Działo się w Gminie Andrespol - Wiśniowa Góra - Schadzka w zbożu - Echo - 11.8.1927
Tekst oryginalny
Ktokolwiek będzie w naszej łódzkiej stronie, pomnij skierować swe konie ew. auto lub rower ku tak zwanej Wiśniowej Górze, która to miejscowość słynie daleko i szeroko, a dlaczego, wyjaśnię poniżej. / Wiśniowa Góra, wieś niewiadomo z jakiego powodu tak nazwana, bo wiśni wcale tam niema; natomiast jest to Mekka letnikówłódzkich ze Starego Miasta. Wille wiśniowogórskie to jedyne w swoim rodzaju curiosa. Nędzne chałupinki coś nakształt chlewików, w których rodziny Staromiejskie spędzają dni wywczasów letnich. Mieszkańcy tej interesującej miejscowości, zwłaszcza ci młodzi, odznaczają się niezwykłym temperamentem i skłonnością do romantycznych a raczęj erotycznych upojeń. Również mężatki nudzące się zawzięcie, podczas gdy mężowie ich bawią w Łodzi skłonne są do... grzechu. Na tem tle dzieją się tam niebywałe hece, połączone z romantyczną ucieczką przez okno roznegliżowanego Adorusa, w chwili, gdy przybyły ze stacji obładowany mąż zawzięcie dobija się do drzwi. Na tło powyższe rzucamy pewną historyjkę, którą jedni dramatem, inni tragedją a inni jeszcze zgoła farsą nazwać mogą. Te z czytelniczek moich, które tkliwością są pełne z pewnością łez sporo uronią nad gorzkim, zaprawdę przypadkiem dwojga kochanków, którym brutalność ludzka słodką idyllę w sposób srodze bezwstydny przerwała. A- jak się stało opowiem.
CO UJRZAŁ W ZBOŻU GOSPODARZ I JAK NA TO ZAREAGOWAŁ?
Na uboczu Wiśniowej Góry, poza willą Teplera miało w początkach czerwca r. b. następujące wydarzenie: Pan Maniek Rozenfarb i panna Cesia Kołowrotek gorącym ku sobie pałali afektem, tem gorętszym, iż działo się wszystko na łonie natury, kędy człek wyzbywa się balastu konwenansów miejskich i że się tak wyrażę, pierwotniej, z czego nie należy wywnioskować, że staje pierwotniakiem. I to właśnie łono natury ciągnęło ku sobie bardzo pannę Cesię i pana Mońka, tu bowiem czuli się zupełnie swobodnie. Nęciło zwłaszcza zboże, kędy można było zaszyć się tak, że sam djabeł by ich nie znalazł. Tu mogli przecież dowoli napawać się swą miłością I oto przytrafiła im się rzecz straszna, nie do wiary, przed którą wzdryga się pióro moje inkaustowemi płacząc łzami, że się tak stylem Or-Ota wyrażę.
Pewnego dnia poszli sobie młodsi w zboże. Podpatrzył ich jednakże jeden z gospodarzy Jan Owczarski. — Ja was nauczę zboże wygniatać i pomyślał, zakląwszy w duchu srodze. Pobiegł do domu chwycił kosę i jął zielone jeszcze zboże kosić. Nagle rozległ się przeraźliwy dwukrzyk bólu. To jednem zamachnięciem zranił boleśnie upojonych szczęściem pannę Cesję i pana Mońka. Po mimo bólu zerwali się i pobiegli. Na szczęście na drodze ukazał się jadący na rowerze policjant. Z uśmiechem zakłopotania wysłuchał skarg pokrzywdzonych sromotnie kochanków, widząc jednakże, że krwią broczą obficie, uważał za stosowne interweniować.
PAN NIE Z TEGO POWIATU.
Obruszył się srodze pan Owczarski, gdy policjant przystąpił do sporządzenia protokółu. — Czego się pan wtrąca, kiedy nie z tego jesteś powiatu. — Choćbym i z Krakowa był, protokół mam prawo spisać odparł policjant. Odpowiesz pan przed sądem za zadanie uszkodzeń ciała niewinnym ludziom. — Nie pozwolę na zbytki w mojem życie i szlus! zawołał Owczarski. W dniu onegdajszym zaś stanął przed sądem pokoju i skazany został na 100 zł. grzywny względnie 4 tygodnie aresztu. Sa—wicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz