czwartek, 7 kwietnia 2022

Feliks Bernas Lubecki - Armia Krajowa - SKARŻYSKO - SZYDŁOWIEC - Podziemie - Rękopis - 1939-45 - cz.12

 

Wojtek został zrzucony na spadochronie. Miał jakąś misję do wypełnienia, oczywiście nie pytaliśmy o nic. Weszliśmy do jakiegoś baru w Al.Jerozolimskich i tam powiedział nam, że Kazik, nasz brat lotnik, nie powrócił z lotu nad Niemcy w czerwcu 1941. Uznany został za zaginionego. Mogliśmy spodziewać się złych wieści o braciach, ale mimo wszystko dostałem obuchem w głowę. Nie mówiliśmy Rodzicom, ani młodszemu bratu nic, nie mając sami pewności. Tym głównie powodowałem się, prosząc „Ponurego” o wywiedzenie się czegoś, jeśli ma takie możliwości. Wojtka nie spotkałem już więcej, a Rodzice i młodszy brat nie wiedzieli nic do końca wojny.

     Wiele się mówiło po wojnie o zwalczaniu przez A.K. lewicowych organizacji. Ze swego doświadczenia wiem, ze tak nie było, w każdym razie nie było tak na pewno na naszym terenie. Wiedziałem, gdzie zbierają się PPR-owcy (dom w okolicach wiaduktu Ip., po lewej stronie, patrząc od miasta). Wiedziałem od człowieka, który stracił brata przy wykonywaniu wyroku na „Panią” ze Staszica, ale ani mnie, ani nikomu z mych zwierzchników do głowy nie przyszło, by im w jakikolwiek sposób szkodzić.

     Cofnę się jeszcze do początku z września 1943. Przyjechał wtedy do Skarżyska mój brat Stefan i jego przyszły szwagier – Zbyszek Krawczyk (bratanek „Wydry”). Dostali rozkaz przyjazdu na przeszkolenie do oddziału „Ponurego”. Po ich odjeździe do „lasu” zaczęły dochodzić wieści o koncentracji oddziałów niemieckich. Widać było wyraźnie, że szykuje się kolejna obława na leśne wojsko. Meldunki przesłaliśmy komu należy, zresztą „Ponury”, jak się później okazało, od swych patroli wiedział co się dzieje. Była to znana obława opisana przez C.Chlebowskiego „Trzy minuty na Barwinku”. Zaniepokojona brakiem wieści przyszła zona brata – Halina i sympatia jej brata przyjechały do mych rodziców do Skarżyska, by się czegoś dowiedzieć (przyjechały, jak się później okazało na rozkaz organizacji). Wiedziałem o obławie, nie chciałem jednak dodatkowo straszyć obu pań. Nie doczekały się na swoich, musiały wyjechać do pracy. Następnego dnia obaj niefortunni i pechowi podchorążowie wrócili. Pan domu – podporucznik „Stryjek” przyjął nas sarniną i oczywiście bimbrem.

    Mój bezpośredni przełożony podporucznik „Adzik” był oficerem Kedywu Komendy Okręgu Radom-Kielce. Szefem Bezpieczeństwa Okręgu był od 1943 porucznik „Góral”. Był to człowiek, który samym swym wyglądem budził zaufanie. Wysoki, zwalisty, małomówny, o szczerej twarzy, zawsze bardzo poważny. Przychodziło mi czasem na myśl, że był to człowiek gór – stąd pseudonim, ale to tylko przypuszczenie.

    Nadchodzi 18.I.1944. Jesteśmy w stałym gronie na imieninach w naszym konspiracyjnym domu. Jest z nami również „Adzik”. Zaczęła się godzina policyjna, kiedy „Adzik” zerwał się nagle i twierdząc, że przyrzekł swej gospodyni, ze wróci na noc, uparł się jechać rowerem do domu na Rejowie. Perswadowaliśmy mu, że jest godzina policyjna, namawiali, by jechał rano. Uparł się i pojechał. Ja z Tadkiem Gęsińskim mieliśmy pociągiem rannym wyjechać do Ostrowca w sprawach organizacyjnych. Mieliśmy w Ostrowcu naszego przyjaciela „Punia” Bartkiewicza, zatrzymaliśmy się u niego, a po załatwieniu spraw, ponieważ zrobiło się późno, przenocowaliśmy u pp. Bartkiewiczów (Punio był już żonaty). Oprócz tego był bardzo przedsiębiorczy. Aktualnie produkował pastę do obuwia, do której to produkcji doszedł poprzez herbato-rum i inne jakieś świństwa. Pamiętam, że mieszkanie dogrzewał gołymi spiralami grzejnymi, które wtykał do gniazdka. Około południa byliśmy z powrotem w Skarżysku. Na dworcu oczekiwał na nas Józek Sułek. Po jego minie wiedzieliśmy już, że coś się stało. Aresztowany „Adzik” - powiedział. Jakby grom we mnie strzelił. Jak to się stało? Okazało się, że po powrocie z owych imienin zajechali żandarmi z Bliżyna i zabrali go. Łudziliśmy się, że „Adzika” aresztowano za pędzenie bimbru (był również chemikiem), ale kiedy doszły wieści, że przy rewizji zrywano podłogę i tak gruntownie szukano – przestaliśmy się łudzić. Tego samego dnia, a więc 19.I.1944 około południa żandarmi z Bliżyna i gestapowcy „najechali” archiwum i kancelarię Okręgu, które mieściły się w domu Miazgi na Bzinie, z którego prowadził podkop do sąsiedniego, nie dokończonego domu. O miejscu tym wiedziałem, jakkolwiek z samą kancelarią i archiwum nie miałem nic wspólnego. Bardzo blisko tego miejsca mieszkał wspomniany już „Chwat”. Słyszałem po wojnie, ze łączono go z tą wpadką, nawet prowadzono podobno śledztwo przeciw niemu. Osobiście nie wierzę, by to była prawdą. Było dla nas wszystkich jasne, że „wsypa” jest totalna. Okoliczni mieszkańcy, którzy widzieli nalot gestapo i żandarmerii na kancelarię opowiadali, że Niemcy wywieźli stamtąd cały samochód, czy nawet 2, dokumentów i „czegoś jeszcze”. Czułem się osobiście bardzo zagrożony. Z „Adzikiem” widziano mnie nieomal codziennie. Czułem i chyba nie bez podstaw, ze powinienem zniknąć z terenu Skarżyska.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wojtek was parachuted in. He had some mission to fulfil, of course we didn't ask about anything. We went into some bar in Jerozolimskie Avenues and there he told us that Kazik, our brother-airman, had not come back from the flight over Germany in June 1941. He was considered missing. We could have expected bad news about the brothers, but nevertheless I was hit over the head. We did not say anything to my parents, nor to my younger brother, without being sure ourselves. This was my main reason, asking "Grim" to find out something, if he had such a possibility. I did not meet Wojtek again, and my parents and younger brother did not know anything till the end of the war.

    Much was said after the war about A.K. fighting leftist organizations. I know from my own experience that this was not the case, in any case, it was certainly not the case in our area. I knew where the PPR people gathered (the house near the Ip. viaduct, on the left, looking from the city). I knew from a man who had lost his brother during the execution of the sentence on "Ms" from Staszic, but neither I nor any of my superiors thought of harming them in any way.

    I will go back to the beginning of September 1943, when my brother Stefan and his future brother-in-law Zbyszek Krawczyk (nephew of "Wydra") came to Skarżysko. They got an order to come for training to the "Ponury" unit. After their departure, news about the concentration of German units began to reach the "forest". It was clearly visible that another manhunt for the forest army was being prepared. We sent our reports to whoever we should, anyway "Gloomy", as it turned out later, knew from his patrols what was going on. It was a well-known manhunt described by C.Chlebowski "Three minutes on Barwinek". Worried about the lack of news, my brother's wife Halina and her brother's friend came to my parents in Skarżysko to find out something (they came, as it turned out later, on the order of the organization). I knew about the manhunt, but I did not want to frighten the two ladies additionally. They didn't wait for their own, they had to leave for work. The next day both unfortunate and unlucky cadets returned. The master of the house - Second Lieutenant "Stryjek" received us with venison and, of course, moonshine.

    My direct superior Lieutenant "Adzik" was an officer of Kedyw of Radom-Kielce District Command. The head of the District Security was from 1943 Lieutenant "Goral". He was a man whose very appearance inspired confidence. Tall, stocky, reticent, with an honest face, always very serious. It sometimes occurred to me that he was a man of the mountains - hence the nickname, but this is just an assumption.

    It comes 18.I.1944. We are in the regular group for a name-day party in our conspiratorial house. Adzik" is also with us. The curfew started when "Adzik" suddenly broke up and, claiming that he had promised his landlady that he would come back for the night, he insisted on riding his bike to the house in Rejów. We persuaded him that there was a curfew and urged him to go in the morning. He persisted and went. Me and Tadek Gęsiński were supposed to take the morning train to Ostrowiec for organisational matters. We had our friend "Punio" Bartkiewicz in Ostrowiec, we stayed at his place, and after taking care of things, because it was getting late, we spent the night at Bartkiewicz's (Punio was already married). Apart from that he was very enterprising. He was currently producing shoe polish, which he reached by means of tea-rum and some other kind of mischief. I remember that he heated the flat with bare heating spirals, which he plugged into the socket. Around noon we were back in Skarżysko. Józek Sułek was waiting for us at the station. We knew from the look on his face that something had happened. Arrested "Adzik" - he said. As if a bolt had hit me. How did it happen? It turned out that after he had come back from that name-day party, the military policemen from Blizyn had arrived and taken him away. We were deluding ourselves that "Adzik" was arrested for making moonshine (he was also a chemist), but when the news reached us that during the search the floor was torn out and the search was so thorough - we stopped deluding ourselves. On the same day, that is 19.01.1944, around noon, gendarmes from Blizno and Gestapo men "raided" the archive and the District office, which were located in Miazga's house on Bzina Street, from which an underpass led to a neighbouring, unfinished house. I knew about this place, although I had nothing to do with the office and archive itself. The already mentioned "Chwat" lived very close to this place. I heard after the war that he was connected with this affair, even that investigations were carried out against him. Personally, I do not believe it to be true. It was clear to all of us that the "slip-up" was total. Local residents who saw the Gestapo and gendarmerie raid the office told us that the Germans took away a whole car or two of documents and "something else". I felt personally very threatened. I was seen with "Adzik" almost every day. I felt, and probably not without reason, that I should disappear from the Skarżysko area.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wojtek wurde mit dem Fallschirm abgesetzt. Er hatte irgendeinen Auftrag zu erfüllen, natürlich haben wir nicht nachgefragt. Wir gingen in eine Bar in der Jerozolimskie-Allee, und dort erzählte er uns, dass Kazik, unser Fliegerbruder, von dem Flug über Deutschland im Juni 1941 nicht zurückgekommen war. Er galt als vermisst. Wir hätten schlechte Nachrichten über die Brüder erwarten können, aber ich wurde trotzdem überrumpelt. Wir haben weder meinen Eltern noch meinem jüngeren Bruder etwas gesagt, ohne selbst sicher zu sein. Das war mein Hauptgrund, "Grim" zu bitten, etwas herauszufinden, wenn er eine solche Möglichkeit hatte. Ich habe Wojtek nicht wiedergesehen, und meine Eltern und mein jüngerer Bruder haben bis zum Ende des Krieges nichts davon erfahren.

    Nach dem Krieg wurde viel über den Kampf der AK gegen linke Organisationen gesprochen. Ich weiß aus eigener Erfahrung, dass dies nicht der Fall war, jedenfalls nicht in unserem Gebiet. Ich wusste, wo sich die PPR-Leute versammelten (das Haus in der Nähe des Ip-Viadukts, von der Stadt aus gesehen auf der linken Seite). Ich wusste von einem Mann, der seinen Bruder bei der Vollstreckung des Urteils über "Frau" von Staszic verloren hatte, aber weder ich noch einer meiner Vorgesetzten dachte daran, ihnen in irgendeiner Weise zu schaden.

    Ich werde auf Anfang September 1943 zurückgehen, als mein Bruder Stefan und sein zukünftiger Schwager Zbyszek Krawczyk (Neffe von "Wydra") nach Skarżysko kamen. Sie erhielten den Befehl, zur Ausbildung in die Einheit "Ponury" zu kommen. Nach ihrer Abreise erreichten die Nachrichten über die Konzentration der deutschen Einheiten den "Wald". Es war deutlich zu erkennen, dass eine weitere Fahndung nach der Waldarmee vorbereitet wurde. Wir schickten unsere Berichte an wen auch immer, jedenfalls wusste "Gloomy", wie sich später herausstellte, durch seine Patrouillen, was vor sich ging. Es war eine bekannte Fahndung, die von C. Chlebowski unter dem Titel "Drei Minuten auf Barwinek" beschrieben wurde. Die Frau meines Bruders, Halina, und der Freund ihres Bruders kamen aus Sorge über das Ausbleiben von Nachrichten zu meinen Eltern nach Skarżysko, um etwas in Erfahrung zu bringen (sie kamen, wie sich später herausstellte, im Auftrag der Organisation). Ich wusste von der Fahndung, aber ich wollte die beiden Damen nicht zusätzlich erschrecken. Sie haben nicht auf sich selbst gewartet, sie mussten zur Arbeit gehen. Am nächsten Tag kehrten sowohl die unglücklichen als auch die glücklichen Kadetten zurück. Der Hausherr, Oberleutnant "Stryjek", empfing uns mit Wildbret und natürlich mit Schnaps.

    Mein direkter Vorgesetzter, Leutnant "Adzik", war ein Offizier des Kedyw des Bezirkskommandos Radom-Kielce. Der Leiter der Bezirkssicherheit war ab 1943 Leutnant "Goral". Er war ein Mann, der schon durch seine Erscheinung Vertrauen erweckte. Groß, stämmig, zurückhaltend, mit einem ehrlichen Gesicht, immer sehr ernst. Manchmal kam mir der Gedanke, dass er ein Mann der Berge war - daher der Spitzname -, aber das ist nur eine Vermutung.

    Es kommt der 18.I.1944. Wir sind in der Stammgruppe für eine Namenstagsfeier in unserem konspirativen Haus. Adzik" ist auch dabei. Die Ausgangssperre begann, als "Adzik" plötzlich aufwachte und mit der Behauptung, er habe seiner Vermieterin versprochen, für die Nacht zurückzukommen, darauf bestand, mit dem Fahrrad nach Hause in Rejów zu fahren. Wir überzeugten ihn davon, dass eine Ausgangssperre galt, und drängten ihn, am Morgen zu gehen. Er blieb hartnäckig und ging. Ich und Tadek Gęsiński sollten den morgendlichen Zug nach Ostrowiec nehmen, um organisatorische Dinge zu erledigen. Wir hatten unseren Freund "Punio" Bartkiewicz in Ostrowiec, wir übernachteten bei ihm, und nachdem wir uns um alles gekümmert hatten, weil es schon spät war, verbrachten wir die Nacht bei Bartkiewicz (Punio war bereits verheiratet). Abgesehen davon war er sehr geschäftstüchtig. Er war gerade dabei, Schuhcreme herzustellen, die er mit Hilfe von Rumtee und einer anderen Art von Unfug erreichte. Ich erinnere mich, dass er die Wohnung mit blanken Heizspiralen beheizte, die er in die Steckdose steckte. Gegen Mittag waren wir wieder in Skarżysko. Józek Sułek wartete am Bahnhof auf uns. Seinem Gesichtsausdruck konnten wir entnehmen, dass etwas passiert war. Verhaftet "Adzik" - sagte er. Als ob mich ein Blitz getroffen hätte. Wie ist es dazu gekommen? Es stellte sich heraus, dass nach seiner Rückkehr von der Feier zum Namenstag Militärpolizisten aus Blizyn kamen und ihn mitnahmen. Wir haben uns vorgemacht, dass "Adzik" wegen der Herstellung von Schnaps verhaftet wurde (er war auch Chemiker), aber als uns die Nachricht erreichte, dass bei der Durchsuchung der Boden herausgerissen wurde und die Durchsuchung so gründlich war, haben wir aufgehört, uns etwas vorzumachen. Am selben Tag, d.h. am 19.01.1944, um die Mittagszeit, "stürmten" die Gendarmen von Blizno und die Gestapo das Archiv und das Kreisbüro, die sich im Haus von Miazga in der Bzina-Straße befanden, von dem aus eine Unterführung zu einem benachbarten, unfertigen Haus führte. Ich wusste von diesem Ort, obwohl ich mit dem Büro und dem Archiv selbst nichts zu tun hatte. Der bereits erwähnte "Chwat" lebte ganz in der Nähe dieses Ortes. Nach dem Krieg erfuhr ich, dass er in diese Affäre verwickelt war und dass sogar gegen ihn ermittelt wurde. Ich persönlich glaube nicht, dass dies der Fall ist. Es war uns allen klar, dass es sich um einen totalen "Ausrutscher" handelte. Anwohner, die die Durchsuchung des Büros durch die Gestapo und die Militärpolizei miterlebt haben, erzählten uns, dass die Deutschen ein ganzes Auto oder sogar zwei Autos mit Dokumenten und "etwas anderem" mitgenommen haben. Ich fühlte mich persönlich sehr bedroht. Ich wurde fast jeden Tag mit "Adzik" gesehen. Ich hatte das Gefühl, und wahrscheinlich nicht ohne Grund, dass ich aus dem Skarżysko-Gebiet verschwinden sollte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz