wtorek, 26 kwietnia 2022

Feliks Bernas Lubecki - Powstanie Warszawskie - Wola - Batalion „Czata 49” - Maciej Runge "Witold"- Rękopis - 1939-45 - cz.23

 Takim był nasz Major. By lepiej przedstawić jego sylwetkę trzeba dodać, że był skoczkiem-cichociemnym, lat wtedy chyba około 40. Może miał mniej, ale był to człowiek chory. Domyślam się, że miał chorobę wrzodową, bo po kilka razy dziennie miewał torsje. Posiadał wyjątkowo zimną krew i taki spokój, który musiał udzielać się Jego podkomendnym. W warunkach walk w Powstaniu, kiedy wydawało się setki razy, że nic nie może uratować nas od zagłady - ta cecha Majora "Witolda" była szczególnie cenna. Był przy tym doskonały dowódcą. W okresie moich 52 dni Powstania, w którym Batalion "Czata 49" znajdował się praktycznnie cały czas w pierwszej linii walk, morderczych walk, bo Niemcy całą furię ataku kierowali najpierw na Wolę, gdzie była "Czata", potem na Stawki, gdzie była również, potem na Muranów, Stare Miasto, Czerniaków; gdzie już prawie od świtu wydawało sie, ze nie wytrzymamy ataków wspieranych lotnictwem, artylerią, moździerzami salwowymi burzącymi i zapalającymi, bronią pancerną - Major zawsze zdołał wytrzymać do wieczora i gdy trzeba było wycofać się, robiliśmy to zawsze w nocy. W nocy Niemcy na ogół nie atakowali i mogliśmy to zrobić spokojnie i bez strat. Jeden jedyny raz musieliśmy wycofać się w dzień, ale o tym później.(Spotkałem się w opisach ze zdaniem, ze było to 2 razy ale stwierdzam, że z Majorem "Witoldem" w dzień wycofywaliśmy się tylko jeden raz). Wybiegłem znowu naprzód, ale tylko gwoli naświetlenia postaci, jaka był nasz Dowódca.

Tadeusz Maciej Runge, ps. Witold, Paprocki, Papa, Mirecki, Osa – podpułkownik piechoty Wojska Polskiego, cichociemny. Dowódca batalionu Czata 49 wchodzącego w skład Zgrupowania „Radosław” w okresie powstania warszawskiego. Wikipedia
Data urodzenia22 października 1898
Data śmierci21 grudnia 1975


    Dnia 6 sierpnia oddziały "Cztay 49" zluzowane zostały przez Batalion "Pięść". Nasi odpoczywali w fabryce Telefunken przy ul. Mireckiego, jeśli w tym piekle można było mówić o odpoczynku. W dniu 7 sierpnia również zażarte walki o cmentarze. Niemcy zajmują je znowu, ale oddziały Kedywu pod wieczór wypierają ich stamtąd. Czołgi atakują od ul. Żytniej. Podpułkowinik "Radosław" wprowadza do akcji jedną "naszą" panterę. Podjeżdża ona ul. Mireckiego do Karolkowej i staje naprzeciw czołgów niemieckich. Stamtąd pada pierwszy pocisk - za krótki, drugi niestety "siedzi" w celu. Było to na moich oczach, nie zdąrzyliśmy nawet wystrzelić. Muszę cofnąć się do 2 wydarzeń. Ochotniczo uczestniczyłem w przyjęciu zrzutu alianckiego. Był to chyba drugi z kolei. Pierwszy odbył podobno bez wielkiej obrony przeciwlotniczej. Wokoło pożary, godzina około 24. Wyłożone umówione znaki swietlne, czekamy. Już wydawało się, że za poźno, gdy nagle do uszu doszedł daleki szum motoru. Zaczął narastać, przechodzićw huk i wtedy - zdawało się - tuż nad dachami przeleciała olbrzymia maszyna. Niemcy ściągnęli już mnóstwo artylerii przeciwlotniczej i rozpoczęła się prawdziwa orgia. Samolt zawrócił, nagle zaczęły się od niego odrywać wielkie zasobniki i na spadochronach spływać w dół. Niemcy szaleli; tysiące różnokolorowych pocisków otaczało samolot. Jak to się stało, że nie stanął w płomieniach. Był to chyba cud, o który modliliśmy się wszyscy. I nie trafili. Czy doleciał bezpiecznie do bazy, tego już nie wiedzieliśmy.

    Drugie wydarzenie - to zdobycie przez oddziały Kedywu, wsparte "naszą" panterą, która wprowadziła Niemców w błąd, obozu przy ul. Gęsiej (miedzy ul. Smoczą, a Okopową). Niemcy trzymali tam przeznaczonych na zagłade ponad 300 Żydów różnych narodowości. Zostali uwolnieni. Część z nich uczestniczyła w różnych pracach gospodarczych i nie tylko. Zdobycie obozu "Gęsiówki" poszerzało i czyniłoo bezpieczniejszympołączenie Woli ze Starym Miastem, co stawało się w miarę upływu czasu zagadnieniem kluczowym zarówno dla oddziałów broniących Woli, jak i dla obrony Starego Miasta.

    W dniu 8 sierpnia dalsze zażarte walki prowadzone przez Zgrupowanie "Radosław". Niemcy dochodzą do ul. Mireckiego wspierając nasze oddziały, atakowane już teraz ze wszystkich stron, bo i załoga Pawiaka atakuje od wschodu. Wycofujemy się na "Gęsiówkę". (Zniszczenie naszego czołgu miało miejsce 8 sierpnia, nie 7-go jak napisałem wyżej). Według mnie o świcie z 8/9 sierpnia w rejonie Gęsiówki zgromadziło się całe Zgrupowanie "Radosław". Dowódca - podpułkoenik Radosłąw już po dwóch dniach widział jasno groźną sytuację. Dowodził doborową, świetnie wyszkoloną, w znacznej mierze kadrową młodzieżą.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Das war unser Major. Um sich ein besseres Bild von ihm zu machen, sollte man hinzufügen, dass er ein stiller Springer war, wahrscheinlich um die 40 Jahre alt. Vielleicht hatte er weniger, aber er war ein kränklicher Mann. Ich vermute, dass er ein Magengeschwür hatte, denn er litt mehrmals am Tag an Torpor. Er war außergewöhnlich kaltblütig und ruhig, was sich wohl auch auf seine Untergebenen übertragen hat. Unter den Bedingungen der Kämpfe im Aufstand, als es hunderte Male so aussah, als könne uns nichts vor der Zerstörung retten, war diese Eigenschaft von Major "Witold" besonders wertvoll. Zugleich war er ein hervorragender Kommandant. Während meiner 52 Tage des Aufstandes, in denen das Bataillon "Czata 49" praktisch die ganze Zeit in der ersten Kampflinie stand, gab es mörderische Kämpfe, denn die Deutschen richteten die ganze Wut des Angriffs zuerst auf Wola, wo "Czata" war, dann auf die Stawki-Straße, wo es auch war, dann auf Muranow, die Altstadt, Czerniakow; wo es fast vom Morgengrauen an so aussah, als könnten wir den Angriffen, die von der Luftwaffe, der Artillerie, den Mörsern, den Feuer- und Sprengsalven und den Panzern unterstützt wurden, nicht standhalten, gelang es dem Major immer, bis zum Abend durchzuhalten, und wenn wir uns zurückziehen mussten, taten wir dies immer in der Nacht. Nachts griffen die Deutschen in der Regel nicht an, und wir konnten dies in aller Ruhe und ohne Verluste tun. Einmal mussten wir uns während des Tages zurückziehen, aber darüber werde ich später sprechen (ich habe in den Beschreibungen gelesen, dass es zweimal passiert ist, aber ich kann sagen, dass Major "Witold" und ich uns nur einmal während des Tages zurückziehen mussten). Ich bin wieder vorausgelaufen, aber nur, um den Charakter unseres Kommandanten zu unterstreichen.

    Am 6. August wurden die Einheiten von "Czata 49" durch das Bataillon "Piesc" abgelöst. Unsere Leute ruhten in der Telefunken-Fabrik in der Mireckiego-Straße, wenn man in dieser Hölle von Ruhe sprechen kann. Auch am 7. August wird heftig um Friedhöfe gekämpft. Die Deutschen nahmen sie wieder ein, aber am Abend wurden sie von den Einheiten der Kedyw vertrieben. Panzer greifen von der Zytnia-Straße aus an. Oberstleutnant "Radoslaw" bringt einen "unserer" Panther zum Einsatz. Sie fährt die Mireckiego-Straße hinauf zur Karolkowa und stellt sich vor die deutschen Panzer. Von dort fällt das erste Geschoss - zu kurz, das zweite "sitzt" leider im Ziel. Es geschah direkt vor meinen Augen, wir hatten nicht einmal Zeit zum Schießen. Ich muss auf 2 Veranstaltungen zurückgehen. Ich meldete mich freiwillig, um an einem alliierten Luftabwurf teilzunehmen. Es war wahrscheinlich die zweite. Der erste fand angeblich ohne große Flugabwehr statt. Es brannte überall, es war etwa Mitternacht, wir stellten die vereinbarten Lichtzeichen auf und warteten. Es schien schon zu spät zu sein, als plötzlich das ferne Brummen eines Motorrads an unser Ohr drang. Es begann zu wachsen, verwandelte sich in einen Knall und dann - so schien es - flog direkt über den Dächern eine riesige Maschine vorbei. Die Deutschen hatten bereits eine Menge Flugabwehrgeschütze aufgestellt, und es begann eine wahre Orgie. Das Flugzeug drehte um und plötzlich lösten sich riesige Container von ihm und stürzten mit Fallschirmen ab. Die Deutschen spielten verrückt; Tausende von verschiedenfarbigen Granaten umzingelten das Flugzeug. Wie kommt es, dass er nicht in Flammen aufgegangen ist? Es war wahrscheinlich das Wunder, für das wir alle gebetet haben. Und sie haben nicht getroffen. Ob er die Basis sicher erreichte, wussten wir nicht.

     Das zweite Ereignis war die Einnahme eines Lagers in der Gesia-Straße (zwischen Smocza- und Okopowa-Straße) durch Kedyw-Einheiten, die von "unserem" Panther unterstützt wurden, was die Deutschen in die Irre führte. Die Deutschen hielten dort über 300 Juden verschiedener Nationalitäten fest, die für die Vernichtung bestimmt waren. Sie wurden freigelassen. Einige von ihnen beteiligten sich an verschiedenen wirtschaftlichen und anderen Arbeiten. Durch die Einnahme des Lagers Gesiowka wurde die Verbindung zwischen Wola und der Altstadt erweitert und sicherer gemacht, was sowohl für die Einheiten, die Wola verteidigten, als auch für die Verteidigung der Altstadt von entscheidender Bedeutung war.

    Am 8. August kam es zu weiteren heftigen Kämpfen unter Führung der Gruppe "Radoslaw". Die Deutschen erreichen die Mireckiego Straße und unterstützen unsere Einheiten, die nun von allen Seiten angegriffen werden, da die Pawiak Garnison auch von Osten angreift. Wir ziehen uns nach "Gesiowka" zurück. (Die Zerstörung unseres Panzers fand am 8. August statt, nicht am 7. August, wie ich oben schrieb). Meiner Meinung nach versammelte sich im Morgengrauen des 8./9. August die gesamte "Radoslaw"-Gruppierung in der Gegend von Gesiowka. Der befehlshabende Offizier, Oberstleutnant "Radoslaw", erkannte bereits nach zwei Tagen eine gefährliche Situation. Er befehligte einen ausgezeichneten, gut ausgebildeten, meist jungen Kader.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Such was our Major. To give a better picture of him, one should add that he was a silent jumper, probably about 40 years old at the time. Maybe he had less, but he was a sickly man. I guess he had a peptic ulcer, because he would vomit several times a day. He was exceptionally cold-blooded and calm, which must have been passed on to his subordinates. In the conditions of fighting in the Uprising, when it seemed hundreds of times that nothing could save us from destruction - this feature of Major "Witold" was especially valuable. At the same time he was an excellent commander. During my 52 days of the Uprising in which "Czata 49" Battalion was practically all the time in the first line of fighting, murderous fighting, because the Germans directed the whole fury of the attack first to Wola, where "Czata" was, then to Stawki Street, where it was also, then to Muranow, the Old Town, Czerniakow; where almost from dawn it seemed that we would not be able to withstand the attacks supported by the air force, artillery, mortars, fire and demolition salvos, armoured weapons - Major always managed to hold out until the evening and when we had to withdraw, we always did it at night. At night the Germans generally did not attack and we could do so calmly and without losses. One time we had to withdraw during the day, but I will talk about it later (I have read in the descriptions that it happened twice, but I can say that Major "Witold" and I withdrew only once during the day). I ran ahead again, but only in order to highlight the character of our Commander.

    On August 6 the units of "Czaty 49" were relieved by "Piesc" Battalion. Our people rested in the Telefunken factory in Mireckiego Street, if one could talk about the rest in that hell. Also on August 7 fierce fights for cemeteries. Germans captured them again, but in the evening the units of Kedyw pushed them out. Tanks attack from Zytnia Street. Lieutenant Colonel "Radoslaw" brings one "our" panther into action. It drives up Mireckiego Street to Karolkowa and stands in front of German tanks. From there the first bullet falls - too short, the second unfortunately "sits" in the target. It happened in front of my eyes, we did not even have time to shoot. I have to go back to 2 events. I volunteered to take part in an Allied air drop. It was probably the second one. The first one took place supposedly without much anti-aircraft defence. There were fires all around, it was about midnight. We put up the agreed light signs and waited. It seemed to be too late, when suddenly the distant hum of a motorbike reached our ears. It began to grow, changed into a bang and then - it seemed - just above the roofs a huge machine flew by. The Germans had already brought down a lot of anti-aircraft artillery and a real orgy started. The plane turned back and suddenly huge containers started to detach from it and parachute down. The Germans were going crazy; thousands of different coloured shells surrounded the plane. How come it did not burst into flames. It was probably the miracle we all prayed for. And they missed. Whether it reached the base safely, we did not know.

    The second event was the capture of a camp on Gesia Street (between Smocza and Okopowa Streets) by Kedyw units, supported by "our" panther, which misled the Germans. The Germans kept there over 300 Jews of different nationalities, destined for extermination. They were released. Some of them participated in various economic and other works. Capturing of Gesiowka camp was broadening and making safer the connection between Wola and the Old Town, which was becoming a key issue both for units defending Wola, and for defending the Old Town.

    On August 8 further fierce fights led by "Radoslaw" group formation. Germans are reaching Mireckiego Street, supporting our units, which are attacked from all sides now, because Pawiak garrison is attacking from the east as well. We retreat to "Gesiowka". (The destruction of our tank took place on 8th August, not on 7th as I wrote above). According to me, at dawn of 8/9 of August the whole "Radoslaw" Grouping gathered in the area of Gesiowka. The commanding officer - Lieutenant Colonel "Radoslaw" saw clearly a dangerous situation already after two days. He was commanding an excellent, well-trained, mostly young cadre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz