administratora majątku hr. Platerów w Platerowie nad Bugiem. Rosjanie dochodzili już do Bugu, wobec czego podróżowanie dla cywila sprawiało nie lada trudności. Wyjechałem w kierunku Mińsk Mazowiecki – Siedlce. Trochę pociągiem osobowym, trochę towarowym, w każdym razie wczesnym popołudniem byłem już w Siedlcach. Tam wyraźna panika. Siedlce tej nocy było bombardowane. Czuło się front tuż, tuż. O dalszej jeździe w jakichś względnie normalnych warunkach nie było mowy. Ruch na stacji – to tylko transporty wojskowe. Rozglądam się zupełnie bezradny, bo do celu mojej podróży z Siedlec było ok. 70 kilometrów. Co robić? Nagle widzę znajomą twarz pięknej dziewczyny. Aż przetarłem oczy ze zdumienia. Zobaczyła mnie również i oboje w tym straszliwym bałaganie byliśmy ze spotkania bardzo szczęśliwi. Była to bratnia dusza, ale by tego dowieść muszę się nieco cofnąć z mym opowiadaniem. Nie pamiętam już z jakiego to z kolei zagrożenia, musiałem czasowo zmienić mieszkanie i znalazłem się, dzięki Stefanowi, u Irki Adamskiej – wtedy już Irki Witkowskiej, na ul. Terespolskiej na Grochowie. Tam, któregoś dnia na uroczystej kolacji (nie pamiętam powodu) poznałem właśnie tę bardzo przystojną panią, trochę chyba starszą ode mnie. Była duszą towarzystwa i z opowiadań przy stole wynikało, że praca konspiracyjna nie była jej obca. I to jakaś specjalna praca. Okazało się, że dziewczyna władała perfekt niemieckim i francuskim, że z jakimiś poleceniami często przemierzała trasę Berlin-Paryż. Było to bardzo intrygujące, ale były to czasy, w których nie zadawało się zbyt wielu pytań. Widziałem ją tam chyba raz, ale dzięki nieprzeciętnej urodzie, rozpoznałem bez trudu. Zapytana czy wraca do warszawy, czy jedzie gdzieś dalej – odpowiedziała, że dalej, tylko nie bardzo widzi możliwości. Po dalszej rozmowie okazało się, że jedziemy w tym samym kierunku (ona o jedną stację bliżej). Na jednym z peronów podstawiono jakiś trochę dziwny towarowo-osobowy pociąg niemiecki. Lokomotywa była pod parą. Obok kręcili się niemieccy żołnierze i jakiś oficer. Od kolejarzy polskich dowiedzieliśmy się, ze pociąg ten jechać ma zaraz w dogodnym dla nas kierunku. Nim się zorientowałem, dziewczyna już była przy oficerze niemieckim prosząc, by pozwolił nam jechać tym pociągiem. Podszedłem i ja, zaczęliśmy go maglować we dwoje, argumentując, że musimy jakoś wywiązać się z polecenia służbowego (ja oczywiście „nieśmiertelne” deski, ona – nie pamiętam już co). Oficer, nie mam żadnej wątpliwości, ze ujęty urokiem dziewczyny, machnął ręką na znak zgody, ale pod warunkiem, że pojedziemy na platformie z piaskiem przed lokomotywą. Kto przeżył okupację, ten pamięta, że Niemcy, aby chronić lokomotywę i resztę pociągu przed coraz częstszymi zamachami Ruchu Oporu – umieszczali przed lokomotywą platformę załadowaną piachem, aby w razie wybuchu na torach – ona wylatywała przed wszystkim w powietrze. Było nam oczywiście wszystko jedno, byle jechać. Wgramoliliśmy się na platformę i pociąg wkrótce ruszył. Jechał nawet dość szybko, ale zwalniał i zatrzymywał się przy każdym, najmniejszym nawet mostku kolejowym. Niemcy wyskakiwali z jakimiś paczkami, coś majstrowali i pociąg po jakimś czasie ruszał znowu. Zaczęliśmy te zabiegi ukradkiem obserwować i okazało się, ze Niemcy po prostu minują każdy most. Był to pociąg saperski. Wiedzieliśmy, że Rosjanie dochodzą podobno do Bugu, ale nie wiedzieliśmy, ze sytuacja jest tak poważna. Wobec częstych i dość długich postojów jazda przeciągała się. Dziewczyna wysiadła na jednej stacyjce przed moją – nie pamiętam dziś nazwy ani jednej, ani drugiej. Umówiliśmy się, raczej teoretycznie, że będziemy próbowali się spotkać na tej trasie jutro przed południem i wrócimy do warszawy razem, ale oboje wiedzieliśmy, ze szans na spotkanie nie ma. Dojechałem do mojej stacji już sam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
These Sarnaks are famous for the achievements of A.K. intelligence. and concerning German V1 weapons. The missiles fell there, somewhere in the marshes by the river Bug river, fired I think from the vicinity of Debica. From there I got to the mentioned estate a bit on foot, a bit in some casual carts. Where I spent the night on the way - I don't remember. I found the administrator. He was, as I remember, a bit frightened by my visit. I spent the night in some farm buildings so that no one would see me. He drove me with a ruler somewhere in the fields. We met some people. It flashes before my eyes like a very hazy picture. I returned to Warsaw after a week. An announcement about "BIUrk" on Krolewska street. Meetings with Major Okon in the Saxon Garden and so time passed until the next journey. This one was significant because the Warsaw epic seemed to be already hanging in the air and because I probably experienced the most impressions on this trip. I was to get to the administrator of the estate of Count Plater in Platerowo on the Bug River. The Russians had already reached the Bug river, so travelling for a civilian was very difficult. I left in the direction of Minsk Mazowiecki - Siedlce. I took a little bit of a passenger train, a little bit of a goods train, and in any case, in the early afternoon I was already in Siedlce. There was a clear panic. Siedlce was bombarded that night. It felt like the front was just around the corner. There was no way I could continue my journey in relatively normal conditions. The traffic at the station - only military transports. I look around completely helpless as it was about 70 kilometres from Siedlce to my destination. What to do? Suddenly, I see a familiar face of a beautiful girl. I rubbed my eyes in astonishment. She saw me too and in this terrible mess we were both very happy to meet. She was my soul mate, but to prove it I have to go a bit back with my story. I don't remember anymore from what danger I had to temporarily change my flat and I found myself, thanks to Stefan, at the house of Irka Adamska - then already Irka Witkowska, in Terespolska Street in Grochów district. There, one day during a ceremonial dinner (I don't remember the reason) I met this very handsome lady, probably a bit older than me. She was the soul of the company and from the stories told at the table it seemed that underground work was not alien to her. And it was some kind of special work. It turned out that the girl had a perfect command of German and French, that she often travelled between Berlin and Paris with some orders. It was very intriguing, but those were times when one didn't ask too many questions. I think I saw her there once, but thanks to her unusual beauty, I recognized her without difficulty. When asked whether she was going back to Warsaw or going somewhere else, she replied that she was going further, but she did not really see the possibilities. After further conversation it turned out that we were going in the same direction (she was one station closer). On one of the platforms there was some kind of a strange German freight train. The locomotive was under steam. German soldiers and an officer were hanging around. From the Polish railwaymen we learned that this train was to go in a direction convenient for us. Before I knew it, the girl was already with the German officer, asking him to let us take the train. The two of us started to mangle him, arguing that we must somehow fulfil the official order (I, of course, "immortal" boards, she - I do not remember what). The officer, I have no doubt, taken by the girl's charm, waved his hand as a sign of consent, but on condition that we ride on a platform with sand in front of the locomotive. Those who survived the occupation will remember that the Germans, in order to protect the locomotive and the rest of the train from more and more frequent attacks of the Resistance Movement, placed a platform loaded with sand in front of the locomotive so that in case of an explosion on the tracks - it would fly out in front of everything. Of course, we didn't care, just go. We climbed onto the platform and the train soon set off. It was even going quite fast, but it slowed down and stopped at every railway bridge, even the smallest one. The Germans would jump out with some parcels, tinker with something and after a while the train would move again. We began to observe these operations surreptitiously and it turned out that the Germans were simply passing each bridge. It was a sapper train. We knew that the Russians were supposedly reaching the Bug River, but we did not know that the situation was so serious. Because of the frequent and quite long stops, the journey dragged on. The girl got off at one station before mine - I don't remember the name of either one or the other today. We agreed, rather theoretically, that we would try to meet on this route tomorrow before noon and return to Warsaw together, but we both knew that there was no chance of meeting. I arrived to my station already alone.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Diese Sarnaks sind berühmt für die Leistungen der A.K.-Intelligenz. und über deutsche V1-Waffen. Die Raketen fielen dort, irgendwo in den Sümpfen am Fluss Bug, abgefeuert, glaube ich, aus der Nähe von Debica. Von dort aus erreichte ich das besagte Anwesen ein wenig zu Fuß, ein wenig mit einigen lässigen Karren. Wo ich unterwegs übernachtet habe, weiß ich nicht mehr. Ich habe den Administrator gefunden. Er war, wie ich mich erinnere, ein wenig erschrocken über meinen Besuch. Ich verbrachte die Nacht in einigen landwirtschaftlichen Gebäuden, damit mich niemand sehen konnte. Er hat mich mit einem Lineal irgendwo in die Felder gefahren. Wir haben einige Leute getroffen. Wie ein verschwommenes Bild taucht es vor meinen Augen auf. Nach einer Woche kehrte ich nach Warschau zurück. Eine Ankündigung über "BIUrk" in der Krolewska Straße. Treffen mit Major Okon im Sächsischen Garten und so verging die Zeit bis zur nächsten Reise. Dies war wichtig, weil das Warschauer Epos bereits in der Luft zu hängen schien und weil ich auf dieser Reise wahrscheinlich die meisten Eindrücke erlebt habe. Ich sollte zum Verwalter des Anwesens des Grafen Plater in Platerowo am Fluss Bug gehen. Die Russen hatten bereits den Bug erreicht, so dass das Reisen für Zivilisten sehr schwierig war. Ich fuhr in Richtung Minsk Mazowiecki - Siedlce. Ich bin ein bisschen mit dem Personenzug gefahren, ein bisschen mit dem Güterzug, und auf jeden Fall war ich am frühen Nachmittag schon in Siedlce. Es herrschte eine deutliche Panik. Siedlce wurde in dieser Nacht bombardiert. Es fühlte sich an, als stünde die Front gleich um die Ecke. Es gab keine Möglichkeit, meine Reise unter relativ normalen Bedingungen fortzusetzen. Der Verkehr am Bahnhof - nur Militärtransporte. Völlig ratlos schaue ich mich um, denn von Siedlce bis zu meinem Ziel sind es etwa 70 Kilometer. Was ist zu tun? Plötzlich sehe ich das bekannte Gesicht eines schönen Mädchens. Ich rieb mir erstaunt die Augen. Sie sah mich auch, und in diesem schrecklichen Durcheinander waren wir beide sehr froh, uns zu treffen. Sie war meine Seelenverwandte, aber um das zu beweisen, muss ich in meiner Geschichte ein wenig zurückgehen. Ich weiß nicht mehr, aus welcher Gefahr heraus ich vorübergehend die Wohnung wechseln musste, und dank Stefan fand ich mich im Haus von Irka Adamska - damals schon Irka Witkowska - in der Terespolska-Straße im Stadtteil Grochów wieder. Dort traf ich eines Tages während eines feierlichen Abendessens (ich erinnere mich nicht mehr an den Grund) diese sehr hübsche Dame, die wahrscheinlich etwas älter war als ich. Sie war die Seele des Unternehmens, und aus den Geschichten, die am Tisch erzählt wurden, ging hervor, dass ihr die Arbeit unter Tage nicht fremd war. Und es war eine ganz besondere Arbeit. Es stellte sich heraus, dass das Mädchen die deutsche und französische Sprache perfekt beherrschte und oft mit Aufträgen zwischen Berlin und Paris unterwegs war. Es war sehr faszinierend, aber das waren noch Zeiten, in denen man nicht zu viele Fragen stellte. Ich glaube, ich habe sie dort einmal gesehen, aber dank ihrer außergewöhnlichen Schönheit habe ich sie ohne Schwierigkeiten wiedererkannt. Auf die Frage, ob sie nach Warschau zurückkehre oder woanders hingehen wolle, antwortete sie, sie wolle weitergehen, aber sie sehe die Möglichkeiten nicht wirklich. Nach einem weiteren Gespräch stellte sich heraus, dass wir in dieselbe Richtung fuhren (sie war eine Station näher). Auf einem der Bahnsteige stand eine Art seltsamer deutscher Güterzug. Die Lokomotive stand unter Dampf. Deutsche Soldaten und ein Offizier trieben sich dort herum. Von den polnischen Eisenbahnern erfuhren wir, dass dieser Zug in eine für uns günstige Richtung fahren sollte. Ehe ich mich versah, war das Mädchen schon bei dem deutschen Offizier und bat ihn, uns den Zug nehmen zu lassen. Wir beide fingen an, ihn zu zerfleischen, mit dem Argument, dass wir irgendwie den offiziellen Auftrag erfüllen müssen (ich natürlich, "unsterbliche" Bretter, sie - ich weiß nicht mehr was). Der Offizier, der zweifellos vom Charme des Mädchens angetan war, winkte mit der Hand als Zeichen der Zustimmung, allerdings unter der Bedingung, dass wir auf einem Bahnsteig mit Sand vor der Lokomotive fahren. Diejenigen, die die Besatzung überlebt haben, werden sich daran erinnern, dass die Deutschen, um die Lokomotive und den Rest des Zuges vor den immer häufigeren Angriffen der Widerstandsbewegung zu schützen, eine mit Sand beladene Plattform vor die Lokomotive legten, so dass diese im Falle einer Explosion auf den Gleisen vor allem wegfliegen würde. Natürlich war es uns egal, wir wollten einfach nur gehen. Wir kletterten auf den Bahnsteig, und der Zug fuhr bald los. Er fuhr sogar ziemlich schnell, wurde aber langsamer und hielt an jeder noch so kleinen Eisenbahnbrücke an. Die Deutschen sprangen mit einigen Paketen heraus, bastelten an etwas herum und nach einer Weile fuhr der Zug wieder. Wir begannen, diese Vorgänge heimlich zu beobachten, und es stellte sich heraus, dass die Deutschen einfach jede Brücke passierten. Es war ein Pionierzug. Wir wussten, dass die Russen angeblich den Fluss Bug erreicht hatten, aber wir wussten nicht, dass die Lage so ernst war. Wegen der häufigen und recht langen Stopps zog sich die Reise in die Länge. Das Mädchen stieg an einer Station vor meiner aus - ich weiß heute weder den Namen der einen noch der anderen Station. Wir vereinbarten, eher theoretisch, dass wir versuchen würden, uns morgen vor Mittag auf dieser Strecke zu treffen und gemeinsam nach Warschau zurückzukehren, aber wir wussten beide, dass es keine Chance auf ein Treffen gab. Ich kam bereits allein an meinem Arbeitsplatz an.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz