poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Feliks Bernas Lubecki - Armia Krajowa - SKARŻYSKO - SZYDŁOWIEC - Rękopis - 1939-45 - cz.5

 

    Stefan zdradza oznaki zdenerwowania i chyba już w marcu wyjeżdża do Warszawy. Okazało się później, że był zaangażowany w organizacji, którą Niemcy tak przetrzebili w lutym. Zaczyna pracować w P. Z. Inżynieryjnych w Ursusie i tam mieszka u kuzynów.

    Tuż po Świętach Wielkanocnych, na początku kwietnia, w Skarżysku słychać nagle daleką kanonadę artyleryjską. Domyślamy się co to znaczy. Niemcy musieli dopaść oddział majora Hubala, o którym bardzo głośno było na Kielecczyźnie. Istotnie była to ostatnia bitwa bohaterskiego majora, który poniósł w niej śmierć, gdzieś w powiecie opoczyńskim. Niemcy w międzyczasie spalili sprzyjającą mu wieś Skłoby, w której wielokrotnie kwaterował i wymordowali wszystkich mężczyzn z tej wsi. Były to potworności, do których – nie wiedząc jeszcze o tym – będziemy stopniowo przyzwyczajać się, a ściślej, do których będą nas przyzwyczajać „nasi” Kulturträgerzy.

    Przychodzi pierwsza okupacyjna wiosna. Nic jednak nie zapowiada końca. Na początku kwietnia Niemcy okupują Danię i wkraczają – lądują – w Norwegii, uprzedzając rozespqanych Anglików. Coś zaczyna się jednak dziać, bowiem w przeciwieństwie do Duńczyków – Norwegowie stawiają opór. Zaczynają się tam angażować również Anglicy, a więc nie tylko my. Wojna jednak trwa.

    Przypadek sprawił – zastępowałem w wypisywaniu specyfikacji ładowanego drzewa chorego syna Tylmana - , że pismo moje spodobało się kierownikowi tartaku, staremu Niemcowi – Hamannowi. Zacząłem pisać na stałe, a w kilka dni później, pewnie za namową owego Niemca, syn właściciela, który kierował 2-ma tartakami w Skarżysku, przeniósł mnie do pracy w biurze. Zacząłem uczyć się księgowości i wkrótce prowadziłem księgowość. Było już znacznie lżej, bo do ciężkiej pracy fizycznej mimo wszystko wdrożyć się było ciężej.

     Na frontach znowu coś się dzieje. 10.V.1940 – Niemcy zaatakowały Belgię,Holandię i Luksemburg. Staje się jasnym, że tamtędy chcą uderzyć na Francję, omijając osławioną linię Maginot,a. A więc wreszcie wojna, prawdziwa wojna na Zachodzie. Może wreszcie teraz? W gadzinówce niemieckiej z 18.V.40r. Wiadomość, która poraziła mnie i moją rodzinę. Nasz kontrtorpedowiec „Grom” został zatopiony przez Luftwaffe pod Narwikiem. Na Gromie był przecież Tadzik. Przeżywamy ciężkie chwile, bo i na Zachodzie wszystko odbywa się błyskawicznie, ale niestety według scenariusza ułożonego przez Niemców. Była tam rzeczywiście prawdziwa Blitzkrieg. W ciągu miesiąca został rozłożona Belgia, Holandia oraz zdobyty Paryż. Pamiętam piękny czerwcowy dzień -14,Vi.40r. Mojemu Niemcowi Hamannowi przyniesiono na plac tartaczny prasę. W pewnej chwili podniósł obie ręce do góry i krzyknął:

Paris ist gefallen”!

Nikt z nas nie dzielił jego euforii.

     W dniu chyba 23 czerwca Francja podpisała zawieszenie broni. Trzy państwa, w tym mocarstwo francuskie, wspierane przez brytyjski korpus ekspedycyjny, zostały zmiecione wciągu 1 miesiąca i 13 dni. Czy byliśmy wobec tego tacy źli? Nie czas był wtedy na takie porównania. Cisnęły się one myśl później. Wtedy była rozpacz i beznadzieja. Zdawało się nam, że niebo zwaliło się na nas, że nie ma już ratunku.

    Wiedzieliśmy z radia – od zaufanych osób można było czegoś dowiedzieć się-, ze Rząd generał Sikorskiego przeniósł się do Anglii, że tam tworzona jest na nowo nasza armia. Marzyliśmy o dostaniu się tam. Modna była w tym czasie Turcja. Przez Turcję można przedostać się, zawsze sprzyjała Polakom. Przez Turcję, ale jak – tego już nie wiedzieliśmy.

    Rozpaczliwa sytuacja miała swe skutki w naszym, tzn. w moim i mym najbliższym towarzystwie, życiu na co dzień. Pamiętam namiętne preferanse ze starszym kolegą Mietkiem Piekarskim z ulicy Podjazdowej i jego kuzynem. Pamietam bilard vis a vis mojego domu, w podejrzanej spelunce, z Jurkiem Szwarnowskim. Stworzyliśmy wtedy paczkę, która zbierała się u Luśki Garbacz na ul. Kościuszki. Należał do niej, poza mną, Jurek Szwarnowski, Tadeusz Szewczyk, Luśka i jej starszy brat Jerzy. Było sporo popijania i zwykłych wygłupów. Pamiętam cukiernię Cegły na ul. Staszica, w której również bilard, a zdarzał się i poker. Był to najgłupszy i najbardziej bezmyślny okres w moim okupacyjnym życiu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Stefan shows signs of nervousness and probably leaves for Warsaw already in March. It later turned out that he was involved in the organisation which had been so badly cut down by the Germans in February. He starts to work in P. Z. Inżynieryjnych in Ursus and lives there with his cousins.

    Just after Easter, at the beginning of April, a distant artillery cannonade is suddenly heard in Skarżysko. We guess what it means. The Germans must have caught up with Major Hubal's unit, about which there was a lot of noise in the Kielce region. Indeed, this was the last battle of the heroic major, who died in it, somewhere in the Opoczno district. In the meantime, the Germans burned down the village of Skłoby, which had been his headquarters many times, and murdered all the men from that village. These were atrocities to which - without knowing it yet - we would gradually become accustomed, or more precisely, to which "our" Kulturträgers would accustom us.

    The first spring of occupation arrives. Nothing, however, foretells the end. At the beginning of April, the Germans occupy Denmark and enter - land in - Norway, anticipating the distracted English. Something is beginning to happen, however, because in contrast to the Danes, the Norwegians are resisting. The English are also beginning to get involved, so it's not just us. But the war goes on.

    By coincidence - I was replacing Tylman's sick son in writing out the specifications for the loaded wood - that the old German Hamann, the sawmill manager, liked my writing. I started writing for a living, and a few days later, probably at the instigation of that German, the owner's son, who managed two sawmills in Skarżysko, transferred me to work in the office. I started to learn bookkeeping and soon I was running the accounts. It was much easier, because it was still difficult to get used to hard physical work.

    On the fronts something was happening again. 10.V.1940 - Germany attacked Belgium, Holland and Luxemburg. It becomes clear that they want to attack France through this route, bypassing the famous Maginot Line. So, finally, a war, a real war in the West. Maybe now at last? In a German bulletin of 18.V.40. The news that shocked me and my family. Our destroyer "Grom" was sunk by Luftwaffe near Narvik. There was Tadzik on Grom after all. We are going through hard times, because also in the West everything happens at lightning speed, but unfortunately according to the scenario prepared by the Germans. There was indeed a real Blitzkrieg. Within a month, Belgium, Holland and captured Paris were dismantled. I remember a beautiful June day -14.Vi.40r. My German friend Hamann had a press brought to the lumber yard. At one moment he raised both hands in the air and shouted:


"Paris ist gefallen!"

None of us shared his euphoria.

    On 23 June, I think, France signed an armistice. Three countries, including the French superpower, backed by the British Expeditionary Force, were wiped out in 1 month and 13 days. Were we so bad in the face of this? The time was not right for such comparisons. They came to mind later. Then there was despair and hopelessness. It seemed to us that the sky had fallen in on us, that there was no rescue.

     We knew from the radio - from people we trusted - that General Sikorski's government had moved to England, that our army was being formed anew there. We dreamt of getting there. Turkey was fashionable at that time. You could get through Turkey, it always favoured Poles. Through Turkey, but how - we didn't know.

     The desperate situation had its effects on our, that is my and my closest companions', daily lives. I remember our passionate dalliances with an older colleague Mietek Piekarski from Podjazdowa Street and his cousin. I remember billiards opposite my house, in a dodgy pub, with Jurek Szwarnowski. We formed a group then, which gathered at Luska Garbacz's place in Kościuszki street. It included, apart from me, Jurek Szwarnowski, Tadeusz Szewczyk, Luska and her older brother Jerzy. There was a lot of drinking and usual fooling around. I remember the Cegła confectionery on Staszica Street, where there was also billiards, and sometimes poker. It was the stupidest and most thoughtless period in my occupation life.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Stefan zeigt Anzeichen von Nervosität und fährt wahrscheinlich schon im März nach Warschau. Später stellte sich heraus, dass er an der Organisation beteiligt war, die im Februar von den Deutschen so schwer getroffen worden war. Er beginnt in P. Z. Inżynieryjnych in Ursus zu arbeiten und lebt dort mit seinen Cousins und Cousinen.

     Kurz nach Ostern, Anfang April, ist in Skarżysko plötzlich eine ferne Artilleriekanonade zu hören. Wir raten, was es bedeutet. Die Deutschen müssen die Einheit von Major Hubal eingeholt haben, um die es in der Region Kielce viel Lärm gab. Dies war in der Tat die letzte Schlacht des heldenhaften Majors, der dabei irgendwo in der Gegend von Opoczno starb. In der Zwischenzeit brannten die Deutschen das Dorf Skłoby nieder, das mehrmals sein Hauptquartier gewesen war, und ermordeten alle Männer dieses Dorfes. Es waren Gräueltaten, an die wir uns - ohne es zu wissen - allmählich gewöhnen würden, oder genauer gesagt, an die uns "unsere" Kulturträger gewöhnen würden.

    Der erste Frühling der Besatzungszeit bricht an. Doch nichts sagt das Ende voraus. Anfang April besetzen die Deutschen Dänemark und marschieren in Norwegen ein, wo sie die abgelenkten Engländer erwarten. Es beginnt sich jedoch etwas zu tun, denn im Gegensatz zu den Dänen leisten die Norweger Widerstand. Die Engländer fangen auch an, sich zu engagieren, es geht also nicht nur um uns. Aber der Krieg geht weiter.

     Zufällig - ich vertrat Tylmans kranken Sohn beim Schreiben der Spezifikationen für das verladene Holz - gefiel dem alten Deutschen Hamann, dem Sägewerksleiter, meine Schrift. Ich begann zu schreiben, um meinen Lebensunterhalt zu verdienen, und ein paar Tage später, wahrscheinlich auf Betreiben dieses Deutschen, versetzte mich der Sohn des Besitzers, der zwei Sägewerke in Skarżysko leitete, in das Büro. Ich begann, Buchhaltung zu lernen, und schon bald führte ich die Buchhaltung. Es war viel einfacher, denn es war immer noch schwierig, sich an harte körperliche Arbeit zu gewöhnen.

     An den Fronten hat sich wieder etwas getan. 10.V.1940 - Deutschland greift Belgien, Holland und Luxemburg an. Es wird klar, dass sie Frankreich über diese Route angreifen wollen, um die berühmte Maginot-Linie zu umgehen. Endlich also ein Krieg, ein echter Krieg im Westen. Vielleicht jetzt endlich? In einem deutschen Bulletin vom 18.V.40. Die Nachricht, die mich und meine Familie schockierte. Unser Zerstörer "Grom" wurde von der Luftwaffe bei Narvik versenkt. Es gab doch Tadzik auf Grom. Wir gehen durch harte Zeiten, denn auch im Westen geht alles blitzschnell, aber leider nach dem von den Deutschen vorbereiteten Szenario. Es gab tatsächlich einen echten Blitzkrieg. Innerhalb eines Monats wurden Belgien, Holland und das eroberte Paris demontiert. Ich erinnere mich an einen schönen Junitag -14.Vi.40r. Mein deutscher Freund Hamann ließ eine Presse auf den Holzplatz bringen. In einem Moment hob er beide Hände in die Luft und rief:

"Paris ist gefallen!"

Keiner von uns teilte seine Euphorie.

     Am 23. Juni, glaube ich, unterzeichnete Frankreich einen Waffenstillstand. Drei Länder, darunter die französische Supermacht, die von der britischen Expeditionsarmee unterstützt wurde, wurden innerhalb von einem Monat und 13 Tagen ausgelöscht. Waren wir angesichts dieser Situation so schlecht? Die Zeit war nicht reif für solche Vergleiche. Sie fielen mir erst später ein. Dann gab es Verzweiflung und Hoffnungslosigkeit. Wir hatten den Eindruck, dass der Himmel auf uns gefallen war und es keine Rettung mehr gab.

     Wir wussten aus dem Radio - von Leuten, denen wir vertrauten -, dass die Regierung von General Sikorski nach England umgezogen war, dass unsere Armee dort neu gebildet wurde. Wir träumten davon, dorthin zu gelangen. Die Türkei war zu dieser Zeit in Mode. Man konnte durch die Türkei kommen, sie hat die Polen immer begünstigt. Durch die Türkei, aber wie - das wussten wir nicht.

     Die verzweifelte Situation wirkte sich auf unser tägliches Leben aus, d. h. auf mein Leben und das meiner engsten Vertrauten. Ich erinnere mich an unsere leidenschaftlichen Tändeleien mit einem älteren Kollegen Mietek Piekarski aus der Podjazdowa-Straße und seinem Cousin. Ich erinnere mich an Billard in einer zwielichtigen Kneipe gegenüber meinem Haus mit Jurek Szwarnowski. Wir bildeten damals eine Gruppe, die sich bei Luska Garbacz in der Kościuszki-Straße traf. Dazu gehörten außer mir noch Jurek Szwarnowski, Tadeusz Szewczyk, Luska und ihr älterer Bruder Jerzy. Es wurde viel getrunken und herumgealbert. Ich erinnere mich an die Cegła-Konditorei in der Staszica-Straße, in der es auch Billard und manchmal Poker gab. Es war die dümmste und gedankenloseste Zeit in meinem Berufsleben.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz