W batalionie "Pięść" nie zagrzałem miejsca. Jeszcze tego samego dnia dostałem zmianę przydziału, mianowicie do Batalionu "Czata - 49", dowodzonego przez najora "Witolda". W pierwszym dniu Powstania zostałem szefem łączników Batalionu. Tak się ta funkcja oficjalnie nazywała. Jak się to stało, skąd taka decyzja - nie próbowałem dochodzić. Przecież to było wojsko. Mogę się tylko domyślać, że może major "Witold" potrzebował na tę funkcję podchorążego, których nie miał zbyt wielu. Zrobił się wieczór, później noc. Cała ludność świętowałą tę pierwszą noc wolności. Siedziałem w bramie bloku na ulicy Karolkowej, w pokoju tuż obok urzędował adiutant majora "Witolda" - podporucznik "Gram". Postawny blondyn o okrągłej twarzy. Był bardzo sztywny i traktował mnie (mieliśmy obaj służbę) - z góry. Nie było to zbyt przyjemne, zwłaszcza w taką noc. Zaczął siąpić deszcz. "Gram" wyraźnie "odtajał", gdy opowiedziałem mu, że jestem podchorążym, z kieleckiej konspisracji, że osobiście poznałem "Ponurego" itd. Z upływem dni zaprzyjaźniliśmy się, byliśmy przecież zawsze razem przy przy Dowódcy Batalionu. Ja z kolei dowiedziałem się, że nasz Batalion wchodzi w skład Zgrupowania "Radosław, obok takich batalionów i oddziałów jak: "Broda 53", "Miotła", "Pięść", "Zośka", "Igor", "Parasol".
Nie tak dawno dowiedziałem się. że podporucznik "Gram" (inne pseudonimy:"Antoni", "Mały") był komendantem bazy zaopatrzeniowej "Start II" dla Polesia. W nocy chodziłem kilkakrotnie z meldunkiem do podpułkownika "Radosława", którego miejsce postoju wraz ze sztabem mieściło się w gmachu na rogu ul. Mireckiego i Okopowej, a więc blisko nas.
Opublikowany: 2009-01-09 18:59
Czytaj więcej: https://histmag.org/Batalion-AK-Czata-49-2431
Nie jestem w stanie odtworzyć wszystkich walk mojego Batalionu, zresztą nie jest to po tylu latach możliwe. Inni, którzy dysponują dokumentacją zrobią to lepiej i precyzyjniej. Ograniczę się głównie do własnych przeżyć. Nie spałem wogóle tej pierwszej nocy. W dniu 2.VIII około godziny 9 usłyszeliśmy huk motorów i krzyki "czołgi od ulicy Żytniej". Byłem w bloku na I piętrze. Wychyliłem się z okna i zobaczyłem 2 olbrzymie cielska Panter. Siekły z cekaemów wzdłuż ul. Karolkowej. Z okien sypały się butelki z benzyną i granaty. Nie mieliśmy jeszcze piatów. Butelki i granaty nie zrobiły szkody czołgom. Posuwały się wolno naprzód, ciągle strzelając, ale nie z dział. Byłem ogromnie ciekawy co będzie z nimi na naszej barykadzie. Były tuż, tuż. Patrzyłem zafascynowany. Nagle zrobiło się nijako. Pierwszy czołg rozsunął tę naszą "przeciwpancerną" przeszkodę, jakby była z piasku. Czołgi doszły do ulicy Mireckiego, skręciły w prawo zdłuż muru cmentarza żydowskiego w kierunku ul. Okopowej, a więc wprost na Dowództwo Zgrupowania. Po chwili usłyszałem potężne wybuchy i wkrótce potem okrzyki radości. To Baon "Zośka" i grupa osłonowa "Radosława", "załatwiła" oba czołgi. Jeden zapalił się, drugi wskutek pewnie ogłuszenia kierowcy przezwybuch wiązki granatów czy gamona angielskiego (słyszy się - po celnym pocisku z piata, który "Zośka" miała), skręcił nagle i wpadł w mały domek tuż na rogu obu ulic. Lufa tego czołgu - kolosa sterczała nad dachem parterowego domku. Rzucono się do gaszenia pierwszego czołgu, co udało się zrobić dość szybko. Załogi obu czołgów dostały się do niewoli. Pamiętam, że zamknięto ich w czymś w rodzaju piwnicy - ziemiance. Byłem przy ich przesłuchaniu w charakterze tłumacza. Twierdzili, że nic nie wiedzieli o walkach, że jechali do warsztatu naprawczego. "Dlaczego strzelaliście" - pada pytanie. Odpowiedzieli, że zaczęlistrzelać dopiero wtedy, kiedy posypały się butelki i granaty. Na nasze życzenie wyrazili natychmiast gotowość uruchomienia pierwszego czołgu. Byli to młodzi chłopcy i tak wystraszeni i bladzi, że trzęsły im się brody. Byli przekonani, że nie ujdą żywcem. Przesłuchujący ich oficer (pewnie ze sztabu podpułkownika "Radosława") w pewnej chwili powiedział: "będziecie strzelać z tych czołgów". "Do swoich?" - zapytał jeden z nich. "A do kogo - do nas?". Oczywiście, że do Niemców. Przetłumaczyłem, choć sam byłem przekonany, że przesłuchujący ich oficer albo żartował, albo chciał ich poprostu postraszyć. Czołgiści byli zieloni ze strachu, ale z rozbieganymi jak zastraszona zwierzyna oczyma odpowiedzieli, a ściślej jeden z nich, ze do swoich strzelać nie będa. W ciągu kilku godzin, może nawet mniej, pierwszy czołg, który doznał niewielkich tylko uszkodzeń, został uruchomiony. Niemcy prześcigali się w wyjaśnianiu wszelkich tajników. Ważne było to, że oba czołgi miały pełną ilość amunicji do dział i ckmów. Tak to Zgrupowanie drugiego dnia Powstania rano miała w posiadaniu 2 potężne czołgi. Ten "na chodzie" i drugi zostały przemalowane na nasze barwy. Utworzono, jak pamiętam pluton pancerny pod dowództwem porucznika "Wacka". Byłem przy pierwszych strzelaniach z czołgu, który ugrzązł na domku (lufą można było manewrować). Huk był taki, że w bloku obok poleciały szyby. Dopiero po wojnie dowiedziałem się od mych kuzynów, że byli okropnie zdziwieni, skąd na terenie opanowanym przez Niemców padały artyleryjskie pociski.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ich bin nicht im Bataillon "Piesc" geblieben. Am selben Tag wurde ich zum Bataillon "Czata-49" versetzt, das von Major "Witold" befehligt wurde. Am ersten Tag des Aufstandes wurde ich Chef der Verbindungsoffiziere des Bataillons. Das war die offizielle Bezeichnung für diese Funktion. Wie es dazu kam, woher eine solche Entscheidung kam - ich habe nicht versucht, das herauszufinden. Schließlich war es die Armee. Ich kann nur vermuten, dass Major "Witold" einen Offiziersanwärter für diese Funktion brauchte, da er nicht allzu viele von ihnen hatte. Es wurde Abend, dann Nacht. Die ganze Bevölkerung feierte diese erste Nacht der Freiheit. Ich saß in einem Tor eines Wohnblocks in der Karolkowa-Straße, in einem Zimmer, neben dem der Adjutant von Major "Witold", Oberleutnant "Gram", saß. Ein stämmiger blonder Mann mit einem runden Gesicht. Er war sehr steif und behandelte mich (wir waren beide im Dienst) - mit Vorurteilen. Das war nicht sehr angenehm, besonders in einer solchen Nacht. Es begann zu nieseln und zu regnen. "Gram" taute sichtlich auf, als ich ihm erzählte, dass ich ein Offiziersanwärter der Kielce-Verschwörung war, dass ich "Grim" persönlich getroffen hatte und so weiter. Im Laufe der Tage wurden wir Freunde, schließlich waren wir immer gemeinsam an der Seite des Bataillonskommandeurs. Ich wiederum fand heraus, dass unser Bataillon Teil der Gruppierung "Radoslaw" war, neben solchen Bataillonen und Einheiten wie: "Broda 53", "Miotła", "Pięść", "Zośka", "Igor", "Parasol".
Vor nicht allzu langer Zeit lernte ich den Second Lieutenant "Gram" kennen. (weitere Pseudonyme: "Antoni", "Maly") war Kommandant der Versorgungsbasis "Start II" für Polesie. Nachts ging ich mehrmals mit einem Bericht zu Oberstleutnant "Rados³aw", dessen Posten mit dem Stab sich in einem Gebäude an der Ecke der Mireckiego- und Okopowa-Straßen befand, also ganz in unserer Nähe.
Ich bin nicht in der Lage, alle Kämpfe meines Bataillons zu rekonstruieren, jedenfalls ist es nach so vielen Jahren nicht mehr möglich. Andere, die über die Dokumentation verfügen, werden es besser und genauer machen. Ich werde mich hauptsächlich auf meine eigenen Erfahrungen beschränken. In der ersten Nacht habe ich überhaupt nicht geschlafen. Am 2. August, gegen 9 Uhr morgens, hörten wir das Dröhnen von Motorrädern und die Rufe "Panzer von der Żytnia-Straße". Ich war in einem Block im ersten Stock. Ich schaute aus dem Fenster und sah zwei riesige Panther-Körper. Sie schossen aus schweren Maschinengewehren entlang der Karolkowa-Straße. Aus den Fenstern fielen Flaschen mit Benzin und Granaten. Wir hatten noch keine PIATs. Flaschen und Granaten haben den Panzern nichts anhaben können. Sie bewegten sich langsam vorwärts und schossen ständig, aber nicht aus den Kanonen. Ich war sehr gespannt, was mit ihnen auf unserer Barrikade passieren würde. Sie hatten Recht, genau dort. Ich sah fasziniert zu. Plötzlich wurde es fad. Der erste Panzer riss unsere "Panzersperre" nieder, als wäre sie aus Sand. Die Panzer erreichten die Mireckiego-Straße und bogen rechts an der Mauer des jüdischen Friedhofs entlang in Richtung Okopowa-Straße ab, also direkt zum Hauptquartier der Gruppe. Nach einer Weile hörte ich gewaltige Explosionen und kurz darauf Freudenschreie. Das Bataillon "Zoska" und die Deckungsgruppe von "Radoslaw" "kümmerten" sich um die beiden Panzer. Eines der Fahrzeuge ging in Flammen auf, das andere, wahrscheinlich weil der Fahrer durch die Explosion eines Granatenbündels oder eines englischen Gammons (gehört - nach einem treffsicheren PIAT-Geschoss, das "Zoska" hatte) betäubt wurde, drehte sich plötzlich und prallte gegen ein kleines Haus an der Ecke der beiden Straßen. Das Fass dieses Panzerkolosses ragte über das Dach eines einstöckigen Hauses. Wir beeilten uns, den ersten Tank zu löschen, was auch recht schnell gelang. Die Besatzungen der beiden Panzer wurden gefangen genommen. Ich erinnere mich, dass sie in einer Art Keller - einem Unterstand - eingesperrt waren. Ich war bei ihrem Verhör als Dolmetscher dabei. Sie behaupteten, dass sie nichts von den Kämpfen wüssten und zu einer Reparaturwerkstatt gehen würden. "Warum haben Sie geschossen?" - wurde die Frage gestellt. Sie antworteten, sie hätten erst zu schießen begonnen, als Flaschen und Granaten geworfen wurden. Auf unsere Anfrage hin erklärten sie sich sofort bereit, den ersten Tank in Betrieb zu nehmen. Sie waren junge Burschen und so verängstigt und blass, dass ihre Bärte zitterten. Sie waren überzeugt, dass sie nicht lebend davonkommen würden. Der sie verhörende Offizier (wahrscheinlich aus dem Stab von Oberstleutnant "Radoslaw") sagte an einer Stelle: "Sie werden aus diesen Panzern schießen". "Zu Ihrer eigenen?" - fragte einer von ihnen. "Und für wen - für uns? Natürlich für die Deutschen. Ich übersetzte, obwohl ich selbst davon überzeugt war, dass der Beamte, der sie verhörte, entweder einen Scherz machte oder sie nur erschrecken wollte. Die Panzermänner waren grün vor Angst, aber mit umherfliegenden Augen wie verängstigte Tiere antworteten sie, oder genauer gesagt einer von ihnen, dass sie nicht auf ihre eigenen Leute schießen würden. In wenigen Stunden, vielleicht sogar weniger, wurde der erste Panzer, der nur leicht beschädigt war, gestartet. Die Deutschen übertrafen sich gegenseitig in der Erklärung aller Geheimnisse. Wichtig war, dass beide Panzer mit voller Munition für die Geschütze und ckms ausgerüstet waren. So verfügte die Fraktion am zweiten Tag des Aufstandes am Morgen über zwei starke Panzer. Der "laufende" und der zweite Wagen wurden in unseren Farben umlackiert. Soweit ich mich erinnere, wurde ein Panzerzug unter dem Kommando von Leutnant "Wacek" gebildet. Ich war bei der ersten Schießerei von einem Panzer aus dabei, der an einem Haus hängen geblieben war (das Fass konnte man manövrieren). Es gab einen derartigen Knall, dass die Fenster des Nachbarhauses zu Bruch gingen. Erst nach dem Krieg erfuhr ich von meinen Cousins und Cousinen, dass sie furchtbar verwirrt waren, woher die Artilleriegranaten in den von den Deutschen gehaltenen Gebieten kamen. It was only after the war that I learned from my cousins that they were terribly puzzled as to where the artillery shells were coming from in German-held territory.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I did not stay in the "Piesc" battalion. The same day I got a change of assignment, namely to "Czata-49" Battalion, commanded by Major "Witold". On the first day of the Uprising I became the chief of the battalion liaison officers. That was the official name of this function. How it happened, where such a decision came from - I did not try to find out. After all it was the army. I can only guess that Major "Witold" needed an officer cadet for this function, as he did not have too many of them. It was evening, then night. The whole population was celebrating this first night of freedom. I was sitting in a gate of a block of flats in Karolkowa Street, in a room next to which Major "Witold"'s adjutant, Second Lieutenant "Gram", was sitting. A stocky blond man with a round face. He was very stiff and treated me (we were both on duty) - with prejudice. It was not very pleasant, especially on such a night. It started to drizzle with rain. "Gram" visibly "thawed out" when I told him that I was an officer cadet from the Kielce conspiracy, that I had personally met "Grim" and so on. As the days went by we became friends, after all we were always together at the side of the Battalion Commander. I, in turn, found out that our Battalion was a part of "Radoslaw" Grouping, next to such battalions and units as: "Broda 53", "Miotła", "Pięść", "Zośka", "Igor", "Parasol".
Not long ago I got to know that Second Lieutenant "Gram" (other pseudonyms: "Antoni", "Maly") was a commander of the supply base "Start II" for Polesie. At night I went several times with a report to lieutenant-colonel "Rados³aw", whose post with the staff was located in a building at the corner of Mireckiego and Okopowa Streets, so close to us.
I am not able to reconstruct all the fights of my Battalion, anyway it is not possible after so many years. Others who have the documentation will do it better and more precisely. I will limit myself mainly to my own experiences. I did not sleep at all that first night. On August 2, about 9 a.m. we heard the rumble of motorbikes and shouts "tanks from the Żytnia street". I was in a block on the first floor. I looked out of the window and saw two huge bodies of Panthers. They were shooting from heavy machine guns along Karolkowa Street. Bottles with petrol and grenades were falling from the windows. We did not have PIATs yet. Bottles and grenades did not harm the tanks. They were moving forward slowly, constantly shooting, but not from the cannons. I was extremely curious to see what would happen to them on our barricade. They were right, right there. I watched fascinated. Suddenly it became bland. The first tank pulled down our "anti-tank" barrier as if it was made of sand. The tanks reached Mireckiego Street, they turned right along the wall of the Jewish cemetery in the direction of Okopowa Street, so straight to the Group Headquarters. After a while I heard powerful explosions and soon afterwards shouts of joy. It was "Zoska" battalion and the covering group of "Radoslaw" that "took care" of both tanks. One of them burst into flames, the other, probably due to the driver being stunned by the explosion of a bundle of grenades or an English gammon (heard - after an accurate PIAT bullet that "Zoska" had), turned suddenly and crashed into a small house just at the corner of both streets. The barrel of this tank-colossus was sticking above the roof of a one-storey house. We rushed to extinguish the first tank, which was done quite quickly. The crews of both tanks were taken prisoner. I remember that they were locked in a kind of cellar - a dugout. I was at their interrogation as an interpreter. They claimed that they knew nothing about the fighting, that they were going to a repair shop. "Why did you shoot?" - the question was asked. They replied that they only started to shoot when bottles and grenades were poured. At our request they immediately expressed their readiness to start the first tank. They were young boys and so scared and pale that their beards were shaking. They were convinced that they would not escape alive. The officer interrogating them (probably from the staff of Lieutenant Colonel "Radoslaw") said at one point: "you will shoot from these tanks". "To your own?" - asked one of them. "And to whom - to us? To the Germans, of course. I translated, although I myself was convinced that the officer questioning them was either joking or just wanted to scare them. The tank men were green with fear, but with eyes darting around like frightened animals they answered, or more precisely one of them, that they would not shoot at their own. In a few hours, maybe even less, the first tank, which suffered only slight damage, was launched. Germans outdid each other in explanation of all secrets. The important thing was that both tanks had full ammunition for the guns and ckms. Thus on the second day of the Uprising in the morning the Group had in its possession two powerful tanks. The "running" one and the second one were repainted in our colours. As I remember, an armoured platoon was formed under the command of Lieutenant "Wacek". I was at the first shooting from a tank that got stuck on a house (the barrel could be maneuvered). There was such a bang that the windows in the block next door fell down.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz