sobota, 2 kwietnia 2022

Feliks Bernas Lubecki - Armia Krajowa - SKARŻYSKO - SZYDŁOWIEC - Rękopis - 1939-45 - cz.1

    Przedświąteczne porządki w mojej jaskini przyniosły nowe "znaleziska"! Znalazłem kilka maszynopisów, ten który chcę zamieścić na blogu wydaje mi się najciekawszy. Na 103 stronach papieru maszynowego zapisał swoje wspomnienia Feliks Bernat – Lubecki. O tym jak „zdobyłem” ten cenny materiał pisałem na moim blogu:

Feliks Bernas Lubecki "Ryszard" - "Faber" - Powstanie Warszawskie - Armia Krajowa - Skarżysko - Szydłowiec - Wpomnienia - 1939

Nie wiem czy ten materiał był gdziekolwiek publikowany. Liczę na czytelników, jeśli ktoś przekaże informację, że faktycznie to opracowanie ukazało się drukiem, zaprzestanę zamieszczać dalsze części. Przeczytałem tylko pierwsze strony rękopisu, uznając, że są bardzo interesujące, wnoszą wiele interesujących faktów w tych ciężkich latach niemieckiej okupacji, zapraszam do lektury..

 

     

     

         


               

                    PIERWSZE DNI WOJNY W SKARŻYSKU I SZYDŁOWCU.


     Jest 29.VIII.1939 r. - świt. Budzi mnie grzmot silników. Podrywam się z łóżka, pędzę na balkon. Obok jest już Ojciec. Piękny bezchmurny dzień. Na tle niebieskiego nieba widzimy eskadrę bombowców. Lecą w słońcu majestatycznie, wyglądają pięknie- to nasze Łosie. Znamy je doskonale. Na nich przecież lata Kazik. Może jest wśród nich. Dokąd lecą? Później dowiedzieliśmy się, że były to przeloty na lotniska polowe w przededniu wojny, która już nadchodziła, której oczekiwaliśmy z obawą, ale i pewnością młodości, że zwycięstwo będzie nasze. Atmosfera napięta, jestem razem z innymi kolegami na służbie OPL. (Obrona Przeciwlotnicza – mój przypisek).

     1.IX.39r. - rano włączam radio i słyszę komunikat specjalny – wojna jest faktem. Tego samego dnia i następnego nad Skarżyskiem na dużej wysokości przelatują formacje i pojedyncze samoloty – to samoloty nie nasze, tu w samym środku Polski i tak bezkarnie. Drugiego dnia wojny na łąki koło fabryk amunicji, bomb i rakiet padają niemieckie bomby. Nie wyrządzają szkód. Gorzka prawda dociera do naszej świadomość i dopiero po dniach. Te fabryki były potrzebne Niemcom, potrzebne nieuszkodzone. Po co więc trafiać?

    Niedziela – 3.IX. O 6 rano byłem w naszej „Katedrze” na mszy, u spowiedzi i komunii. Trzeba się było duchowo przygotować na najgorsze, to się już podświadomie czuło.

    Około godziny 9 rano jestem z Jurkiem Bilem na patrolu. Stoimy na rogu ul. Piłsudskiego i Kościuszki. Rozbolał mnie ząb, idziemy w kierunku apteki po jakiś lek. Nagle słyszymy błyskawicznie narastający szum. Z kierunku Skarżyska – Księżęcego na bardzo małej wysokości leci kilka bombowców. Nad torami kolejowymi zaczyna się z nich wysypywać jak groch. Przez chwilę myślę – ulotki? Po paru sekundach słychać głuche i bardzo bliskie detonacje. Leżę z Jurkiem w jakiejś bramie Samoloty zawracają. Bomby sypią się znowu. Przelatywały nad moim domem. Ogarnia mnie przerażenie. Domu nie widzę. To jednak tylko nerwy. Stoi nie naruszony. Bomby spadły przed nim i za nim. Jedna spadła dokładnie w miejscu, gdzie przed kilkoma minutami stałem z Jurkiem. Uratował nas mój bolący ząb? Najpewniej jednak poranna modlitwa w kościele. Obok zburzony dom doktora. Są ofiary w ludziach. Tak zaczęła się dla mnie wojna.

   Tego samego dnia w obawie przed dalszym bombardowaniem naszego dużego węzła kolejowego, Rodzice przenoszą się do przyjaciół na tzw. Place i jeszcze tego samego dnia, dalej do pp. Krakowiaków na ulicę Orlą. Euforia po wypowiedzeniu wojny przez Anglię i Francję. Teraz mamy Niemców na widelcu. Takiej potędze nie zdzierżą.

    Na Orlej u pp. Krakowiaków zostajemy do środy – 6.IX. Marysia Wytrzyszczewska, prościej dla nas wszystkich „Mańka” - w przededniu urodzenia Grażynki. Dziś można sobie wyobrazić jak ciężkie przeżywała chwile. Rozstanie z mężem, trwoga o to co dalej, bo bomby sypią się na Skarżysko nadal. Wówczas tego po niej nie widzieliśmy. Była pełna optymizmu / po wierzchu/, humoru i werwy. Długie rozmowy z Danusią, z którą przed laty rozpoczynałem swoją edukację w szkole powszechnej. Dochodzą niespokojne wieści, a z nimi daleki pomruk artylerii. Czyżby Niemcy po 5 dniach wojny byli już tak blisko?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Pre-Christmas tidying in my cave has brought new 'finds'! I found several typescripts, the one I want to blog about seems to be the most interesting. On 103 pages of typed paper, Feliks Bernat-Lubecki wrote down his memories. I wrote about how I "acquired" this valuable material on my blog:

Feliks Bernas Lubecki "Ryszard" - "Faber" - Warsaw Uprising - Home Army - Skarżysko - Szydłowiec - Wpomnienia - 1939

I do not know if this material has been published anywhere. I count on readers, if someone informs me that this study has actually appeared in print, I will stop posting further parts. I have read only the first pages of the manuscript, finding them very interesting, they bring many interesting facts in those hard years of German occupation, I invite you to read...

            FIRST DAYS OF WAR IN SKARŻYSKO AND SZYDŁOWIEC.

    It is 29 August 1939. - dawn. The thunder of engines wakes me up. I get up from the bed, rush to the balcony. Father is already there. It is a beautiful cloudless day. Against the blue sky we see a squadron of bombers. They fly majestically in the sun, they look beautiful - these are our Elks. We know them very well. Kazik flies on them. Maybe he's among them. Where are they flying to? Later we found out that they were flying to the field airfields on the eve of the war that was coming, which we were expecting with fear but also the certainty of youth that the victory would be ours. The atmosphere is tense, I am together with other colleagues on OPL duty. (Anti-aircraft defence - my footnote).

    1.IX.39r. - in the morning I turn on the radio and hear a special announcement - war is a fact. On the same day and the next one formations and single planes fly over Skarżysko at high altitude - these are not our planes, here in the middle of Poland and so with impunity. On the second day of war, German bombs fall on meadows near munitions factories, bombs and rockets. They do no damage. The bitter truth reaches our consciousness and only after days. These factories were needed by the Germans, needed undamaged. So why hit them?

    Sunday - 3.IX. At 6 a.m. I was in our "Cathedral" for mass, confession and communion. We had to prepare ourselves spiritually for the worst, you could already feel it subconsciously.

    Around 9 a.m. I'm with Jurek Bil on patrol. We are standing at the corner of Piłsudski and Kościuszko Streets. I have a toothache, we go towards the pharmacy to get some medicine. Suddenly we heard a rapidly increasing noise. Several bombers are flying from the direction of Skarżysko - Księżyce at a very low altitude. Above the railway tracks they start to drop like peas. For a moment I think - leaflets? After a few seconds I hear a loud and very close detonation. I lie with Jurek in some gate The planes turn back. Bombs are falling again. They flew over my house. I was terrified. I could not see the house. But it's only nerves. It stands undisturbed. Bombs fell in front of it and behind it. One fell exactly in the place where a few minutes ago I was standing with Jurek. Was we saved by my aching tooth? Most probably, however, the morning prayer in church. Next to the doctor's house demolished. There are casualties. This is how the war started for me.

    On the same day, in fear of further bombardment of our large railway junction, my parents move to friends on the so called Place and then, on the same day, to the Mrs. and Mrs. Krakowiak on Orla Street. Krakowiaks on Orla street. Euphoria after the declaration of war by England and France. Now we have the Germans on a fork. They will not tolerate such a power.

    On Orla Street at the Cracowiaks' we stay until Wednesday, 6 September. Marysia Wytrzyszczewska, more simply "Mańka" for all of us - on the eve of the birth of Grażyna. Today one can imagine how difficult moments she was going through. Separation from her husband, fear about what would happen next, because bombs were still falling on Skarżysko. We didn't see that from her then. She was full of optimism /on the surface/, humour and verve. Long conversations with Danusia, with whom I started my education at the primary school years ago. Disturbing news arrives, and with it the distant murmur of artillery. Are the Germans so close after 5 days of war?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Das vorweihnachtliche Aufräumen meiner Höhle hat neue "Funde" gebracht! Ich habe mehrere Skripte gefunden, dasjenige, über das ich bloggen möchte, scheint das interessanteste zu sein. Auf 103 Seiten getipptem Papier hat Feliks Bernat-Lubecki seine Erinnerungen niedergeschrieben. Ich habe in meinem Blog darüber geschrieben, wie ich dieses wertvolle Material "erworben" habe:

Feliks Bernas Lubecki "Ryszard" - "Faber" - Warschauer Aufstand - Heimatarmee - Skarżysko - Szydłowiec - Wpomnienia - 1939

Ich weiß nicht, ob dieses Material bereits irgendwo veröffentlicht wurde. Ich zähle auf die Leser, wenn mich jemand darauf hinweist, dass diese Studie tatsächlich in gedruckter Form erschienen ist, werde ich keine weiteren Teile mehr veröffentlichen. Ich habe nur die ersten Seiten des Manuskripts gelesen und finde sie sehr interessant, sie bringen viele interessante Fakten in jenen harten Jahren der deutschen Besatzung, ich lade Sie zum Lesen ein...


               DIE ERSTEN KRIEGSTAGE IN SKARŻYSKO UND SZYDŁOWIEC.


    Es ist der 29. August 1939. - Morgengrauen. Das Donnern der Motoren weckt mich auf. Ich stehe vom Bett auf und eile auf den Balkon. Vater ist schon da. Es ist ein schöner wolkenloser Tag. Vor dem blauen Himmel sehen wir eine Bomberstaffel. Sie fliegen majestätisch in der Sonne, sie sehen wunderschön aus - das sind unsere Elche. Wir kennen sie sehr gut. Kazik fliegt auf sie zu. Vielleicht ist er einer von ihnen. Wohin fliegen sie? Später erfuhren wir, dass sie am Vorabend des bevorstehenden Krieges, den wir mit Angst, aber auch mit der Gewissheit der Jugend, dass der Sieg unser sein würde, erwarteten, zu den Feldflughäfen flogen. Die Atmosphäre ist angespannt, ich bin zusammen mit anderen Kollegen im OPL-Dienst. (Flugabwehr - meine Fußnote).

     1.IX.39r. - Morgens schalte ich das Radio ein und höre eine Sondermeldung - Krieg ist Tatsache. Am selben Tag und am nächsten Tag fliegen Formationen und einzelne Flugzeuge in großer Höhe über Skarżysko - das sind nicht unsere Flugzeuge, hier mitten in Polen und so ungestraft. Am zweiten Tag des Krieges fallen deutsche Bomben auf Wiesen in der Nähe von Munitionsfabriken, Bomben und Raketen. Sie richten keinen Schaden an. Die bittere Wahrheit erreicht unser Bewusstsein und das erst nach Tagen. Diese Fabriken wurden von den Deutschen gebraucht, und zwar unbeschädigt. Warum sollte man sie also schlagen?

     Sonntag - 3.IX. Um 6 Uhr morgens war ich in unserer "Kathedrale" zur Messe, Beichte und Kommunion. Wir mussten uns geistig auf das Schlimmste vorbereiten, das konnte man schon unterbewusst spüren.

     Gegen 9 Uhr morgens bin ich mit Jurek Bil auf Patrouille. Wir stehen an der Ecke der Piłsudski- und Kościuszko-Straßen. Ich habe Zahnschmerzen, wir gehen in die Apotheke, um Medikamente zu besorgen. Plötzlich hörten wir ein schnell wachsendes Geräusch. Mehrere Bomber fliegen aus Richtung Skarżysko - Księżyce in sehr niedriger Höhe. Oberhalb der Bahngleise beginnen sie wie Erbsen zu fallen. Einen Moment lang denke ich - Flugblätter? Nach ein paar Sekunden höre ich eine laute und sehr nahe Detonation. Ich liege mit Jurek in irgendeinem Tor Die Flugzeuge kehren zurück. Es fallen wieder Bomben. Sie flogen über mein Haus. Ich war entsetzt. Ich konnte das Haus nicht sehen. Aber das sind nur die Nerven. Sie steht ungestört. Davor und dahinter fielen Bomben. Einer fiel genau an die Stelle, an der ich vor ein paar Minuten noch mit Jurek stand. Wurden wir durch meinen schmerzenden Zahn gerettet? Am wahrscheinlichsten ist jedoch das Morgengebet in der Kirche. Neben dem Haus des Arztes, das abgerissen wurde. Es gibt Tote. So begann der Krieg für mich.

    Aus Angst vor einer weiteren Bombardierung unseres großen Eisenbahnknotens ziehen meine Eltern noch am selben Tag zu Freunden auf dem so genannten Platz und dann zu Frau und Herrn Krakowiak in die Orla-Straße. Krakowiaks in der Orla-Straße. Euphorie nach der Kriegserklärung durch England und Frankreich. Jetzt haben wir die Deutschen auf dem Kieker. Sie werden eine solche Macht nicht dulden.

    In der Orla Street bei den Kracowiaks bleiben wir bis Mittwoch, 6. September. Marysia Wytrzyszczewska, für uns alle einfach "Mańka". - am Vorabend der Geburt von Grażyna. Heute kann man sich vorstellen, welch schwierige Momente sie durchlebte. Die Trennung von ihrem Mann, die Angst vor dem, was als Nächstes passieren würde, denn es fielen immer noch Bomben auf Skarżysko. Das haben wir damals nicht von ihr gesehen. Oberflächlich betrachtet war sie voller Optimismus, Humor und Elan. Lange Gespräche mit Danusia, mit der ich vor Jahren meine Ausbildung in der Grundschule begonnen habe. Beunruhigende Nachrichten treffen ein, und mit ihnen das ferne Rauschen der Artillerie. Sind die Deutschen nach 5 Tagen Krieg so nah dran?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz