wtorek, 26 kwietnia 2022

Feliks Bernas Lubecki - Powstanie Warszawskie - Wola - Batalion „Czata 49” - Rękopis - 1939-45 - cz.22

Byłem, jak już pisałem, szefem łączników Batalionu. Miałem kilkunastu młodych chłopców, z których najmłodszy miał 14 lat. Byli to chłopcy nadzwyczaj dzielni i ofiarni. Nie było sytuacji, w której nie potrafili trafić z meldunkami i rozkazami do wysunietych naszych oddziałów, bądź dowództwa.
     Niemcy 3 sierpnia oprócz bomb na Wolę, zrzucili ulotki z rzekomym rozkazem Komendanta Głównego AK generała "Bora" złożenia broni. Było to oczywiste fałszerstwo, na które nikt nie dał się nabrać.
    Z za Wisły, zwłaszcza w nocy, ale nie tylko, słychać było grzmot artylerii. To był front. W dniu wybuchu Powstania i bezpośrednio przed nim, nie było godziny, by nad miastem nie było samolotów sowieckich. Obserwatorzy z dachów widzieli, jak na Pragę padały artyleryjskie pociski. Grzmot dział słychać było dzień i noc. Po wybuchu Powstania wszystko przycichło. Front słychać było już sporadycznie, ale mimo wszystko dodawało to sił do wytrwania, bo widać było, ze przebieg działań nie był taki, jak zaplanowano. Mówiło się po cichu, że Powstanie miało trwać 3-4 dni, po czym spodziewano się wkroczenia Czerwonej Armii. Tymczasem zapowiadało się na długotrwałe walki, które wystawiały miasto i mieszkańców, wobec bestjalstwa Niemców, na totalne zniszczenie. Czołgi po nauczce jaką otrzymali Niemcy w dniu 2 sierpnia, nie wjeżdżają już tak bezkarnie w nasze pozycje, a naprzykład na naszym odcinku ustawiają się na ulicy Żytniej i biją z dział w ściany naszych bloków, rozwalając jedną po drugiej. Widziałem tam kiedyś charakterystyczny obrazek. Szukając jakiegoś oficera, który potrzebny był majorowi "Witoldowi", doszedłem do ostatnich bloków na Karolkowej od strony Żytniej. Było tam piekło. Czołgi biły gęsto. Ściany były podziurawione jak sito. Wśród tego grzmotu dział czołgowych usłyszałem muzykę. Podszedłem do następnego pokoju a tam ... na fortepianie grał, waląc z całej siły w klawisze, chyba podporucznik Cedro (może ktoś inny) Etiudę Rewolucyjną Szopena. Pokój pełen gruzu, odłamków granatów, szkła, tynku i kurzu, a ten gra. Było to naprawdę niezwykłe wrażenie.
     Od pierwszych dni słychać było nad nami, a nawet widać lecące wielkie pociski. Wyglądało na to, że niemcy strzelają nimi ponad Warszawą na bliski front wschodni.
    Ataki na cmentarze są coraz groźiejsze. Wreszcie 6-go sierpnia Niemcy po bardzo gwałtownym bombardowaniu stukasami, wściekłym ogniu artylerii i granatników, wdarli się na cmentarze: kalwiński i ewangelicki. Śmiałe uderzenie Batalionu "Zośka" z flanki. Strzelanina i ok. 18,30 dziwna cisza (Zajęcie przez Niemców cmentarz zagrażałó już bezpośrednio dowództwu Zgrupowania na Okopowej, nie mówiąc już o dowództwie (Batalionu na Karolkowej). Cisza, jaka nagle zapanowała była bardzo denerwująca. Odwodów nie było już żadnych. Nie wiadomo było co się dzieje na cmantarzach po atakach "Zośki". Wtedy to major "Witold" zabrał mnie i we dwóch poszliśmy na cmentarz ewangelicki. Z ul. Mireckiego przechodziło się na cmentarz przez dziurę w murze. Musiałem być blady z emocji i co tu mówić - ze strachu. Przeszliśmy na cmentarz kalwiński, idąc nim w kierunku ul. Żytniej. Nie wiedzieliśmy co się dzieje w budynkach szpitala Karola i Marii*. Major polecił mi sprawdzić. Z duszą na ramieniu poszedłem skulony. Nadleciały stukasy, Pikowanie i piekielne syreny, które miały działać deprymująco i powiększać grozę. Muszę przyznać, że i działały i powiększały. W pierwszym, największym budynku nie było nikogo. Wszędzie pustka, sporadyczne strzały i cisza. Major polecił mi wrócić. Poszliśmy alejką cmentarną dalej. Major "Witold" po drodze tak mówi do mnie: "inteligent bedzie ze strachu w portki robił, ale nie da tego poznać po sobie". Wiedziałem, że musiał widzieć i rozumieć dobrze stan mojego ducha. W pewnej chwili usłyszeliśmy tupot biegnącego szybko człowieka. Biegł wprost na nas. Był to żołnierz w hełmie, z naszą opaską, z rkm-em, obwieszony taśmami naboi. Nie mógł złapać tchu. Pot ściekał ciurkiem z twarzy, przerażenie w oczach, wyraźnie zszokowany. "co się dzieje?" - pyta major. "Panie majorze! Niemcy! Nasi wyrżnięci w pień! Niemcy! Na to major: "Chłopcze, uspokój się, nie widzisz, że idziemy wam z pomocą?" Chłopakowi odjęło mowę jeszcze bardziej. Było nas tylko dwu. Major kazał mu oddać rkm i taśmy z amunicją i odesłał na tyły. W pewnej chwili przyklęknął i długo patrzył przez lornetkę w aleję cmentarną. Oderwał lornetkę od oczu, dał mi ją i mówi "Niech pan patrzy Ryszard". W lornetce widać było wyraźnie dziewczynę w panterce i z opaską idąca spokojnym krokiem. Wkrótce wyjaśniło się, że nasi odbili oba cmentarze. Niemcy uciekli w popłochu, zostawiającsporo broni i amunicji.

           Szpital Karola i Marii - fot. Muzeum Powstania Warszawskiego


* - Szpital na rozkaz podpułkownika "Radosława" ewakuowany został, wskutek bezpośredniego zagrożenia w dniu 5 sierpnia 44 roku.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ich war, wie ich bereits geschrieben habe, der Verbindungsoffizier des Bataillons. Ich hatte mehrere Jungen, von denen der jüngste 14 Jahre alt war. Diese Jungen waren außergewöhnlich mutig und aufopferungsvoll. Es gab keine Situation, in der sie nicht in der Lage gewesen wären, unsere vorgeschobenen Einheiten oder das Hauptquartier mit Berichten und Befehlen zu erreichen.
     Am 3. August warfen die Deutschen, abgesehen von den Bomben auf Wola, Flugblätter mit einem angeblichen Befehl von General "Bór", dem Befehlshaber der Heimatarmee, ab, die Waffen niederzulegen. Es war eine offensichtliche Fälschung, auf die niemand hereinfallen konnte.
    Von der anderen Seite der Weichsel hörte man, vor allem nachts, aber nicht nur, das Donnern der Artillerie. Das war die Vorderseite. Am Tag des Ausbruchs des Aufstandes und kurz davor gab es keine Stunde, in der nicht sowjetische Flugzeuge über der Stadt waren. Beobachter konnten von den Dächern aus sehen, dass Artilleriegranaten auf Praga fielen. Das Donnern der Kanonen war Tag und Nacht zu hören. Nach dem Ausbruch des Aufstandes wurde es ruhiger. Die Front war nur gelegentlich zu hören, aber sie gab uns dennoch Kraft, durchzuhalten, denn es war offensichtlich, dass die Aktion nicht wie geplant verlief. In aller Stille wurde gesagt, dass der Aufstand 3 bis 4 Tage dauern würde, danach sollte die Rote Armee einrücken. In der Zwischenzeit sah es nach einem langwierigen Kampf aus, der die Stadt und ihre Bewohner angesichts der Bestialität der Deutschen der totalen Zerstörung aussetzte. Die Panzer, die von den Deutschen am 2. August eine Lektion gelernt haben, fahren nicht mehr ungestraft in unsere Stellungen, und in unserem Abschnitt haben sie sich zum Beispiel in der Zytnia-Straße postiert und die Wände unserer Wohnblocks mit ihren Kanonen getroffen, wobei sie einen nach dem anderen zerstörten. Ich habe dort einmal ein charakteristisches Bild gesehen. Auf der Suche nach einem Offizier, der von Major "Witold" gebraucht wurde, erreichte ich die letzten Wohnblöcke in der Karolkowa von der Seite der Żytnia-Straße aus. Es war die Hölle dort. Die Panzer schlugen heftig. Die Wände waren durchlöchert wie ein Sieb. Inmitten des Donners der Panzerkanonen hörte ich Musik. Ich ging in den nächsten Raum und dort ... Oberleutnant Cedro (oder vielleicht jemand anderes) spielte mit aller Kraft Szopens Revolutionsetüde auf dem Klavier. Der Raum war voller Schutt, Granatsplitter, Glas, Gips und Staub, und er spielte. Es war ein wirklich außergewöhnlicher Eindruck.
     Von den ersten Tagen an konnten wir große Raketen über uns fliegen hören und sogar sehen. Es sah so aus, als würden die Deutschen sie über Warschau an der nahen Ostfront abfeuern.
    Die Angriffe auf Friedhöfe wurden immer gefährlicher. Am 6. August schließlich drangen die Deutschen nach einem heftigen Bombardement mit Stukas, heftigem Artilleriefeuer und Granatwerfern in die calvinistischen und evangelischen Friedhöfe ein. Mutiger Angriff des Bataillons "Zoska" von der Flanke her. Die Schießerei und gegen 18.30 Uhr eine seltsame Stille (die Besetzung des Friedhofs durch die Deutschen bedrohte direkt das Kommando der Gruppe in Okopowa, ganz zu schweigen vom Kommando des Bataillons in Karolkowa). Die Stille, die plötzlich eintrat, war sehr störend. Es gab keine weitere Verstärkung. Es war nicht bekannt, was auf den Friedhöfen nach den Angriffen von "Zoska" geschah. Dann nahm mich Major "Witold" mit und wir beide gingen zum evangelischen Friedhof. Wir sind von der Mireckiego-Straße durch ein Loch in der Mauer zum Friedhof gegangen. Ich muss blass gewesen sein vor Rührung und was soll ich sagen - vor Angst. Wir gingen zum kalvinistischen Friedhof in Richtung der Żytnia-Straße. Wir wussten nicht, was in den Gebäuden des Krankenhauses Karol und Maria* vor sich ging. Der Major befahl mir, das zu überprüfen. Mit meiner Seele auf der Schulter kauerte ich mich zusammen. Es kamen Stukas, Spaten und Höllensirenen, die eine bedrückende Wirkung haben und den Schrecken verstärken sollten. Ich muss zugeben, dass sie sowohl funktionierten als auch vergrößert wurden. Im ersten, größten Gebäude war niemand zu sehen. Überall Leere, gelegentliche Schüsse und Stille. Der Major befahl mir, zurückzugehen. Wir gingen weiter durch die Friedhofsgasse. sagt Major "Witold" zu mir auf dem Weg: "Der Intellektuelle wird zu Tode erschreckt sein, aber er wird es nicht zeigen". Ich wusste, dass er meinen Gemütszustand gesehen und gut verstanden haben musste. In einem bestimmten Moment hörten wir den Aufprall eines schnell laufenden Mannes. Er lief direkt auf uns zu. Es war ein Soldat mit einem Helm, mit unserer Armbinde, mit einem leichten Maschinengewehr, umgeben von Patronen. Er konnte nicht mehr zu Atem kommen. Schweiß rann ihm übers Gesicht, Entsetzen in den Augen, er war sichtlich geschockt. "Was ist hier los?" - fragt der Major. "Major! Deutsche! Unser Volk zu Boden geschlachtet! Deutsche! Da sagt der Major: "Junge, beruhige dich, siehst du nicht, dass wir kommen, um dir zu helfen?" Der Junge war noch mehr sprachlos. Wir waren nur zu zweit. Der Major befahl ihm, sein leichtes Maschinengewehr und die Munitionskassetten zurückzugeben und schickte ihn nach hinten. Plötzlich kniete er sich hin und schaute lange durch ein Fernglas auf die Friedhofsallee. Er nahm das Fernglas von seinen Augen weg, gab es mir und sagte: "Schau, Ryszard. Das Fernglas zeigte deutlich ein Mädchen in Tarnkleidung und mit einem Stirnband, das mit ruhigem Schritt ging. Es wurde bald klar, dass unsere Leute beide Friedhöfe zurückerobert hatten. Die Deutschen flohen in Panik und ließen eine Menge Waffen und Munition zurück.



* - Das Krankenhaus wurde auf Befehl von Oberstleutnant "Radoslaw" wegen der direkten Bedrohung am 5. August 44 evakuiert.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I was, as I have already written, the chief liaison officer of the Battalion. I had several young boys, the youngest of whom was 14 years old. These boys were exceptionally brave and self-sacrificing. There was no situation in which they were not able to reach our advanced units or the headquarters with reports and orders.
     On August 3 the Germans, apart from the bombs on Wola, dropped leaflets with an alleged order of General "Bór", the Home Army Commander, to lay down arms. It was an obvious forgery that nobody could be fooled by.
    From across the Vistula, especially at night, but not only, the thunder of artillery could be heard. This was the front. On the day of the outbreak of the Uprising and immediately before it, there was not an hour that there were no Soviet planes over the city. Observers could see from the rooftops that artillery shells were falling on Praga. The thunder of cannons could be heard day and night. After the outbreak of the Uprising everything quieted down. The front could be heard only occasionally, but it still gave us strength to persevere, as it was obvious that the course of action was not as planned. It was said quietly that the Uprising would last 3-4 days, after which the Red Army was expected to move in. In the meantime, it looked like a long-lasting fight, which would expose the city and its inhabitants, in the face of the Germans' bestiality, to total destruction. Tanks, having learnt a lesson from the Germans on August 2, no longer drive into our positions with impunity, and for example, in our section they set up in Zytnia Street and hit the walls of our blocks of flats with their cannons, destroying one after another. I once saw a characteristic picture there. Looking for some officer who was needed by Major "Witold", I reached the last blocks of flats on Karolkowa from the side of the Żytnia street. It was hell there. Tanks were beating thickly. The walls were perforated like a sieve. Among this thunder of tank guns I heard music. I went to the next room and there ... second lieutenant Cedro (or maybe someone else) was playing with all his might Szopen's Revolutionary Etude on the piano. The room was full of rubble, grenade fragments, glass, plaster and dust, and he was playing. It was a truly extraordinary impression.
     From the first days we could hear and even see large missiles flying above us. It looked as if the Germans were firing them over Warsaw on the near eastern front.
    The attacks on cemeteries were getting more and more dangerous. Finally, on August 6th, after a very fierce bombardment with Stukas, furious artillery fire and grenade launchers, the Germans broke into the Calvinist and Evangelical cemeteries. Bold attack of "Zoska" battalion from the flank. The shooting and around 6.30 p.m. a strange silence (Germans occupation of the cemetery threatened directly the command of Group in Okopowa, not to mention the command of Battalion in Karolkowa). The silence that suddenly fell was very annoying. There were no more reinforcements. It was unknown what was going on in the cemeteries after the attacks of "Zoska". Then Major "Witold" took me and the two of us went to the Evangelical cemetery. We walked from Mireckiego Street to the cemetery through a hole in the wall. I must have been pale with emotion and what to say - with fear. We walked to the Calvinist cemetery, going in the direction of Żytnia Street. We did not know what was going on in the buildings of the Karol and Maria* hospital. Major ordered me to check. With my soul on my shoulder I went huddled up. Stukas, Spades and infernal sirens came, which were supposed to have a depressing effect and increase the terror. I have to admit that they both worked and magnified. There was no one in the first, largest building. Emptiness everywhere, occasional gunshots and silence. Major ordered me to go back. We went further along the cemetery alley. Major "Witold" says to me on the way: "inteligent will be scared out of his wits, but he will not show it". I knew that he must have seen and understood well my state of mind. At a certain moment we heard the thud of a man running fast. He ran straight towards us. It was a soldier in a helmet, with our armband, with a light machine gun, surrounded by cartridges. He could not catch his breath. Sweat dripped down his face, horror in his eyes, clearly shocked. "What's going on?" - asks the Major. "Major! Germans! Our people slaughtered to the ground! Germans! So the major says: "Boy, calm down, can't you see that we are coming to help you?" The boy was even more speechless. There were only two of us. The major ordered him to give back his light machine gun and ammunition tapes and sent him to the rear. Suddenly he knelt down and looked through binoculars at the cemetery alley for a long time. He took the binoculars away from his eyes, gave them to me and said, "Look, Ryszard. In the binoculars I could clearly see a girl in a camouflage jacket and with a headband walking with a calm step. It soon became clear that our people had recaptured both cemeteries. The Germans fled in panic, leaving behind a lot of weapons and ammunition.



* - The hospital was evacuated on the order of Lieutenant Colonel "Radoslaw" due to the direct threat on 5 August 44.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz