KONSPIRACJA W SKARŻYSKU
Chyba jeszcze w 1940 roku biuro firmy drzewnej, w której pracowałem, przeniesione zostało z ul. Piłsudskiego do domku u wylotu ulicy prowadzącej na Wytwórnię, przedłużenie jakby ul. Kolejowej, nie pamiętam jak się nazywała. Domek ten należał do firmy „Ekonomia”, również tartak i jeszcze jakaś produkcja, może pomocy szkolnych, bo pamiętam zmagazynowane tam globusy szkolne. Nota bene jeden taki globus otrzymałem kiedyś w prezencie od p. dyrektor Bałtruszajtis, która była udziałowcem „Ekonomii”. Udziałowcem (współwłaścicielem) był również p. Bargiel, który urzędował obok naszego pokoju biurowego. „Ekonomia” - tartak przejęta została przez firmę O. Geicke. Tartak mieścił się w pobliżu, ok. 400-500 m. W tartaku, jako kierownik warsztatu mechanicznego, pracował Władysław Brzeziński, kolega chyba Tadzika ze szkoły powszechnej, a później nauczyciel w szkole Rzemieślniczej. Często bywał w biurze, często rozmawialiśmy nie tylko na tematy z frontów, przy tym miał do mnie zaufanie. Był to okres (1942), kiedy wydawało mi się, że praca w konspiracji jest już absolutnym obowiązkiem, dlatego, kiedy W. Brzeziński zaproponował mi wstąpienie do organizacji – nie wahałem się ani chwili. Po prostu wydawało mi się, że dojrzałem do tego. W dniu 1.X.1942 w jego domu, niedaleko mego biura, wieczorem, przy zapalonej świecy i krucyfiksie odebrał ode mnie przysięgę. Przyznam, że była to chwila z jednej strony lęku przed następstwami, z drugi zaś czegoś wielkiego, wzniosłego.
Organizacja nazywała się „Polska Niepodległa”, a ja przybrałem pseudonim „Faber”
Pierwsze moje „działania” nie były ani wielkie, ani imponujące. Była to szara praca łącznika organizacji. Codziennie jeździłem na obiad do domu i potem z powrotem do pracy. Jechałem od czasu pracy w Organizacji specjalną drogą tak, by przejeżdżać koło skrzynki kontaktowej, gdzieś przy ul. Konarskiego; tam otrzymywałem dokumenty i wiozłem je do Wiesława Trojanowskiego (pseudonim Walerian) na ul. Kościuszki. Tam zwykle otrzymywałem jakieś zadania do wykonania. Pamiętam, że w czasie bardzo srogiej i śnieżnej zimy 1942/43 jeździłem również na kolonię urzędniczą przy fabryce amunicji dp pana Bujanowskiego. Nie raz czekałem na niego przy trzaskającym mrozie, kryjąc się gdzieś w krzakach. Jeśli będziecie na cmentarzu w Skarżysku w kwaterze rozstrzelanych chyba w czerwcu 1944 koło kościoła – zobaczycie obok mogiły Wacka Mieszalskiego, którego spotkał ten los, również mogiłę z nazwiskiem Bujnowski. Czyżby to był ten sam pan, do którego jeździłem? To bardzo prawdopodobne, ale na tablicach nie podaje się tam dat urodzenia, więc trudno wiedzieć czy to był młody, czy starszy człowiek jak „Mój” pan Augustyn Bujnowski pseudonim „Wawrzyk”
W końcu 1942 skierowany zostałem przez Organizację na konspiracyjny Kurs Podchorążych Rezerwy Piechoty „Polska Niepodległa” już wtedy najprawdopodobniej weszła do Związku Walki Zbrojnej, a później do Armii Krajowej. Zajęcia odbywały się na Posadaju (gdzieś w końcu ul. 3 Maja) – w małych domkach – zmienialiśmy je często, nie rzadko przy świeczkach i na ogół w bardzo niskiej temperaturze. Zbierało się tam kilkunastu młodych ludzi, których o ile dobrze pamiętam, wielu nie znałem zupełnie. Jednego znałem na pewno – był to kadet, chyba z Rawicza. Nazwiska niestety nie mogę sobie przypomnieć (Skonieczny), ale dla skarżyszczan była to postać dość znana, bo kadet tuż przed wojną był chyba jeden. Opiekunem Kursu i głównym wykładowcą był podporucznik artylerii Miernik (mieszkał zdaje się na 3-go Maja). Poza tym wykładowcy się zmieniali. Mieliśmy zajęcia nawet w terenie. Było to wczesną wiosną 1943 na polance leśnej i okolicznych lasach.
Naukę o broni nieoczekiwanie dla mnie miałem przy współudziale Czapli (Tadeusza Czaplarskiego – mego przyjacielu), z którym dotychczas nie miałem kontaktu organizacyjnego. „Obrabialiśmy” wspólnie ręczny karabin maszynowy. Jak na warunki konspiracyjne działaliśmy dość „zmyślnie”, bo rkm stał na stole w pokoju, skierowany lufą w okno, jak pamiętam, zasłonięte okiennica. Na szczęście dom Tadka stał w sporej odległości od ulicy, na szczęście, bo któregoś dnia mój nauczyciel Tadzio wyjaśniał mi technikę strzelania, już po setkach prób ze składaniem i rozkładaniem i wygarnął z rkm-u aż miło, prosto w okno. Na szczęście broń była na ogień pojedynczy, nie ciągły i jeszcze raz na szczęście – robiliśmy to w biały tak, że gwar ulicy zagłuszył jakoś strzał. Tego okupacyjnego szczęścia miałem doświadczyć jeszcze wiele, wiele razy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
CONSPIRACY IN SKARŻYSKO
Probably in 1940 the office of the timber company, in which I worked, was moved from Piłsudskiego Street to a small house at the end of the street leading to the factory, an extension of Kolejowa Street, I don't remember what it was called. This house belonged to the "Ekonomia" company, also a sawmill and some kind of production, maybe of school aids, because I remember school globes stored there. Nota bene, I once received one such globe as a gift from Mrs. Baltruszajtis, who was a shareholder in "Ekonomia". The shareholder (co-owner) was also Mr. Bargiel, who used to work next to our office room. "Ekonomia" - The sawmill was taken over by the company O. Geicke. The sawmill was located nearby, about 400-500 m. Władysław Brzeziński, Tadzik's friend from primary school and later a teacher at the Crafts School, worked in the sawmill as the head of the mechanical workshop. He was often in the office, we often talked, not only about matters from the front, and he trusted me. It was a period (1942), when it seemed to me that work in the underground was already an absolute duty, so when W. Brzeziński proposed that I join the organisation - I did not hesitate for a moment. It simply seemed to me that I was ripe for it. On 1.10.1942 in his house, not far from my office, in the evening, by candle light and crucifix, he took the oath from me. I must admit that it was a moment of, on the one hand, fear of the consequences and, on the other, something great and sublime.
The organisation was called "Independent Poland", and I took the pseudonym "Faber"
My first "activities" were neither great nor impressive. It was the grey work of an organisation liaison officer. Every day I would go home for lunch and then back to work. Since my work in the Organization I used to take a special route so as to pass by a contact box somewhere in Konarski street; there I received documents and took them to Wieslaw Trojanowski (pseudonym Walerian) in Kosciuszko street. There I was usually given some tasks to perform. I remember that during a very harsh and snowy winter of 1942/43 I also went to the clerical colony near the ammunition factory to Mr. Bujanowski. More than once I waited for him in the cracking cold, hiding somewhere in the bushes. If you go to the cemetery in Skarżysko, in the grave of those shot, probably in June 1944 near the church - you will see next to the grave of Wacek Mieszalski, who met this fate, also a grave with the surname Bujnowski. Could it be the same man I used to go to? It is very probable, but on the plaques there are no birth dates, so it is difficult to know whether it was a young or an older man like "My" Mr Augustyn Bujnowski alias "Wawrzyk"
At the end of 1942 I was directed by the Organization to an underground Infantry Reserve Cadet Course "Polska Niepodległa" (Independent Poland) already at that time most probably joined the Union for Armed Struggle and later the Home Army. The classes took place on Posadaj (somewhere at the end of 3 Maja Street) - in small houses - we changed them frequently, not infrequently by candlelight and generally in very low temperatures. A dozen or so young people would gather there, many of whom, as far as I remember, I did not know at all. I knew one for sure - he was a cadet, probably from Rawicz. Unfortunately, I cannot recall his surname (Skonieczny), but for the people of Skarżysko he was quite a well-known figure, because there was probably only one cadet just before the war. The Course's tutor and main lecturer was Second Lieutenant of Artillery Miernik (I think he lived on 3-go Maja Street). Besides, the lecturers changed. We even had classes in the field. It was early spring 1943 on a forest glade and surrounding woods.
Unexpectedly for me I was learning about weapons with Czapla's participation (Tadeusz Czaplarski - my friend), with whom I had no organisational contact so far. We "worked" together on a hand machine gun. As for the conspiratorial conditions we acted quite "cleverly", because the submachine gun was standing on the table in the room, its barrel directed at the window, as I remember, covered with a shutter. Fortunately, Tadek's house was situated quite far from the street, fortunately, because one day my teacher Tadzio was explaining to me the shooting technique, after hundreds of trials with folding and unfolding, and he blew out the light machine gun as nice as he could, straight into the window. Fortunately, the weapon was for single fire, not continuous, and again, fortunately - we were doing it in white, so that the noise of the street somehow drowned out the shot. This occupational luck I was to experience many, many times.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
KONSPIRATION IN SKARŻYSKO
Wahrscheinlich 1940 wurde das Büro der Holzfirma, in der ich arbeitete, von der Piłsudskiego-Straße in ein kleines Haus am Ende der Straße, die zur Fabrik führte, verlegt, eine Verlängerung der Kolejowa-Straße, ich weiß nicht mehr, wie sie hieß. Dieses Haus gehörte zur Firma "Ekonomia", die auch ein Sägewerk und irgendeine Art von Produktion betrieb, vielleicht von Schulbedarf, denn ich erinnere mich, dass dort Schulgloben gelagert wurden. Nota bene, ich habe einmal einen solchen Globus von Frau Baltruszajtis, die Aktionärin von "Ekonomia" war, geschenkt bekommen. Der Anteilseigner (Miteigentümer) war auch Herr Bargiel, der neben unserem Büroraum gearbeitet hat. "Ekonomia" - Das Sägewerk wurde von der Firma O. übernommen. Geicke. Das Sägewerk befand sich in der Nähe, etwa 400-500 m entfernt. Władysław Brzeziński, Tadziks Freund aus der Grundschule und später Lehrer an der Handwerksschule, arbeitete im Sägewerk als Leiter der mechanischen Werkstatt. Er war oft im Büro, wir unterhielten uns oft, nicht nur über Angelegenheiten an der Front, und er vertraute mir. Es war eine Zeit (1942), in der mir die Arbeit im Untergrund bereits als absolute Pflicht erschien, und als W. Brzeziński mir vorschlug, der Organisation beizutreten, zögerte ich keinen Augenblick. Ich hatte einfach den Eindruck, dass ich reif dafür war. Am 1.10.1942 nahm er mir in seinem Haus, nicht weit von meinem Büro entfernt, abends bei Kerzenlicht und Kruzifix den Eid ab. Ich muss zugeben, dass es ein Moment war, in dem ich einerseits Angst vor den Konsequenzen hatte und andererseits etwas Großes und Erhabenes.
Die Organisation nannte sich "Unabhängiges Polen", und ich nahm das Pseudonym "Faber" an.
Meine ersten "Aktivitäten" waren weder großartig noch beeindruckend. Es war die graue Arbeit eines Verbindungsbeamten für Organisationen. Jeden Tag ging ich zum Mittagessen nach Hause und dann zurück zur Arbeit. Seit meiner Arbeit in der Organisation nahm ich einen besonderen Weg, um an einem Briefkasten irgendwo in der Konarski-Straße vorbeizukommen; dort nahm ich Dokumente entgegen und brachte sie zu Wieslaw Trojanowski (Pseudonym Walerian) in der Kosciuszko-Straße. Dort bekam ich in der Regel einige Aufgaben zu erfüllen. Ich erinnere mich, dass ich in einem sehr strengen und verschneiten Winter 1942/43 auch in die kirchliche Kolonie in der Nähe der Munitionsfabrik zu Herrn Bujanowski ging. Mehr als einmal habe ich in der klirrenden Kälte auf ihn gewartet und mich irgendwo im Gebüsch versteckt. Wenn Sie den Friedhof in Skarżysko besuchen, werden Sie im Grab der Erschossenen - wahrscheinlich im Juni 1944 in der Nähe der Kirche - neben dem Grab von Wacek Mieszalski, den dieses Schicksal ereilte, auch ein Grab mit dem Nachnamen Bujnowski sehen. Könnte es derselbe Mann sein, zu dem ich früher gegangen bin? Es ist sehr wahrscheinlich, aber auf den Tafeln sind keine Geburtsdaten angegeben, so dass es schwierig ist, zu wissen, ob es sich um einen jungen oder einen älteren Mann wie "meinen" Herrn Augustyn Bujnowski alias "Wawrzyk" handelt.
Ende 1942 wurde ich von der Organisation zu einem unterirdischen Kadettenkurs der Infanteriereserve "Polska Niepodległa" (Unabhängiges Polen) eingewiesen, wo ich mich wahrscheinlich bereits der Union für den bewaffneten Kampf und später der Heimatarmee anschloss. Der Unterricht fand in Posadaj (irgendwo am Ende der Straße 3 Maja) statt - in kleinen Häusern, die wir häufig wechselten, nicht selten bei Kerzenlicht und im Allgemeinen bei sehr niedrigen Temperaturen. Dort versammelten sich etwa ein Dutzend junger Leute, von denen ich viele, soweit ich mich erinnere, überhaupt nicht kannte. Einen kannte ich mit Sicherheit - er war Kadett, wahrscheinlich aus Rawicz. Leider kann ich mich nicht an seinen Nachnamen (Skonieczny) erinnern, aber für die Einwohner von Skarżysko war er eine recht bekannte Persönlichkeit, denn kurz vor dem Krieg gab es wahrscheinlich nur einen Kadetten. Der Tutor und Hauptdozent des Kurses war der Oberleutnant der Artillerie Miernik (ich glaube, er wohnte in der Straße 3go Maja). Außerdem wechselten die Dozenten. Wir hatten sogar Unterricht auf dem Feld. Es war im Frühjahr 1943 auf einer Waldlichtung und in den umliegenden Wäldern.
Für mich unerwartet lernte ich unter Beteiligung von Czapla (Tadeusz Czaplarski - mein Freund), mit dem ich bisher keinen organisatorischen Kontakt hatte, etwas über Waffen. Wir haben zusammen an einem Handmaschinengewehr "gearbeitet". Was die konspirativen Bedingungen anbelangt, so haben wir uns ziemlich "clever" verhalten, denn die Maschinenpistole stand auf dem Tisch im Zimmer, ihr Lauf war auf das Fenster gerichtet, das, wie ich mich erinnere, mit einem Fensterladen abgedeckt war. Zum Glück lag Tadeks Haus ziemlich weit von der Straße entfernt, zum Glück, denn eines Tages erklärte mir mein Lehrer Tadzio die Schusstechnik, nach hunderten von Versuchen mit dem Ein- und Ausklappen, und er blies das leichte Maschinengewehr so schön wie möglich aus, direkt ins Fenster. Zum Glück war die Waffe für Einzelfeuer ausgelegt, nicht für Dauerfeuer, und - noch einmal, zum Glück - machten wir es in Weiß, so dass der Lärm der Straße den Schuss irgendwie übertönte. Dieses berufliche Glück sollte ich noch viele, viele Male erleben.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz