niedziela, 3 kwietnia 2022

Feliks Bernas Lubecki - Armia Krajowa - SKARŻYSKO - SZYDŁOWIEC - Rękopis - 1939-45 - cz.4

 

     Chodzą słuchy, że w lasach przysuskich i koneckich działają jeszcze regularne oddziały naszej kawalerii – chodziło, jak się później okazało o oddział majora Hubala. Wszystko to obok uderzenia obuchem w głowę po klęsce, stwarza nadzieję, ze obecny nasz los to tylko kwestia czasu, że triumfujący Niemcy ze swoimi orkiestrami, werblami, swastykami, butą i pogardą znikną tak szybko, jak szybko się pojawili. Przed Świętami wraca Gąsiewicz po nieudanej przeprawie na Węgry. Pierwsza wojenna Wilia, bez kompletu bliskich Tadzik i Kazik. Smutne to Święta, ale nadzieja nie gaśnie. Dochodzą wiadomości o masowej masakrze dokonanej w Wawrze i Aninie. W Skarżysku spokój. Urzęduje nowy burmistrz miasta, były kierownik stolarni w szkole rzemieślniczej - Dąbrowski. Obecnie nazywa się Dombrowski. Rządzi miastem 20-letni szczeniak niemiecki Melch, chodzący w mundurze partyjnym. Patrzy na Polaków niewidzącymi oczyma, trzeba było przed tym gówniarzem zdejmować czapkę, wobec czego najczęściej schodzono mu z drogi.

     Mija Nowy Rok. „Byle do wiosny” - to ogólne powiedzenie wtedy. W mieście nadal spokojnie. Słyszy się jednak coś nie coś o jakiejś organizacji, mającej działać w mieście i okolicach.

     Mija styczeń. W lutym grom poraża miasto. Niemcy przesuwają początek godziny policyjnej na godzinę 17. Od tej godziny codziennie w drzwi wielu domów biją kolby karabinów żandarmów. Gestapo w ich towarzystwie wybiera ludzi według listy. Aresztowanych jest bardzo wielu. Liczba sięga setek ludzi z samego miasta i najbliższych okolic. Jeszcze dziś mrowie chodzi po plecach, jak sobie przypomnę te dni. Od 17 staliśmy dyskretnie w oknach i czekaliśmy swej kolei. Pewnego wieczoru był u nas na kolacji p. Gąsiewicz. Zdążył wrócić do mieszkania – piętro wyżej, jak przyszli po niego. Innego dnia zobaczyłem tych zbirów przez okno, szli w naszym kierunku. Skręcili do sąsiedniego domku, do tych sąsiadów, których spotkałem w czasie ucieczki z Szydłowca. Czekaliśmy ze ściśniętymi sercami. Po jakimś czasie wyprowadzili w kajdanach, pokrwawionego Bogdana Sztosa, mojego starszego kolegę. Matka jego została tylko z nieletnim drugim synem. Przerażająca była nasza bezsilność i co tu ukrywać – strach, zwierzęcy strach, pewnie potęgowany tą bezsiłą. Kilkaset ludzi na takie małe miasto jak Skarżysko, to była liczba ogromna. Aresztowanych umieszczono w tej samej szkole, w której w listopadzie ubiegłego roku rozpoczynałem 4-klasę Gimnazjum. Gmach ten nie mógł być dla okupantów szkołą, skoro potrzebna była katownia gestapo.

     Zgroza wisi nadal nad miastem. Rodziny aresztowanych mogą podawać swym bliskim paczki ze świeżą bielizną. Odbierają pokrwawioną. Wiadomo, że gestapo przy badaniach katuje ludzi. W miarę upływu lat stało się to dla nas normalne, ale w kilka miesięcy po wojnie nie chciało mieścić się w głowie. Wśród aresztowanych byli również ojcowie i bracia Franciszkanie z miejscowego Klasztoru OO.Franciszkanów.

     Pewnego dnia szkoła wyludniła się. Aresztowani zostają wywiezieni i wtedy przychodzi najgorsze. Bór! To pobliski las. Tam kazano kopać doły. Okoliczna ludność twierdziła, że kazano do nich wejść skazanym i wykańczano granatami. Zasypano ziemią. Niektórzy jeszcze żyli. Mówiono, że ziemia pękała. Tak skończyła się się pierwsza makabryczna akcja w naszym dotychczas tak pozornie spokojnym Skarżysku. Zaczęły chodzić wieści o prowokacji niemieckiej. Mówiono o jakimś pułkowniku, który miał być założycielem tajnej organizacji z ramienia Niemców, łączono również tę sprawę z Koreańczykiem-Franciszkaninem z Klasztoru. Nie znam tych spraw bliżej, dlatego wolę zostawić je innym, którzy wiedzą więcej. Pogłoski o wywożeniu do Niemiec tych wszystkich, którzy nie pracują. Zaczynamy rozglądać się za pracą. Jeszcze w końcu lutego, lub na początku marca 1940 roku Stefan, inż. Tadeusz Robak – z naszego domu – i ja zaczynamy pracować jako pracownicy fizyczni w niemieckim tartaku. Firma nazywa się Oscar Geicke – Holzgrosshandlung, Freital b.Dresden. Działała okazuje się na Polesiu już przed wojną. Praca jest ciężka, bo i pierwsza okupacyjna zima jest bardzo ostra. Bardzo duże mrozy – ponad 20 stopni – i dużo śniegu. Układamy bale i deski, szykujemy drzewo do transportu. Naszym majstrem jest stary pan Jóźwiak, dusza człowiek, ojciec Marysi, przy ul. Piłsudskiego – obecnie zrobił się volksdeutschem – oczywiście Tylman.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Rumour has it that regular units of our cavalry are still active in the forests of Przysucha and Konecki - this was, as it later turned out, Major Hubal's unit. All this, besides the blow to the head after the defeat, creates hope that our present fate is only a matter of time, that the triumphant Germans with their orchestras, snares, swastikas, pride and contempt will disappear as quickly as they appeared. Before Christmas, Gąsiewicz returns after an unsuccessful crossing to Hungary. The first wartime Vilnius, without Tadzik and Kazik's loved ones. It is a sad Christmas, but hope is not extinguished. News arrives of a massacre in Wawer and Anin. All is quiet in Skarżysko. The new mayor of the town, the former head of the carpenter's shop at the craftsmen's school - Dąbrowski - is in office. His name is now Dombrowski. The city is ruled by a 20-year-old German puppy, Melch, wearing a party uniform. He looks at Poles with unseeing eyes, you had to take your hat off in front of this little shit, so most of the time you would stay out of his way.

     The New Year passes. "Long live spring" - was the general saying then. The town is still quiet. However, one hears something or other about some organisation that is supposed to be active in the city and its surroundings.

     January passes. In February thunder strikes the town. The Germans postpone the beginning of the curfew until 5 p.m. From that time on, the rifle butts of military policemen hit the doors of many houses every day. The Gestapo, accompanied by them, selects people according to a list. There are many people arrested. The number reached hundreds of people from the town itself and from the nearest neighbourhood. I can still feel a tingle when I recall those days. From 5 p.m. we stood discreetly in the windows and waited our turn. One evening, Mr. Gąsiewicz was with us for dinner. He managed to return to the flat - one floor up - when they came for him. Another day I saw these thugs through the window, they were walking towards us. They turned to the neighbouring house, to those neighbours whom I had met during my escape from Szydłowiec. We waited with clenched hearts. After some time, they led my older colleague, Bogdan Sztos, out in handcuffs, covered in blood. His mother was left only with her under-age second son. Our helplessness and, what can I say, fear, animal fear, probably intensified by this helplessness, was terrifying. A few hundred people in a small town like Skarżysko was a huge number. The arrestees were placed in the same school where, in November of the previous year, I had started fourth grade of junior high school. This building could not have been a school for the occupants, since a Gestapo prison was needed.

     The horror still hangs over the city. The families of the arrested could give their relatives parcels with fresh underwear. They receive bloody ones. It is well known that the Gestapo tortures people during examinations. As the years went by, this became normal for us, but a few months after the war, it was beyond our comprehension. Among those arrested were also the Franciscan fathers and brothers from the local Franciscan monastery.

     One day the school was deserted. Those arrested were taken away and then came the worst. Bór! It's a nearby forest. They ordered to dig holes there. Local people said that the convicts were ordered to enter them and were finished off with grenades. They were covered with earth. Some were still alive. It was said that the earth cracked. This is how the first macabre action in our so far seemingly peaceful Skarżysko ended. News about a German provocation began to spread. There was talk of some colonel who was supposed to be the founder of a secret organization on behalf of the Germans, and this case was also connected with a Korean-Franciscan from the monastery. I do not know these matters in detail, so I prefer to leave them to others who know more. Rumours about all those who do not work being taken to Germany. We are beginning to look around for work. At the end of February or beginning of March 1940, Stefan, engineer Tadeusz Robak - from our house - and I start working as manual workers in a German sawmill. The company was called Oscar Geicke - Holzgrosshandlung, Freital b.Dresden. It turns out that it operated in Polesie already before the war. The work is hard, because the first occupation winter is very harsh. Very high frosts - over 20 degrees - and lots of snow. We are laying logs and boards, preparing wood for transport. Our foreman is old Mr. Jóźwiak, a soulful man, Marysia's father, at Piłsudskiego street - now he has become a volksdeutche - of course Tylman.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Gerüchten zufolge sind in den Wäldern von Przysucha und Konecki immer noch reguläre Einheiten unserer Kavallerie aktiv - wie sich später herausstellte, war dies die Einheit von Major Hubal. All dies, neben dem Schlag auf den Kopf nach der Niederlage, lässt hoffen, dass unser gegenwärtiges Schicksal nur eine Frage der Zeit ist, dass die triumphierenden Deutschen mit ihren Orchestern, Schlingen, Hakenkreuzen, ihrem Stolz und ihrer Verachtung so schnell verschwinden werden, wie sie aufgetaucht sind. Vor Weihnachten kehrt Gąsiewicz nach einer erfolglosen Überfahrt nach Ungarn zurück. Das erste Vilnius der Kriegszeit, ohne die Angehörigen von Tadzik und Kazik. Es ist ein trauriges Weihnachten, aber die Hoffnung ist noch nicht erloschen. Die Nachricht von einem Massaker in Wawer und Anin trifft ein. In Skarżysko ist alles ruhig. Der neue Bürgermeister der Stadt, der ehemalige Leiter der Schreinerei an der Handwerkerschule - Dąbrowski - ist im Amt. Sein Name ist jetzt Dombrowski. Die Stadt wird von einem 20-jährigen deutschen Welpen namens Melch regiert, der eine Parteiuniform trägt. Er schaut die Polen mit ungläubigen Augen an, man musste vor diesem kleinen Scheißer den Hut ziehen, also ging man ihm meistens aus dem Weg.

      Das neue Jahr geht vorbei. "Es lebe der Frühling" - so lautete damals die allgemeine Devise. Die Stadt ist noch ruhig. Man hört aber immer wieder von irgendeiner Organisation, die in der Stadt und ihrer Umgebung aktiv sein soll.

     Der Januar vergeht. Im Februar schlägt das Gewitter in der Stadt ein. Die Deutschen verschieben den Beginn der Ausgangssperre auf 17 Uhr. Von diesem Zeitpunkt an schlagen die Gewehrkolben der Militärpolizisten täglich an die Türen vieler Häuser. Die von ihnen begleitete Gestapo wählt die Personen anhand einer Liste aus. Es sind viele Menschen verhaftet worden. Es waren Hunderte von Menschen aus der Stadt selbst und aus der näheren Umgebung. Ich spüre immer noch ein Kribbeln, wenn ich mich an diese Tage erinnere. Ab 17 Uhr standen wir unauffällig in den Fenstern und warteten, bis wir an der Reihe waren. Eines Abends war Herr Gąsiewicz bei uns zum Abendessen. Es gelang ihm, in die Wohnung zurückzukehren - ein Stockwerk höher - als sie ihn abholten. An einem anderen Tag sah ich diese Schläger durch das Fenster, sie kamen auf uns zu. Sie wandten sich an das Nachbarhaus, an die Nachbarn, die ich auf meiner Flucht aus Szydłowiec kennengelernt hatte. Wir warteten mit geballten Herzen. Nach einiger Zeit führten sie meinen älteren Kollegen, Bogdan Sztos, in Handschellen und blutüberströmt hinaus. Seine Mutter blieb allein mit ihrem minderjährigen zweiten Sohn zurück. Unsere Hilflosigkeit und, was soll ich sagen, Angst, tierische Angst, die wahrscheinlich durch diese Hilflosigkeit noch verstärkt wurde, war erschreckend. Ein paar hundert Menschen in einer kleinen Stadt wie Skarżysko waren eine große Zahl. Die Verhafteten wurden in derselben Schule untergebracht, in der ich im November des Vorjahres in die vierte Klasse der Realschule gekommen war. Dieses Gebäude konnte keine Schule für die Insassen sein, da ein Gestapo-Gefängnis benötigt wurde.

     Der Schrecken liegt noch immer über der Stadt. Die Familien der Verhafteten konnten ihren Verwandten Pakete mit frischer Unterwäsche überreichen. Sie erhalten blutige Exemplare. Es ist bekannt, dass die Gestapo Menschen bei Verhören foltert. Im Laufe der Jahre wurde dies für uns zur Normalität, aber einige Monate nach dem Krieg war es für uns unfassbar. Unter den Verhafteten befanden sich auch die Franziskanerpatres und -brüder aus dem örtlichen Franziskanerkloster.

     Eines Tages war die Schule menschenleer. Die Verhafteten wurden abgeführt, und dann kam das Schlimmste. Bór! Es ist ein nahe gelegener Wald. Sie befahlen, dort Löcher zu graben. Die Anwohner berichteten, dass die Verurteilten aufgefordert wurden, sie zu betreten, und dass sie mit Granaten getötet wurden. Sie waren mit Erde bedeckt. Einige waren noch am Leben. Es wurde gesagt, dass die Erde zerbrach. So endete die erste makabre Aktion in unserem bisher scheinbar friedlichen Skarżysko. Die Nachricht über eine deutsche Provokation begann sich zu verbreiten. Es war die Rede von einem Oberst, der der Gründer einer Geheimorganisation im Auftrag der Deutschen sein sollte, und dieser Fall wurde auch mit einem koreanischen Franziskaner aus dem Kloster in Verbindung gebracht. Ich kenne diese Dinge nicht im Detail und überlasse sie daher lieber anderen, die mehr wissen. Es gibt Gerüchte, dass alle, die nicht arbeiten, nach Deutschland gebracht werden sollen. Wir fangen an, uns nach Arbeit umzusehen. Ende Februar oder Anfang März 1940 begannen Stefan, der Ingenieur Tadeusz Robak - aus unserem Haus - und ich als Arbeiter in einem deutschen Sägewerk zu arbeiten. Die Firma hieß Oscar Geicke - Holzgrosshandlung, Freital b.Dresden. Es stellte sich heraus, dass sie bereits vor dem Krieg in Polesie tätig war. Die Arbeit ist hart, denn der erste Besatzungswinter ist sehr hart. Sehr starke Fröste - über 20 Grad - und viel Schnee. Wir legen Stämme und Bretter und bereiten das Holz für den Transport vor. Unser Vorarbeiter ist der alte Herr Jóźwiak, ein seelenvoller Mann, Marysias Vater, in der Piłsudskiego Straße - jetzt ist er ein Volksdeutche geworden - natürlich Tylman.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz